Krzysztof Łoziński, członek Stowarzyszenia Dziennikarzy i Mediów Internetowych, rozbiera na części pierwsze w artykule na portalu Gazeta.pl projekt ustawy, wg której lustracji podlegać mają praktycznie wszyscy dziennikarze. Siłą rzeczy jako redaktor naczelny czuję trwogę przed konsekwencjami prawnymi, jakie dla mojej osoby niesie najnowsze dzieło Sejmu.

Siedzę w redakcji. Już sam ten fakt, że takową posiadamy, działa przeciwko naszej publikacji, bo moglibyśmy się wywinąć stwierdzeniem, że lustracja nas nie dotyczy, bo piszemy pod pseudonimami i mieszkamy w Nigerii lub Brazylii. Tak jednak nie jest – publikujemy pod pełnymi imionami.

Jest gorące południe. Stróżka potu ścieka mi po czole, kiedy ostrożnie wyglądam znad ścianki i zerkam na Andrzeja, siedzącego naprzeciwko. Nie wiem, czy nie ma czegoś wspólnego z UB. Nie mogę być pewien. Co prawda urodził się po 1972, w związku z czym prawdopodobieństwo, iż prowadził działalność wywiadowczą w latach osiemdziesiątych jest raczej niska, to nie ma to znaczenia – wiem, że ponad 50% jego dochodów generuje praca w mediach, a to oznacza, że musi poddać się lustracji. To oporny człowiek i zdaję sobie sprawę z tego, że jeżeli nakażę mu iść do IPN po kwitek, to rozbije mi na głowie butelkę, wyśmieje się w twarz i generalnie zepsuje atmosferę. Ja z kolei nie będę mógł opublikować jego tekstów, bo to potencjalny UB-ek.

W najśmielszych snach nie przypuszczałem, że kiedykolwiek lustracja i związane z nią zabiegi lustracyjne odgrywać będą jakiekolwiek znaczenie dla mnie i dla naszej publikacji. W końcu działamy w Internecie i paramy się rozrywką elektroniczną. Ustawa mówi jasno, że jesteśmy mediami, w takim samym stopniu, jak radio czy telewizja. Ergo, lustracji musimy się poddać – nie ważne, jak bardzo niedorzeczny to koncept. Jak słusznie zauważa Łoziński, pomijając kwestie ideologiczne, lustracja w sieci jest po prostu niemożliwa. Zbyt dużo osób pisze pod pseudonimami, z zagranicy, pracuje ochotniczo lub po prostu ma gdzieś fanaberie ustawodawców, których nie ma komu egzekwować – ze mną na czele.

Zobacz:Internetu zlustrować się nie da (Gazeta.pl)

[Głosów:0    Średnia:0/5]
PODZIEL SIĘ
Poprzedni artykułKlubowa galeria
Następny artykułHeavenly Sword nadchodzi

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here