O fenomenie tym może świadczyć również fakt, że nie tylko ja znajduję w tym niewątpliwą przyjemność. Uczucie to podzielają niezliczone rzesze fanów takich gier jak Elite, Wing Commander, Freespace, seria X czy choćby Freelancer.

Początki mojej fascynacji tego typu grami mogę datować na połowę lat osiemdziesiątych XX wieku kiedy to światło dzienne ujrzała fenomenalna na tamte czasy Elite. Autorem tego Dzieła (nie bójmy się tego nazwać po imieniu) był ostatnio dość aktywny w mediach David Braben. I trzeba przyznać, że gra w Elite na moim C-64 była faktycznym urzeczywistnieniem tezy ze wstępu do tego wpisu. Wszechogarniająca pustka i czerń była wręcz przytłaczająca. Statki, planety, absolutnie wszystko co napotykaliśmy na swojej drodze występowało w formie konturów. Białe kółko, czarne w środku na czarnym tle – planeta. Biały trójkąt, czarny w środku na czarnym tle – statek. Dla dzisiejszych graczy taki obraz może wydawać się wręcz szokujący. Tak, tam naprawdę czuło się czerń i pustkę. Oszczędność formy nie ujmowała jednak nic grywalności, a ja całymi godzinami siedziałem przy komputerze zapełniając kartki spisami artykułów i cen w kolejnych stacjach kosmicznych na drodze mojego gwiezdnego pilota.

Z czasem gry ewoluowały, a i ja przesiadłem się z „komodorka” na blaszaka. Pierwszy kontakt z „kosmiczną grą” na moim nowym sprzęcie to chyba X-Wing, a potem fenomenalny X-Wing vs TIE Fighter. Kosmos, choć wciąż pozostawał czarny rozbłyskiwał od czasu do czasu jakimś kolorowym wybuchem czy promieniami laserów przecinającymi przestrzeń. Zabawa jak zwykle była przednia, a godziny uciekały niezauważone.

Przełomem okazał się dla mnie Freespace. Wciągająca historia i co ważne – zmienił się sam kosmos. Choć wciąż dominowała wszechogarniająca czerń pojawiły się przeróżnych kolorów mgławice, które w znaczący sposób urozmaicały monotonię otoczenia. Ta gra wciągnęła mnie potwornie i na długie lata stała się jednym z moich ulubionych tytułów. Do tego stopnia, że po drugą jej część pobiegłem do sklepu w dniu jej premiery i jeszcze tego samego dnia z wypiekami na twarzy wyruszyłem na spotkanie nowej przygody.

Freespace 2, który ukazał się w 1999 roku zupełnie odmienił otoczenie, w którym przyszło mi grać przez ostatnie 15 lat. Był rozwinięciem koncepcji, która pojawiła się już w jego poprzedniku sprzed roku. Feerie barw, jaskrawe kolory. Tu już nie było mowy o magii czerni czy tym bardziej pustce, która nas otaczała. Dookoła cały czas coś się działo. A to przelatywały eskadry myśliwców, a to przetaczał się potężny niszczyciel. Pustka przestała być pustką choć wciąż tak samo bawiła.

W tym samym roku co Freespace 2 światło dzienne ujrzała gra zgoła odmienna, choć również rzucająca nas w czarny bezkres. X – Beyond The Frontier, był powrotem do koncepcji Elite. Przez cały czas zabawy (dużo mniej dynamicznej niż we Freespace) towarzyszyło mi dojmujące uczucie marności i kruchości wobec otaczającego mnie bezmiaru. To samo uczucie było obecne (i wciąż jest przy okazji gry w trzecią część tej serii) przy kolejnych odsłonach serii. Kosmos nie był już pustym miejscem incydentalnie wypełnianym myśliwcami i innym wojennym żelastwem. Tu toczyło się dookoła życie, które zupełnie nie zwracało na mnie uwagi. Byłem jednym z wielu drobnych ciułaczy, którzy zdecydowali się na rozpoczęcie kariery gwiezdnego pilota. I ta perspektywa wydawała mi się (i wciąż wydaje) niezwykle atrakcyjna. Dużo bardziej niż zostanie „gwiezdnym hiroł”.

Podobnie było w przypadku Freelancera z 2003 r. Otaczający nas wszechświat był pełen barw i życia. Toczyło się ono niejako obok wydarzeń głównej linii fabularnej zupełnie nie zwracając uwagi na szalone wyczyny jakiegoś młodego pilota.

Uczucie to jeszcze się pogłębiło w doskonałym EVE Online, w które przyszło mi grać dla Valhalli (o czym mogliście poczytać jakiś czas temu w moich relacjach). Tytuł ten doskonale oddaje obraz gwiezdnego społeczeństwa z jego pełnym zróżnicowaniem społecznym. Pełno tam górników czy handlarzy, ale nie zabraknie i łowców nagród, piratów czy stróżów prawa. Jednym słowem kwintesencja tego co lubię w tego typu grach.

Jak widać „gry kosmiczne” towarzyszą mi od wielu lat i pomimo ewidentnych zmian jakie dokonały się w ich charakterze i wyglądzie wciąż mają to magiczne coś co mnie (i nie tylko mnie!) do nich przyciąga. To coś co raz na jakiś czas wzywa i każe zasiąść do sterów gwiezdnego statku.

