Ubisoft wzmocni listę tytułów startowych PlayStation3 o symulator lotniczy. Port Blazing Angels zaoferuje sporo bonusów w stosunku do znanych już wersji.

Po pierwsze, trzeba pamiętać, że jest to druga faza ulepszeń. Już wersje konsolowe recenzowanej gry były bardzo dobre, a kolejne sześć miesięcy spędzonych na dopieszczaniu wersji PC nie poszły na marne. Nie mamy tu oczywiście do czynienia z rewolucyjnymi i gigantycznymi zmianami. Wprowadzone poprawki nie kończą się jednak na przepakowaniu płytki do innego pudełka, dodaniu obsługi myszki i efektu falującej flagi, że pozwolę sobie złośliwie nawiązać do zapowiedzi dotyczących DiRT 2 w wersji na PC.

Pustynna burza

Strzelba to idealny środek na rozdwojone końcówki

Zacznijmy jednak od krótkiego opisu fabuły. W grze wcielamy się w postać Chrisa Redfielda, znanego z poprzednich części serii, kiedy to jeszcze miał więcej włosów i nie wsuwał na śniadanie wiadra sterydów. Jako członek wyspecjalizowanej grupy do zwalczania przypadków bioterroryzmu (czyt. strzelania zombie w głowę) trafiamy w fikcyjny zakątek Afryki, gdzie zostaje nam przydzielona nowa, efektywna i jednocześnie efektowna partnerka. Po zapoznaniu się z miejscowym klimatem szybko trafiamy na ślad tajemniczego spisku, który okazuje się być potencjalnym zagrożeniem dla całej ludzkości. Zero innowacji i odkrywczości, ot, standardowa fabułka – tło dla historii z zombiakami w roli głównej. Co jednak ważne, a nieczęste, fabuła zgrabnie wyjaśnia wszystkie zawiłości i łączy wątki, w czym wydatnie pomaga dostęp do encyklopedii – swoistego kompendium serii.

Mądre trupy

Tworzenie gier z nieumarłymi w roli głównej zawsze uważałem za wymówkę stosowaną kiedy brak nam dobrych programistów specjalizujących się w sztucznej inteligencji. Tak jest i tym razem. Stada Ganado atakują nas zewsząd nie używając wymyślnych taktyk, stawiając na prosty sprint w myśl zasady, że pierwsze kawałki mózgu są najsmaczniejsze. Prawda, niektóre „gatunki” truposzy wykształciły umiejętność noszenia i posługiwania się bronią, stanowią jednak jedynie wyjątek od reguły. Także nasza towarzyszka nie grzeszy zbytnio pomyślunkiem.

Całe szczęście, że trudności nie sprawia jej podążanie za nami. Jako kompanka do walki sprawdza się średnio – strzela bardzo rzadko i niecelnie. Prawdziwą katorgą jest zmuszenie jej do zmiany broni. Znacznie bardziej irytuje mnie jednak niesamowita wytrzymałość przeciwników – najprostsi nieumarli Afrykańczycy potrafią ustać na nogach nawet z kilkoma pociskami w czaszce. Na plus zaliczyć można różnorodność przeciwników.

To jak walka z wiatrakami, powiecie, wytykanie grze z hordami zombie w roli głównej słabego SI czy niespotykanej wytrzymałości umarlaków – wrogów, których ciała znikają w chmurze czarnego dymu. Może jednak czas podejść do zagadnienia nieco bardziej kreatywnie?

Utknąłem, więc strzelam

Idealnie dobrane tłumaczenie

Kolejna rzecz którą należy zmienić to fatalny system prowadzenia ostrzału. Tak, wiem że niemożność ruszenia się o milimetr podczas strzelania to część składowa każdej gry z serii Resident Evil, ale, na Boga, to rozwiązanie równie racjonalne co brak serwerów dedykowanych w pewnej innej słynnej grze. Ileż razy łapałem się na próbę schowania się za zasłoną, jednocześnie odstrzeliwując się przeciwnikowi! Nic jednak z tego, Chris, jak każdy mężczyzna, może wykonywać jedynie jedną czynność na raz. Przy okazji, pada mit, że kobiety radzą sobie lepiej w tym względzie, Sheva także nie opanowała cennej umiejętności strzelania w ruchu. Mamy tu nawet możliwość chowania się za osłonami, ale tylko w miejscach wyznaczonych przez programistów, co sprawiło, że szybko zacząłem „obwąchiwać” ściany w poszukiwaniu wyznaczonych miejsc, zwłaszcza, że w wirze walki po prostu nie ma na to czasu.

