Człowiek ma dziwną tendencję do liczenia i mierzenia wszystkiego co go otacza. Najwyższe budynki, najszybsze pociągi, najdłuższe mury. Mierzymy prędkość poruszania się, czas spędzony nad jakąś czynnością. Wszystkie te liczby wyznaczają naszą rzeczywistość. Bez nich… czulibyśmy się chyba mocno zagubieni.

Także w świecie elektronicznej rozrywki liczby są właściwie nieodzowne. Wszelkie statystyki graczy – szczególnie w produkcjach sieciowych – są tego najlepszym dowodem. Komputery liczą naszą skuteczność, ilość oddanych strzałów, ilość trafionych, czas pojedynku, średnią zabitych przeciwników na jedną rundę/mecz etc. Przeróżne tytuły też nie stronią od wszelkich zestawień i statystyk. Co by o nas nie mówić – kochamy te cyferki. Pamiętam jak w którejś z edycji NBA Live namiętnie obserwowałem swoje statystyki, które komputer skrupulatnie dla mnie gromadził. Ilość trafionych koszy, oddanych rzutów, skuteczność, asysty, przechwyty etc. – niby nic istotnego dla samej zabawy, ale jednak coś, co mnie wyraźnie przyciągało i ciekawiło.

Od zawsze gracze jak i ci, którzy ich bacznie obserwowali byli zainteresowani pomiarem czasu spędzanego przed monitorem. Oczywiście – wszyscy wiemy, że przy naszym ulubionym hobby spędzamy dużo czasu, ale ile dokładnie? Odpowiedź na to pytanie może dać nam Xfire – system stworzony w 2004 roku właśnie po to, aby ów czas mierzyć. Choć nie jest doskonały obsługuje znaczną ilość pozycji (ich ilość cały czas rośnie) pozwalając rejestrować dane. Dlatego jeśli tylko dany tytuł znajduje się na liście obsługiwanych przez Xfire to nie ma problemu – system automatycznie go wykryje, a kiedy tylko rozpoczniemy zabawę zacznie mierzyć nam czas.

W ten oto sposób tworzona jest lista tytułów, którymi bawił się gracz – wszystko jak domyślacie się w ładnym zestawieniu tabelarycznym, poukładane w kolejności od najczęściej do najrzadziej używanych. Program poza podsumowaniem ogólnym podlicza nas również w cyklu tygodniowym – mamy więc wgląd na bieżąco jak wygląda nasza aktywność.

Doskonały system – chciałoby się rzec. Mamy pełen obraz naszego grania. Jednak czy na pewno świadomość ile czasu poświęcamy na zabawę jest tak dobra? Ostatnio mam co do tego coraz większe wątpliwości, bo o ile określenie „dużo czasu” jest stwierdzeniem ze wszech miar ogólnym i nijak nie oddziałuje na wyobraźnie o tyle stwierdzenie „od września 2006 roku (a wtedy odkryłem i zarejestrowałem się do systemu) spędziłem w świecie elektronicznej rozrywki co najmniej 704h” daje do myślenia. A przecież trzeba mieć świadomość, że nie zawsze Xfire ten czas mierzył, bo nie wszystkie tytuły obsługiwał. Jednym słowem – podawana przez niego wartość jest tą minimalną!

Szczegółowy wgląd w nasze graczogodziny może być też niebezpieczny ze względu na najbliższych – stęsknionych współmałżonków, którym trudno pogodzić się z naszym hobby czy też podirytowanych rodziców, którzy starają się skłonić swoje pociechy do innych aktywności poza graniem na komputerze. W tych przypadkach Xfire i dane przez niego gromadzone może obrócić się przeciwko nam! Nici z tłumaczenia „ależ nie grałem tak dużo” kiedy w głowie wciąż będziecie mieli widok profilu z Xfire, który za ostatni tydzień podliczył was na kilkanaście czy kilkadziesiąt godzin. Co wtedy zrobicie?

