Birth of America to strategia przenosząca nas w przeszłość. Będziemy świadkami narodzin niepodległości Stanów Zjednoczonych oraz konfliktu francusko-indyjskiego.

The Pitt, bo o nim mowa, udostępnione zostało 24 marca, a więc blisko dwa tygodnie temu. Z miejsca fora internetowe i listy mailingowe zalane zostały doniesieniami na temat potężnej dawki błędów, jakie dla wielu okazały się przeszkodą uniemożliwiającą zabawę. Brakujące tekstury i modele, znikające elementy, popsute stany zapisu, zmniejszona ilość wyświetlanych klatek czy w końcu zawieszanie i resetowanie się gry to – niestety – tylko wierzchołek dolegliwości jakimi rozszerzenie cechowało się zaraz po premierze. W rezultacie dodatek zdjęto z Xbox Live Marketplace i rozpoczęto proces naprawy. Po jednej nieudanej próbie, pojawił się już ostatecznie, a mnie, jak tysiącom innych graczy, przyszło zapoznać się z tym, co stworzyła Bethesda.

Powrót do przeszłości

Wbrew pozorom to nie jest wschód słońca

Po pobraniu pliku ważącego niecałe 500 MB i uruchomieniu Fallouta 3, odczujemy lekkie deja vu, jeżeli wcześniej ukończyliśmy pierwsze rozszerzenie – Operation Anchorage. Oto wędrując sobie po Stołecznych Pustkowiach odbieramy nagle sygnał radiowy. Pojawia się wpis w naszym dzienniku, a my, jak przystało na ciekawego post nuklearnego świata podróżnika, udajemy się w zaznaczone na mapie miejsce. Kilka strzałów, kilka odstrzelonych bandyckich głów, chwila rozmowy i już nowe informacje pojawiają się w naszym „cyfrowym pamiętniczku”. Gdzieś na północy znajduje się lokacja zwana The Pitt. Tam też porywani są kolejni ludzie, więzieni i wykorzystywani w roli pracowników. I niewolników i ich panów z czasem zaczynają nękać mutacje. Pojawia się jednak światełko w tunelu – przywódca ugrupowania jest ponoć w posiadaniu antidotum, które może zwalczać dolegliwości paskudnego choróbska. Naszym celem jest dotarcie do niego i zdobycie lekarstwa.

Bez wątpienia The Pitt jest tym, co pokochali fani w trzecim Falloutcie. Niejednoznaczne wybory moralne, odgrywanie ról, ciężki klimat Pustkowi – to (i wiele innych elementów) sprawiło, że średnia ocen Fallouta 3 wciąż wynosi około 92%. Szybko uświadamiamy sobie jednak, że przejście dodatku jest jak pstryknięcie palcem – nim się obejrzymy, przeprowadzamy już finałową rozmowę i wracamy na główną ścieżkę naszej podróży. Twórcy stworzyli kawałek naprawdę porządnego DLC, jednak jest ono stanowczo za krótkie i należy zastanowić się, czy warto wydać te 800 Microsoft Points dla zaledwie chwili zabawy. Wszak tym razem nie zobaczymy nawet śniegu.

To, co tygryski lubią najbardziej…

Ta fotka wciąż kojarzy nam się z Doom 3

Przebierając się za niewolnika i przejeżdżając tunelem na północ, trafiamy do Pittsburgha. Lub raczej tego, co stworzono na jego pozostałościach. O ile w Operation Anchorage skupialiśmy się na walce, tak tutaj znów poczujemy klimat podstawowej wersji gry. Będzie trochę zbierania, zabawy w Sherlocka, ale i dbania o własną skórę. Nowością w tym DLC jest osiągnięcie związane z kolekcjonowaniem sztabek stali. Jest to zarazem zadanie poboczne, w którym (za każde 10 sztuk metalu) otrzymamy coraz lepsze wynagrodzenie. Ten quest stanowi więc miłą odskocznię a zarazem próbę naszych nerwów – gdy zaczniemy zbliżać się do setnej sztabki, krążenie po okolicy zacznie męczyć, przeszukiwanie każdego zakątka znudzi się, a notyfikację o odblokowaniu Osiągnięcia przyjmiemy z większą przyjemnością niż ciasteczka od babci.

