Każdy z nas ma ulubione gatunki gier. Swego czasu pisałem o zmieniających się z wiekiem gustach. Są jednak pozycje, które darzymy szczególnym sentymentem czy też po prostu dobrze wspominamy jak to w czasach szkolnych graliśmy w ten czy inny tytuł z kolegą. Czasem te wspomnienia przekładamy na cały gatunek i w prosty sposób dochodzimy do wniosku, że skoro kiedyś doskonale bawiliśmy się przy Quake’u to pewnie i teraz zabawa będzie przednia.

W moim przypadku kontakt z Quake’iem bardziej wiąże się nie z pierwszą (w tą grałem niewiele, raczej sporadycznie), ale przede wszystkim z trzecią częścią. Quake III Arena pochłonął masę mojego wolnego czasu, a ja całymi dniami z lubością na twarzy oddawałem się niczym niezmąconej wirtualnej jatce. Oczywiście charakter czwartej odsłony jest zupełnie inny niż Areny jednak swego czasu lubiłem grać i w gry podobne klimatem do czwartego kwaka (np. Alien vs Predator – który moim zdaniem przerasta kwaka o głowę).

Kiedy więc odpalałem grę liczyłem na sporą dawkę emocji, a przede wszystkim niezłą zabawę. Jakież było moje zaskoczenie i rozczarowanie kiedy już na samym początku powiało nudą. Marsz w „kanionie” i natykanie się na nieszczególnie przerażające stworki, które rozwalałem w ilościach iście hurtowych (broni i amunicji miałem prawie zawsze pod dostatkiem – a grałem na poziomie normal) jakoś mnie nie bawił. I choć grę skończyłem, przyznam, że do dziś się zastanawiam dlaczego czwarty kwak mi tak kompletnie nie podszedł. Czy gra jest po prostu słaba, czy to ja się starzeję i pewne rzeczy mnie już nie bawią, a może po prostu nie trafia już do mnie taka forma zabawy? Bez wątpienia gra nie potrafiła na mnie zrobić wrażenia, przestraszyć, wywołać silniejszego bicia serca. I stało się to bynajmniej nie dlatego, że jestem zimnokrwistym twardzielem, którego nic nie rusza – bo Stalker, w którego pogrywam sobie obecnie potrafi we wprost fenomenalny sposób oddziaływać na moją psyche. Gra po prostu nie potrafiła znaleźć dostatecznie sugestywnych środków, ograniczając się do ogranych hollywoodzkich banałów z pomazanymi krwią ścianami (litości – to już chyba nikogo nie rusza!) i biegnącym w moim kierunku stadem bezmyślnych bestii.

Co zabawniejsze im dłużej grałem, tym bardziej zastanawiałem się czy gry, które dobrze wspominam były równie marne (a ja byłem mniej krytyczny), czy to może faktycznie miałkość tytułu, w który obecnie gram sprawia, że nader często ziewam. Do dziś nie odpowiedziałem sobie ostatecznie na to pytanie, choć skłaniam się ku drugiej wersji.

Oczywiście jest jeszcze inna możliwość. Może po prostu wyrosłem z tego konkretnego gatunku gier i już nie bawi mnie taka bezmyślna rzeźnia, w której nie mam nawet wpływu na to gdzie pójdę, bo wszystkie drzwi i okna dookoła są zaspawane, a ja mogę tylko dreptać do przodu jak pokorna krówka maszerująca na rzeź. I na pewno coś w tym jest, bo ostatnio faktycznie nade wszystko cenię sobie w grach swobodę działania. Powstaje jednak pytanie czy dałoby się tą samą grę zrobić lepiej stosując inne zabiegi dramatyczno-scenograficzne? A jeśli tak (czego jestem prawie pewien) to czy wciąż uważałbym, że takie gry już są nie dla mnie? F.E.A.R, który pod względem mechaniki rozgrywki bardzo przypominał Quake 4 oddziaływał na mnie dalece silniej niż dzieło Raven Software. I choć może F.E.A.R też po pewnym czasie stał się dla mnie nużący właśnie ze względu na brak możliwości wyboru drogi bawiłem się zdecydowanie lepiej niż przy Quake 4.

No to jak to jest – pewne gry przestają nas z wiekiem kręcić, czy może to twórcy przykładają się do tego, że nie bawimy się jak przed laty wypuszczając najzwyklejszego w świecie bubla?

