Można się nie zgadzać z tym co mówią wschodni deweloperzy. Zapewne właśnie to zrobią osoby zakochane w grach jRPG czy generalnie tamtejszych produkcjach. Recenzowane dzieło wyraźnie jednak pokazuje, że coś złego dzieje się z japońskimi grami. Co innego można zresztą napisać kiedy najnowsza odsłona jednej z najbardziej znanych serii z Kraju Kwitnącej Wiśni w tak wielu miejscach negatywnie zaskakuje?

Patrz i podziwiaj

Jeśli istnieje jeden element gier, który zawsze pozwalał Japończykom pokazywać swój geniusz, to są nim przerywniki filmowe. Dzieło Square Enix zawiesza w tej materii poprzeczkę tak wysoko, że konkurencja jeszcze przez długi czas może mieć problemy z doskoczeniem do niej, nie wspominając nawet o jej pokonaniu.

Już pierwszy klip, złożony z materiałów filmowych, które obejrzymy w dalszej części gry pokazuje, że będzie ona ucztą dla posiadaczy wielkich telewizorów wyświetlających obraz w HD. Później ten stan rzeczy się nie zmienia. Przerywniki filmowe są po prostu rewelacyjne. Majstersztyk, mistrzostwo świata czy akronim OMG (oh my god) zmieniony na potrzeby tej recenzji na OSG (opad szczęki gwarantowany). To początek długiej listy słów, których można użyć, pisząc o fenomenalnych – nie bójmy się tego określenia – dziełach sztuki jakimi są animacje w Final Fantasy XIII.

Nie bój się, ta gra musi się rozkręcić…

Na równie wysokim poziomie stoi zresztą praktycznie cała oprawa graficzna tej produkcji. W trakcie zabawy zwiedzimy i poznamy duży, bajecznie kolorowy świat, który można obserwować godzinami. Znajdziemy w nim dziwne lasy złożone z błękitnych drzew, potężne maszyny latające, rozległe stepy zamieszkane przez potwory wielkości bloku mieszkalnego czy góry z towarzyszącymi im ślicznymi wodospadami i urwiskami, które zapewne nie mają dna. Oglądanie ich to czysta przyjemność. Bardzo często stawałem w miejscu na kilka chwil tylko po to, by w spokoju podziwiać talent grafików odpowiedzialnych za opisywane dzieło.

Na lokacjach nie kończy się zresztą to, co dla nas przygotowali. Równie wyborne są modele postaci, których jakość sprawiała, że momentami zacierały się granice między przerywnikiem filmowym a właściwą grą. To samo można powiedzieć o modelach wrogów, broni czy istotach przyzywanych w trakcie walki. Nawet nieco słabsze (na tle tego, co już wymieniłem) efekty towarzyszące rzucaniu czarów potrafią pozytywnie zaskoczyć. I choć o oprawie graficznej Final Fantasy XIII mógłbym pisać jeszcze długo, to na potrzeby recenzji zakończę już temat jeszcze jeden raz podkreślając, że po prostu musicie ją zobaczyć, a przy okazji pokazywać wszystkim tym, którzy nie bawią się grami. Istnieje duża szansa, że magia płynąca z ekranu waszego telewizora sprawi, że po cichu pobiegną do sklepu po swoja własną konsolę i kilka świetnych tytułów.

Słuchaj uważnie

Chwalić i tylko chwalić można także oprawę audio recenzowanego tytułu. Jej zasadniczą częścią są utwory zagrane przez Warszawską Orkiestrę Filharmoniczną (pod batutą Yoshihisy Hirano). Lekkie, zwiewne, magiczne. Kiedy indziej „pachnące” przygodą doprawioną szczyptą magii. Zawsze znakomicie uzupełniające to, co podziwiamy na ekranie telewizora. Są one kolejnym elementem Final Fantasy XIII, który wypadł po prostu znakomicie. Uzupełniają ją dodatkowe, całkiem przyzwoite utwory, wśród których znajdziemy między innymi „My Hands” autorstwa Leony Lewis. Narzekać nie można także na aktorów podkładających głosy pod pierwszoplanowe postaci. Ich gra stoi na wysokim poziomie, dialogów słucha się z przyjemnością, a charakterystyczne głosy kiedy trzeba oddają emocje targające bohaterami oglądanymi na ekranie telewizora.

