Kiedy z głośników mojego komputera dobiegło „Wojna, wojna nigdy się nie zmienia” poczułem się dziwnie. Niby to samo, a jednak nie miało to uroku owej magicznej frazy znanej każdemu fanowi Fallouta. Czy było wypowiedziane bez odpowiedniej dawki emocji, a może po prostu w naszych głowach pasuje tam już tylko „War, war never changes”? Nie wiem, wiem natomiast, że poczułem się zawiedziony.

Lokalizacje gier to problem, z którym stykamy się coraz częściej. Samo umieszczenie słowa „problem” w poprzednim zdaniu wskazuje, że nie wszystko jest takie jak być powinno. Bo faktycznie, gracze dzielą się na tych, którzy lokalizacje wydawanych w Polsce produktów popierają jak i na tych, którzy są im całkowicie przeciwni. Rozwijający się również w naszym kraju rynek gier sprawia, że wydawcy coraz częściej decydują się na ten jakże ważki krok.

Sam należę do grona tych, którzy nie mają nic przeciwko lokalizacjom, z jednym tylko zastrzeżeniem – jeśli są one robione profesjonalnie i z głową. Wolę wręcz grać w naszym rodzimym języku. Nie zmusza mnie to do wysiłku i nie mam obaw, że umkną mi jakieś językowe niuanse, których nie wyłapię w wersji oryginalnej. Niestety, zdecydowanie zbyt często wybór wersji polskiej okazuje się pomyłką. Nie dlatego, że nasz język nie jest przystosowany do gier komputerowych, trudno go również określić mianem ubogiego – wszystko przez często skandaliczne wręcz tłumaczenia, a przede wszystkim przez aktorów którzy podkładają głosy. W olbrzymiej ilości przypadków ich głosy są bezbarwne, wyprane z wszelkich emocji, a cały monolog brzmi jakby został odczytany z kartki na apelu 1 majowym. Wielokrotnie zastanawiałem się skąd bierze się ów problem? Czy wynika on z niedoskonałości technicznych – aktor nie widzi sceny którą odgrywa i faktycznie nagrywa martwe dialogi z kartki, czy też poziom aktorstwa w naszym kraju jest tak marny? Trudno odpowiedzieć na to pytanie, tym bardziej, że przecież mamy w historii polskiego rynku niezwykle udane lokalizacje, z pionierskim Baldur’s Gate na czele, gdzie znani aktorzy (m.in. Fronczewski, Zborowski) odwalili kawał dobrej roboty pozwalając graczom doskonale wczuć się w realia świata BG.

Wielkie nazwiska na okładce choć może nieco pomagają (marketingowo) niekoniecznie są gwarancją sukcesu procesu lokalizacyjnego, czego świetnym przykładem okazał się Mass Effect, gdzie Marcin Dorociński w roli Sheparda wypadł delikatnie mówiąc – nieprzekonywująco. Jakby dla kontrastu, strzałem w dziesiątkę zaś okazał się nieznany wcześniej nikomu Jacek Rozenek, który użyczył głosu Geraltowi z Wiedźmina.

Drewniane dialogi i syndrom czytania z kartki (vide intro do polskiej wersji Mirror’s Edge PC) nie są jednak jedyną przyczyną niepowodzeń. Często za fiasko lokalizacji odpowiada wydawca, który decyduje się wykonać ją jak najniższym kosztem. Efektem tego jest kompletny brak konsultacji z fachowcami, którzy mogliby zweryfikować użyte w tłumaczeniu słownictwo. Może udałoby się wtedy uniknąć takich koszmarów jak „maczuga ze skrzydełkami”, która straszyła mnie w Mount&Blade? Tego typu wpadki, choć pozornie mało znaczące sumarycznie składają się na znaczne obniżenie oceny lokalizacji wykonywanych przez rodzimych dystrybutorów, a w konsekwencji zniechęcenie graczy do polskich wersji gier.

