Przedpremierowa wersja recenzowanego dzieła, o której mogliście poczytać kilka tygodni temu, „przyssała” mnie do komputera na wiele godzin. Posiadała jednak sporo wad mogących sprawić, że to, co ostatecznie wpadnie w ręce graczy, nie zostanie wysoko ocenione. Zdarzają się jednak produkcje, w które warto zagrać pomimo tego, że zdobyły przeciętną notę. Już teraz mogę powiedzieć, że Alpha Protocol jest jedną z nich.

Michael Thorton

W nowym dziele studia Obsidian nie możemy stworzyć własnej postaci. Całą przygodę musimy ukończyć, wcielając się w niejakiego Michaela Thortona. Przed rozpoczęciem rozgrywki wybierzemy jednak czym facet zajmował się w przeszłości. Wybór profesji określa w jakich umiejętnościach będziemy się specjalizowali. Możemy więc być wojakiem lubiącym rozwiązania siłowe, specjalistą od gadżetów i elektroniki czy „ninją” nastawionym na skradanie się i walkę wręcz. Dla lubiących wyzwania przygotowano dwa inne „zawody”, z których jeden zostaje udostępniony po ukończeniu gry. Wpłynąć możemy także na wygląd Thortona, choć rzeczy takie jak kolor oczu, fryzura czy owłosienie na twarzy bez przeszkód modyfikujemy także w dalszej części rozgrywki.

Jak na rasowego RPGa przystało, Alpha Protocol daje nam możliwość rozwijania kilku różnych umiejętności. Są wśród nich sztuki walki, wytrzymałość, możliwość korzystania z elektroniki, ciche poruszanie się i te, które pozwalają korzystać z czterech różnych rodzajów broni palnej. Umiejętności jest dziewięć, ale zastosowano tu sprytny zabieg, który zwiększa ich atrakcyjność. Każdą podzielono na piętnaście pól. „Otwarcie” kolejnych równoznaczne jest z odblokowaniem pasywnej lub aktywnej zdolności. W trakcie zabawy nie zdołamy jednak rozwinąć wszystkich z nich, a na dodatek w pewnym momencie wybieramy specjalizację. Dopiero ona pozwala wypełnić cały pasek trzech umiejętności. Resztę będziemy mogli ulepszyć mniej więcej do połowy. Rozwiązanie to sprawia, że awansując na każdy kolejny poziom doświadczenia, teoretycznie czujemy, iż Thorton staje się mocniejszy. Użyłem tu jednak słowa „teoretycznie”, ponieważ w praktyce takie bonusy jak odrzut broni zmniejszony o dwa punkty nie mówią nam nic, ani nie są specjalnie widoczne w trakcie zabawy.

O ile ta część karty postaci ma swoje wady, to znakomicie prezentują się „perki” – specjalne bonusy, zwiększone możliwości bohatera. W sumie jest ich grubo ponad sto, a najlepsze jest w nich to, że nigdy nie wiemy za co je dostaniemy. Jedne przydzielane są za wybieranie różnych opcji dialogowych, inne za otwieranie zamków, zbieranie informacji, zabijanie albo oszczędzanie kluczowych postaci czy romansowanie z kobietami. Te nagrody sprawiają, że nie mamy ochoty iść do przodu jednym torem, kombinujemy, korzystamy z różnych rozwiązań, a nawet mamy ochotę przejść grę ponownie zupełnie innym bohaterem. Drobiazg, a cieszy.

Z Paryża do Londynu

Wiemy już kim przyjdzie nam grać i w jakim stopniu możemy wpłynąć na jego wygląd i umiejętności. Czas więc przyjrzeć się fabule. Ta, choć nie jest szalenie oryginalna, potrafiła mnie zatrzymać przed komputerem.

Agencja lubi szpiegować

Thorton zostaje dostrzeżony przez tajną agencję o nazwie Alpha Protocol. Jej szef postanawia wykorzystać umiejętności naszego bohatera, by dowiedzieć się w jaki sposób jedno z ugrupowań terrorystycznych weszło w posiadanie zaawansowanych pocisków rakietowych firmy Halbech, które zostały wykorzystane do strącenia samolotu pasażerskiego. Zwykły zamach czy grubsza afera? Tego mamy się dowiedzieć. Oczywiście prędko okazuje się, że cała sprawa jest skomplikowana. My poznajemy też drugie znaczenie słów „Alpha Protocol”. Tym mianem określa się agentów, którzy zerwali kontakt z krajem, agencją i działają na własną rękę. Ma to sprawić, że przy ewentualnej wpadce, żaden rząd nie będzie musiał przyznać się do wykorzystywania „mniej tradycyjnych” metod działania.

