Z całym naciskiem, mogę powiedzieć, że KAŻDA branża ma wielkie targi. Ja przypadkiem w zeszłym roku trafiłem na Targi Bursztynu organizowane w Gdańsku, na których można było obejrzeć nie tylko bursztynowe wyroby, ale także gigantyczne maszyny do szlifowania, oprawiania i produkcji biżuterii. Skoro cały świat inwestuje w targi, to dlaczego w branży gier komputerowych jest z nimi coraz gorzej? Może nie jest tak zupełnie źle, ale coraz gorzej.

Dawno, dawno temu liczyła się właściwie tylko jedna impreza – nieśmiertelne Electronic Entertainment Expo, czyli E3. Byli tam wszyscy, z Valhallą na czele i właściwie tylko tam można było zobaczyć najnowsze i najbardziej atrakcyjne wyroby największych producentów. Targi Europejskie, takie jak choćby francuskie Milla d’Or (ktoś to jeszcze pamięta?) czy brytyjskie ECTS patrzyły z podziwem na E3 i marzyły, że gdy dorosną, będą równie wspaniałe. Sytuacja ta utrzymywała się przez kilka dobrych lat, po czym okazało się, że E3 z roku na rok są coraz mniejsze, że kolejne wielkie firmy stamtąd uciekają, a odwiedzających jest coraz mniej. Efekt? W tej chwili E3, choć istnieją, są cieniem samych siebie, co zresztą przyznają sami ich organizatorzy.

Targów takich, jak „dawne” E3 po prostu już nie ma. Nie ma tabunów hostess przebranych za księżcznikę Xenę, gwiazd serialu „Za archiwum X”, darmowych drinków i dziennikarzy z całego świata w przepoconych koszulkach. Oczywiście, na całym świecie organizowane są dziesiątki przeróżnych konwentów, zjazdów, konferencji i wystaw, ale takie Leipzig Games Convention, aktualne E3, Tokyo Games Show czy London Games Festival to w najlepszym wypadku imprezy wielkości QuakeConu czy Blizzconu, a nie gigantyczne targi gier komputerowych, pełne blichtru i nowości.

Jeszcze gorzej (a może lepiej) jest w Polsce, gdzie nigdy nie było porządnych targów gier komputerowych (czasem na Softargach pojawiło się to i owo), a w tej chwili właściwie tylko Poznań Game Arena ratuje honor polskiego rynku gier. Rozumiem, że w obliczu zmierzchu Electronic Entertainment Expo na zachodzie trudno znaleźć kogoś, kto podejmie się organizacji poważnych, gigantycznych i niesamowicie rozdętych targów elektronicznej rozrywki, ale czy tylko na tyle nas stać?

A może to właśnie o to chodzi? Może naszej branży niepotrzebne jest całe to rozdęcie i dwupiętrowe stoiska ze stroboskopami? Czyżby tym razem wizerunek gracza (oraz dziennikarza growego) który niechętnie wychodzi na światło dzienne sprawdzał się w stu procentach? Może my po prostu wolimy odpalić sobie YouTube czy przejrzeć internet w poszukiwaniu najnowszych trailerów i wywiadów z Jade Raymond, a upudrowane laski w kostiumach elfów jednak aż tak nas nie ekscytują?

Ja tam aż tak po E3 czy ECTS nie płaczę – nigdy za bardzo nie lubiłem wyjeżdżać w podróże służbowe, a trudno taki wypad – choćby i do Kalifornii – uznać za wakacje. Po raz kolejny udowadniamy, że jesteśmy branżą bardzo specyficzną, której nie można mierzyć tą samą miarą, co branży samochodowej czy filmowej. Może i nie mamy wielkich targów ani gigantycznych festiwali a la Cannes czy Gdynia ;P, ale to tylko pokazuje, jak świetnie informacje o produktach docierają do nas za pomocą Internetu. Wychodzi na to, że wydawcy nie muszą już inwestować w tekturowe zamki i sobowtórów Duke Nukema. Niech lepiej inwestują w swoje gry i lepsze serwery. Wszystkim się opłaci 🙂

[Głosów:0    Średnia:0/5]

5 KOMENTARZE

  1. A możer to właśnie o to chodzi?

    Możer, możer, ale radzę poprawić (drugi akapit od końca) 🙂

    nigdy za bardzo nie lubiłem wyjeżdżać w podróże służbowe, a trudno taki wypad – choćby i do Kalifornii – uznać za wakacje.