Jedynym minusem w tym przypadku są kawałki przygrywające w trakcie walki. Choć i one stoją na wysokim poziomie, to słuchanie ich po raz setny w ciągu godziny może zmęczyć. Jest to jednak niewielka rysa na brylancie nie mającym w zasadzie żadnej skazy.

l’Cie

Jeśli nazwa tej części tekstu wydaje ci się dziwna, to zapewne to samo powiesz o fabule Final Fantasy XIII. Przedstawiono w niej przypominające bogów istoty zwane fal’Cie. Te stworzyły zaś świat Cocoon, w którym rozpoczynamy swoją przygodę. Zawieszono gi nad podobno przeklętym i niebezpiecznym lądem zwanym Pulse. Ci sami dobrzy fal’Cie co jakiś czas oznaczają jednak mieszkańców Cocoon rodzajem tatuażu, który zwykłych śmiertelników zamienia w postaci zwane l’Cie. Naznaczeni muszą przejść specjalną próbę, której zazwyczaj nie da się zrozumieć. Klęska sprawi, że nieszczęśnik przeistoczy się w potwora zwanego Cie’th. Sukces nie jest zwiastunem niczego lepszego – po odniesieniu go fal’Cie zamienia nas w kryształową figurę, którą jesteśmy do końca świata.

Oby tylko zdążyła przed naszą emeryturą

Więcej nie będę pisał, by nie psuć zabawy tym, którzy zdecydują się kupić dzieło Square Enix. Nadmienię tylko, że dalsza część tej historii koncentruje się na grupce wybrańców walczących z przeważającymi siłami potężnego wroga. Nasi herosi rosną w siłę, by przy pierwszym „ostatecznym” starciu dostać po tyłkach. Przy okazji dowiadują się, że nie wszystko jest takie jakim mogłoby się wydawać, po czym już olśnieni zdobywają jeszcze większą moc, co pozwala im zmierzyć się ze swoim wrogiem. Krótko mówiąc jeszcze raz bawimy się w „od zera do bohatera”. Niestety fabuły Final Fantasy XIII zdecydowanie nie można nazwać oryginalną i porywającą, a szkoda bo konkurencja pokazuje, że nawet strzelanka przebrana w szaty gry RPG może w tej materii bardzo pozytywnie zaskakiwać.

Szczęście nie jest wieczne

Swoją recenzję celowo zacząłem od opisania oprawy audio/wideo Final Fantasy XIII. Są to zdecydowanie jej najmocniejsze elementy starające się zamaskować najgorsze z możliwych uczuć, które może się wkraść do gry wideo. Tym uczuciem jest nuda. Potworna, okrutna nuda idąca za rękę z powtarzalnością i schematycznością.Niestety lwia część talentu, pomysłowości autorów recenzowanej produkcji została zużyta w trakcie tworzenia jej oprawy. Jednocześnie rytm gry, tempo w którym się rozwija i w zasadzie wszystko co kojarzy się z dobrą produkcją z gatunku RPG zostało zaprezentowane w taki sposób i w takim miejscu, że wiele osób po prostu nie doczeka się momentu, w którym dzieło Square Enix na dobre się rozkręca.