Zabawę rozpoczynamy w Arabii Saudyjskiej, gdzie zmierzymy się z terrorystami i ich przywódcą. Tu też cała historia nabiera rozmachu, a Thorton ostatecznie otrzymuje możliwość przeniesienia się w trzy inne miejsca – do Moskwy, Rzymu i Taipei. Po wykonaniu zadań w tych lokacjach pozostaje nam już tylko ostateczna rozgrywka. Ukończenie przygody zawartej w Alpha Protocol powinno nam zająć około trzydziestu godzin. W tej materii nie jest więc źle, a trzeba pamiętać także o tym, że niektórzy – tak jak ja – będą mieli ochotę przejść grę jeszcze raz zupełnie inną postacią.

Kryjówka

Same miasta są charakterystyczne, mają swój klimat. Również w przypadku misji ludzie z Obsidian popisali się pomysłowością. Część z nich polega na infiltrowaniu wrogich instalacji, inne na kradzieży danych, a jeszcze inne zabierają nam dosłownie kilka minut, gdyż sprowadzają się do przeprowadzenia rozmowy z tą czy inną osobą. W każdej lokacji Thorton korzysta ze specjalnej kryjówki, w której zbiera trofea po pokonanych przeciwnikach. Możemy tu także zmienić jego wygląd i wyposażenie czy skorzystać z komputera. Ten ostatni pozwala odbierać i pisać e-maile oraz analizować dane wywiadowcze, które tworzą coś w rodzaju interesującej encyklopedii – odpowiednika kodeksu z Mass Effect.

[Głosów:0    Średnia:0/5]

8 KOMENTARZE

  1. Moje 3 grosze. Wieki temu oprawa graficzna pozostawiała więcej niż wiele do życzenia, a mimo to zagrywaliśmy się w gry, bo miały fabułę, akcję itp. w AP niczego z tych rzeczy nie brakuje. Narzekanie na „pistolety w powietrzu” to przykład pewnego rodzaju uzależnienia od grafiki w dzisiejszych czasach. Zbyt często „bugi” graficzne przysłaniają ludziom radość z gry. Wracając do plusów (IMHO):Fabuła dość ciekawa (aczkolwiek spłycona miejscami troszkę za bardzo – czyżby planowali film i musieli się zmieścić w 120 minutach ;). Akcja dość szybka. . . nawet w misjach „skradanych” przyprawia o dreszczyk. Misje rzadko mają taki sam cel jedna po drugiej więc nie czuje się monotonii gry. Podobnie z oprawą dźwiękową. Świetnie dopasowana, nienachalna ale budująca nastrój. Dla mnie bomba. Walka z przeciwnikami. . . no tutaj niestety zgadzam się z Katmay’em. To co zrobili z SI woła o pomstę do nieba. A używanie broni. . . jest zgoła komiczne. Metoda na „rozpędzonego ninje” jest najskuteczniejszym gwarantem dopadnięcia przeciwnika zanim ten nas zastrzeli 😉 Nie wiem czy istnieje możliwość patch’owania SI ale jeśli tak, to mam nadzieje, że ta część zostanie poprawiona. Ja bawiłem się (a w zasadzie bawię, bo mam jeszcze kilka kroków do końca) świetnie. Gra odbiega od utartego schematu strzelania do wszystkiego i to dla mnie plus. Fakt wpływania na jej przebieg poprzez rozmowę bądź czyny (np. komplement dla jednej z kobiet podczas gdy inna słyszy 😉 strzeżcie się panowie) sprawia że faktycznie chce się grać więcej niż jeden raz. I jeśli ten fakt zasługuje tylko na 6. 8 to faktycznie masz Drogi Recenzencie baaardzo wygórowane wymagania. Mnie się często nie zdarza, żebym przeszedł grę 2 razy a z AP na bank spróbuję.

  2. Narzekanie na „pistolety w powietrzu” to przykład pewnego rodzaju uzależnienia od grafiki w dzisiejszych czasach. Zbyt często „bugi” graficzne przysłaniają ludziom radość z gry.

