Wiecie dlaczego nigdy nie pisałem niczego w „weekendowym graniu”? Otóż powód jest prosty – wiedziałem, że jeśli napiszę w co zamierzam grać w weekend to na pewno nie pogram wcale, albo prawie wcale. W ten piątek napisałem i oczywiście Prawo Murphy’iego zadziałało bez pudła – zarówno przy TrackManii jak i w Jadeitowym Imperium spędziłem tylko kilka chwil. Dobrze, że chociaż obiecany serwer udało się bez problemów postawić to przynajmniej inni Wikingowie skorzystali. Niemniej postanowiłem teraz przysiąść i podzielić się refleksjami na temat Jade Empire, które zdołały mnie już nawiedzić po dobrych kilku godzinach spędzonych z grą jeszcze przed weekendem.

Na początek będzie miło – gra jest świetna. Fabuła naprawdę mnie wciągnęła, choć póki co nie wydaje się zbyt lotna. Mimo to jest przyjemna a wszechobecny orientalny klimat, który uwielbiam sprawia, że wsiąkam w nią jak woda w gąbkę. System dobra/zła też jest w porządku – jak na razie wesoło kieruję się w stronę drogi otwartej dłoni. Dodatkowo ciekawym smaczkiem są minigry – od razu przypomniały mi się chwile, spędzone kiedyś z Raptor: Call of the Shadows. Niestety, nic nie jest doskonałe (tak, Deus Ex też nie jest) więc jakkolwiek gra mi się podoba to jednak jest w niej sporo rzeczy, które niepomiernie mnie irytują.

A najważniejszą jest liniowość. Dobra, nie w kwestii fabularnej, jasne, ale same lokacje to festiwal niewidzialnych ścian. Kompletne zaprzeczenie głównej zasady projektowania map do gier, czyli Efektu Truman Show. Jedynym co sprawia, że świat nie wygląda całkowicie sztucznie są postaci – naprawdę fajne i wyraziste. Jednak same lokacje wołają o pomstę do nieba kiedy widzę, że nie jestem w stanie podejść do jakiegoś miejsca… bo nie. Między domem a płotem jest dość przestrzeni na cesarską lektykę ale ja biegam w miejscu.

W żadnym razie nie chciałbym oczywiście, żeby była to gra typu „open world”. Ale mogłaby być trochę mniej… „closed”. Bo momentami czuję się jak mucha próbująca przebić się na drugą stronę szyby.

Kolejną kwestią, w której Jade Empire zasługuje na baty jest kamera. Nie potrafię zrozumieć dlaczego dzieło Bioware tak bardzo ogranicza jej ruchy w pionie. Zwykle nie ma to większego znaczenia, ale kiedy schodzę skądś a kamera nadal zachowuje się jak wypoziomowana żyroskopem to nie potrafię oprzeć się wrażeniu, że tak być nie powinno.

Dalej temat fabuły. Jak już powiedziałem przyssała mnie do monitora z siłą najlepszego odkurzacza. Już teraz zaskoczyła mnie lekko kilkoma twistami więc czekam z niecierpliwością co będzie dalej. Niemniej jest kilka „ale”. Nadal jest to schemat „click here to save the world”. Na dodatek „topos wybrańca”. A szkoda, dałoby się to wszystko zrobić lepiej. Najlepiej by było oczywiście, gdyby te dwa elementy nie występowały ale trudno jest wymyślić fabułę, szczególnie do gry, która ich nie zawiera (i to w sumie dobrze – dzięki temu tytuły, które nie wykorzystują tych wyeksploatowanych, zastałych schematów są większym rarytasem i smakują jeszcze lepiej) jednak dałoby się przynajmniej nie witać mnie w pierwszej sekundzie gry informacją, że „mistrz przez całe moje życie szkolił mnie bym wypełnił swoje przeznaczenie” i uratował świat…

Dodatkowo jest tu pewna nieścisłość… Nie wiem jak Wy, ale ja mam wrażenie, że „najlepszy uczeń mistrza” wiedziałby dosłownie wszystko na temat szkoły. Co za tym idzie nie musiałby wypytywać innych uczniów gdzie co jest ani dowiadywać się od Uśmiechniętej Góry dlaczego ten ostatni może pobierać opłaty za szkolenie. Po prostu by to wiedział. Powiecie, że postać może tak, ale gracz już nie, więc w jakiś sposób trzeba mu to przekazać. Owszem, ale to wszystko można załatwić zdaniami zawierającymi warianty „wiesz doskonale, że” i oznaczeniami na mapie pokazującymi gdzie co się znajduje w szkole. Zamiast tego twórcy poszli tropem „pytanio-zadawacza” i niestety to jest wielki błąd moim zdaniem.