Szczęśliwie w większości wypadków wydawca pozostawia nam możliwość wyboru – pełna wersja PL, pełna wersja ANG czy też wersja ANG z polskimi napisami. Mnie coraz częściej najbardziej odpowiada trzecia z wymienionych opcji. Unikam w ten sposób bezpłciowego voice actingu nie narażając się równocześnie na problemy ze zrozumieniem bardziej zawiłych kwestii. I choć chętnie zagrałbym w pełną wersję PL nasi wydawcy coraz częściej mnie do tego zniechęcają. Szkoda…

[Głosów:0    Średnia:0/5]

14 KOMENTARZE

  1. Mam dokładnie to samo odczucie, iż wersje fullPL są jakieś takie płaskie, jakby wyprane z emocji. Dlatego też jedyną sensowną opcją jest ANG+PL sub, a dlaczego tak? Bo nie chce mi się już, tak jak było w przypadku F2 siedzieć nad grą ze słownikiem w ręku :-PSwoją drogą nic mnie tak angielskiego nie nauczyło jak właśnie Fallouciki 😀 I kto jeszcze śmie powiedzieć, że gry nie kształcą :-]

  2. Sam się zżymałem na „Chłopca” Ochłapa z Fallout 3, ale bądźmy też szczerzy czasem to co brzmi dobrze po ang 😉 już w naszym pięknym języku takie nie jest choćbyś się nie wiem jak gimnastykował.

  3. „Szczęśliwie w większości wypadków wydawca pozostawia nam możliwość wyboru – pełna wersja PL, pełna wersja ANG czy też wersja ANG z polskimi napisami. „W większości? Chyba żyję w jakimś innym kraju, bo dla mnie to wciąż zdecydowana mniejszość. Chyba że zmieniło się to w ostatnim roku, bo ja głównie kupuję gry z tanich serii po <=30zł. Nigdy, ale to nigdy nie zagram po polsku w żadną grę, gdzie słowa odgrywają ważną rolę. Sorry, ale poziom tłumoczeń i aktórstwa (bo tłumaczeniem i aktorstwem ciężko to nazwać) niszczy całą przyjemność z gry. No dobrze, może nie nigdy – ponoć są tłumaczenia lepsze od oryginału – Bard’s Tale PL łypie na mnie z półki, czekając na swoją kolej 🙂 Zobaczymy. Ale żeby nie było tak sielankowo – nie wszystkie gry po angielsku mają dobre głosy. Ostatnio próbowałem zagrać Two Worlds, ale niestety po 5 minutach wyłączyłem – drewno w dialogach osiągnęło rekordowe wysokości. Z tym że to polska produkcja :> Zaraz potem włączyłem Vampire Bloodlines (wstyd że dopiero teraz 😛 ), i tutaj realizacja dialogów mnie oczarowała. Reasumując – jeśli wydawca nie da mi możliwości zagrania po angielsku, nie kupię jego gry. Zresztą ostatnio obraziłem się na dwóch największych dystrybutorów – za skandale z ME i F3. Chcą żeby ludzie kupowali oryginały? Niech wydają porządne produkty.

  4. Mirror’s Edge w wersji polskiej spowodował u mnie uśmiech. . . politowania. Aktorstwo drewniane tak, że bez problemu ludzie podkładający głosy odnaleźliby się w nowej ekranizacji przygód Pinokia. Pamiętam starego Dungeon Keepera. Polonizacja zrobiona z przysłowiowym jajem(opisy krain które podbijamy). Mało dialogów w czasie samej rozgrywki każą mi zaliczyć spolszczenie do udanych. Ogólnie wystrzegam się polonizacji jak diabeł święconej wody, chyba że już naprawdę nie istnieje inna opcja (jak na przykład Diablo 2, niestety). Polskie napisy – czemu nie, powinna być zawsze obecna taka opcja, jak w przypadku filmów na DVD. Ktoś chce się posiłkować polonizacją – proszę bardzo, ale dajmy możliwość wyboru.

  5. Najgorzej gdy taki sam wyraz gra używa w innym miejscu wtedy nawet synonim „chłopca” nie załatwi sprawy. Poprawiając w jednym miejscu tłumaczenie możemy je zepsuć w kilku innych miejscach.

  6. Jacek Rozenek jako Geralt wymiata głosem w każdym razie dla mnie;p Teraz jak sobie czytam po raz kolejny cykl o Wiedźminie to wyobrażam sobie, że Geralt mówi właśnie jego głosem;p Chociaż fakt faktem też najbardziej lubie w grach wersje ANG z polskimi napisami bo drewniany głos mnie wkurza a zazwyczaj czytam podpis nie słuchając drętwego głosu.

