Capcom zwierzył się japońskiemu magazynowi Famitsu, że pracuje nad sequelem popularnej gry akcji z elementami RPG. Szykuje się jeden z pierwszych prawdziwie online-owych tytułów na PlayStation Portable.

Do tej pory na łamach naszego wortalu mogliście przeczytać o sielankowej wizji e-sportu. Wszyscy grają, bo lubią i czerpią z tego korzyści materialne. W wielu wypowiedziach poruszany był temat Korei, o której marzą wszyscy zawodowcy. Postanowiliśmy porozmawiać z Krzysztofem „Draco” Nalepką profesjonalnym graczem StarCraft’a który spędził w Korei osiem miesięcy. Na wschodzie zmierzył się z zupełnie nowym podejściem do e-sportu daleko odbiegającym od naszego rodzimego podwórka.

Krzysztofowi Nalepce udało się i spełnił swoje marzenia. W wieku 18 lat przeniósł się do Korei gdzie zmierzył się z najlepszymi strategami StarCraft’a. Do jego sukcesów można zaliczyć chociażby zwycięstwa w takich turniejach jak Rymarov Spring 2007, WCG Poland 2006, DreamHack 2006 czy PGL w 2007, gdzie wygrał 16 000 zł a jego finałowy pojedynek oglądało ponad milion osób. Czy o Draco można mówić jak o legendzie Polskiego e-sportu? My uważamy, że tak i zapraszamy was do lektury.

Valhalla: Czym dla ciebie jest StarCraft?

Krzysztof Nalepka: Trafniejszym pytaniem byłoby pytanie o to, czym był dla mnie StarCraft. Na dzień dzisiejszy to jedynie szereg wspomnień, tych lepszych i gorszych. StarCraft wytyczył drogę na kilka lat mojego życia głównie za sprawą rywalizacji, która napędza krew w moich żyłach od młodości. Nim zacząłem grać w S.C. uprawiałem różnego rodzaju sporty zaczynając na piłce nożnej kończąc chociażby na lekkoatletyce z mniejszymi, lub większymi sukcesami.

Valhalla: Wyjazd do Korei był dla ciebie przygodą czy może raczej szansą na spełnienie swoich marzeń?

KN: Był jednym i drugim. Dziś już to wiem, choć lecąc do Korei kierowałem się tylko jedną myślą – chęcią osiągnięcia sukcesu. Wiem, że zabrzmi to dosyć banalnie niczym wyuczona kwestia z filmów, lecz kiedy wylądowałem na lotnisku w Seulu miałem łzy w oczach. Marzyłem o tym przez trzy lata, nie raz leżąc w łóżku przed snem, próbując sobie wyobrazić jakby to było gdybym był progamerem w Korei, odległej o tysiące kilometrów. Po trzech latach, gdy wysiadałem z samolotu nie mogłem uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. Jednak przebywając dziś w Krakowie i patrząc na to wszystko z perspektywy czasu jestem bardziej skłonny powiedzieć, że była to po prostu niezwykle pouczająca i ciekawa przygoda.

Valhalla: Twoje pierwsze wrażenie po przylocie na miejsce i spotkaniu z kolegami z organizacji?

Wszyscy uciekli ze strachu przed mistrzem

KN: Można powiedzieć, że do Korei poleciałem w „ciemno”. Nim udało mi się dołączyć do zawodowego zespołu (Ongamenet Sparkyz) mieszkałem u kolegi z USA, byłego zawodowego gracza, który nadal przebywa w Seulu. Dopiero po dwóch tygodniach przeprowadziłem się do apartamentu team’u. Ciężko w zasadzie opisać moje pierwsze wrażenia, ponieważ byłem wszystkim zachwycony. Czułem się jak na haju. Dosyć mocno utrwaliła mi się w pamięci atmosfera podczas pierwszego dnia treningu. Cały practice-room pogrążony w ciszy, każdy w pełnym skupieniu wystukiwał dźwięki klawiszy, które zdawały się mówić „to ja będę kolejnym wygranym starligi!”. Tego dnia żarty się skończyły, a sam StarCraft przestał być dla mnie jedynie zabawą. Przez kolejnych osiem miesięcy trenowałem razem z zespołem po trzynaście i pół godziny dziennie.

Valhalla: Powiedz nam czy w Korei można mówić o kulturze Starcrafta?

KN: Myślę, że z całą pewnością tak. StarCraft w Korei stał się prawdziwą dyscypliną sportu, posiadającą jedyną w swoim rodzaju oprawę medialną. Tłumy piszczących nastolatek podczas spotkań mogłyby wskazywać bardziej na to, że znaleźliśmy się na koncercie Enrique Iglesiasa, a nie na turnieju gier komputerowych, które zdawać by się mogło są typowo męską rozrywką.

Valhalla: Ile godzin dziennie spędzałeś na treningach?

