Wydany kilka lat temu Hellgate: London udowodnił, że potencjalnie piekielnie dobra gra tego typu może stać się niegrywalnym gniotem. Długo musiałem się więc zastanawiać nad tym, czy na najnowszą produkcję studia Gearbox warto wydawać sto złotych. Koniec końców mój portfel stał się chudszy, a ja po przejściu Borderlands mogę napisać, że jest ona… lepsza od Hellgate. Czy można ją jednak nazwać przebojem? Czytaj dalej, by się tego dowiedzieć.

Pandora

W recenzowanym dziele trafiamy na pustynną planetę Pandorę. Glob oddalony o całe lat świetlne od Ziemi miał być źródłem nieskończonego bogactwa dla kolonizatorów, którzy zdecydują się na nim osiąść. Prędko okazało się jednak, że opowieści o bogatych złożach rud i drogocennych minerałów można włożyć między bajki. Ci, którzy przylecieli na niegościnną planetę zostali na niej uwięzieni. Bez pieniędzy, powrót w bardziej cywilizowane zakątki kosmosu okazał się niemożliwy. Większość osadników dołączyła do grup bandytów, okradających i mordujących resztki praworządnych obywateli.

Jest jednak coś, co napędza kolonizatorów do działania. Coś, co pozwala im wierzyć, że następny dzień będzie tym, w którym trafią „szóstkę” w międzygalaktycznym lotto. Tym czymś jest tajemniczy skarbiec obcych. Potężna rasa kosmitów miała pozostawić na planecie instalację, w której znaleźć można niesamowite przedmioty. Artefakty wyprzedzające ludzką myśl technologiczną o tysiące lat. Odszukanie ich sprawiłoby, że jeden jedyny odkrywca, lub ich grupa, dołączą do najbogatszych i najpotężniejszych ludzi w znanym wszechświecie. Sęk w tym, że nikt nie wie gdzie znajduje się skarbiec. Ba, nie wiadomo nawet czy opowiadane o nim historie są prawdziwe.

Takich czterech…

Nie mogę wycelować!

Właśnie tu, do akcji wkraczamy my. Po wybraniu jednej z czterech przygotowanych przez studio Gearbox postaci, rozpoczynamy poszukiwania „bazy” kosmitów. Wśród udostępnionych bohaterów znajdziemy potężnego Bricka, który pięściami katuje swych przeciwników szybciej niż Pudzian Najmana, a jego biceps zawstydziłby gubernatora Kalifornii. Czeka na nas także posiadająca magiczne zdolności Lilith, były najemnik Roland oraz Mordecai będący łowcą – snajperem.

Każde z nich posiada jedną podstawową umiejętność. Lilith potrafi stać się niewidzialna, dzięki czemu może zregenerować siły albo uciec przeciwnikom, by zaatakować ich z zaskoczenia. Mordecai zsyła na swych wrogów drapieżnego ptaka, a Roland rozstawia szybkostrzelne działko zamieniające ich w mielonkę.

Wszystkie postaci posiadają też trzy osobne drzewka, w których znajdziemy około dwudziestu kolejnych umiejętności. Po zgromadzeniu odpowiedniej liczby punktów doświadczenia, możemy rozwijać je do maksymalnie piątego poziomu.

Już w tym momencie muszę niestety skrytykować recenzowaną grę. Nie jest to duża wada, ale chciałbym mieć możliwość prowadzenia własnej postaci. Tymczasem mogę jedynie w niewielkim stopniu zmienić wygląd tych, które przygotowało studio Gearbox. Swojego bohatera wykreować się nie da. Zamknięcie Borderlands w takich ramach jest o tyle dziwne, że konstrukcja tego tytułu nie uniemożliwiała jego twórcom udostępnienia takiej opcji.

Nie wiem również dlaczego pierwsze punkty umiejętności rozdzielać można dopiero po wejściu na piąty poziom doświadczenia. Nie do końca podobały mi się także same zdolności. O ile te podstawowe są dość oryginalne, to pozostałe pozostawiają wiele do życzenia. Duża ich część daje nam jedynie możliwość zwiększenia zadawanych obrażeń czy szybszego przeładowywania broni. Ta decyzja dziwi jeszcze bardziej kiedy weźmiemy pod uwagę fakt, iż każdy typ broni posiada własny „pasek doświadczenia”.

