Tak wygląda multiplatformowa gra Cars, tym razem przeznaczona na konsolę GameCube. Jeżeli jesteś fanem filmu Auta, to jest to produkt właśnie dla Ciebie.

Odrobinę wkurzył mnie CD Projekt. Od warszawskiej firmy otrzymałem zaproszenie na testy gry Virtua Tennis 2009. Kiedy tylko usłyszałem jaki tytuł mam sprawdzić w akcji, przypomniałem sobie jak dawno nie uprawiałem już tego sportu na żywo, na świeżym powietrzu. Ten tekst nie jest jednak poświęcony temu, co robię w czasie wolnym, a w zasadzie temu czego nie robię. W dalszej części materiału skoncentruję się na atrakcjach, które czekają na graczy chcących wydać swoje oszczędności na nową produkcję sygnowaną logiem firmy SEGA.

Nie jest chyba żadną tajemnicą, że do wydawanych co roku gier sportowych, trzeba podchodzić bardzo ostrożnie. Z reguły ich kolejne edycje różnią się od poprzednich jedynie w niewielkim stopniu. Virtua Tennis 2009 ma jednak to szczęście, że trafiła na piszącego, który od dawien dawna nie bawił się żadnymi grami tego typu. Jeśli jednak lubisz takie pozycje, to musisz uważnie czytać ten tekst, by ocenić czy znajdziesz w niej coś, czego nie widziałeś rok czy dwa lata temu.

Spis treści

Rekin pożarł Tetrisa

Znacie gościa?

Jak na porządną japońską produkcję przystało, Virtua Tennis 2009 jest odrobinę, hmm „zakręcona”. W tytule tym znaleźć można dwanaście mini-gier, które rozgrzeją nas przed rozpoczęciem kariery. Te niewielkie gierki mogą jednak nie spodobać się graczom o mniej otwartych umysłach. Od nich jednak zacząłem swoją przygodę z tą produkcją. Zagrać możemy w takie cuda jak Shopping Dash (zbieranie worków z ziemniakami czy pudełek z jajkami), Avalanche (uciekanie przed lawiną piłek), Block Buster (tenisowy Tetris) czy Pot Shot (rodzaj bilarda, w którym zamiast kija używasz rakiety). Są tu też inne twory takie jak Alien Attack, Pin Crusher i Pirate Wars.

Te niewielkie gierki pozwolą nam wyćwiczyć umiejętności niezbędne do odniesienia zwycięstwa na wirtualnym korcie. Nauczymy się więc jak poruszać się po korcie, jak serwować albo jak posyłać piłkę w konkretne miejsce. Dla nowicjuszy będą one dość pożyteczne, a starzy wyjadacze mogą się przy nich rozerwać po rozegraniu kilku turniejów. Jeszcze raz podkreślam jednak, że tego typu eksperymenty nie spodobają się wszystkim wielbicielom elektronicznej rozrywki.

To nie gra o złote kalesony

Po zakończeniu zabawy przy mini-grach postanowiłem jeszcze chwilę poczekać i nie rzucać się od razu na głęboką wodę. Zamiast kariery włączyłem tryb swobodnej gry. W tej części Virtua Tennis 2009 możemy rozegrać arkadowy mecz, pojedyncze spotkanie lub zwykły turniej. Wygranie któregokolwiek z nich nie ma jednak wpływu na to, co dzieje się w „kampanii”. Każda z dostępnych tu opcji nadaje się natomiast do rozegrania szybkiego (lub trochę dłuższego) meczu ze znajomym, który nie dysponuje dużą ilością wolnego czasu.

Oczywiście możemy wybrać czy zamierzamy grać w singla czy debla i pozmieniać kilka innych opcji. Są wśród nich między innymi poziom trudności, rodzaj nawierzchni, ilość setów czy miejsce, w którym odbywa się spotkanie. Na początku zabawy dostępne są tylko Melbourne, Paryż, Nowy Jork i Londyn.

Ziemia, Wenus, Serena

Chyba w nią nie trafi

Szybka gra umożliwia nam także wcielenie się w jednego z kilkunastu znanych tenisistów. W sumie naliczyłem takich postaci 25. Jedenaście z nich to mężczyźni, dziewięć kolejnych to kobiety, a pozostała piątka to postaci bonusowe. Znając Japończyków mogą wśród nich być Tsubasa, Godzilla i zabójczy, zmutowany pomidor. Nie potrafię jednak tego potwierdzić, ponieważ w trakcie kilkugodzinnych testów nie odblokowałem żadnego dodatkowego tenisisty. Mogę natomiast powiedzieć, że wśród gwiazd dostępnych na starcie znajdziemy chociażby Anę Ivanović, Rogera Federera, Venus Williams czy Rafaela Nadala. O którejkolwiek z sióstr Radwańskich możemy niestety tylko pomarzyć. Podobnie jest w przypadku Fibaka (choć o nim wolę nie marzyć).