Są też pomniejsze, nie rzutujące już tak mocno na ogólne odczucia błędy w designie jak na przykład kwestia walk. Dlaczego za każdym razem kiedy zaczyna się walka natychmiast dookoła jej pola pojawiają się (o ile można tak powiedzieć…) kolejne niewidzialne ściany (jest ich tu tyle, ile w niektórych grach Skrzynek™)? Nie chodzi mi tu o uciekanie z pola walki – chodzi o jakąś taktykę w walce, której stosowanie wspomniane ograniczenia bardzo utrudniają.

No i jeszcze jedno – dlaczego do diabła „najlepszy uczeń mistrza” nie potrafi… skakać? To już jakaś kompletna paranoja. Ta umiejętność „przypomina mu się” jedynie na czas starć. Zwiedzając świat gry postać jest wręcz przyklejona do podłoża. Nie rozumiem tego zupełnie, choć w sumie nie bierze się to znikąd – ot po prostu jest kontynuacją polityki zamkniętości i liniowość lokacji.

Na koniec powiem, że choć może to wyglądać, jakbym jechał po Jade Empire jak po łysej kobyle to nadal uważam grę za świetną. A to głównie dlatego, że liczy się klimat, a tego ma ona na pęczki. Dodatkowo fabuła, choć na sztampowym fundamencie, broni się póki co całkiem sprawnie i mam nadzieję, że już tak zostanie. Mimo to jest to gra, która pokazuje, jak wszystko co świetne w tytule może zostać skrzywdzone przez niedopracowane lub najzwyczajniej błędnie zaprojektowane elementy. Innym przykładem gry, która cierpi na podobną przypadłość „bardzo dobra ALE” jest Fahrenheit. Tam jest tylko jedna rzecz, która mi się nie podoba – sekwencje zręcznościowe. Pasują tam niestety jak pięść do oka. I choć jest to tylko jeden element, to jest go niestety na tyle dużo, że granie jest dla mnie dosłownie męczące – ale niestety nie w tym sensie, którego celem było zaimplementowanie takiego gameplay’u.

[Głosów:0    Średnia:0/5]

9 KOMENTARZE

  1. Kupiłem jakiś czas temu, przemęczyłem ze 2 godziny i zrobiłem uninstall. Walki nudne, chociaż pomysł ogólnie fajny, wypadałoby go tylko bardziej rozbudować(może dalej jest lepiej;). Fabuła nie wciąga, a klimat jak dla mnie za bardzo bajkowo-disneyowski, mogli to zrobić bardziej w stylu starych filmów kung-fu (takich z fruwaniem na linkach i doklejanymi wąsami kung-fu mastahów). Najsłabsza produkcja BioWare IMO.

  2. Dobra konsolowa produkcja która w porównaniu z RPG rodem z piecyka wygląda jak wersja OEM przy wersji BOX. Natomiast jedno trzeba oddać. Gra pomijając wady wymienione w artykule jest fajna.

  3. Co do JE to braki, ktore wymieniasz sa wynikiem wieku gry. 3 lata temu gra spelniala standardy, ktore dzis moga nosic znamiona niedorobek. IMO caly wpis przedstawia ciezka dole (promowanego na V przez wielu czytelnikow) polskiego-uczciwego-pecetowca, ktory najpierw czeka aby gra trafila z opoznieniem na PC, po czym ponownie wyczekuje obnizek.

  4. 3 lata temu gra spelniala standardy, ktore dzis moga nosic znamiona niedorobek.