Nie ma go także na zwiedzanie. Lokacje są ciasne i mało urozmaicone, a poruszanie się i prędkość naszych bohaterów przerażająco wolna. Doprawdy nie wiem, co Chris robi w elitarnej jednostce, skoro porusza się jak brzemienny nosorożec. Rozumiem, że taka powolna forma rozgrywki może i pasuje do ciemnych i mrocznych zakamarków tajemniczej rezydencji, ale, drogi Capcomie, skoro postanowiłeś przenieść graczy do Afryki i nakazać eksterminację setek zombie, to pozwól nam przynajmniej poruszać się tak, byśmy mogli wykonać powierzone nam zadanie.

[Głosów:0    Średnia:0/5]

6 KOMENTARZE

  1. Bardzo sceptycznie podchodzilem do tego tytulu. Ogladajac kolejne materialy promocyjne, przecieralem oczy, w glebi duszy klac na caly Capcom. Ale mam taka zasade, ze poki sam sie nie sparze na jakiejs serii to bede w nia wiernie pogrywal jak to ma miejsce z kazda lubiana przeze mnie seria od poczatku mej stycznosci z grami komputerowymi. Rozpisywal sie dlugo nie mam zamiaru, bo wyszlaby z tego druga recenzja, a mysle, ze autor powyzszego tekstu zrobil to duzo lepiej od tego co bym napisal ja. Wiec krotko. . . gra mi sie tak bardzo spodobala, ze przeszedlem ja juz piec razy i jeszcze nie przestalem w nia grac. Pokonuje po raz kolejny te same levele, zbieram skarby, morduje krwiozerczych murzynow i z usmiechem na twarzy jaram sie z kolejnej ukonczonej mapy ze statusem „S”, oraz czasem jej przejscia. Biegam ze swoim S&W M500 na trybie z nieograniczona iloscia amunicji i mszcze sie na wiekszych przeciwnikach, ktorzy dawali mi niezle popalic gdy po raz pierwszy stanelismy oko w oko, a ja mialem jedynie marnego M92F z 20-stoma nabojami. Frajda z odstrzeliwania czterech zomiakow biegnacyc na mnie gesiego, jedym pociagnieciem spustu w moim przypadku nie ma konca. Albo odwalenie calej naciarajacej na mnie ekipy afrykanskich raperow, jednym strzalem z Hydry, cos pieknego :D. Wiec biegam, morduje zakazone organizmy, gromadze kosztownosci, za ktore ulepszam pozostaly asortyment militarny i bardzo dobrze bawie sie jak juz dawno nie bawilem sie przy zadnym innym tytule :-). Ode mnie 9/10 poniewaz dla mnie gra ma jedna bardzo irytyjaca wade – nasza partnerke. Oczywiscie urode posiada zdumiewajaca, ale chyba zbyt bezpiecznie czuje sie przy naszym napakowanym bohaterze, bo jak juz bylo opisane w recenzji, dla niej ta hitoria to jeden wielki spacer i zbieranie granatow, poniewaz jak widac sama walka ja niezbyt bardzo ekscytuje, co nie zmienia faktu, ze trzeba ja w niektorych jej momentach ratowac z opresji nacierajacych, napalonych czarnych braci.

  2. No cóż mimo, że jestem wielkim fanem serii, a 5-ka jest naprawdę niezła to wciąż tęskno mi do mrocznego racoon city i przede wszystkim czasów gdy kamery były usytuowane w różnych miejscach lokacji. To był czasy: innowacyjność rozgrywki, mega-klimat i logiczne zagadki, które gdzieś po drodze chyba zaginęly, być może w toalecie:). No ale hordy trupów też potrzebują urozmaicania może kiedyś Capcom wróci do korzeni?

  3. Ok tyko że to recenzja wersji PC i zabrakło mi najistotniejszej rzeczy czyli choćby krótkiej kilkuzdaniowej wzmianki o wymaganiach sprzętowych.

    • Ok tyko że to recenzja wersji PC i zabrakło mi najistotniejszej rzeczy czyli choćby krótkiej kilkuzdaniowej wzmianki o wymaganiach sprzętowych.

      Ciężko jest o tym pisać, skoro ma się dostęp tylko do jednego komputera :). Na moim C2D, 2GB RAMu, GTX260 na DirectX 9. 0 śmigałem w 1920×1200 bez najmniejszych nawet ścinek i spadków FPS. Poza, oczywiście, trybem No Mercy.

  4. To coś poza nazwą i bohaterami nie ma nic wspólnego z „residentem”. Podział na misje? Czarni przeciwnicy (gdzie „jęczący” zombie)? Pościgi? zagadki na poziomie niedorozwiniętego przedszkolaka? WTF? ostatnio grałem w odświeżoną wersję jedynki na WII, ta gra ma „coś”. piątka jest tylko „fają” szczelanką z super koopem ale resident to nie jest. Szkoda bo czwórka, pomimo innowacji zachowała chociaż trochę „ducha” serii, piątka go pogrzebała ostatecznie.

Skomentuj Anonim Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here