Ekipa Bethesdy nie byłaby sobą, gdyby wraz z dodatkiem nie wprowadziła kilku nowych elementów urozmaicających zabawę. Nie będzie co prawda zbroi dla psa, jednak wszyscy miłośnicy awansowania będą mogli zapoznać się z nowymi perkami. Za ich pomocą chwilę po zakończeniu The Pitt nasza postać posiadać będzie stałą 13-procentową odporność na radioaktywne promieniowanie i 3-procentową na obrażenia. Po drodze natrafimy też na kilka użytecznych przedmiotów, a pod koniec zabawy – o ile nie mamy znacznie potężniejszego wynagrodzenia z Operation Anchorage – będziemy mogli zdobyć bardzo przyjemny pancerz. Największą frajdę daje jednak nowa broń – auto-axe, a więc swoiste połączenie piły kątowej z toporem. I choć zabawka ta nie grzeszy mocą, jej używanie zdecydowanie wprowadza powiew świeżości do jakże zatęchłych lokacji.

…z nowej perspektywy

Auto-axe – jedna z nowych broni

Chociaż charakter rozszerzenia jest odmienny od jego poprzednika, twórcy nie uniknęli odejścia od klimatu podstawki. I chwała im za to. Gdy tylko przekroczymy most z jakże ironicznym napisem „Welcome to The Pitt”, znajdziemy się w innym świecie. To nie jest już zniszczone, rozsypujące się miasto. To także nie sterylny bunkier, zamknięty od dziesięcioleci. Trafiamy do miejsca żyjącego przemysłem i w dużej mierze stanowiącego jedną wielką fabrykę. Pełno tu różnorakich maszyn, a niebo jest aż pomarańczowe od dymu i innych toksycznych wyziewów. Dowodem na odosobnienie miejsca będą też napotykane po drodze stworzenia, a w szczególności Trogi – podobne do Ghouli mutanty będące jednak bardziej sprawne i natarczywe od swoich „kolegów”.

Miłym zaskoczeniem okazały się decyzje, jakie podejmujemy. Te pojawiają się jednak jedynie pod koniec gry. Gracz dochodzi do momentu, gdzie jedno wypowiedziane zdanie zadecyduje o przebiegu kolejnych wydarzeń. Autorzy postarali się jednak o to, by każdy z nas dobrze zastanowił się, czego chce. Co ciekawsze, nie ma tu rozgraniczenia na „białe” i „czarne” decyzje. Wszystkie mają w sobie coś z szarości, sprawiając, że chętnie sprawdzimy, co kryje druga opcja. Plusem jest też to, że do The Pitt możemy powracać także po zakończeniu głównego zadania. Taka podróż wiąże się zresztą z jedną z nagród, ale ta niech pozostanie niespodzianką. Należy mieć nadzieję, że podjęte przez nas decyzje w jakiś sposób wpłyną na rozwój wydarzeń w Broken Steel.

Like a Daggerfall?

A to chyba nasz piesek…

Premierę The Pitt w dużym stopniu zniszczyły błędy, o których pisałem wcześniej. Niestety, mimo prawie dwóch tygodni prac nad poprawkami, wciąż podczas rozgrywki natrafiamy na wiele działających nieco niezgodnie z zamierzeniem elementów. Już na wstępie przeciwnik zestrzelony z balkonu potrafi podczas spadania zamienić się w…właściwie nie wiadomo co. Podczas dialogów niejednokrotnie zdarzy się, że postać powtarzać będzie się powtarzać, czasami z równie miłymi zgrzytami, co w przypadku zacięcia się płyty gramofonowej.

Poprzedni dodatek, Operation Anchorage, otrzymał ode mnie niecałe sześć oczek na dziesięciostopniowej skali. W przypadku The Pitt byłoby ich więcej, gdyby nie to, że miliony graczy wciąż borykają się z problemami technicznymi. Z nadzieją na poprawę ze strony Bethesdy, z pistoletem w dłoni, gotowy na dalszą przygodę, liczę na to, że kolejny dodatek będzie szansą na wystawienie lepszej noty… i znacznie większą ilość dobrej zabawy na Stołecznych Pustkowiach.

Bethesda udostępniła drugie z trzech zapowiedzianych rozszerzeń dla Fallouta 3. Nie obyło się bez problemów technicznych, a sam dodatek jest dla gracza tym, czym zazwyczaj okazuje się wizyta w domu towarzyskim dla zmęczonego życiem mężczyzny – zapłaci, skorzysta, jednak mimo wyłożonych pieniędzy, nie znajdzie tam praktycznie nic ponadto, co poznał już wcześniej.

Plusy

Minusy

[Głosów:0    Średnia:0/5]

10 KOMENTARZE

  1. Pawle powiedz mi jaką ocenę wystawiłbyś temu DLC gdyby nie miałą błędów technicznych (według recenzji to zaważyło na ocenie)? Oraz pytanie dwa – jaką ocenę wystawiłbyś samej podstawce?Recka, jak zwykle, bardzo dobra.

    • Pawle powiedz mi jaką ocenę wystawiłbyś temu DLC gdyby nie miałą błędów technicznych (według recenzji to zaważyło na ocenie)? Oraz pytanie dwa – jaką ocenę wystawiłbyś samej podstawce?

