Może nie jestem jakimś ultra autorytetem w dziedzinie gier komputerowych, ale jakąś tam wiedzę o nich posiadam. Gram już od wielu lat, pracuję w tej branży, znam najstarsze gry, począwszy od Ponga, przez produkcje na wierne ZX Spectrum, aż po najnowsze next-genowe hity. Spędziłem przed ekranem z kontrolerem w ręku zapewne tysiące godzin. Teoretycznie powinienem być kozakiem-cwaniakiem, który na pierwszy rzut oka widzi, czy gra jest warta świeczki, czy trzeba w nią zagrać i czy można na nią wydać setkę (a czasem więcej). Powinienem umieć odróżnić celofanowy papierek od bogatego wnętrza. Błyszczące shadery nie powinny mnie zmylić przy ocenianiu grywalności i jakości gry.

A jednak często zastanawiam się, czy nawet mnie dystrybutorzy i producenci gier nie narzucają swojego spojrzenia na „produkt” – że najlepszy, najciekawszy i przełomowy. I to niekoniecznie lśniącą grafiką czy opcjami, które tylko na pierwszy rzut oka wyglądają na fantastyczne. Czasem dochodzę do straszliwego wniosku, że łapię się na tak prosty trik, jak… reklama. Taka zwyczajna, w gazecie. Albo na bramkach w Media Markcie. Straszna to świadomość :).

A najgorsze jest to, że wiem, iż marketingowcy wszelkiej maści doskonale wiedzą, jak trafić do mojej podświadomości, do moich najbardziej pierwotnych instynktów. Skoro robią to ze mną, to co się dziwić, że gospodynie domowe (pozdrawiam i przekazuję wyrazy szacunku) dają się nabrać Zygmuntowi Chajzerowi z wybielającym proszkiem, a dzieci z chęcią psują sobie zęby na czekoladzie, reklamowanej w czasie porannych kreskówek. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że wmawiamy sobie, że to nie działa – no tak, reklama fajna, ale przecież nie wpływa na naszą decyzję o zakupie.

Mnie ostatnio – powiem wprost – załatwili marketingowcy Ubisoftu, którzy doskonale wykorzystali moją (a pewnie także naszą wspólną) słabość do tajemniczych organizacji, zakapturzonych postaci i poczucia wszechmocy, acz z niewielką nutką człowieczeństwa (w końcu Altair nie jest nieśmiertelnym superbohaterem, który boi się jeno kryptonitu). Temat Assassin’s Creed’a mnie zainteresował, obejrzałem screenshoty, obejrzałem trailerek i… powoli zaczęła we mnie kwitnąć myśl, że może warto byłoby się zastanowić nad zakupem.

To wystarczyło, żeby do akcji wkroczyli marketingowcy. Nagle wszędzie zacząłem widzieć Assassin’s Creed. Nie tylko w gazetach i serwisach, ale też na sklepowych bramkach robiących ze mnie złodzieja, na billboardach przez Saturnem, a także w gazetach. Okazało się, że gra, którą potencjalnie chcę kupić jest bardzo popularna, a więc na pewno warta uwagi. A kiedy zobaczyłem drukowaną reklamę Assassina – proste logo, nieostrą sylwetkę Altaira i sztandar na pierwszym planie… no nie wiem, czy to nie był moment, kiedy zostałem ostatecznie kupiony. Oczywiście, próbowałem ratować resztki honoru i przyrzekłem sobie, że kupię AC tylko wtedy, jeśli gra otrzyma w Valhalli ocenę przynajmniej 9/10, ale…

No co? 8.5 przecież jest tak blisko dziewiątki… Nie będę się już rozdrabniał. Ta reklama była taka świetna… I oczywiście, mógłbym szukać wytłumaczenia, że to wcale nie tak, że Assassin zwabił mnie unikatową fabułą, zapowiedzią niesamowitej interakcji z tłumem, boską grafiką i powiewem świeżości. Ale nie jestem pewien, czy gdyby gra nie dostała siódemki, i tak bym jej nie kupił. To idealnie doszlifowane logo i perfekcyjnie rozmazany kontur asasyna (czyli mnie!) zrobiły swoje. Już zamówiłem i teraz tylko czekam, aż Assassin’s Creeda przyniesie mi listonosz.

Strzeżcie się reklam, przyjaciele! Mają ogromną moc! I nie na darmo ktoś tam za biurkiem szykuje na nas pułapki, w które jak widać – przynajmniej niektórzy – wpadamy. Asasyni marketingowi czyhają w ciemnościach, żeby wbić nam swój produkt do głowy. A ja właściwie muszę już kończyć, gdyż od piętnastu minut nie sprawdzałem skrzynki pocztowej! Ciao!

[Głosów:0    Średnia:0/5]

11 KOMENTARZE

  1. No tak to juz jest. Ja sie tak dalem wciganc w Hellgate London, ale poki co nie narzekam ;)A kaptur jak najbardziej jest Cool, albo jak to niektorzy mowia, Kewl 😉 W koncu nie na darmo Robin Hood w nim biegal ;P

  2. Assassin’s Creed mnie przechytrzył, a właściwie to marketingowcy Ubi. W dzień premiery europejskiej obdzwoniłem wszystkich (prawie) warszawskich sklepikarzy, którzy taką grę mieć by mogli. Nic. Nazajutrz z rana pobiegłem co sił w nogach na giełdę w poszukiwaniu ładnie zafoliowanego pudełeczka. Nic. Chodziłem dobrą godzinę, aż wreszcie na jednym jedynym straganie znalazłem. Co z tego że drożej o 50zł niż w sklepie w poniedziałek, co z tego, że musiałem rano wstawać w sobotę zamiast pobyczyć się w łóżku. Miałem Assassin’s Creed. Yes, Yes, Yes. Jak się gra zapytacie? Nie wiem, do dzisiaj nie odpaliłem, ale MAM AC :)Jestem żałosny 😐