    Oj nieee, absolutnie. Żadna z wymienionych przeze mnie wad nie jest wynikiem wieku gry. Wiedziałem że taki argument się pojawi, jednak nie jest on trafiony. Efekt Truman Show zaczął obowiązywać już bardzo dawno temu i nie można występowania niewidzialnych ścian uznać za standard w roku 2005-2007 kiedy to gra miała swoje premiery. Taką ilość niewidzialnych ścian widziałem ostatni raz w którejś grze z serii Rainbow Six – bodaj było to Rogue Spear z ’99 roku. Tak działająca kamera przywodzi mi natomiast na myśl pierwsze FPS’y. Co prawda JE jest „tepepem” ale przypadłość ta sama. Zero możliwości rozglądania się w pionie. Tego również nie da się zwalić na karb wieku gry. Ona ma 3 lata a nie 13. A niestety muszę powiedzieć, że kamera była lepsza nawet w Enter the Matrix (2003) nie wspominając przecież o. . . Tomb Raiderze. . . Glitche fabularne to już absolutnie problem tej gry a nie „gier z tych czasów”. Ostatecznie na jakość i logikę fabuły nigdy technika wpływu nie miała. To samo dotyczy walk. Ich mechanika (brak najnowszego buzzword-feature czyli „cover system”) oczywiście jest powodowana wiekiem i na to nie narzekam (z resztą nie mam jej samej nic do zarzucenia). Ale samo „zamykanie” mnie kolejnymi nieoteksturowanymi poligonami z detekcją kolizji (no co, tak bardziej technicznie :P) na polu bitwy jest już głupie i ponownie nie jest wynikiem „starości” tytułu. Natomiast kwestia skakania. . . To już przemilczę bo musiałbym napisać, że twórcy z niej zrezygnowali z czystej głupoty.

  5. Byłem PEWNY!, że pojawi się ten wpis, jak tylko usłyszałem, iż nabyłeś tą grę ostatnio :)I tym samym zmobilizowałeś mnie do wrzucenia mojej Speszal Edition na dysk. Pierwszy raz przechodząc dotrwałem do jakiejś połowy, potem pojawił się inny tytuł (którego nie pomnę), kilka padów windy i jakoś zapomniałem o JE. Osobiście liczę na część 2 i open world, ewentualnie zmniejszenie poczucia zamknięcia (klaustrofobię miałem normalnie, grając nigdy nie byłem pewny czy tu da się wejść :). Co do skakania, jakoś nie odczułem tego (w sumie konstrukcja świata jakoś nie zachęcała do skoków), jednak wyobraźcie to sobie. . . open world, możliwości, pościgi po dachach i walki rodem z Wo hu cang long (wikipedyjny lans), swego rodzaju mix księcia Persji z . . . no właśnie, cholera wie z czym. Właśnie taki szpanerski motyw gonitwy po dachach mnie ostatnio prześladuje. Znacie coś w ten deseń?

  6. W samej grze najbardziej podobało mi się podejście do moralności – tak naprawdę droga otwartej dłoni i zaciśniętej pięści to nie prosty wybór pomiędzy dobrem i złem. W pierwszym przypadku pomaga się ludzią z gry bezpośrednio – wykonuje się dla nich questy, rozwiązuje problemy itd tylko stoją i czekają aż jakiś przybysz rozwiąże za nich każdy napotkany problem, złapie złodzieja, znajdzie żonę, zabije potwora. W drugim – nie pomaga się ludziom i nawet trochę utrudnia, tak by sami poradzili sobie z swoimi problemami, a w przyszłości samodzielnie potrafili sobie z takimi sytuacjami poradzić.

  7. Czy ja wiem? Dla mnie to był zbyt ewidentny podział: białe – czarne. Brakowało mi szarej strefy, niepewności wyborów. Owszem, system ciekawy, jednak typowo biało-czarny. Dla mnie wybór był prosty. W tego typu grach nastawiam się albo na dobro, albo na zło i zawsze lecę według schematu. Dlaczego? Bo mieszając pozostanę po środku i nie będę miał z tego tytułu profitów. System podobał mi się, jednak gdybym mógł zdecydować, zlikwidowałbym wskaźnik i wprowadził szarą strefę .

  8. Jade empire jest jedną z moich ulubionych pozycji na pierwszego xboxa. Jeśli ktoś nie miał okazji wgłębienia się w świat tej gry, niech w te pędy rozbija swojego glinianego świniaka i zamawia swój egzęplarz, bo na prawdę warto. Z utęsknieniem wyczekuję kontynuacji. Piękna gra.

  9. Hmm. . . Jade Empire. No, nie ma co, gra godna uwagi, mimo tych „wad”. Lubię klimaty orientalne, a w połączeniu z RPG. . . po prostu świetna. To coś, co właśnie lubię w produkcjach BioWare – potrafią zrobić dobrą grę. zdravim.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here