Ich brak częściowo rekompensuje możliwość zbudowania własnego zawodnika. Tym właśnie zająłem się po rozegraniu kilku „luźnych” meczów. W oknie tworzenia postaci decydujemy o tym jakiej ma być płci, zmieniamy wygląd jej twarzy, wybieramy fryzurę, określamy wzrost i wagę i wpisujemy datę i miejsce urodzenia.

Jest tu nawet taki „drobiazg” jak możliwość wyboru animacji towarzyszącej grze obronnej, czy serwowaniu. Niewielka rzecz, a cieszy.

Podbiję cały świat

Mając gotowego zawodnika ruszyłem na podbój świata wielkiego tenisa. Po rozpoczęciu kariery naszym oczom ukaże się Ziemia, na której rozmieszczono ikonki oznaczające konkretne wydarzenia. Czas gry podzielono na siedmiodniowe fragmenty. Praktycznie w każdym tygodniu rozgrywane są jakieś zawody, więc na nudę nie będziemy narzekali. Niestety nie we wszystkich możemy wziąć udział – do niektórych dopuszczani są tylko zawodnicy z odpowiednich miejsc na liście sław Virtua Tennis 2009.

Jeszcze jedną ważną rzeczą jest pasek wytrzymałości. Każde działanie którego się podejmiemy sprawia, że ubędzie niewielka część tegoż. Co jakiś czas musimy więc odpocząć od grania i zregenerować siły w swoim domu. Najlepiej robić to w tygodniu, w którym nie ma żadnych zawodów. Jeśli jednak zależy nam na grze, a akurat jesteśmy przemęczeni, to za gotówkę możemy nabyć napoje natychmiastowo regenerujące część wytrzymałości.

Piłka meczowa

Obie nogi w gipsie?

W pierwszym tygodniu gry na mapie świata znajdziemy mecz treningowy (warto je rozgrywać ponieważ zdobywamy dzięki nim przyjaciół, którzy mogą z nami później grać w parze), Online HQ (wejście do świata sieciowego tenisa – niedostępne w wersji testowej), dwie mini-gry, i sklep. W tym ostatnim kupować możemy nakrycia głowy, spodenki, buty, rakiety tenisowe, a nawet zdać się na ślepy los, nabywają wyposażenie niespodziankę. Niestety wszystko jest pioruńsko drogie, więc nieprędko wystroimy się niczym Paris na otwarcie nowego klubu.

Na chwilę muszę jeszcze wrócić do mini-gier. Każda z nich ma dziewięć poziomów trudności. Przechodzenie kolejnych w trybie kariery, rozwija jedną z naszych umiejętności. Są nimi chociażby prędkość i technika czy serwowanie i uderzenia z woleja. Warto więc w wolnej chwili zatapiać drewniane okręty czy odpierać ataki rekinów, polujących na golonkę (takie mini-gry też znajdziemy w Virtua Tennis 2009). Dlaczego? Zagrajcie dowolny mecz znanym zawodnikiem, a później zróbcie to samo swoim żółtodziobem. Powinno wam to uzmysłowić, jak duża przepaść dzieli waszą postać od światowej rakiety nr. 1. Aby być najlepszym trzeba trenować.

Kariera tenisisty zaskoczyła mnie także dużą ilością kortów, na których rozegramy spotkania. Bardzo szybko zdobyłem zaproszenia na turnieje rozgrywane w Buenos Aires, Tokio, Moskwie, Dubaju, Kasablance czy Dusseldorfie, a na tych lokacjach nie kończy się lista. Ważne jest też to, że po wygraniu turnieju możemy kupić piekielnie drogie zaproszenia na te korty, które prawdopodobnie odblokowują je w trybie „luźnej gry”. Niestety nie jest to dobre rozwiązanie. Już wygrana powinna nas upoważniać do gry na danym korcie. Virtua Tennis 2009 zmusza nas niestety do uzbierania kosmicznych ilości gotówki, by je odblokować. Nagroda zamienia się w tej grze w rodzaj kary albo próby wytrzymałości.

Puchar Davisa

Przegonili piknikujących

Nie pisałem jeszcze nic o samych meczach. Te na pewno są mocnym punktem opisywanej produkcji. Przede wszystkim spodobało mi się to, że gra jest bardzo łatwa do opanowania. Już po kilku minutach zabawy byłem w stanie rozegrać, a nawet wygrać dowolne spotkanie. Przyjemnie zaskakuje też ilość i wykonanie animacji zawodników oraz ich sylwetki widziane z daleka. Trochę gorzej jest natomiast w przypadku poziomu trudności. Radzę go podwyższyć przed rozpoczęciem zabawy. Na domyślnym w ciągu kilku godzin nie oddałem przeciwnikom ani jednego seta. Prawdę mówiąc nie straciłem nawet zbyt wielu punktów.