KN: Tak jak już wcześniej wspomniałem było to z zegarkiem w ręku trzynaście i pół godziny czystego treningu. Wstawałem rano o godzinie 9 a nie raz chodziłem spać o 2 lub 3 w nocy, za każdym razem będąc wycieńczony olbrzymią dawką ćwiczeń. Używając sformułowania „czysty trening” mam na myśli zakaz korzystania z komunikatorów, przeglądania stron internetowych itp. Nad przestrzeganiem harmonogramu czuwało czterech trenerów.

Valhalla: W jakim stopniu nowy styl życia i treningi wpłynęły na twoją grę?

KN: Przeskok, jakiego dokonałem porównałbym do poziomu matematycznego zaawansowania tabliczki mnożenia i całek. Głównie mam tutaj na myśli umiejętność rozumienia gry. Trening w gronie kilkunastu osób jest o wiele bardziej wydajny. Można dzielić się swoimi pomysłami, uwagami, radami, już nie wspominając o atmosferze wzajemnej motywacji. Każdy chciał grać w cotygodniowych meczach proligi, na które trener mógł wystawić jedynie sześciu graczy.

Valhalla: Czy barierę językową stała się dla ciebie uciążliwa?

Krzysztof atakuje…

KN: Bariera językowa… Dwa słowa, które mogą wiązać się z tysiącami problemów, których ogromu nie potrafiłby wyobrazić sobie człowiek o największej wyobraźni. Dwa słowa, w których zawiera się niemalże cała odpowiedź na pytanie „dlaczego wróciłem”. Zaczynając od setek mniejszych incydentów, kończąc na większych nieporozumieniach. Kultura koreańska jest niemalże całkowicie inna od europejskiej. Obowiązuje między innymi zasada szacunku wobec starszej osoby, nawet, jeżeli dzieli nas różnica jednego roku. Słowo szacunek ma tutaj dosyć głębokie znaczenie – każde zdanie wypowiedziane po koreańsku musi zawierać odpowiednie formy, należy podporządkowywać się osobie starszej, słuchać jej poleceń. Osoba starsza ma więcej przywilejów, a obowiązki spadają na osoby młodsze. Pod tym jak i wieloma innymi względami musiałem się podporządkować, co nie było zbyt łatwe, choć z wszystkich tych rzeczy zdawałem sobie sprawę przed przylotem i liczyłem się z tym, że tak będzie. Nie przewidziałem tylko jednego – tego, że gdy ja przystosowywałem się do kultury koreańskiej względem innych osób one traktowały mnie nadal jak obcego. Przykładowo: ja musiałem przestrzegać wszystkich zasad wobec starszych, ale młodsi ode mnie już ich nie przestrzegali względem mnie. Dochodziło do jakichś sprzeczek? Kto je rozwiązywał? Trener. Wyobraźmy sobie teraz sytuację dosyć dobrze nam znaną z dzieciństwa: rodzeństwo kłóci się, każde z nich przedstawia rodzicom skrajnie przeciwną wersję powodu kłótni. Problem pojawia się, gdy tylko jedna ze stron przedstawia swoje racje, a druga nie ma nawet ku temu sposobności. Zawsze jest się na przegranej pozycji. Jedna osoba cię nie polubiła? Zacznie o Tobie wygadywać złe rzeczy, a ty mało tego że nie możesz się w żaden sposób bronić to nawet nie wiesz, co kto o tobie mówi stojąc dwa kroki od ciebie. To się udzieli kolejnym osobom i stąd już bliska droga do tego żeby nie posiadać zbyt dobrych stosunków z większą ilością osób. Samotność, brak zrozumienia, ciągły stres – to wyjątkowo krótkie streszczenie konsekwencji bariery językowej.

Valhalla: Po przejściu na pełen profesjonalizm gra w SC sprawiała ci przyjemność czy może raczej traktowałeś to, jako pracę, do której wkradała się rutyna?

KN: Nawet najlepsze hobby uprawiane po przeszło trzynaście godzin dziennie zaczyna być nieco monotonne. Kończąc codzienny trening z ulgą przyjmowało się myśl, że można odejść od komputera, lub wyjść na świeże powietrze, lecz najczęściej wolny czas ograniczał się jedynie do posiłków i snu. Pomimo tego każdy z nas wiedział, co tak naprawdę kocha robić w swoim życiu i że słusznie się poświęca. Myślę, że piłkarz spytany o to samo pytanie odpowiedziałby w podobny sposób.

