Co jakiś czas pojawiają się na rynku gry, w których próżno szukać wymagającej, skomplikowanej rozgrywki. Jeśli są to strzelanki, to najczęściej spodziewać możemy się jednego – totalnej rozwałki i masy trupów padających na glebę w akompaniamencie wystrzałów setek karabinów. Pół biedy, jeśli są to rozbudowane prezentacje silnika graficznego, jak to było w przypadku Serious Sam. Co jednak, jeśli producent chce wcisnąć taką produkcję w ramy pełnoprawnego FPSa, a przed premierą zapowiada go jako coś cudownego i dotąd nie widzianego?

Pierwszy SSX ukazał się razem z PlayStation 2 i był najlepszym pretekstem dla zakupu konsoli SONY. Gigantyczne góry, wspaniały system tricków, zakręcone trasy i główni bohaterowie sprawili, że EA Big szybko upichciło kolejne odsłony serii. Gra stała się multiplatformówką i z każdą częścią wprowadzała jakieś nowości – w trzeciej części dostaliśmy otwartą strukturę, w czwórce możliwość jazdy na nartach.

Lukrowane stoki

Teraz przyszła kolej na Blura, który jak zarzekło się EA Big ma być wisienką na SSX-owym torcie. Gra bierze z poprzedniczek co najlepsze i daje co nieco od siebie. Mamy tu i otwartą strukturę i możliwość jazdy na nartach i status gry ekskluzywnej, bo w Blura zagracie jedynie na Nintendo Wii.

Widoczki jak na Śnieżce

Pierwsze co się rzuca w oczy po odpaleniu gry to grafika. Widać, że gra powstała od podstaw na Nintendo Wii i na dzisiaj jest zdecydowanie najładniejszą grą jaką znajdziecie na tym systemie. Całość jest utrzymana w kolorowej, kreskówkowej stylistyce, a śnieg jest tak puszysty, że aż chce się w niego wskoczyć. Sporo tu drobnych smaczków – po każdym upadku będziecie ubabrani śniegiem. Dookoła lata mnóstwo białych płatków, a efekty świetlne nieraz przyprawiają o uśmiech. Nie jest to rzecz jasna poziom next-genów, ale grafika jest niesamowicie efektowna i wysmakowana. Niestety cały ten splendor ma jedną małą wadę. W niektórych momentach procesorek Wii dostaje czkawki, a SSX gubi klatki animacji, ale nie jest to nic, czym warto by było zawracać sobie głowę. Widoczność jest olbrzymia, chyba że akurat wjedziecie w sam środek zamieci, a warunki pogodowe potrafią się diametralnie zmienić podczas jednego przejazdu.

Przed tobą trzy najeżone skoczniami stoki

Same trasy są bardzo zróżnicowane, także na nudę nie ma miejsca. Niektóre wydadzą się znajome, bo wiele z nich powraca po face liftingu z poprzednich części. Wszystkie mają setki rozjazdów i są na ogół mocno nieliniowe. Jeżeli czujesz się na siłach przejechać przez gęsty las, z dala od głównej nartostrady możesz spróbować. Niesamowite wrażenie robi rozmach autorów. Na jednej z tras po wyskoczeniu z hopki zacząłem spadać w kilometrową przepaść. Zakląłem po nosem i czekałem aż konsola mnie zresetuje, ale okazało się, że tędy właśnie prowadzi jedna z odnóg trasy. Coś niesamowitego. Oczywiście następnym razem nie omieszkałem wzbić się w tym miejscu jak Małysz w Planicy i przez kilka dobrych sekund czesałem tony sztuczek, a licznik z punktami po prostu zwariował. Szkoda tylko gleby na koniec, ale sport to sport.

Kiedy twoje umiejętności na to pozwolą trasy będziesz mógł pokonać w zasadzie frunąc. Przemykając się na pełnej prędkości po kolejnych rurkach, zwalonych pniach drzew i zawieszonych wysoko nad trasą palach można tylko pomachać zawodnikom dziesiątki metrów pod sobą. Satysfakcja jest naprawdę ogromna.