Może zatem lepiej nie liczyć i wciąż pozostać przy określeniu „dużo” i „mało”? Co myślicie o mierzeniu czasu gry? Potrzebny i przydatny wynalazek czy kompletnie zbędną wręcz szkodliwa technologia?

A dla tych, którzy nie znają, a chcieliby poznać link www.xfire.com

[Głosów:0    Średnia:0/5]

6 KOMENTARZE

  1. X-fire usunąłem, głównie z tego powodu. Nie jestem hardocorowym graczem, gram kiedy mogę. Szkoła, przyjaciele, rodzinka, nauka są na pierwszym miejscu. Porównując do przeciętnego gracza gram niezwykle mało. Jeśli (bezpośrednio przed grą) spędzę czasem 2 h tygodniowo jest dobrze. Jednak zdaję sobie sprawę, że gdyby nie ograniczenie typu choćby sama nauka, wzrosło by to do minimum 4 godzin dziennie. Dlatego zarażam się innymi hobby. Boję się stracić nad tym kontrolę. Raz już mało brakowało, a przestałbym kontrolować czas spędzony przed grami. Jednak powiedziałem dość i przerwałem to. Myślę, że gdy będę/gdybym miał czas przez pierwszy miesiąc, może dwa byłby totalny szał po kilka godzin dziennie. Potem przejąłbym nad tym kontrolę i maximum 4 godziny / dzień 🙂

  2. A ja kiedyś grałem przez niemal 60 godzin w ciągu 3 dni (tak – przerwy na spanie i jedzenie były bardzo krótkie). Co więcej grałem wtedy tylko i wyłącznie w jedną grę. To było chyba szczytowe osiągnięcie mojego maniactwa. Zdarzały mi się inne maratony, ale nie były już tak efektowne. Kiedyś nawet dostałem zapalenia spojówek (?) i otrzymałem od lekarza absolutny zakaz siedzenia przed jakimkolwiek ekranem przez kilka tygodni. Zakazu tego naturalnie nie przestrzegałem (musiałem grać po nocach, w tajemnicy przed rodziną). Taaa. . . byłem kiedyś strasznym maniakiem gier komputerowych i pewnie nadal bym nim był gdyby nie to, że teraz nie mam już tyle wolnego czasu co kiedyś. No i te wszystkie nowe gry jakoś mi nie odpowiadają. Nadal jednak lubię się zatopić w jakąś dobrą strategię (zwykle sprzed kilku lat) czy przygodówkę na kilkanaście godzin (jeśli tylko jest taka możliwość i mam w co grać). Systemu mierzącego mi czas nigdy nie zainstaluję – co by było, gdyby moja dziewczyna zobaczyła moje ‚statystyki’? 😉

  3. U mnie jest roznie. Zdarzy sie ze gram od rana do wieczora z przerwami na co wazniejsze sprawy. Ale tylko wtedy gdy gra jest dobra, ostatnio to byl mass effect, ktory mnie ladnie wessal. Ale nie jestem nalogowcem, czego dowodem jest fakt ze jak nie mam w co grac, to na sile niczgo nie szukam, tylko biore sie za cwiczenia czy jakas ksiazke. I nie gram wtedy cale dnie. Nie uzywam Xfire, bo mam takie zboczenie, ze we wszystkim musze byc najlepszy. . . Wiec majac Xfire musialbym zapewne osiagac rekordy zeby sie innym pokazac.