    To co nastepne???-cofniemy sie do czasów Atari?(wtedy nie bylo mozliwosci,wiec stawiano na grywalnosc)Mamy dostepne dobre karty graficzne,wiec gry maja byc robione na dobrym poziomie-graficznym(chodzi o bugi) równiez-to nie jest przeciez jakas -sobie tam- gierka ze studia w Burkina Faso czy na Ukrainie -tylko znanego wydawcy!Taka ilosc bugów w grze dowodzi,ze wydawca nie potraktowal odbiorców powaznie,nie pierwszy i nie ostatni raz:(-tak wiec,powinno sie to (bugi,niedociagniecia)pietnowac. To co,teraz juz nawet porzadnie ‚napisac’i sprawdzic gry im sie nie chce?!A mi sie nie chce kupic tego niedopracowanego szajsu. . . Ps. Ocenilbym jeszcze nizej ten ‚pólprodukt’

  3. Obcy – zwróć uwagę na to, iż zaznaczam, że sam też się zagrywałem w AP. Jest to jednak recenzja i takie rzeczy jak wisząca w powietrzu broń po prostu trzeba w niej wymienić. To, że kiedyś bawiliśmy się brzydszymi grami nie ma tu żadnego znaczenia, za błędy leci w dół ocena gry. I nie, nie mam wygórowanych wymagań. Produkt wrzucony w takim stanie na sklepowe półki po prostu nie zasługuje na wysoką ocenę nawet jeśli jest w nim kilka naprawdę udanych patentów.

  4. No ja mam inne podejście. . . fakt, że mam telewizor Full HD i dźwięk DTS MA nie sprawi, że zaneguje film, który tych standardów nie trzyma. Dla mnie liczy się „fun”. Wole niedopracowaną aczkolwiek dobrą rozgrywkę od nudnego gniota ociekającego DX11. Ale jak zaznaczyłem całość wpisu jest tylko MOIM spojrzeniem na tę sprawę. Jeśli cofnięcie się do czasów atari ma przywrócić miodność produkcjom dla graczy to jestem za 😉 Zagrywam się w puzzle quest i nie brakuje mi tam „renederingu z cell-shadingiem” i nie ubolewam nad tym, że moc obliczeniowa mojej karty grafiki leży odłogiem. Inna sprawą jest SI i „broń palna” w AP ale to akurat już integralna część rozrywki i to wkurza mnie również.

  5. Ale to jest przeciez Bugsidian. Gdyby wydali grę bez bugów, to byłoby to zupełnie nie w ich stylu ; ). Tradycje trzeba podtrzymywać.

  6. Jeśli cofnięcie się do czasów atari ma przywrócić miodność produkcjom dla graczy to jestem za 😉 Zagrywam się w puzzle quest i nie brakuje mi tam „renederingu z cell-shadingiem” i nie ubolewam nad tym, że moc obliczeniowa mojej karty grafiki leży odłogiem.

    Ja też się zagrywałem. Gra jest malutka, ale nie atakuje taką ilością błędów jak AP. Dlatego też dostała od nas wysoką ocenę.

  7. Dla mnie liczy się „fun”. Wole niedopracowaną aczkolwiek dobrą rozgrywkę od nudnego gniota ociekającego DX11

    -no,zgodze sie w polowie,nie chodzi mi o ‚wystrzalowe’efekty np. DX11,tylko nie moge 2 faktów polaczyc: bugi = dobra rozgrywka (fun),no nie moge. . . U mnie jest takie rownanie: bugi=brak dobrej rozgrywki+irytacja+lekcewarzenie mnie+poczucie wydanej kasy na niedopracowany produkt. . .

  8. Dawno tu nie komentowałem, ale w przypadku AP muszę. Siedziałem w pubie lekko zakręcony piwem i słuchałem opowieści kumpla, jak wkręcająca i fajna jest Alpha Protocol. Obiecał pożyczyć za tydzień, ale tak mnie nakręcił, że nie wytrzymałem. Zebrałem swoje śmieci i poszedłem do hipermarketu – jedynego miejsca gdzie można kupić grę po 22 :)Kupiłem, zainstalowałem, odpaliłem. . . I zawód. Kurde. Mogłem wziąć Splinter Cella, a wziąłem ten badziew. Animacja – szok że gra w 2010 która nie jest budżetówką tak może wyglądać. Grafa badziewna, a i tak chwilami potrafi mi skakać na moim kompie (czego nie robią nowości jeśli są lekko okrojone graficznie). No i jak tu spokojnie grać, jak mam wrażenie wyrzucenia 120 zł i wyjścia na głupka?Ale grałem. Kolejnego wieczora znów. I trzeciego z kolei. Teraz siedzę w firmie i nie mogąc doczekać się zagrania w AP przelatuję net w poszukiwaniu czegoś ciekawego o grze. Wpadam tu i przypominam sobie waszą reckę. Owszem, pierwsze wrażenie z grą jest strasznie słabe. Ale później, jeśli ktoś lubi fabułę i klimat. . . Prze gra. Nie żałuję kasy i czasu. I nie mogę się doczekać, by znów chyłkiem przemykać z plecami przeciwników i manipulować rozmówcami.

Skomentuj Anonim Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here