      Podstawowy Fallout 3 otrzymałby ode mnie 9, może nawet z odrobinką po przecinku. Jeśli chodzi o DLC (nie tylko dla F3), nigdy nie kryłem, że moje wymagania są dość duże. The Lost and Damned, które jak na razie jest liderem „pobieralnej” zawartości (w moim osobistym rankingu) dostało 9. 5. The Pitt, gdyby premiera i obecne działanie przebiegły bez zgrzytów, dostałoby pewnie coś około 6,5-7 pkt. Ot, to tylko cyfry, ale pokazują, jak wiele Bethesda mogłaby się nauczyć od ekipy Rockstar 🙂

    • mamps3 ps3 nie uciągnie tego dodatku

      Hehe dobre. Mamps3 się zaraz naburmuszy i walnie ci taka wiązankę o możliwościach PS3, że nie będziesz mógł słów znaleźć ;)Dzięki Pawle za odpowiedź. PO prostu chiałem się ustosunkowac do twoich ocen ale potrzebowałęm wiedzieć jaką bys wystawił podstawce. I jeśli F3 dostałby 9 a nwet nieco ponad to obydwa DLC w moim mniemaniu to straszne kaszany są. 5,7 i 5,7 (7 bez błędów) to oceny wykreslające gry z listy życzeń. W przypadku tych LDC musze się poważnie zastanowić (Jedynie chęć zdobycia w swoje łapska karabinu Gaussa mnie ciągnie do OA :). Może Broken Steel będzie lepsze. . .

      • Dzięki Pawle za odpowiedź. PO prostu chiałem się ustosunkowac do twoich ocen ale potrzebowałęm wiedzieć jaką bys wystawił podstawce. I jeśli F3 dostałby 9 a nwet nieco ponad to obydwa DLC w moim mniemaniu to straszne kaszany są. 5,7 i 5,7 (7 bez błędów) to oceny wykreslające gry z listy życzeń. W przypadku tych LDC musze się poważnie zastanowić (Jedynie chęć zdobycia w swoje łapska karabinu Gaussa mnie ciągnie do OA :).

        Ocena jak to ocena, przypada ogółowi. DLC to dość młode rozwiązanie, jest jeszcze wiele pola do popisu dla twórców. To, że dostają 5,7 nie znaczy, że ludzie nie powinni ich pobierać (przecież to nie 1, 2 czy 3). Po przeczytaniu tekstu ludzie będą wiedzieć, co jest w danym dodatku wartego uwagi, a co nie i czy chce im się wydać daną ilość Microsoft Points. Nie jest to 8 czy 9 punktów, bo jednak zestawiając ze sobą The Pitt i The Lost and Damned widzimy sporą przepaść, którą kiedyś – miejmy nadzieję – zapełnią inne dobre DLC. Bardzo chciałbym napisać za jakiś miesiąc, że Broken Steel to dodatek równie dobry, co rockstarowe TLaD. Ale czy będzie to możliwe? Przekonamy się 🙂

  2. Mam nadzieję, że użytkownicy X360 pójdą w końcu po rozum do głowy i przestaną kupować to badziewie z XBOX LIVE. I w końcu przestanie się MS-owi i producentom opłacać wydawać te bzdurne DLC i gry arcade za kase, które są darmowe na PC. To jest zwykłe wyciąganie kasy od gracza i tyle. Ja tam nie miałbym nic przeciwko temu, że ktoś tam sobie traci pieniądze bez sensu gdyby nie to, że przez to ja dostaje produkt wybrakowany, niedopracowany, bo producenci sobie myślą – a nie ma czasu damy to w DLC i ściągniemy kasę kilka razy. Obydwa te dodatki powinny się znaleźć w standardowej paczce z grą. Ewentualne dodatki do gier powinno się planować dopiero po wydaniu gry. Gdy osiągnie sukces. A nie w trakcie pracy nad podstawową wersją. Na szczęście jak zwykle dodatki u Bethesd’y są beznadziejne dlatego nie żal mi, że wydałem 180 zł za wybrakowanego Fallouta 3. Płacenia przez ludzi za gry Arcade to już w ogóle mi się nie chcę komentować. Czy my gramy nadal na Atari żeby płacić za takie gry?

  3. Wersja tego DLC na PC pozbawiona była wad wersji na X360. Klimat i historia na wysokim poziomie. Mechanika na poziomie podstawy, czyli solidna i poprawna. Pecetowa wersja powinna otrzymać większą notę. No ale oceniona została tylko wersja konsolowa. . . Szkoda. . .

Skomentuj Anonim Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here