Premiera trzeciej części Fallout wywołała sporo kontrowersji oraz niezliczoną ilość kłótni pomiędzy graczami. Fani pierwszych dwóch części wieszali psy na firmie Bethesda za spłaszczenie, ułatwienie i „zoblivionowanie” postapokaliptycznego cRPGa. Faktem jednak jest, że F3 dostał bardzo wysokie noty (91/100 według metacritic.com oraz 90,3% według gamerankings.com), więc prędzej czy później musiał zostać zapowiedziany następca.

Nintendo ma kilka bardzo luźnych serii gier, przy których bawić może się praktycznie każdy – niezależnie od wieku i upodobań. Są zabawne, proste w obsłudze i wręcz nieprzyzwoicie „miodne”. Z całą pewnością zalicza się do nich zlepek mini-gier pod tytułem Mario Party. Nie można zapominać o Mario Kart, czyli niezwykłej wizji wyścigów, spod szyldu Wielkiego N. Ale pamiętać należy również o Super Smash Bros. – serii bijatyk, sięgającej swymi korzeniami czasów Nintendo 64. Jej kolejna część już pod koniec zimy ukaże się na Wii. Tak więc Get ready to brawl!

Słowo bijatyka może tu jednak być bardzo mylącym, gdyż jeśli o gry wideo idzie, to natychmiast nasuwa ono na myśl kompletnie nietrafione w tym przypadku skojarzenia. Dwójka dobrze zbudowanych wojowników albo jeszcze lepiej zbudowanych wojowniczek, tryskająca krew, trzask łamanych kości i uczucie walki na śmierć i życie o jakiś wielki skarb to zdecydowanie nie są klimaty Super Smash Bros. Jeśli ktoś szuka odpowiednika Tekkena na konsoli Nintendo i zwrócił swoją uwagę właśnie ku SSBB, to bez udawanego przygnębienia mogę takiemu delikwentowi zaproponować zakończenie lektury już w tym miejscu, bo wiele dla siebie w poniższym artykule raczej nie znajdzie.

Mogę śmiało stwierdzić, iż gdyby istniał taki przymiotnik jak „Nintendowy”, to z pewnością właśnie przy jego pomocy określiłbym Brawla. Pełno tu humoru oraz znanych i lubianych postaci, a czystej zabawy nie stara się zmącić żadna bzdurna, odsmażana sto tysięcy razy historia walki o tytuł Króla Żelaznej Pięści.

Ekipa

Cała plejada gwiazd

Firma z Kioto nie potrzebuje, jak Tecmo czy Namco, tworzyć taśmowo nowych postaci po to, by wydać interesującego fightera. Ojcowie pewnego wąsatego hydraulika najzwyczajniej w świecie nie muszą tego robić! Należy bowiem pamiętać o tym, że Super Smash Bros. to istny festiwal mniej lub bardziej kultowych, ale z całą pewnością rozpoznawalnych bohaterów. Do tej pory ujawniono tożsamość dwudziestu jeden mieszkańców najróżniejszych światów, którzy zmierzą się ze sobą za pośrednictwem Wii. Trochę mniej niż połowa z nich to postacie, w serii SSB pojawiające się po raz pierwszy. Zobaczymy wśród nich na przykład Sonica od Segi. Jak widać – po sportowej potyczce z Mario w „Olympic Games” Niebieski Jeż ma sporą ochotę na rewanż. Poza Soniciem do puli postaci dołącza również Samus Aran znana z serii Metroid Prime, trzy kolejne Pokemony oraz zwariowany i przesympatyczny Wario wraz ze swoim zawsze czerwonym nosem i wszechobecnym uśmiechem od ucha do ucha. Pojawią się też takie postaci jak Pit (Kid Icarus), Ike (Fire Emblem), Diddy Kong (Donkey Kong) lub Lucas (Mother 3).

Celowo nie wspomniałem jeszcze o takim jednym delikwencie, którym zupełnie mi do tej paczki nie pasuje. Jest to…Solid Snake. Może i crossover Konami z Nintendo ma pełne prawo być ciekawym przedsięwzięciem, ale Wąż po prostu nijak nie komponuje się z resztą takiej paczki. Oczywiście, znalazłoby się tu kilka poważnych postaci, które nie poznały na własnej, wirtualnej skórze pojęcia „Super-Deformed”, ale jakoś nie jestem w stanie oswoić się z myślą, iż główny bohater sagi Metal Gear będzie dostawał w tyłek od Pikachu, czy innego Kirby’ego. No to się po prostu nie godzi! Zostawmy jednak tego biednego Solida.