    Dla mnie taka „podróż służbowa” to byłaby żadna praca, czysty wypad sprawdzić jak się trzyma moja branża i oczywiście krótkie sprawozdanko :)Ile ja bym dał za pracowanie w swojej branży. . . (wybieram trochę inny kierunek studiów). Ja nie widzę w tym żadnej pracy, zwłaszcza, że takie targi są raz na rok. A odnośnie Wielkich Targów- jest jedna, główna przyczyna. A mianowicie. . . mniejsze targi. Ale nie pokroju Poznań Game Arena. Chodzi mi o imprezy wydawane przez samych zainteresowanych- producentów, czyli m. in. Sony, Ubisoft. Oni na wielkiej imprezie gubią się wśród innych, gubiąc cennych potencjalnych klientów. Jakaś wielka zapowiedź gubi się gdzieś pomiędzy innymi. No i po co się męczyć? Dlatego powstają takie imprezy jak UbiDays, czy Sony Gamer Days. Proste wytłumaczenie, to główny powód porażki wielkich imprez jaką niewątpiliwie jest E3.

  2. Osobiście nie lubię czekać na te „Jedyne-i-niepowtarzalne-E3”. Gdyby nie było tej imprezy firmy mogłyby w każdym momencie roku pokazać co ciekawego zrobiły w zaciszach swoich biur. Przecież obecnie każdy fan gier wie czym są portale internetowe i w miarę regularnie je przegląda (No dobra, ja je regularnie przeglądam 😉 ). Takie imprezy jak wielkie targi zostawmy dla tych, którzy muszą zaprezentować swój produkt fizycznie w postaci nowego modelu samochodu czy innej lodówki 😉 Nowości z rynku software’u (Gry do niego należą) najlepiej zaprezentować za pośrednictwem portali internetowych.

  3. Rok temu byłem na Leipzig Games Convention i cholernie dobrze się bawiłem(jako turysta of corz). Jesli takie targi bylyby organizowane nawet 4 razy w roku w Polsce, to nie ma bata, nie odpuscilbym ani raz;) Tylko co z tego. Dla nas to dobra zabawa, a producenci wyweszyli, że my i tak kupimy to, co bedzie lepiej wygladac w internecie a nie na plakacie przy stoisku.

  4. Odkąd wymyślono protokół bittorrent targi gier komputerowych straciły na znaczeniu. Teraz gracze mogą wykonać betatesty wersji 1. 0 gier we własnym domu. Tak samo przetestować w doroczne update’y i inne uaktualnienia gier ze stajni Electronic Arts. A w świetle najnowszych pomysłów elektroników mam ochote przetestować ich cały katalog wydawniczy. Acha, no i pecet musi odejść!P. S. Sarkazm mode off!

  5. To prawda. Odkąd przez ” nadmierną nagość” postanowiono coś z tym zrobić targi gier stały się badziewiem. Połowa lata 90 to było to! Na takich targach to przynajmniej erotyczne modelki mogły sobie dorobić modelingiem na co drugim stoisku. A potem potem to już nawet odsłonięte udo kolejnej durnej modeleczki udającej Larę Croft wyginającej się z plastikowymi pistoletami na wodę było „sexy”. Wcześniej były ciekawsze rzeczy 😉 Szczególnie te które się fotografowało, ale do magazynu dla młodzieży pójść nie mogło

Skomentuj Jarek Kot Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here