GTA IV było jednym z najważniejszych (jeśli nie najważniejszym) wydarzeniem tego roku. Celowo piszę wydarzeniem, a nie najlepszą grą – bo co do tego wciąż mam wątpliwości. Wszak jeśli spojrzeć obiektywnie (a przynajmniej starając się odrzucić te wszystkie ogólne achy i ochy) na tą produkcję to nie dostaliśmy niczego przełomowego. W sumie to wciąż stare dobre GTA z nową grafiką i innymi bajerami. O rewolucji mowy być nie może. Pomijam skandaliczne wydanie na PC (o czym zresztą pisałem jakiś czas temu) i kosmiczne wręcz wymagania gry.

Mimo to GTA IV broni się świetnie przynosząc Rockstarowi setki milionów „martwych prezydentów”. Dlaczego gra, która nie wnosi zbyt wiele do serii, która ma całą masę błędów podbiła i wciąż podbija serca tysięcy fanów na całym świecie? Przecież wrzucenie tego tytułu do Vtopek wywołało istną burzę wśród czytelników. Gdyby ktoś po cichu rozdał w tylnych rzędach widły dziś zapewne pisałbym do was prześwitując w środkowych częściach ciała. Czy można mówić już o fenomenie GTA (o zgrozo, na podobieństwo Halo?!).

Bez wątpienia seria po spektakularnym sukcesie czwartej części stanie się samograjem przynoszącym krociowe zyski (a może już nim jest?). Dlatego kiedy padły ostatnie strzały pod Statuą Szczęśliwości, a ja ucieszony ogłosiłem całej rodzinie, że skończyłem grać zacząłem się zastanawiać co tak naprawdę sprawiło, że jedyne co mogę powiedzieć o GTA IV to, że jest to bardzo dobra (choć nie fenomenalna) gra? Za co tak bardzo kochamy przygody Niko Bellica?

Na pewno wielkim atutem GTA IV jest samo Liberty City. Pierwszy raz udało się stworzyć tak dobrze odwzorowane miasto. Wprawdzie po NY (Driver: Parallel Lines), San Fierro, Las Venturas czy nawet LC mogliśmy już rozbijać się wcześniej jednak nigdy miasto nie było tak pełne życia. W LC z tej odsłony naprawdę można poczuć klimat olbrzymiej metropolii. I choć oczywiście robi to wrażenie przede wszystkim na początku zabawy odkryłem, że nawet po kilkudziesięciu godzinach wciąż czerpię olbrzymią przyjemność z jeżdżenia po mieście i zwiedzania alejek, deptaków, podwórek. A tych w LC są przecież setki.

Drugi atut to detale. Drobne, nie wnoszące wiele do gry elementy, które urealniają świat. Mamy więc Internet, stacje radiowe, programy w telewizji, metro, automaty do gier w sklepach, rzutki, bilard, sceniczne show czy kręgle. Oczywiście, ten element stosunkowo szybko się ogra, bo ile można katować Tetrisa w sklepie spożywczym, czy wozić się po mieście kolejką podziemną. Pełni on jednak rolę wisienki na torcie, a wiemy, że bez niej tort to już nie to samo.

Zdecydowanie ważniejszą rolę odgrywają postaci, które twórcy postawili na drodze Niko Bellica. Choć wydawałoby się, że w tym elemencie zaskoczyć nie można udało się przemycić kilka zabawnych czy ciekawych osób (jak choćby Manny, Brucie czy Florian). Nie zabrakło też dobrych dialogów choć nie wyłapałem żadnego porządnego one-linera.

Wszystkie wymienione dotychczas elementy nie obroniłyby się jednak gdyby nie dobrze skonstruowane misje. I to one moim zdaniem zagwarantowały sukces czwartej części serii. Przyznam szczerze, że był to element, o który obawiałem się najbardziej. W końcu co można wymyślić ciekawego w gangsterskich klimatach czego jeszcze byśmy nie widzieli i co nie stało by się prostym przełożeniem „jedź – zabij – wróć”?