Szybsza zmiana magazynków czy ilość zadawanych obrażeń powinna więc zależeć od tego jak często posługujemy się daną armatą. Dzięki temu podstawowe umiejętności mogłyby być bardziej oryginalne. Niestety twórcy recenzowanej produkcji zdecydowanie nie zgrzeszyli tu pomysłowością, a ja często musiałem się zastanawiać, na co wydać zdobyte punkty ponieważ udostępniane w danej chwili opcje nie wyglądały na pożyteczne czy wyjątkowo ważne.

Dajcie mi broń, mnóstwo broni

Przed premierą Borderlands autorzy gry zachwalali cudo nazwane „Procedural Content Creation System”. Jest to mechanizm odpowiadający za losowe generowanie przedmiotów czy czekających na nas przeciwników. Dzięki niemu na Pandorze mieliśmy znaleźć (lub kupić) około siedemnastu milionów (sic!) różnych pukawek. Muszę przyznać, że w temacie broni działa on rzeczywiście dobrze. W przypadku wrogów już nie.

Chłopak aż się pali do bójki

Od ilości i różnorodność znajdowanych armat momentami może rozboleć głowa. Wykorzystywać możemy pistolety, rewolwery, strzelby, półautomaty, karabiny maszynowe, rakietnice, a nawet broń kosmitów. Każda z nich ma swoje własne statystki takie jak celność, szybkostrzelność czy ilość zadawanych obrażeń. Wszystkie wyróżniają także różnorodne modyfikacje. Znaleźć możemy broń palną z celownikami optycznymi, większymi lub mniejszymi magazynkami czy taką, która strzela elektryczną albo wybuchową amunicją, a to dopiero początek długiej listy. Bardzo dobrze wyglądają same modele broni oraz ich, czasami dość egzotyczna kolorystyka. Można jedynie żałować, że te kilkanaście milionów pukawek to tak naprawdę około pięćdziesięciu różnych giwer pomalowanych na różne kolory, z wyglądu różniących się jedynie tą czy inną modyfikacją. To dość duża rysa na prawie idealnym elemencie gry.

W pecetowej wersji Borderlands bardzo słabo wypada natomiast inwentarz. Porównywanie pukawek jest niewygodne i często nic z niego nie wynika. Wielokrotnie będziemy myśleli, że wykorzystywana broń jest mocniejsza od tej, którą posiadamy w plecaku, a tymczasem w sklepie dowiemy się, że jest dokładnie na odwrót. Niezbyt ciekawie wygląda też to, że z początku możemy przenosić jedynie dwanaście przedmiotów, a posługiwać się zaledwie dwoma na raz. Liczba ta wzrośnie w dalszej części gry (po ukończeniu serii zadań), ale przy takiej ilości broni, ograniczanie nas w tak sztuczny sposób jest naprawdę słabym pomysłem. Większości znajdowanych pukawek nie podniesiemy o ile nie chcemy co kilka minut biegać do sklepów.

Killim Ol

Wspominałem przed chwilą, że „PCCS” nie działa zbyt dobrze w przypadku przeciwników. Jest tak ponieważ nie za bardzo ma on co generować. Różnorodność wrogów jest kolejną wadą gry. W trakcie zabawy spotkamy około dwudziestu rodzajów tychże. Zawsze są to albo dzikie bestie albo bandyci. Wciąż ci sami, różniący się jedynie kolorem lub tym, że jeden ma strzelbę, a drugi karabin maszynowy. Ten na nas skacze, a inny pluje kwasem. Studio Gearbox śmiało mogło zmniejszyć liczbę udostępnianych broni o połowę, byle tylko dołożyć kilku innych bandytów czy potworów. Niestety tak się nie stało.

Słabiutko wypada również ich sztuczna inteligencja. Bestie potrafią jedynie rzucić się na naszą postać, która „tańcząc” wokół nich morduje całe zastępy potworów. Ludzcy przeciwnicy uskakują na boki albo chowają się za elementami otoczenia, ale i tak nie można powiedzieć, że są jakimkolwiek wyzwaniem dla gracza. Nawet bossowie są słabiutcy i rozkładamy ich bez zbędnego wysiłku. Nasze wirtualne życie rzadko kiedy bywa zagrożone. Niezłym pomysłem jest natomiast „powiew świeżości”. Jeśli już zdarzy nam się paść, to przez kilka sekund możemy jeszcze strzelać do wrogów. Jeśli ubijemy któregoś z nich, nasza postać zregeneruje swoja osłonę, zyska trochę punktów życia i znów ruszy do walki.

