Najnowsza aktualizacja od ludzi z Valve nie mówi wiele o kolejnych wydarzeniach w serii Half-Life, ale z pewnością wskazuje na miejsce, gdzie ich szukać – Wikipedię.

Coraz częściej obserwuję ostatnimi czasy powszechny bunt graczy przeciw działaniom developerów, zmierzających do pozyskiwania nowych kanałów sprzedaży. Ostatnim takim przypadkiem była wczorajsza afera ze zbrojami dla koni do Elder Scrolls: Oblivion, które można było kupić via Xbox Marketplace za ileś tam punktów. Krzyk i lament był niesamowity – jak to, za tyle forsy taki duperel? Chcemy to samo za darmo! To nowa forma zdzierstwa. Buu! Buu! I tak dalej.

Nie jest to nowe zjawisko, i przyznam szczerze, że czasem bywa uzasadnione. Były takie czasy, kiedy marże na gry w Polsce były gigantyczne i niczym nieuzasadnione, a ceny gier były tak idiotycznie wysokie, że naprawdę nie było innej możliwości, niż piracenie lub nie kupowanie. Jako przyczynę wskazywano piractwo, choć nie do końca była to prawda. Po prostu różnice w gospodarkach Polski i państw mniej lub więcej sąsiadujących powodowały, że większość gier kupowanych po cenach dopasowanych do naszych kieszeni trafiałaby na zachód via serwisy aukcyjne. Z czasem znalazło się rozwiązanie, czyli polonizowanie wszystkich gier. Nie dziwota, że poziom tłumaczeń jest nieraz powalająco niski, bo i nie o satysfakcję klienta tu chodzi, a o spełnienie wymagań producentów, nie życzących sobie strat na ważniejszych rynkach zachodnich w wyniku influksu tanich gier z Polandii.

Ale my w sumie dziś nie o tym. Wracając do tematu, gracze zawsze cierpieli na schizofrenię – z jednej strony chcą profesjonalnych, hollywoodzkich produkcji, z drugiej zaś, by branża zachowała swój pół-amatorski charakter i ceny. Z jednej strony chcą milionów dodatków, z drugiej zaś mają przeświadczenie o tym, że ich stworzenie nic nie kosztuje i należą się one im za darmo, bo przecież wydali 50 dolarów, czy 200 złotych.

Jako że gry komputerowe to już przemysł, do branży ściągają zastępy krawaciarzy z sektorów finansowego czy filmowego, którzy przynoszą ze sobą czysto biznesowy, zysko-centryczny światopogląd. Nie dziwota więc, że gracze, jakby nie było grupa ludzi nieco bardziej hermetyczna, niż np. fani muzyki, nie za bardzo może się odnaleźć w nowych realiach. Kiedy jednak głód w końcu zacznie ściskać brzuch młodego żaka, wychowanego na obiadkach mamy, i będzie on musiał pójść do pracy za zabawnie mała pensję w McDonaldzie, może wówczas zrozumie mniej więcej na jakich zasadach działa rynek we współczesnych realiach. Można się burzyć i nie zgadzać z taką wizją świata – robi to zresztą duż ludzi, vide ruchy alterglobalistyczne – ale jeżeli decydujemy się na taką pasję, przyjąć musimy przy tym świadomość, że inaczej być nie może.

[Głosów:0    Średnia:0/5]

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here