[Głosów:0    Średnia:0/5]

6 KOMENTARZE

  1. Coz, jesli idzie o samego Quake 4, to zgadzam sie z autorem – w najlepszym razie mozna okreslic ja mianem slabej. Ale prawde powiedziawszy dla mnie wszystkie produkty IdSoftware od czasu Return To Castle Wolfenstein (wlacznie 🙂 ) sa po prostu slabiutkie i nie wiedziec w sumie czemu, uwazam ze firma jedzie na opinii starych tytulow. Ot, kiedy porownam to co mozna bylo robic w „nowym” Wolfensteinie do tego, co w podobnych klimatach oferowal owczesnie Medal of Honor – to Id Software powinno sie schowac i wiecej nie pokazywac. Czare goryczy przelal „nowy” Doom – w ktorym jako utrudnienie stosowano tak stare i oklepane „tricki”, ze w zasadzie Doom2 moglby byc (z pominieciem grafiki) uznany za gre innowacyjna. Bleeee. Obecnie Id Software jest u mnie na indeksie producentow, ktorych produktow nawet juz nie sprawdzam, bo mi szkoda czasu. Abstrahujac jednak od tego konkretnego przypadku problem wydaje sie byc duzo ogolniejszy. Czynnikow, ktore powoduja postrzeganie gier w taki a nie inny sposob tez pewnie jest wiele. Z jednej strony wplyw marketingowcow na czas produkcji gry, wplywa z reguly negatywnie na jakosc produktu koncowego. Do tego dochodzi konkurencja na rynku, ktora moze spowodowac, ze pozycja rewolucyjna w dniu podjecia produkcji okaze sie sredniakiem w momencie wydania. Z drugiej strony gracze tez inaczej odbieraja gry jesli dopiero co zaczynaja grac i jesli graja juz x lat. To tak jak z filmami – na poczatku kazdy jest fajny, a po ilus latach obcowania z kinem okazuje sie, ze dobrych filmow jest po prostu malo. Bo ogladanie tego samego w roznych wydaniach nie bawi, tylko nuzy. Ma to tez swoje dobre strony – do niektorych gier trzeba po prostu dojrzec. Ja dzieki temu procesowi np. pozno bo pozno, ale zapoznalem sie z Falloutami, ktore kiedys moglyby dla mnie nie istniec, a teraz nie wyobrazam sobie zeby nie istnialy 😉

  2. z wiekiem chyba zwracamy uwage na nieco inne rzeczy niz kiedys – nie bawi nas juz sama eksterminacja ale jej otoczka. dlatego ja takze zakochalem sie w fearze czy stalkerze a gry pokroju q4 powoduja u mnie conajwyzej odrcuch wymiotny. gorzej ze takie hity jak bioshock w zasadzie wogole mnie nie ruszaja. jest ok ale nie rozumiem zachwytow nad takimi produkcjami. tj w zasadzie rozumiem ale jw zwalam je na preferencje ze sie tak wyraze – ogolu graczy (ciekawe spostrzezenie – jeszcze tu chyba nie pisalem – wszyscy sie chyba zgodza ze ssy byly lepszymi grami niz bioshock (pal licho ze tworcy bioshocka chcieli sie odciac od ss) – ciekawe zatem czemu bioshock otrzymal w prasie branzowej znacznie wyzsze noty 😉 i jak tu nie mowic o dewaluacji ;))tak czy siak poki sa fpsy w ktore lubie grac nie ma sie czym martwic – bo to znaczy ze jednak jeszcze mnie to kreci 🙂

  3. Ostrzegam spoiler odnośnie Max Payn’a 🙂 Nawiązując do opisanego „ruszania” przez gry, pogrywam aktualnie w Max Payn’a (po raz pierwszy!). Otoczka budowana wokół tej prostej (w sensie trudności rozgrywki), liniowej strzelanki, gdzie filmowo eksterminujesz rzesze przeciwników śmigając między kulkami, jest rewelacyjna. Pamiętacie fragment, gdy naćpany Valkirią przez szacowną panią (nieznaną mi jak dotąd z imienia), idąc przez krwawe ślady w pustce i zbliżając się do ślepego zaułka słyszysz nasilający się płacz dziecka? Mówiąc szczerze czułem się co najmniej nieswojo. Reasumując, na tzw. „kręcenie” wpływa wiele czynników. Czasem to fabuła, mechanika rozgrywki, lub akurat to coś. Kto z Was, którzy zaznali Atari, Comodore, ZX 😉 gdy tylko ma okazję, nie rzuca się na sprzęcior, żeby przypomnieć sobie starsze czasy?

