W czasach, kiedy byłem bardzo mały i nie do końca wiedziałem, co to jest prezerwatywa i dlaczego Larry musi ją kupić zanim wejdzie do pokoju na pięterku, ten łysiejący lowelas z brzuchem był popularny… i wtedy można się było tej popularności nie dziwić. Zamknięci w PRLu, nasi rodzice, otaczali dwunastocalowy, czarno-biały monitor i grali w tę pseudo-pikantną grę, kosztując ze smakiem zakazanego owocu z USA.

Ja z przygodówek Sierry zawsze wolałem Space, a w szczególności Police Questa, ale w Larrego też grałem – nie do końca go rozumiejąc. Wtedy jeszcze Larry nie odstawał od generalnego poziomu przygodówek z niezwykle płodnej stajni Sierra, a podrywanie lasek w rozdzielczości CGA potrafiło dać sporo (nieważne jak to brzmi) satysfakcji. Sierra trzaskała kolejne części taśmowo (podobnie jak w przypadku innych serii) i wszyscy byli zadowoleni.

Przewińmy jednak w czasie jakieś 20 lat i co się okazuje? Że po tych dwudziestu latach Leisure Suit Larry… wciąż żyje! To nie wszystko – ma się całkiem dobrze i właśnie przygotowuje się do kolejnej odsłony swoich przygód – Box Office Bust. Biorąc pod uwagę, że już w części drugiej Larry łysiał, fakt, że w tej chwili główną postacią jest przedstawiciel dopiero drugiego pokolenia Larrych, to spore osiągnięcie.

I jak wspomniałem wcześniej – o ile w zamierzchłych czasach dwuwymiarowych przygodówek rozumiałem jeszcze popularność Larrego, tak w tej chwili ona mnie trochę dziwi. Poprzednia część – Magna Cum Laude – została totalnie zjechana w recenzjach. Dziennikarze na całym świecie zgrzytali na poziom dowcipów rzekomo firmowanych przez twórcę serii, Ala Lowe, a naiwność podrywów wołała o pomstę do nieba. Co więcej, MCL bynajmniej nie było już przygodówką, ale serią nudnych mini-gierek, tyle tylko, że ze skaczącymi plemnikami. Porażka.

A jednak mimo tej (powiedziałby ktoś) nagonki na Larrego, wygląda na to, że gry z jego dość obleśną facjatą wciąż sprzedają się świetnie. Więcej – najnowszą odsłonę przygotowuje w niektórych kręgach dość kultowe studio TEAM 17, które w przeszłości dało nam Wormsy. Jaka jest moc tych animowanych panienek (bo nie mam wątpliwości, że to one są kluczem do sukcesu), że w tylu krajach świata (i nie wątpię, że również w Polsce, choć tu gry z Larrym miały czasem problem ze znalezieniem dystrybutora) tylu facetów (też nie wątpię, że to oni są głównymi odbiorcami Larrego) chce grać w zgłupione do niemożliwości zręcznościówki?

Biorąc pod uwagę ilość i dostępność wszelakiej internetowej pornografii, może też dziwić fakt, że ktoś chce zapłacić więcej, potem jeszcze się pocić z debilnymi mini-gierkami, żeby w końcu zobaczyć kawał – za przeproszeniem – animowanego, gołego cycka – który zresztą zwykle nie do końca jest goły. Zastanawiając się nad tym dochodzę do fatalnego wniosku, że tu chodzi o jakąś straszną, męską „chęć zdobywania”. Ściągnąć sobie nagą panią z netu – to proste i bezadrenalinowe. ZDOBYĆ JĄ klikając sekwencję odpowiednich przycisków – to wyzwanie dla PRAWDZIWEGO FACETA. Ugh.

Mam nadzieję, że nie ranię tu uczuć żadnego naszego czytelnika, który w mozole rozbiera i zalicza kolejne panienki w serii Leisure Suit Larry (gratulacje! :)), ale właśnie przyszedł mi do głowy szatański pomysł, żeby sprawdzić, czy w te wszystkie mini-gierki da się zagrać tylko jedną ręką. Bleugh. Ale ja też grałem w demo Magna Cum Laude. I koniecznie chciałem je skończyć. Niestety, nic nie zobaczyłem, kiedy wreszcie mi się udało, bo w demie – oczywiście – nie można było umieścić gołej panny. Skoro zainteresowałem się demem gry, która w prestiżowych publikacjach dostawała noty na poziomie 7-10% to już o czymś świadczy.

I chyba właśnie dlatego Larry z nami zostanie na wieki. Nieważne już z jakich powodów, ale każdy z nas (mówię teraz o NAS, facetach) jest świntuchem i lubi wyzwania. Choć trochę to smutne, że czasem tylko TAKIM świntuchem, lubiącym tylko TAKIE wyzwania…

[Głosów:0    Średnia:0/5]

6 KOMENTARZE

  1. biały663 – tu nie chodzi o 2D czy 3D. Po prostu Magna Cum Laude było kiepską, sprośną zręcznościówką, zamiast ześwirowaną, erotyczną przygodówką jak poprzedniczki. Na komórki powstała fajna wersja Larry’ego, prosta, i krótka, ale jak na moc telefonów naprawdę ciekawa. Czyli nadal można. Oby tylko Larry nei musiał pozostać na emigracji w telefonach. . :/

  2. nawiązując do grywalnej (podobno) erotyki; było takie cuś; Przygody Ryśka: Wyspa Miłości, mam dziwne przeczucie, że się sprzedało znośniektoś w to grał? (najwyżej napiszcie „pod pseudonimem”:)

  3. @wujo444: nie oto mi do końca chodziło. . . klimat gry się zmienił – Larry jako „klikajka” bardziej mi odpowiadałPS mój nick pisze się przez ” L „

  4. Larry skończył się na siódemce, która była świetna, oldschoolowa grafika i genialny dubbing. Potem to tylko popłuczyny. . . A Team17 mógłby się w końcu zabrać za sequel Alien Breed który obiecywali nie raz.

  5. Ale w Larrym wcale nie chodziło o gołe dupy za przeproszeniem szanownych kolegów! To były świetne gry przygodowe z humorem

Skomentuj Anonim Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here