Gra rozwija jednak skrzydła w trakcie spotkań deblowych. Ten rodzaj zabawy bardzo szybko stał się moim ulubionym. Jeśli macie kompana, który lubi tenisa, to radzę przechodzić grę we dwóch. Świetna zabawa gwarantowana.

Na pewno więcej można wyciągnąć w kwestii oprawy graficznej. Virtua Tennis 2009 na Playstation 3 nie powala jakością grafiki. Lepiej powinno wyglądać otoczenie kortów, choć przyzwoicie zrobieni są kibice i samo boisko. Kiepsko prezentują się natomiast twarze zawodników, a szczególnie ich zupełnie martwe oczy. Dźwięk w grze nie jest zły. W trakcie zabawy słyszymy obijanie piłki i pojękiwania zawodników/zawodniczek uderzających w nią. Dość szybko nudzi się natomiast muzyka w menu gry. Radzę więc przygotować swoje własne utwory, które umilą czas spędzony przy tej produkcji.

Tenis w porcie

Nie spodziewałem się cudów po opisywanej pozycji. Mimo to udało się jej miło mnie zaskoczyć pomimo tego, że ma rzecz jasna kilka wad. Jest to tytuł, który pełnię swoich możliwości pokazuje dopiero kiedy gramy w niego z kolegą albo koleżanką. Nawet samotny tenisista powinien jednak znaleźć tu coś dla siebie. Czy tą pozycją powinni się interesować posiadacze jej poprzednich części? Tego już niestety nie wiem. Grę wkrótce jednak ocenimy, a przy okazji odpowiemy na postawione przed chwilą pytanie. Wypatrujcie naszej recenzji.

[Głosów:0    Średnia:0/5]

10 KOMENTARZE

  1. drogi Krzysiu, czemu tak Cie CDP wkurzył? Bo tak czekam na wyjaśnienie, a tu nic :PTekst fajny, tylko powiedz mi, od kiedy w j. polskim pisze się „Kasablanka”?

  2. tylko powiedz mi, od kiedy w j. polskim pisze się „Kasablanka”?

    Widać młodzież ma dziś kłopot z językiem ojczystym. Kasablanka-miejsce przez K. Casablanca tytuł filmu przez C. Edukacja w tym kraju leży i kwiczy, a złośliwym trzeba wiedzieć kiedy być, a kiedy nie.

    • Pamiętacie jak kiedyś pisałem pod jednym z blogów, że nie lubię współczytelników na V. Przykład powyżej. Obydwaj koledzy poczuli się lepiej?

      złośliwym trzeba wiedzieć kiedy być, a kiedy nie. [

      Trzeba widzieć, kiedy być złośliwym, a kiedy nie.

      do obydwu: Trzeba wiedzieć kiedy się jest żałosnym, a kiedy nie. Jeden gada o edukacji a drugi o wpół do pierwszej szuka PDFów. Jeden uderza z młodzieżą, a drugi z niewiadomych powodów się spoufala w sposób nadzwyczaj pogardliwy jakby czyimś kolegą był.

  3. ojj, wtopa, pomyliłem nicki – myślałem że to katmay pisał komentarz. majorzupa – powaliło Cię? Ja tylko chciałem poprawić drobną pomyłkę w tekście. Nie moja wina, że pan wyżej postanowił mnie obrazić. Więc mu udowodniłem kto ma racje, odwołując się do najwłasciwszego organu. A Ty przychodzić i obrażasz mnie kolejny raz. Masz jakiś kompleks? Nie dziw się, że współczytelnicy Cie nie lubią.

    • osoba szukająca pdfów w środku nocy nie powinna chyba pisać innym o kompleksach 😉

      Nie dziw się, że współczytelnicy Cie nie lubią.

      Mów za siebie ja go lubię 😛 przynajmniej na tle innych nie jest cukierkowo miło-złośliwy, analizy dotyczące Wikingów (kto to wymyślił w ogóle?) też ma bardzo prawdziwe. Prawda boli?

  4. Czułem się jakbym czytał opis poprzedniej edycji. Ja wiem, że w „tenisówkach” nie wiele się da wymyślić, ale tutaj to wygląda jak kotlet – tyle, że nie odgrzany a po prostu przewrócony na drugą stronę :D.

Skomentuj Wojtek Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here