Myślisz, że jesteś dobry? Narysuj tego Ubera…

W parze z grafiką idzie muzyka. EA Big pokusiło się o dodanie do gry ciekawego bajerku – wraz z nabijaniem paska boost zwiększa się liczba ścieżek muzycznych. W praktyce wygląda to tak, że po efekciarskiej jeździe głośniki ledwo wyrabiają od tłustych basów, a adrenalina skacze, że aż miło! Niestety tylko do pierwszego upadku, po którym znowu usłysz jedynie główny motyw i ćwierkanie ptaszków w tle. A upadać będziesz sporo. Nuty dobrał znany z poprzednich edycji Junkie XL, więc jest do czego przyłożyć ucho.

Nerwica na ostro

Jak smakuje właściwe danie, czyli system jazdy? Po powyższych zachwytach muszę was sprowadzić na ziemię. A w zasadzie zrobi to sam Blur. Grę kontrolujesz praktycznie wyłącznie gestami rąk. Grucha odpowiada za ruchy deską. Wychylając nadgarstek możesz skręcać i krawędziować, a kiedy znajdziesz się w powietrzu to właśnie nią karzecie swojemu zawodnikowi złapać w konkretny sposób deskę. Z kolei wiilot odpowiada za balans ciałem w powietrzu, dzięki czemu będziesz robił dzikie sztuczki i Ubertricki, czyli karkołomne, ultratrudne ewolucje, o których napiszę za moment. Do tego dochodzą jeszcze dodatkowe tricki, jak rzucanie śnieżkami w oponentów (oj przydatna rzecz) albo stawanie na rękach na wszelkiej maści poręczach i krawędziach. Jeżeli brzmi to skomplikowanie, to dobrze, bo SSX Blur do łatwych nie należy.

Żeby nauczyć się jeździć w Blurze musisz być cierpliwy. Ale nagroda jest tego warta

System gry może odstraszyć. Wiilot jest bardzo czuły i na początku wydawało mi się, że w ogóle nie mam kontroli nad deską. Zawodnik robił co chciał, a we mnie narastała totalna frustracja i byłem gotów rzucić tą grę w kąt i kląć do końca marca. Przez pierwsze kilka godzin moją jedyną aktywnością było upadanie, przewalanie, roztrzaskiwanie i rosnący poziom irytacji. Na szczęście okazało się, że nie jest to wina zepsutego system gry, tylko moich miernych umiejętności. Żeby nauczyć się jeździć w Blurze musisz być cierpliwy. Musisz zapomnieć jak gra się na zwykłym padzie. Otworzyć umysł, poświęcić naprawdę dużo czasu. Ale nagroda jest tego warta.

[Głosów:0    Średnia:0/5]

4 KOMENTARZE

  1. Wszystko pięknie, krawędzowanie. . . gruchą, machanie wiilotem tricków. . . . Tylko te nieszczęsne ubery, na razie wyszedł mi jeden 🙂

  2. Na Ubery trzeba znaleźć swój sposób. Teraz większość wchodzi mi już bezproblemu, ale sporo czasu spędziłem w samouczku [można go włączyć w każdym momencie poprzez ekran opcji w wyścigu, albo podczas zjazdu, wystarczy wejść z opcji w zakłądkę Ubertricks]. Poza tym z doświadczenia wynika, że:a) nie trzba ich w ogóle rysować na ekranie, można wiilotem celować wszędzie i mi najwygodniej celować w podłogę. b) kształty uberów to tylko wzory, ale wykonuje je się trochę inaczej. EA Big jak sądzę zrobiło tak, żeby ubery nie były za proste. Trzeba poekperymentować na kształtach, a nie wykonywać je idealnie tak jak są narysowane. c) najłatwiej wypraktywować je podczas freeridu i po prostu wjechać na jakiś half-pipe. Wtedy nie stresując się upływającym czasem można w spokoju je popróbować. To tyle rad. Reszta to godziny treningu. Powodzenia! 🙂

  3. Na początku byłem obojętnie nastawiony do tej pozycji, ale po tylu pozytywnych opiniach zastanawiam się nad kupnem. Oczywiście po zaspokojeniu swoich 1st party’owych potrzeb ;). EA się spisało.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here