Nie wszyscy dotrwają do 11 aktu

Litanię błędów popełnionych przez twórców Final Fantasy XIII można zacząć od konstrukcji poziomów. Co z tego, że są śliczne, kiedy składają się tylko i wyłącznie z wąskich korytarzy czy zawieszonych gdzieś w powietrzu platform szerokich niczym polskie drogi. Marzycie o zwiedzaniu? Możecie o tym zapomnieć. Mapy nie pozwalają nam zejść z tych irytujących ścieżek. Nie można zajrzeć do mniejszych komnat ani nie odkryć tajemnych przejść bo ich tu nie ma. W grze wchodzimy tylko do wybranej lokacji, idziemy z punktu A do punktu B i powtarzamy wszystko od nowa.

Na dodatek dzieło „Kwadratowych” strasznie długo rozwija skrzydła. Chcesz wybierać skład drużyny, używać wszystkich umiejętności jej członków albo najzwyczajniej w świecie rozdzielić zdobyte punkty doświadczenia? Zrobisz to dopiero po prawie dziesięciu godzinach zabawy. Przez ten czas łaskawi panowie ze Square Enix będą nas częstować jedynie kolejnymi częściami samouczka. A może chciałbyś pogadać ze spotkanymi ludźmi albo swoimi kompanami? Zapomnij o tym. Jedyne rozmowy w grze odbywają się w trakcie przerywników filmowych. Podczas zabawy postaci od czasu do czasu rzucają w eter jedno lub dwa zdania, z których nic nie wynika. Tak samo jest z NPCami.

[Głosów:0    Średnia:0/5]

7 KOMENTARZE

  1. Właśnie kończę finala i muszę zgodzić się z recenzją, używam słowa „muszę”, ponieważ miałem nadzieję, że diabeł nie taki straszny jakiego malowali przed premierą, ale czas pogodzić się prawdą, świetność serii skończyła się wraz z częścią dziesiątą. Osobiście czekam jeszcze na versusa, ale po tym co pokazała trzynastka sam już nie wiem czego się spodziewać, nawet po twórcach Kingdom Hearts.

  2. Krótko i na temat po dziesięciu godzinach grania:- gra jest piękna jak żadna inna- liniowa niczym Dantes Inferno- moim zdaniem dość oryginalna fabuła, która niestety rozkręca się gorzej niż polska reprezentacja gra w piłkę nożną- RPG? na podstawie tej gry można powiedzieć, że RPG to chodzenie przed siebie na zamkniętych lokacjach, zbieranie przedmiotów i walka z chordami wrogów. Jedyne co motywuje mnie do skończenia FF XIII to oprawa gry (i wygląd głównej bohaterki):). Obawiam się tylko, że to zbyt mało biorąc pod uwagę fakt, iż na horyzoncie jest Metro 2033 (swoją drogą polecam książkę) oraz Dragon Age Przebudzenie.

  3. Znów widzę spory rozdźwięk między recenzją a oceną. Gra dostała aż 8. 0, z czego jak rozumiem za grafikę było +1. Cytat : „Otrzymałem natomiast irytującą, nie do końca przemyślaną, momentami nudną produkcję, której końcową ocenę o jedno oczko podnosi oprawa. „Czyli, po odjęciu punktu za śliczną oprawę zostaje ocena 7. 0 za grę która ma przeszło 24 godzinny wstęp, miałką fabułę, jest przez większość czasu wybitnie liniowa, a walka na której wszystko ma się opierać może zostać rozwiązana klikaniem guzika „auto”. To brzmi bardzo zniechęcająco, zdecydowanie nie jak siódemkowy tytuł. Muszę powiedzieć, że tekst czytało mi się bardzo dobrze, jest składnie napisany i daje dobre wyobrażenie o grze. Nie podoba mi się za to fakt stawiania ocen klasy 7. 0-8. 0 „bo w sumie czemu nie”. IMO ocena ma być oceną rzetelną, a nie nic nie znaczącą cyferką przy naprawdę fajnie napisanej recenzji. pozdrawiam

  4. Coz, klasyczny jRPG: nudny, nastawiony na „siekanie”, przewidywalny, z belkotliwymi dialogami, klaustrofibiczny i obowiazkowo z emo-bohaterami. Nic nowego, nic nowego. . . Tylko dlaczego 8. 0, a nie 6. 0?