  3. O reklamie można by dyskutować długo. . . Ograniczę sie tylko do banalnego stwierdzenia, że nikt nie może być — niejako z definicji — na reklamę obojętny. Nie da się! Różnica tylko taka, że im bardziej świadomy klient, tym bardziej podchodzi do reklamy krytycznie. Jeśli jednak ciągle słyszymy o jakimś tytule, to nie da stanąć przed półką i podjąć decyzji w kompletnym oderwaniu od rzeczywistości haseł marketingowców. I nie pomijam tu aspektu reklamy zbyt agresywnej, która — czasami — może do zakupu zniechęcić: wpływ dalej jest! Reklama może nam sie podobać lub irytować, możemy się nią fascynować lub uważać za najgorsze zło współczesnego świata. Możemy sie jej poddawać bez oporu lub odczuwać dyskomfort, że jej ulegamy i nie jesteśmy twardzielami. . . Ale najlepiej, sądzę, zachować rozsądek. Pogodzić się z faktem jej istnienia i wpływu, jaki ma na nas, krytycznie ją oceniać i walczyć z chwilą gdy zbyt agresywnie wkracza w naszą prywatność — gdy np. zamiast wieżowców Warszawy widzimy olbrzymie szmaty lub widok na Giewont zasłania nam billboard. Wydaje mi się jednak, że Autor niepotrzebnie martwi się wszystkim. Bowiem nawet zakładając, że postać zakapturzonego asasyna wymyślono na zasadzie „lepiej się sprzeda tajemnica od pastuszka na miedzy”, a pewnie tak było, gdyż produkcję za kilkanaście milionów dolarów rozpoczyna sie od badań rynku — to co w tym złego? Zamiast martwić się tym — cieszmy się. Że utrafiono dzięki temu w nasze/moje gusta, że — przede wszystkim — reklama nie musi robić nam wody z mózgu wmawiając coś, czego w rzeczywistości wcale nie chcemy!I na koniec jeszcze jedno. Jeśli reklama wydaje nam się dobra i przemawia do nas, jest zrobiona ze smakiem i wyczuciem — nie jest to znak, że i produkt taki jest? Oczywiście, że nie! Ale jednak prawdopodobieństwo jest wyższe, niż w przypadku reklamy chamskiej i agresywnej. I tu tkwi największa pułapka speców i ich największa perfidia! Strzeżcie się!

  4. Reklama jest ważna ale, większą „siłę” przetargowa maja dla mnie dema. Jeżeli demo jakieś gry mi sie nie spodoba to obojętnie na jaka skale będzie reklama to i tak mnie nie przekonają. W przypadku Assassin’s Creed nie ma dema, wiec sie waham bo pomysł gry jest dobry, ale gra nie jest wysoko oceniana. Dobry przykład gry której nie potrzeba reklamy, wystarczy tylko sama nazwa:Grand Theft Auto (GTA IV :D)

  5. Ja odniose sie do ankiety i pytania o kaptur, a w zasadzie to chyba o zakapturzone postacie w grach ;] Otoz jest to motyw znany i odgrzewany tysiac razy. Pojawia sie praktycznie w co drugiej grze i za kazdym razem ma bardzo podobna role. Wprowadzenie postaci z kapturem jest strasznie schematyczne i czarno na bialym ukazujace brak pomyslo tworcow. I wiecie co? Ja nadal uwielbiam „kapturnikow” ^^

  6. Osobiście trochę się dałem naciagnąć na AC, ale ponieważ wyjdzie na moją platformę dopiero za 4 miesiące, raczej jej nie nabęde. Z innej strony – moje zainteresowanie wynikało z pewnej sytuacji, która tak naprawdę zaczeła się od. . . reklamy. Mianowicie mój staruszek pracował czas jakiś w sklepie nie dla idiotów. No i raz zboczył w kierunku stsikz grami. . Parę dni temu zapytał czy nei chciałbym „Wiedźmina” na gwiazdkę (jeszcze należę do tych młodych wikingów, którym zdarzają sie takie prezenty 😉 ) Powód tego pytania znam – cały MM oplakatowany wizrunkami piękniejszej (Geralt?) i brzydszej (strzygi itp) czesci gry. . . Staruszek się dał nabrać!Nie skusiłem sie, to nie gra dla mnie. , ale. . . dlatego pomyślałem o naciągnięciu na AC 🙂 cóż, może uda sie jdnak jakiś inny fajny prezent wynegocjowac pod choinkę. . 😛

  7. Wpadłem na koncepcję bohatera w kapturze. Co wy na to gdyby bohater musiał przemierzać świat w kapturze ponieważ zły człowiek z inspiracji i na usługach jeszcze bardziej złych ludzi skradł mu twarz. Teraz zamiast facjaty gościu ma czarną nieprzeniknioną mgłę, a widać mu tylko boki i tył głowy. Poza tym nasz „zawodnik” jest wielce zdecydowany, aby odzyskać buźkę i przy okazji poharatać „interfejs” złym ludziom.

  8. dałem się nabrać na pieprzone hasła LOKI`ego że niby community diablo poleca itp itd i kupiłem tą niedorozwiniętą grę nie czytając recenzji. Dobrze, że chociaż muzyka jest tam znośna,

  9. Ja kupiłem „Wiedźmina” 4dni przed premierą i do tej pory nie zagrałem. . . czeka na lepsze czasy(lepszego kompa :/). . . ale tani był przynajmniej, no i ta wersja przedpremierowa z CDP. . . warto było.

Skomentuj Michał Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here