Mnóstwo screenów z najnowszego, masowego mordobicia na Xboxa360. Wiedźmy, rycerze, magia i miecze czekają na ciebie jedno kliknięcie stąd.

Stawiając pierwsze kroki w menu, oglądając dostępne samochody, wreszcie, po przejechaniu początkowych wyścigów zmieniło się moje podejście do najnowsze samochodówki Codemasters. Przestałem zadawać sobie pytanie „jak dobry jest najnowszy DiRT?”, a zacząłem zastanawiać się „jak poradzi sobie ten GRiD bez asfaltu?”. Nie jest to bynajmniej zarzut, Race Driver to gra nad wyraz udana, o czym świadczy choćby nasza recenzja. Nowy BrUD (tłumaczenie własne) czerpie z wspomnianego tytułu garściami, dziedzicząc podobne menu główne, genialny silnik graficzny i sporo elementów z modelu jazdy.

Wszyscy kochają przyczepy

W Londynie jeżdżą sami Polacy

Naszą przygodę zaczynamy od wybrania, identycznie jak to miało miejsce w GRiDzie, imienia i nazwiska naszego kierowcy. Następnie trafiamy do naszego domu – przyczepy kempingowej w nienajlepszym stanie. To tutaj, w zaciszu naszego pojazdu, oraz na pobliskim parkingu programiści w efektowny sposób rozmieścili elementy menu. Wraz z rozwojem gry w naszym mieszkanku przybywa przeróżnych gadżetów, maskotek i naklejek, zebranych z miejscówek w których przyjdzie nam się ścigać. Niestety, samo przejście z przyczepu do wyścigu może i jest ładne graficznie, ale trwa zdecydowanie zbyt długo. Przebrnąć musimy przez (co najmniej) trzy ekrany, każdy z efektownym przejściem. Za pierwszym i dziesiątym razem nie miałem nic przeciwko temu i nadal miło było popatrzeć na te efekty, ale później zaczęło to już być po prostu męczące. Dodać do tego należy także bardzo długie czasy wczytywania wyścigów. Wszystko to sprawia, że „dopchanie się” na miejsce startowe zajmuje zdecydowanie za dużo czasu.

W Chinach bez przewodnika

Podczas jazdy jest już decydowanie lepiej. Świetnie przygotowano miejsca, w których przyjdzie nam rywalizować. Podróżujemy po całym świecie, od piaszczystej Kalifornii, przez nie mniej piaszczyste Utah, pełne komarów, umieszczone w samym centrum dżungli tory w Malezji, po europejskie serpentyny w chorwackich górach i miejskie tory w Londynie i Tokio. To jeszcze nie wszystko – zwiedzamy też Chiny, Maroko, Los Angeles… Co najważniejsze, żadna lokacja nie przypomina innej, wszystkie mają niepowtarzalny klimat i wyraźne elementy charakterystyczne.

Samochody, którymi przyjdzie nam się ścigać to także najwyższa możliwa jakość. Licencjonowane modele, znane z relacji telewizyjnych, odwzorowane w najdrobniejszych detalach. Znalazło się też miejsce dla kilku klasyków, takich jak choćby Ford Escort „dwójka”, Subaru Impreza z 1995 czy MG Metro 6R4. Model zniszczeń znamy już z GRiDa – nie ma mowy o delikatnych otarciach i lichych śladach na lakierze, tu auto można zniszczyć doszczętnie, wgnieść dach, jeździć bez drzwi, urwać wszystkie koła itd. Po raz kolejny świetnie odwzorowano brudzenie się naszego samochodu. Po jednym okrążeniu w błotach Malezji nasz wypucowany Lancer jest nie do poznania. Możliwości tuningu optycznego ograniczono, co znów jest zapożyczeniem z Race Drivera, do wyboru kolorystyki naszego wehikułu.

Ostry jak Oleksy

Maroko czeka

Podobną, wysoką formę prezentuje zresztą cały silnik EGO, nie tylko część odpowiedzialna za pojazdy. Nie zestarzał się ani trochę, choć przyznać trzeba, że o rozwoju także nie może być mowy. Mamy rajdy nocne jak i dzienne, ale brakuje jakże potrzebnych efektów pogodowych, które niejednokrotnie mogłyby zmienić oblicze wyścigu. Mimo to, wrażenia graficzne jakie oferuje nam nowy DiRT są najwyższych lotów i, co ważne, wyświetlana w płynnych trzydziestu klatkach na sekundę. Otoczenie tras, malezyjska dżungla, kurz i piach w Maroko, bryzgająca pod kołami woda, oświetlenie, dalszy horyzont – nie przebije tego żadna obecna na rynku gra wyścigowa. Oby tak dalej, Codemasters! Oszałamiające wrażenie robią powtórki wyścigów, niejednokrotnie lepsze niż to co możemy zobaczyć w telewizji. Wspominam o nich jednak z tego względu, że po raz kolejny zapomniano o możliwości ich zapisu!

Mówiąc o oprawie warto też wspomnieć o wrażeniach dźwiękowych. Ścieżkę audio stanowi licencjonowany soundtrack złożony z mniej lub bardziej znanych kapel. Na pierwszy plan wybijają się nazwy takie jak Rise Against czy Franz Ferdinand. Najważniejsze, że mamy tu kawał porządnego, rockowego grania. Tym bardziej dziwi mnie fakt, że z tej muzyki praktycznie się nie korzysta! Gdy siedzimy w przyczepie, piosenki docierają do nas przytłumione, co ma naśladować efekt odbywającego się na zewnątrz koncertu. Podczas wyścigu towarzyszą nam jedynie dźwięki silnika, otoczenia i, ewentualnie, naszego pilota – muzyki tu nie uświadczymy. Na dobrą sprawę piosenki słyszymy jedynie podczas doczytywania kolejnych etapów i w trakcie oglądania powtórek.

[Głosów:0    Średnia:0/5]

4 KOMENTARZE

  1. Czekałem na dwie dobrze zapowiadające się gry NFS’a i właśnie Dirta 2. W Shifta już grałem i nie specjalnie mi się spodobał. Teraz nie pozostaje nic innego jak czekać na Dirta aż do grudnia.

  2. Jesli CMR2 jest punktem odniesienia. . . to krotko mowiac znow mamy do czynienia ze zrecznosciowka :-/CMR1 byl swietny. . . szkoda ze nie portuja tej wersji na aktualne wersje systemu. . .

Skomentuj Anonim Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here