[Głosów:0    Średnia:0/5]

8 KOMENTARZE

  1. Gra mile mnie zaskoczyła. Niepozorny shooter z elementami RPG i klimatyczną muzyką. Jak dla mnie singleplayer już wystarcza do dobrej zabawy. Gra w pełni casualowa, dla kogoś kto chce pograć od czasu do czasu. Mnóstwo broni i banalnie prosty, ale skuteczny system ich porównywania między sobą. Warto spróbować.

  2. Mmmm. . . czekałem na tą reckę!Borderlands jest grą dobrą a nawet chwilami bardzo dobra(multi coop)i porównywanie jej do „pomiotu”pokroju Hellgate London to jakieś nieporozumienie. . . U mnie ta gra dostaje na starcie 8-8. 5 -wersja PC. Już dawno nie sprawiło mi tak wielkiej przyjemności latanie z gunem(z setkami gunów -tyle chociaż zdołałem liznąć)i rozwalanie wszystkiego co się rusza w okolicy,miażdżenie,rozjeżdżanie kłucie nożem wszystkich form życia w tej grze:D. Większość opisanych „mankamentów” w powyższej recenzji IMHO jest umieszczona na wyrost-zły system inwentarzu -mi wszystko pasuje 4 sloty na bron,3 na dodatki -gra i buczy!;punkty po 5 poziomie na 50 możliwych -5 poziom uzyskujesz tak szybko,ze nawet nie wiesz kiedy;kolory broni?-każdy kto grał w Diablo czy inne takie od razu zaczai kolorystkę odwołującą się do częstotliwości występowania „zabawek’ w grze. System porównywania !-proszę. . . dla mnie czytelny. Jeżeli chodzi o bugi,to przeszedłem całą bez żadnego najmniejszego zgrzytu(singiel) tyle że miałem wersję ang. Tak więc po raz kolejny należą się gratulację naszemu „najlepszemu” wydawcy made in poland(którego nazwy nie wymienię) bo jeszcze przerwałby z zachwytu prace nad patchem polonizującym -nad którym pracuje w pocie czoła. . . Jeżeli chodzi o multi to rzeczywiście słyszałem o „znikaniu’ i traceniu postaci. . . mi się to nie zdarzyło. Więc stwierdzenie „że bez pacza (raczej bez aktywacji) nie pograsz” -odnosi się raczej do innej gry tego samego wydawcy (czekam na reckę tej gry z utęsknieniem. Jedyne do czego mam zastrzeżenia to rzeczywiście małe urozmaicenie modeli przeciwników w grze,chociaż nie jest wcale aż tak źle. . . po prostu tu chodzi o inny system ich podziału i stopniowania (zły,bardziej zły,baardzo bardzo zły itp:) w zależności od ich poziomu. No ale co nie zmienia faktu że modeli mogłoby być więcej. Jasne,że wykreowanie własne postaci byłoby miodne:) ale nie jest źle moim zdaniem. . . Sprawa Bosów rzeczywiście została ‚skopana’. . . jest za łatwo pomimo bardzo ciekawie i jajcarsko (alaTarantino)zrealizowanych „wizytówkach” danych postaci. Grafika(przerysowana-w dobrym znaczeniu tego słowa)pozwala zachować odpowiedni dystans do gry a audio(J. Kyd i inni)oddające w pełni klimat Pandory. Jeżeli chodzi o strzelanie- kapitalne! Szczególnie przypadły mi do gustu rewolwery,których ciężar i „szybkostrzelność” wręcz czuć w dłoniach. To tyle moich wrażeń na temat tej gry. . . -naprawdę warto w nią zagrać a jeżeli lubisz madmaxowe i nie koniecznie falloutowe klimaty,i podejście z przymrużeniem oka to na pewno spędzisz ma Pandorze więcej niż 12 dni;)

  3. Rozumiem, iż stylistyka i klimat mogą się co poniektórym podobać, ale ja dla mnie, grę można określić w zasadzie jednym zdaniem:Pusto, sztucznie i nudnie.

  4. jest to gra ktora przywrocila we mnie nadzieje , ze moge w cos grac dluzej niz przyslowiowe 12 dni, jedna z lepszych gier tego roku

  5. powiem wam, ze w istocie – jest to gra gdzies na 7. 5 jesli pyka sie w singlu. nie mialem okazji jeszcze przetestowac multi, natomiast rozrywka jest nawet fajna. szkoda, ze krajobraz jest malo urozmaicony, ale za to wejsc do obozu bandytow o 2-3 levele wyzszych potrafi byc niezlym przezyciem. skadinad wciagajaca gra, na tyle, ze zawalilem konsultacje z projektu w poniedzialek.

Skomentuj Przemek Piprek Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here