  7. Nie wiem, nie jestem ekspertem, ale wydaje mi się, iż dubbingi wypadają dennie dlatego, iż aktorzy dostają do ręki listy dialogowe a nie scenariusze. Co gorsza, tłumaczeń dokonuje się również na podstawie samych list dialogowych. Nie jestem pewien, ale coś tak czuję. Nie lubię dubbingu czy lektora, zarówno w filmach jak i w grach, a muszę tu dodać, że nie jestem jakimś wymiataczem, jeżeli chodzi o język angielski. Czasami jednak wolę zgubić jakiś fragment dialogu, niż zepsuć sobie cała grę drętwotą aktorzyny, odwalającego typową chałturę.

    • Nie wiem, nie jestem ekspertem, ale wydaje mi się, iż dubbingi wypadają dennie dlatego, iż aktorzy dostają do ręki listy dialogowe a nie scenariusze. Co gorsza, tłumaczeń dokonuje się również na podstawie samych list dialogowych. Nie jestem pewien, ale coś tak czuję.

      Jasne że tak jest, w 99% przypadków. I potem wychodzą kwiatki w rodzaju zupełnie złej intonacji, tempa czy też zaakcentowania wypowiedzi. Jestem na to bardzo czuły, bardzo mnie to wkurza. Zresztą panowie od Wiedźmina chwalili się, że u nich właśnie było inaczej – dialogi były nagrywane jak rozmowy – sadzano aktorów naprzeciw siebie, obok zawsze była osoba posiadająca wiedzę nt. sceny i kontekstu.

  8. Może tutaj jak zwykle wypowiadają się sami hardcorowi gracze, dla których oryginalne teksty z jakiejś gry są ważne. Ale jeśli chcemy rozwoju rynku, to tylko dubbing. Raczej mało kto ma ochotę siedzieć ze słownikiem w ręku nad grą. Co do poziomu – nie udawajmy że wszystkie produkcje po angielsku są wyśmienite – jest wręcz przeciwnie. Ale ludzie się zachwycają, bo słabo angielski znają :)Dość podobna sytuacja jak choćby z tekstami piosenek rockowych po polsku i po angielsku -wiele osób się śmieje z polskich, że słabe itd. Radzę poczytać angielskie oryginały, ale po co najmniej 5 letnim intensywnym kursie angielskiego. A o takich sprawach jak choćby akcent już nie wspomnę, na ten temat ludzie wPolsce nawet w miarę dobrze znajacy angielski zazwyczaj pojęcia nie mają 🙁

  9. Wersje full PL do mnie nie przemawiają. Najsensowniejszym rozwiązaniem obecnie jest jak to niektórzy sugerowali wersja ANG z polskimi napisami. Polskie aktorstwo nie jest na niskim poziomie. To raczej kwestia tego ze głos podkładają najczęściej ludzie, którzy nawet gry na oczy nie widzieli chyba. Do tego razi czasem kiepsko odwzorowane słownictwo. Mam tutaj choćby świeżutki przykład: KillZone2. Gra niby od 18 lat a przekleństwa zostały przetłumaczone na ‚cholera’ itp xD Śmiech na sali. Już teraz wiem ze wybiorę wersje ANG. Trzeba jednak przyznać, że i tak jest lepiej niż parę lat temu, gdzie zdarzały się wersje wręcz ‚polskawe’

    • Najsensowniejszym rozwiązaniem obecnie jest jak to niektórzy sugerowali wersja ANG z polskimi napisami.

      Nie do końca. Wiele jest gier cRPG, gdzie kwestie postaci gracza to tylko tekst, który miałby być po polsku. To rodzi dwa problemy. Skąd mam wiedzieć, że zostaną przetłumaczone dobrze? Poza tym takie funkcjonowanie w dwóch językach nie jest wygodne – „mówię” coś po polsku, i słucham odpowiedzi po angielsku. Ach, jest jeszcze jedna niedogodność – angielskie napisy pozwalają są bardzo pomocne, gdy nie zrozumiałem do końca co odpowiada postać.