Oczywiście wiele (większość) akcji sprowadza się ostatecznie do wymiany ognia, jednak istotnym jest sposób podania nam tej kanonady. Olbrzymia popularność jaką cieszy się tytuł dowodzi, że ludziom z Rockstar się to udało, a świat Niko Bellica nie tylko jest ładny, ale i jego przygody są najzwyczajniej w świecie ciekawe. Dlaczego tak twierdzę? Spójrzcie na przykład innej gry, która mając równie duży potencjał kompletnie go zmarnowała – Assassin Creed. Tam też były piękne miasta, tłum ludzi na ulicach, a jednak po czwartym czy piątym zamachu odstawiłem grę na bok. Ile razy można robić dosłownie to samo? A przecież nikt mi nie powie, że w realia walk na Ziemi Świętej nie można było wpisać fascynującej fabuły, która przykułaby nas do monitorów. To wręcz wymarzone tło dla fenomenalnej historii! A jednak twórcy gry „nie dali rady”.

Uruchamiając GTA bałem się tego samego – że zostanie zmarnowany olbrzymi potencjał, że Liberty City przytłoczy swym ogromem twórców gry, a ci wyczerpani jego budową pójdą na łatwiznę. Na szczęście nic takiego się nie stało. I tylko dlatego bez bólu, zmuszania się czy znudzenia śledziłem losy Niko Bellica i jego przyjaciół do samego końca. A znalazły się tam takie perełki jak napad na bank, pościgi tunelami metra, porwania, zamachy, zdrady i osobiste dramaty. A przecież to tylko gangsterska gra, w której każda misja mogłaby wyglądać „Zabij Johna Doe zyskując wcześniej przychylność przechodniów”. Fakt, że Rockstar nie poszedł w ślady Assassin Creed sprawił, że choć gra ma swoje wady trudno zarzucić jej, że jest grą złą. To naprawdę kawał dobrej roboty. I choć osobiście oczekiwałem więcej nowinek w stosunku do San Andreas muszę powiedzieć „Rockstar znów dał radę”.

A jak wam przypadły do gustu przygody Niko i spółki? Rozczarowani czy wręcz przeciwnie?

[Głosów:0    Średnia:0/5]

12 KOMENTARZE

  1. Taaa, ja właśnie męczę ten „super tytuł” na moim Xklocku i tak się zastanawiam, co ta gra ma czego ja nie mogę dostrzec a wszyscy dostrzegają? Po dłuższych przemyśleniach dochodzę do wniosku, że nic nie ma. Ani to strzelanina ani RPG, każda misja jest podobna do poprzedniej. Na dodatek te „dojazdy do pracy” mogą zanudzić na śmierć. Mnie jeżdżenie samochodem po wirtualnym mieście wcale nie wciąga. Brakuje tutaj jakiejś dynamiki, wszystko jest bardzo sztuczne i nie trzyma tempa. Jak dla mnie gra baaaardzo przeciętna, zdecydowanie wolę pomachać mieczem w Ninja Gaiden II. . .

  2. Po pierwsze „Niko Bellic” i „San Fierro” ;]Mnie gra się bardzo podoba, ciągle jeszcze gram. Miasto jest piękne, bohaterowie jak z krwi i kości, ciekawa fabuła. W sumie też trochę się dziwię jak Rockstar to robi, że z koncepcji która w innych rękach umarłaby śmiercią naturalną po wydaniu dwóch, góra trzech części, udaje im się -nasty raz wykrzesać tyle wartościowego stuffu. Wydania konsolowe uważam za wielce udane. Zawiedziony jestem natomiast tak nieprofesjonalnym podejściem do edycji pecetowej. Mam na myśli głównie wymagania. Chociaż u mnie wszystko śmiga jak marzenie to szkoda mi innych, którzy mają mniej sprzyjające grze konfiguracje sprzętowe i nie mogą wycisnąć z GTA IV wszystkiego lub nie mogą włączyć gry w ogóle. Poza tym jakoś ciężko było mi się przyzwyczaić do nowych dźwięków (odgłosy broni i silników pojazdów). Muzyka też wydaje się być mniej wyrazista i wywierać mniejszy wpływ na klimat niż w poprzednich częściach. To tyle z dotychczasowych wrażeń 🙂