  4. Ja mam podobnie jak gothel, gram mało. Wiedźmina przechodzę już od miesiąca i jestem na samiutkim początku 2 aktu. X2 przechodzę od roku i jestem gdzieś w połowie. Tak w sumie to mam teraz sesje i nie mam czasu na „pierdoły”, a taki wiedźmin ma potencjał żeby mnie wciągnąć wiec sobie odpuszczam. Najśmieszniejsze jest to że jakoś przed świętami kupiłem sobie nowego kompa (jeden z tych „bardzo lepszych”) z zamiarem pogrania w święta, miałem w końcu przejść Gothica 3, i wiecie co wolałem pójść ze znajomymi co ich pól roku nie widziałem na browarek. Za duży zemnie człowiek już żeby „gierki” miały mieć wpływ na moje życie – gram kiedy chcę, uzależniać sie od gier to moglem w podstawówce(Starcraft :P) albo liceum(przeróżne tytuły które przechodziłem na wyścigi). I teraz na studiach w sesji, to gram tylko w CSS – jak to mówią koledzy studenci 15 minut nauki, 3 godziny w CSS. Z tymi 3h to żart oczywiście, ale zapewne znajda sie tacy co to praktykują – kwestia priorytetów myślę. Pan autor wspomniał o naszych utęsknionych najbliższych, to ciekawe ale przypomina mi sie o 2 moich znajomych – zaręczonych, żonatych. Z jednej strony to jest możne straszne, a może śmieszne, ale jakby to powiedzieć oni grają rodzinnie. Jedna para ma tak ze kobieta gr z kumplem w WOWa, bo jej facet-a mój kumpel jest można rzec „uzależniony” od wowa (ale jak np nie pogra 2tygodni to nic nadzwyczajnego sie nie dzieje, po prostu to jego ulubiona rozrywka po za piciem i sexem). No i jego kobieta chciała więcej czasu spędzać ze swoim chłopakiem, również zaczęła grac wowa, razem chodzą na dungeony, robią questy itd. – chore powiecie, może ale im to pasuje (ONA gra teraz więcej niż ON). Inny znajomy, poważny facet prowadzący spora firmę spedycyjna w Krakowie, uwielbia grac w Lineage 2, jego kobieta – kierownicze stanowisko w Lufthansie, grywa razem z nim. . . A to tylko ludzi których osobiście znam, słyszałem kiedyś o całej rodzinie co w L2 gra i tata jest szefem ich klanu w grze, heh dziwy panie, dziwy. . .

  5. Dawno temu, w wakacje grałem całą noc w KotORa. Zacząłem wieczorkiem, koło 7mej i tak mi fajnie planety mijały aż patrzę a tu matka z psem wychodzi i pyta, czemu tak wcześnie wstałem (była chyba 8sma rano) :PFajną miała minę jak jej powiedziałem, że w ogóle się nie położyłem. Niestety złote lata mam już za sobą i praca daje się we znaki. Jak człowiek wraca o 18 do domu to najczęściej wybiera niezobowiązująca manualnie rozrywkę (czytaj file/książka) więc gram może 3-4 razy w tygodniu. Wh40k tez nie pomaga :PA ponieważ mój komp ma dobre 5 lat i najnowsze co na nim chodzi to HL2 zazwyczaj granie kończy się HoMMem3 lub SC na BNecie, czasem rewizytą jakiegoś hicioru sprzed lat jak DeusEx, Fallout, wspomniany KotOR, XWA, Tie Fighter, Freespace czy C&C (jak to dobrze jest mieć płytę Win98. . . )

  6. ja mam naturalny dar szybkiego rozbrajania interesujacych mnie tytulow – jak zaczynam w cos grac to jestem nastawiony zeby to skonczyc – max w tydzien i mowie tu o najdluzszych tytulach. lepiej to czy gorzej niz rozbijanie tego czasu na dajmy to miesiac nie bede wnikal, przeciez tu chodzi o dobra zabawe a ze mam taki a nie inny zawod moge sobie na nia pozwolic 😉 a czy lepiej wiedziec czy nie ile tego czasu sie traci ? ja nie mam z tym problemu, w koncu ‚trace’ czas takze na kupe innych rzeczy – teraz np nalogowo narty – ale jako material badawczo-pogladowy xf jest swietna rzecza. daje takze obraz tego czy tworcy mowiac ze gra oferuje tyle i tyle godzin rozrywki rozmineli sie z prawda czy nie 😉 no i ostatni aspekt niby nieistotny ale dla ludzi grajacych w mmoprzydatny to komunikacja oraz szybkie info kto jest ingame a kogo nie ma. ps: od przelomu 05/06 mam zliczone w xf ponad 2000h 😉

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here