  5. Nawet jako fanboy fajnala uważam , że oceny na zachodnich gramsajtach za FXIII są z dupy. Nie patrzy się na gameplay , tylko na oprawę av. Pewnie ,że za oprawę należy się 10. Ale dochodzi do sytuacji ,że przez recenzentów ,kolejne gry są coraz gorsze pod względem grywalności. Tak jak wypuścić ferrari enzo z dwusuwem , kiedy się niektórzy nauczą ,że grafika to tylko postęp. Wiocha panie recenzencie , wiocha.

  6. Nigdy specjalnie za turówkami nie przepadałem (no dobra Persona 4 była genialna, Lost Odyssey było spoko) przez co swoją znajomość z tego typu produkcjami kończyłem dosyć szybko m. in. z FFX. Zagorzałym fanem Finalów też nie jestem, aczkolwiek zawsze miło przyjmowałem wiadomości o zapowiedziach kolejnych odsłon, bo jest to świat, w którym warto spróbować się zagłębić i albo nam się uda, albo zrezygnujemy po paru godzinach (co przeważnie w moim przypadku tak się kończyło). Z XIII było podobnie. W końcu to szumnie zapowiadany tytuł, kolejna odsłona wielkiej serii, więc dlaczego i jej nie dać forów. Jak zwykle przywitało mnie boskie intro, piękna grafika z posypką jeszcze piękniejszej nuty w tle. Raz, dwa i już czeka przede mną pierwsza bitwa. System walki. . Dynamiczniejszy, emocjonujący, bardziej spektakularny i. . uproszczony. Fine by me, kolejny plus. Idę dalej, kolejna walka. Ok. Idę kolejne 5 m, walka. Filmik. Spacer. Walka. Filmik, filmik, spacer, walka. Walka, spacer, o tutorial, filmik. Przyznam, że BioWare ostatnio mnie rozpuściło w kwestiach swobody w swoich tytułach i z każdą minutą zaczynałem odczuwać frustrację tego ograniczenia i prowadzenia za rączkę. Mało brakowało, a przekreśliłbym kolejne FF. . a czemu tego nie zrobiłem? Ze względu na scenariusz. Nie grafika, nie muzyka, nie design ( który IMO z typowego fantasy bardziej przerodził się tu w sci-fi ), a fabuła gra tu główne skrzypce. Przez to długie obcowanie z bohaterami jakoś wsiąkłem w tą historię. Każdy z bohaterów pomimo walki z resztą świata, walczy sam ze sobą, kieruję się swoimi motywami – od miłości, po zemstę, aż do przyjaźni i zaufania. Oglądanie ich jako wyrzutków, zmieniających się, dążących do nieznanego spowodowało, że chcę pociągnąć to do przodu, zobaczyć jaki będzie tego finał. Z każda godziną, zacząłem ignorować to, że biegnę tylko jedną, wytyczoną drogą przed siebie. Jeżeli taki miał być skutek opowiedzenia tej historii to j*bać wszystkich malkontentów i zagorzałych fanów. Dla mnie ogrom tej gry to nie świat, a jego narracja, która w obecnej stercie tytułów lekko spuściła z tonu, a tu jest najwyższych lotów. Rozumiem, że większości takie rozwiązanie się nie podoba, ale przybastujcie trochę z tą krytyką. Przy obecnym rynku zmiany były nieuniknione, które i tak udało się idealnie zbalansować (raz ocieramy się o tragedię, a za chwilę wyskakuje mały chocobo z afro) przez co przy grze mogą zasiąść Ci bardziej casualowi gracze. Zamiast wieszać psy i użalać się nad tym jak bardzo zostaliście oszukani, dajcie XIII szansę. Bo nie dość, że na nią zasługuje to dodatkowo zwróci Wam ją z nawiązką.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here