  4. Podstawową sprawą, sprawiającą, że gra wydaje się kiepska są kiepskie środki wyrazu. Sam obraz niestety nie wystarcza, choćby artyści zaprojektowali nie wiadomo co. Dobra gra musi być wypadkową kilku zazębiających się ze sobą rzeczy, w kolejności – ciekawa historia, budująca napięcie i dobrze dobrana oprawa dźwiękowa i w końcu grafika. Zastanówcie się, czy np. taki Silent Hill, oddziaływał by tak dobrze na naszą wyobraźnię, gdyby brakowało w nim tej fantastycznej muzyki i perfekcyjnie dobranego tła dźwiękowego, które nie raz powodowało, że po kręgosłupie przebiegała w tę i z powrotem szalona stonoga?Z czasem (wiekiem) nasze zmysły otępiają się, nie wiem czy to do końca właściwe słowo, może lepiej będzie jak powiem, że przyzwyczajają się do pewnych środków wyrazu, które już nie robią na nas takiego wrażenia jak kiedyś. Najgorsze jest to, że nie za bardzo jest już po co sięgnąć. Bo w zasadzie z czego jeszcze twórcy mogą skorzystać? do jakich zmysłów mogą się jeszcze odwołać? Węch/zapachy? Dotyk? Chociaż obie rzeczy próbowano już wdrożyć, z kiepskim zresztą skutkiem, jedynym światełkiem na horyzoncie pozostaje jak na razie wynalazek Epoc. W prawdzie działa na dokładnie odwrotnej, niż ta o której tu piszę zasadzie, jednak może stać się prawdziwym przełomem. Jak na razie, ratunek widzę jedynie w zdolnościach developerwów, którzy to muszą starać się dobrać te trzy wspomniane na początki składniki w odpowiednich proporcjach.

  5. Mnie wiekszosc gier juz od dawna nie zachwyca. Ale namierzylem przyczyne! :)Okazuje sie ze granie w zacisznym pokoju tak na mnie dziala. Moj kolega ma w domu kilka komputerow i kilka razy w tygodniu spotykamy sie w trzech-czterech i wspolnie gramy – maksymalna przyjemnosc kooperacji lub wspolzawodnictwa. Multiplayer, ale tylko wspolnie w jednym pokoju, tego niezastapi mikrofon i internet siedzac w domu. Przyjemnosc wygrywania z kolegami, dowcipy na temat skutecznosci itp. to zupelnie inny wymiar gry.

  6. Problem z Kwakiem Cztery polega na tym, że id z tym cyklem dotarło już dawno do ściany. Każda poprzednia część Quake’a w jakiś sposób zmieniała lub poszerzała spojrzenie na FPP. W czwórce nic takiego nie ma – ostatnia część legendy przeszła praktycznie bez większego echa. Może to wynikało ze słabego PRu, ale tak naprawdę w Q4 nie ma nic, co mogłoby go zapisać chociaż drobnym drukiem w historii gier komputerowych. Nie wprowadził ani rewolucyjnej grafiki, ani kilku usprawnień, bez których nie wyobrażamy sobie współczesnej rąbaniny, ani dobrego trybu sieciowego. Kawałek solidnej strzelaniny, jaką jest nowy Kwak można określić, przy randze i renomie tytułu, jako grzybnię. Panowie nie mieli po prostu żadnego pomysłu na grę i to widać. Te wszystkie błazeńskie chwyty, które nie są w stanie przestraszyć nawet dziecka, byłyby znacznie łatwiejsze do strawienia, gdyby Kwaku 4 był czymś więcej niż tylko dobrą grą. Zabrakło serca i ognia – to samo zresztą spotkało, acz w większym stopniu, Dooma III, który był tak przehype’owany, że po skonfrontowaniu go z obietnicami i materiałami z presspacków powinien dostać góra 6+. Mnie na przykład Quake IV się podobał, ale po odejściu od komputera nie było żadnej historii związanej z tą grą. Nic, null. Zero wspomnień ani nawet większej ochoty, żeby doń powrócić i ukończyć. Już nawet Pro Evolution Soccery, które co roku oram i jadę tak, że normalny człowiek nie mógłby na nie więcej spojrzeć do końca swojego życia, mają większą wartość replayability niż Q4.

Skomentuj Przemek Piprek Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here