Wtorkowa impreza została zorganizowana w warszawskim klubie Platinium. Już sama lokacja budzi podejrzenia – sąsiedztwo Opery Narodowej i bodaj najbardziej luksusowego biurowca w Polsce zobowiązuje. Nie zrozumcie mnie źle – to nie tak, że cały czas przesiaduję w barze „U Taty”, grając w TV Pokera i rzutki z miejscowymi bandziorami, ale z drugiej strony nie przywykłem do lokali, w których wejścia strzegą trzy (!) rzędy ochroniarzy.

Sam klub zresztą wygląda bardzo nowocześnie. Biała skóra na kanapach, szkło, fioletowe światła i piwo za 12 złotych powodują, że było niezmiernie prestiżowo, a równocześnie jakoś tak… mało growo. Lokal podzielono zresztą na dwie części – jedną dla szaraków, drugą zaś dla mega-super-hiper kolesi i przyjaciół Królika. Kiedy mówię o przyjaciołach Królika, nie mam na myśli, dajmy na to, dziennikarzy, tylko reprezentantów Phillip Morris lub Nestle. Autentyk.

Koniec końców, dzięki osobistemu czarowi i ogólnie panującemu chaosowi decyzyjnemu udało się nam przedostać do specjalnej części wydzielonej, gdzie znaleźć można było a) tłum pięknych ludzi, b) darmowego szampana, c) starych branżowych wyjadaczy, d) Piotra Pągowskiego. Ekscytujące? Średnio.

No właśnie, w tym problem. O ile na imprezie można było spotkać tuzów z Microsoftu i nie tylko, o tyle jeżeli ktoś nie lubuje się w branżowych pogadankach o biznesie, to raczej mógł poczuć się zagubiony. Jasne, wszędzie było pełno standów, które zresztą od dziś znajdziecie dosłownie wszędzie (ja na przykład takowy widziałem wczoraj w kinie), na których można było zagrać w Project Gotham Racing 3, Dead or Alive 4, Lost Planet i Need For Speed Carbon.

Nie są to pozycje jakoś szczególnie powalające, ale też zaskoczony nie byłem. Z mojej krótkie rozmowy z Kubą Mirskim, Channel Marketing Managerem (lub coś podobnego, strasznie skomplikowane) wynikało jasno, do kogo uderza firma: casual, casual, casual. Na domiar złego (zależy jak na to patrzeć) akurat warszawskie imprezy przeznaczone są dla miejscowego biznesu (wspomniane korporacje) oraz elit (zwanych „śmietanką”, tudzież „warszawką”), to też między konsolami przechadzał się na przykład znany projektant w koszulce w cekiny.

Przy tym wszystkim jednak muszę stwierdzić, że z Microsoftem rozmawia się i tak o trzy długości łatwiej, niż z przedstawicielami rodzimych dystrybutorów, wśród których znaleźć można prawdziwych oryginałów, znających się na swojej robocie jak ja na spawaniu (czytaj: wcale). Już rusza dział PR, już czekamy na kontakt, już niedługo będzie z kim pogadać. A póki co mamy te kosmiczne imprezy, na których czujemy się jak przyjaciele dalekiej rodziny na ślubie.

Na koniec garść refleksji z mojej eksploracji World of Warcraft. Idę jak burza – mój mag ma 16 poziom i chciałbym podbić go w ciągu weekendu do dwudziestki. Wyrwałem się już z nudnych Plaguelands i przeniosłem do The Barrens, w okolice Ogrimaru. Przy okazji dałem się zwerbować do gildii Łowcy Cienia, w ramach zupełnego zbiegu okoliczności zresztą. Do tego zaliczyłem kolejną wizytę w Arenie w Metrze Centrum, gdzie niedługo będę musiał zainwestować w kartę członkowską. Mógłbym co prawda mykać w redakcji, ale powiem szczerze, że coś w tym lokalu jest.

Update: Korespondenci terenowi w postaci Bartka Kwietniewskiego donoszą (donosi?), że premiera w Warszawie póki co ogranicza się do wykupienia dwustronnicowej reklamy w Metropolu i zaopatrzeniu EMPIK-u w jeden stand. Co ciekawe, konsol na sprzedaż brak.

[Głosów:0    Średnia:0/5]

5 KOMENTARZE

  1. tia. . . no ja ani tuz, ani warszawka, ale w viproomie spędziłem mile chwile męcząc PGR3 na 4-rech 🙂 poza tym towarzystwo rozpierzchło sie szybko i o 4 rano zamykaliśmy lokal „lożą wybrańców” w stanie zdecydowanie nie vip 😉

Skomentuj Konrad Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here