  3. Mi sie gta tez widzi i to bardzo . . . . I jest to gra ktora zasze przynosic bedzie ogromne zyski nawet jak chłopaki z rockstara za ktoryms razem wtopia. Juz sie przeciez przyjeło ze gta to gra w ktora musimy zagrc

  4. Totalne rozczarowanie. . . trzeba przyznać, że gra wygląda fenomenalnie. . . ale na tym kończą się plusy. Bohater rusza się jak much w smole, jazda samochodem to męka, a na motorze to katastrofa. Wszędzie nuda. . . przeglądanie netu i zabawa komórką to bzdura – codziennie to robie w realu. Pewnie w następnej części będzie trzeba chodzić do kibla! Ta gra nie ma już w sobie takiego błysku jak VC albo SA. Poza tym ten grobowo poważny nastrój to nie to czego oczekiwałem. Do tej pory GTA bylo pastiszem, zabawą z zawsze przymrózonym okiem. Dawniej bylo po co zbierać kasę w grze a teraz. . ? Chyba na tej części otatecznie skończyo się GTA dla mnie, ale rozczarowanych jest dardzo dużo. Może Saints Row 2 da mi trochę tego czego nie ma już w serii Rockstara. A szkoda. . .

    • Totalne rozczarowanie. . . trzeba przyznać, że gra wygląda fenomenalnie. . . ale na tym kończą się plusy. Bohater rusza się jak much w smole, jazda samochodem to męka, a na motorze to katastrofa. Wszędzie nuda. . . przeglądanie netu i zabawa komórką to bzdura – codziennie to robie w realu. Pewnie w następnej części będzie trzeba chodzić do kibla! Ta gra nie ma już w sobie takiego błysku jak VC albo SA. Poza tym ten grobowo poważny nastrój to nie to czego oczekiwałem. Do tej pory GTA bylo pastiszem, zabawą z zawsze przymrózonym okiem. Dawniej bylo po co zbierać kasę w grze a teraz. . ? Chyba na tej części otatecznie skończyo się GTA dla mnie, ale rozczarowanych jest dardzo dużo. Może Saints Row 2 da mi trochę tego czego nie ma już w serii Rockstara. A szkoda. . .

      A ja właśnie uważam zwiększenie powagi w tej grze to krok w bardzo dobra stronę. I uważam, że nadal jest o wiele za dużo dziecinady w tej grze, no ale na szczęście takich durnot jak latanie helikopterkami już dzięki Bogu nie uświadczymy, ale nadal np policyjne pościgi są po prostu durne. Jedziemy przez miasto i ciągle spownują się nowe posiłki. A jak staniemy w miejscu to będą przyjeżdżać w nieskończoność. No ale to naprawdę dobry zwiastun przed kolejnymi częściami. Mafii nigdy nie dogonią, ale byle tak dalej.

  5. Mimo nieraz naprawdę denerwujących błędów technicznych stwierdzam, że jest to najlepsza gra, w jaką dane mi było zagrać w tym roku! Miał to być nowy stalker, ale fabuła zawiodła, miał być też Assassin, ale monotonia zabiła (choć wytrwałem do końca i tam już działo się lepiej). Fabuła nowego GTA naprawdę wciąga, tym bardziej kiedy dowiadujemy się po co naprawdę przyjechał Niko do LC :}Więcej nowinek w stosunku do San Andreas było, jednak pozbyto się tych ‚starszych nowinek’ typu rower, siłownia, tuning samochodów. Wydaje mi się, że to przez to, żeby ludzie z Gwaizy Rocka mieli co dodawać w kolejnych częściach ;pGra nie wnosi zbyt wiele do serii (jeśli mówimy o wątku fabularnym) bo twórcy zapowiedzieli, że GTA IV rozpocznie nową ‚trylogię’ (czy jak kto woli to sobie nazwać). Także możemy się spodziewać w nowych częściach jakiegoś przypadkowego spotkania jednej z postaci z Liberty City (oby Niko nie skońćzyl jako ćpun w Vice City ;p).

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here