  10. A ktoś grał we Wiedźmaka po angielsku? Bo się zastanawiam jak przetłumaczyli text gdy Geralt pyta Talara:- Co słychać?- Stare ku@#y nie chcą zdychać!rozwaliło mnie to tak że się przez 5 minut po dywanie turlałem 😛

    Dość podobna sytuacja jak choćby z tekstami piosenek rockowych po polsku i po angielsku -wiele osób się śmieje z polskich, że słabe itd.

    sugeruję posłuchać sobie kapeli Totentanz mają naprawdę konkretne texty.

    Jacek Rozenek jako Geralt wymiata głosem w każdym razie dla mnie

    Ja najpierw myślałem, że to Żebrowski :-]

  11. Dla mnie wersja angielska to podstawa. Tlumaczenia sa jednak zalosne, co niestety mnie razi, bo znam angielski. O dubbingach juz nawet nie wspominam, bo ten „fenomen” na calym swiecie psuje zabawe. Zarowno w filmach, jak i w grach. Jest pewna grupa lektorow zawodowych, ktorzy maja doswiadczenie, tyle ze przekonywujacy zbytnio nie sa. A nawet jesli, to ich glosy zupelnie nie pasuja do odgrywanych postaci. Niestety dubbing jest wynikiem wtornego analfabetyzmu. Ludzie nie potrafia czytac, albo sa w tym tak slabi, ze nie nadazaja nawet za uproszczonymi dialogami w filmach, nie wspominajac o pelnym tlumaczeniu. Oczywiscie pomijam tu staruszki, ktore zwyczajnie napisow nie widza bez lupy :POczywiscie pomijam pozycje wydane w bardziej egzotycznych jezykach, bo tam tlumaczenie byc powinno, choc i w tym przypadku Amerykanom wychodza one jakby lepiej. Wiec znow kolo sie zamyka i wybor pada na wersje angielska gry.

  12. u nas głównym problemem jest to, że dubbing zatrzymał się na kreskówkach dla dzieci. Naprawdę tylko nieliczni są w stanie dodać coś od siebie, lub znajdują się osoby za „sterami” zdolne ich dobrze poprowadzić. Czy ktoś pamięta świetny (wręcz niedościgniony do tej pory) dubbing w polskiej wersji Dungeon Keeper`a? To bezapelacyjnie mistrzostwo świata, nie należy zapominać też o Larrym z Jerzym Stuhrem czy Szymonie Czarodzieju (tam chyba jeden aktor wszystko robił praktycznie). Potem coś się podziało, wszedł „profesjonalizm” (głównie finansowy) i wszystko zostało zrównane do jednego poziomu, od lat nie ma naprawdę dobrego dubbingu, który pokazałby, że można to zrobić naprawdę świetnie (a myślę, że można). Nawet Wiedźmin niespecjalnie wybił się ponad dzisiejszą miernotę, poza paroma wyjątkami reszta głosów budzi raczej zażenowanie niż jakieś sensowne odczucia. F3 na dzień dobry wita nas „słabym” głosem, skutecznie niszczącym tak kultową kwestię wypowiadaną przez R. Perlman`a, w praktyce masakruje ten monolog. Jedynym jakimś ciekawym pomysłem było zastosowanie lektora w STALKER-ze pomysł naprawdę był rewelacyjny ponieważ bazował na naszych przyzwyczajeniach do tego typu rozwiązań w TV. Również niezłym pomysłem wydał mi się pan Olbrychski, głos pasujący do gry niestety ostro pocięty i skompresowany momentami by dłuższe polskie dialogi zmieścić w krótkich scenkach przerywnikowych. Słuchając polskich dubbingów bardzo łatwo mi uwierzyć, że robią to ludzie głusi na dodatek bez przekonania. Kolejna kwestia to zastępy osłuchanych aktorów, kreskówkowych, którzy zawsze będą mieli tą łatkę i niestety u odbiorcy przy każdym słuchaniu zapali się w głowie lampka cartoon networks i inne. Polskie tłumaczenia są dla mnie raczej doskonale obojętne w sumie faktycznie częściej lepszym rozwiązaniem są napisy i oryginalna ścieżka dźwiękowa niż główny bohater mówiący głosem papy smerfa. Tłumaczenia twórców dubbignów nie przekonują mnie zbytnio, problemy techniczne są wszędzie ale żeby od kilku lat stać w tej kwestii w miejscu i nie szukać ich rozwiązania to już jednak w jakiś sposób świadczy o sposobie podejścia do klienta.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here