Wartym odnotowania jest to, że poza wspomnianymi, grywalnymi postaciami pojawią się też tak zwani Assist Trophies, możliwi do przyzwania w odpowiednim momencie walki. Nie będziemy co prawda mieli nad nimi bezpośredniej kontroli, ale przyzywanie do chwilowej pomocy NintenDoga, Androssa ze StarFox Adventrues, czy od biedy nawet Gray Foxa – drugiego przybysza z Metal Gear Solid (skądinąd, martwego już blisko od dziesięciu lat) z pewnością okaże się przydatne.

Pełno w środku

Jeśli chodzi o ilość atrakcji, to Super Smash Bros. Brawl raczej ciężko cokolwiek zarzucić. Przede wszystkim imponuje liczba dostępnych opcji, bonusów oraz trybów. Na początek możemy założyć własny profil i spersonalizować dla niego sterowanie, którego w SSBB znajdą się cztery rodzaje. Poza tym, gra nagradzać nas będzie najróżniejszymi naklejkami, a z nich utworzyć będzie można własny album. Dodatkowo da się jeszcze robić zdjęcia podczas gry, zapisywać je i dzielić się nimi ze znajomymi za pośrednictwem Wi-Fi.

Nie brakło też, co z resztą u Nintendo jest typowe, mini-gier. W SSBB znalazły się dwie takowe. Pierwsza (Home-Run Contest) polega na tym, by w parach lub pojedynczo (zależnie od upodobań) jak najdalej wyrzucić worek pełen piasku. Jeśli mam być szczery – nic specjalnego. Druga dodatkowa gierka prezentuje się już trochę lepiej. Target Smash, bo tak właśnie się ona nazywa, polega na tym, by w najkrótszym możliwym czasie zniszczyć dziesięć rozsianych po całej arenie celów. Najlepsze wyniki oczywiście zapisane zostaną w naszym profilu, ale to jeszcze nic. Można bowiem nagrywać powtórki ze swoimi wyjątkowymi osiągnięciami i chwalić się nimi przed znajomymi, którzy również posiadają Wii.

Najlepszym z dodatków moim zdaniem jednak nie jest żaden z powyższych, ale ten, pozwalający na samodzielne konstruowanie aren do walk. Jeśliby się liczne dostępne światy komuś znudziły, to zawsze może on samemu stworzyć własnny i rozpocząć bitwę na jego powierzchni. Oczywiście z tego elementu również można uczynić swoisty towar eksportowy i pochwalić się nim przed innymi graczami.

Dostępne będą jeszcze tryby zupełnie typowe – Classic (normalny Single Player) i Training, którego chyba objaśniać nie muszę. Dodatkowo można jeszcze tworzyć sobie turnieje, nawet dla trzydziestu dwóch zawodników i samemu w nich zwyciężać, w celu zdobycia dostępnych trofeów.

MPFTW!

Czyli po prostu MultiPlayer For The Win! To hasło zdaje się wprost idealnie pasować do opisu Super Smash Bros. Brawl. Wspomniałem już o tym, czym można dzielić się z innymi graczami. A jest to prawie wszystko. Albumy, screenshoty, powtórki, a nawet domowej roboty mapy. Nintendo nie musi nawet tworzyć do tej gry żadnych ewentualnych dodatków. W tej kwestii bowiem firmę z Kioto chętnie wyręczą rzesze graczy, składające się na community serii SSB.

Yoshi bije Pikachu?!

Jednak to nie dodatki, które można eksportować są rzeczywistą istotą MultiPlayera. Prawdziwie wielką rolę odegrają przecież właściwe walki, w których uczestniczyć będzie mogło do czterech zawodników jednocześnie. Dzięki takiemu zabiegowi potyczki z całą pewnością staną się dużo bardziej efektowne i dynamiczne. Gracze mogą walczyć w parach, ale dostępny jest również klasyczny Deatmatch, kiedy to czwórka postaci robi wszystko, by zrównać z ziemią pozostałych. Emocji z pewnością nie braknie, a zważywszy na to, iż Super Smash Bros. Brawl nie jest tak techniczny jak większość dostępnych na rynku bijatyk, to szybkość łącza nie odgrywa tu bardzo dużej roli, gdyż opóźnienia nie są odczuwalne w tak znacznym stopniu. Podczas gdy w Virtua Fighterze liczy się każdy ułamek sekundy, tutaj można bezstresowo bawić się nawet, kiedy od czasu do czasu zdarzy się jakiś niewielki lag.