Valhalla: Powiedz nam, jakie uczucia ci towarzyszyły, kiedy grałeś na scenie przed tysięczną widownią na sali jak i milionową przed TV?

i przynajmniej 95% graczy przegrywa

KN: Gdy poleciałem do Korei miałem już na swoim koncie pewne sukcesy i nie raz przyszło mi występować przed publicznością, choć oczywiście nie tak wielką jak w Korei czy w Chinach. Doświadczenie nauczyło mnie, aby nie dopuszczać do głowy tego typu myśli, dlatego też nigdy nie zastanawiałem się nad tym jak wiele osób w danym momencie śledzi moje poczynania. W danej chwili liczyłem się tylko ja i mój przeciwnik.

Valhalla: Co robiłeś w wolnej chwili w Korei? Zwiedzałeś, bawiłeś się?

KN: Kilka razy zdarzyło mi się wyjść ze znajomymi, którzy ograniczali się jedynie do byłych zawodowych graczy nie-koreańskich, którzy mieszkają do dziś w Seulu. Jedynie z nimi mogłem porozmawiać we wspólnym języku, choć i tak nie był to oczywiście język ojczysty. Nie zdarzało się to również zbyt często. Powód był prosty – po sześciu dniach nieustającego i wykańczającego treningu nikt tak naprawdę nie miał ani sił ani ochoty na to, aby gdzieś wyjść i zabalować. W szczególności, jeśli następnego dnia, w poniedziałek, trzeba wstać o godzinie 9 nad ranem. Zdecydowaną większość niedziel poświęcałem na odsypianie minionego tygodnia i nabieranie sił przed kolejnym.

[Głosów:0    Średnia:0/5]

12 KOMENTARZE

  1. Faktycznie niemiła sytuacja być sam jak palec w obcym środowisku. Dla bohatera wywiadu – respekt 🙂 Dla Węża za wywiadzik brawa ode mnie

  2. powtórze to co carnage powiedział, szacunek dla draco ( ja bym na jego miejscu po 2 tyg wrócił do Polski) i gratulacje dla Marcina za dorwanie naszego Pro gammera i przeprowadzenie z nim bardzo ciekawego wywiaduZ czasem poswiecanym na trening jest róznie. . . Grubby legenda warcrafta w wywiadach mówił ze średnio 2h dziennie spedzał nad gra. Za to Moon, koreanska super gwiazda minimalnie 10h maltretował w3

  3. To, co mnie najbardziej zainteresowało to różnica kulturowa, z jaką zetknął się Krzysiek. Wszystkim tak naprawdę się wydaje, że e-sportowcy mają jak u Pana Boga za piecem. Wywiad z Draco ukazuje nam całą prawdę o Koreańskim, gamingu który swoją wysoką pozycję zawdzięcza ciężkiej pracy.

  4. Bardzo mily wywiad, kilka ich czytalem ale teraz dopiero wiem co sie naprawde tam stalo, jak zawsze dobra praca Marcin. Swoja droga, strasznie przykre i nie sprawiedliwe jest postepowanie koreanczykow,jednak ich kultura bedzie nadal niezrozumiala dla nas. Najwieksze wspolczucie dla Draco, gdyby bylo kilka osob, z ktorymi moglby sie dogadac, moze nadal by gral w Korei i wygrywal coraz wiecej.

  5. Dla mnie zawsze będzie Pro. Oglądałem setki jego replayi i robie to nadal. Kibicuje mu teraz w TSl. Świetny wywiad.

  6. Bardzo fajny wywiad, gratki Zarnuk. Podziwiam Draco, ze wytrwal tam az 8 miesiecy. 13h treningu dziennie? To jest CHORE! Po 4 pewnie juz czlowiek wysiada i jego osiagi zamiast w gore ida w dol, a co dopiero po ponad pol doby spedzonej przed komputerem. Po 10 godzinach juz chyba bardziej prawdopodobne jest oslepniecie niz nauczenie sie czegos nowego. . .

  7. Wywiadzik przukuwa uwagę swoją odmiennością, ciekawy temat, arcy-ciekawy rozmówca i wyjaśnione co tak naprąwdę się stało!Chciałoby się poczytać więcej dogłębnych pytań i jeszcze bardziej szczegółowych bo to tylko rozbudziło apetyt ale pewnie już nie chciałeś już pewnie męczyć Draco bo to cieżkie tematy. Gratz dla obu Panów i wbijać w tych co mogą mieć jakokolwiek pretensje do Draco,Zarnuk zaraz poszukam i chętnie poczytam sobie więcej Twoich tekstów 🙂

  8. Ostra jazda z tą korą. Mówię wam. . . oni nam kiedyś zrobią holokaust:P Bardzo fajny wywiad. Draco, jak dla mnie liczy sie to, co już osiągnąłeś, a nie to, co sobie odpuściłeś dla świętego spokoju;)

  9. Bardzo ciekawie dobrane pytania. Udalo nam sie poznac duzo ciekawych faktów i zapewne jest to cenna informacja nie tylko dla sceny sc. Gratuluje tego co juz osiagniete i zycze dalszych sukcesow

Skomentuj Michał Kozieł Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here