Na początku był Chaos

Póki co jest pięknie. Gra jest szybka, dynamiczna i bardzo efektowna. Mnóstwo postaci, wiele aren i porozrzucanych po nich power-upów gwarantuje wyśmienitą zabawę Do tego nie sposób odmówić jej różnorodności i, w przypadku Wielkiego N, dosyć rzadko spotykanego nastawienia na rozgrywkę wieloosobową. Nie ma jednak takiego tytułu, w którym nie pojawiałby się żaden zgrzyt, choćby najdrobniejszy.

W przypadku nadchodzącego późną zimą Super Smash Bros. ową łyżką dziegciu jest nieład, który może się od czasu do czasu pojawiać w trakcie zabawy. Czasem na ekranie dzieje się tyle, ze wprost nie sposób tego wszystkiego ogarnąć. A trzeba w tym całym bałaganie nieustannie śledzić swoją postać i wydawać jej polecenia, kiedy wszystko wokół pali się i wali nam na głowę.

Najgorsze w tym wszystkim jest to, iż taki defekt może nastręczać pewne problemy ze sterowaniem przy pomocy Wii-mote’a. Oczywiście, jak ktoś chce to podepnie sobie do Wii pada od GameCube’a albo będzie używał Classic Controlera, ale jeśli delikwent żadnej z tych dwóch rzeczy nie ma „na stanie”, to może być kiepsko. Manewrowanie rękoma tak, by wydostać się z centrum szaleństwa może czasem okazać się trudniejsze niż walka z przeciwnikami sama w sobie.

Bling, bang

Mario bije Linka. Nie wszystkim się to spodoba

Oprawa graficzna w SSBB wypada naprawdę nieźle. Oczywiście widać, że nie jest to poziom Xboxa 360, czy PlayStation 3, ale nowy Super Smash Bros to jedna z najładniejszych produkcji na ex-Revolution. Przede wszystkim zaznaczyć należy, iż nieustannie tętni ona życiem, dzięki czemu liczne efekty specjalne mogą choć trochę zakryć pewne techniczne niedoskonałości Wii. Praktycznie nie ma momentu, by coś nie eksplodowało i nie rozpadało się. Do tego należy dodać Assist Trophies, którzy efektownie wspomagają walczących. A są przecież jeszcze ataki specjalne, prezentujące się bardzo przyzwoicie i niezwykle efektownie.

Bardzo ważne jest to, że ludzie odpowiedzialni za design postaci spisali się na medal. Bez trudu można rozpoznać kto jest kim, a jednak w pewnym stopniu udało się zatrzeć różnicę między bohaterami na tyle, że Pikachu, Wario, Zelda i Solid Snake przynajmniej wizualnie nie kontrastują ze sobą tak mocno, by odstraszać od ekranu.

Dźwiękowcy też wywiązali się ze swojego zadania. Co prawda w sferze audio nie ma szału i raczej wątpię by rzuciła ona kogokolwiek na kolana, to z pewnością nie można powiedzieć, żeby jakoś nadmiernie miała irytować graczy. Po prostu jest i należycie spełnia swoje zadanie.

Brawl!

Na Wii brakuje trochę poważnych, że tak powiem, hardcore’owych gier. Super Smash Bros. Brawl z całą pewnością tego stanu rzeczy nie zmieni, ale co z tego? Ważne jest to, że prezentuje się doprawdy wyśmienicie i to, że nawet mimo całej swojej dziwaczności będzie mogła bawić każdego. SSBB jest negacją tezy, mówiącej o tym, jakoby dobra bijatyka musiała być poważna i bardzo „skill’owa”. Tutaj mamy mnóstwo humoru, prostotę i, jak to mówią za Wielką Wodą – plain fun.

Jeśli tylko ewentualne problemy ze sterowanie nie będą psuły zabawy, to możemy spodziewać się jednej z ciekawszych gier na Wii. Tym bardziej, że w końcu Nintendo zabrało się za projekt promujący szeroko pojęty MultiPlayer. We mnie Shigeru Miyamoto i spółka już mają klienta. A w Was?

[Głosów:0    Średnia:0/5]
PODZIEL SIĘ
Poprzedni artykułCzujecie już święta?
Następny artykułChwała Valve

3 KOMENTARZE

  1. Jinchiruuki – nie ma gier nie skillowych. Ale zeby wymiatac w Tekkenie, trzeba wlozyc w to wiecej pracy, niz zeby zostac mistrzem SSB. Chocby ze wzgledu na mniejszych repertuar ciosow w tym drugim.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here