Co tak na nas działa? Co każe nam ciągle wracać? Trudno powiedzieć. Na pewno olbrzymie znaczenie ma poczucie braku ograniczeń, brak gruntu, w który moglibyśmy uderzyć po wykonaniu najbardziej karkołomnej beczki we wszechświecie. Jeśli tylko zapragnę mogę lecieć gdzie zechcę i choć wiem, że owa wolność jest tylko pozorna poddaje się tej sugestii i napawam się tym uczuciem w 100%. Kolejnym czynnikiem, który wydaje się niezwykle atrakcyjny jest opisywane wyżej uczucie kruchości i maleńkości – coś co nazywam „syndromem trybiku”. Kolejne statki, nawet całe stacje kosmiczne, których stanę się właścicielem są niczym w porównaniu z bezmiarem i różnorodnością otaczającego mnie świata. I to jest piękne.

Osamotnienie, spokój, wyciszenie – wszystkie te uczucia w różnym natężeniu towarzyszą mi podczas zabawy w „gry kosmiczne”. Czy tylko mnie?Potrzeba izolacji, oderwania się od codziennej, zabieganej rzeczywistości – to tylko niektóre powody, które popychają mnie w kierunku opisywanych tytułów.Ucieczka? Wątpię. Dobra zabawa i relaks – zdecydowanie tak.

A Wy? Lubicie takie gry? Kiedy i od jakich tytułów zaczęliście przygodę z kosmosem? A przede wszystkim – co Was w nim pociąga? Czym jest dla Was owa tytułowa „magia pustki”?

[Głosów:0    Średnia:0/5]

17 KOMENTARZE

  1. Jakoś zawsze wolałem WC. Wing Commander 3 i szczególnie 4 ach się fajnie grało. Chociaż chyba najbardziej wciągnął mnie Privateer. Bardzo lubiłem też EPIC’a choć niektórym się nie podobał. ale i tak nic nie przebije Rumunów w Kosmosie!! ;P

  2. FreeSpace 2 ma w moim małym serduszku stałe miejsce. Pamiętam godziny spędzone na kosmicznych walkach. Pamiętam cień ogromnego okrętu wynurzającego się przede mną z mgławicy gdy ja siedziałem za sterami myśliwca torpedowego. Pamiętam też radość gdy okręt ten znalazł się na mojej liście zestrzeleń. Nie zapomniane wrażenia. A ta gra oferowała ich wiele więcej. Uwielbiam podróżowanie po kosmosie w grach. Handel, walki, eksploracja. Mogę tak siedzieć godzinami. X3 Reunion oferuje to wszytko gdy gra się samemu. EvE gdy gram po sieci. Dziś brakuje mi tylko gry w którą mógłbym grać po sieci i toczyć bitwy na dziesiątki statków. Eskadry myśliwców. Krążowniki, niszczyciele. A wszystko to w rekach graczy siedzących za sterami tych maszyn. EvE oferuje takie walki w nieco innym wymiarze i jest to świetne, ale ja chciałbym zacisnąć w dłoni joystick, usiąść na ogonie wrogiego myśliwca, wdusić przycisk fire i patrzeć jak przeciwnik imploduje w mroku kosmosu.

    • wdusić przycisk fire i patrzeć jak przeciwnik imploduje w mroku kosmosu.

      Hmm to raczej chyba silent hunter :-]No chyba, że Twoim przeciwnikiem jest Czerwony Karzeł 😉

    • Dziś brakuje mi tylko gry w którą mógłbym grać po sieci i toczyć bitwy na dziesiątki statków. Eskadry myśliwców. Krążowniki, niszczyciele. A wszystko to w rekach graczy siedzących za sterami tych maszyn. EvE oferuje takie walki w nieco innym wymiarze i jest to świetne, ale ja chciałbym zacisnąć w dłoni joystick, usiąść na ogonie wrogiego myśliwca, wdusić przycisk fire i patrzeć jak przeciwnik imploduje w mroku kosmosu.

      Ano taki O-Game w troche bardziej. . . płynnej oprawie?:>Też mi sie to marzy. . . lubie takie przesadnie epickie rozwałki. Co do symulatorów pojazdów kosmicznych, nigdy mnie nie ciągnęło do kabiny, wole kogoś do niej posłać 😉

    • Dziś brakuje mi tylko gry w którą mógłbym grać po sieci i toczyć bitwy na dziesiątki statków. Eskadry myśliwców. Krążowniki, niszczyciele. A wszystko to w rekach graczy siedzących za sterami tych maszyn. .

      Ta, wlasnie wyobrazam sobie jak pechowo gine w 5 minucie imponujacej 1,5 godzinnej walki 😛

      • Ta, wlasnie wyobrazam sobie jak pechowo gine w 5 minucie imponujacej 1,5 godzinnej walki 😛

        No niestety trafne spostrzeżenie. Ale powyższy opis to raczej takie moje marzenie. Sam nie widzę jak miałoby być to zrealizowane. Na jakiej zasadzie mili by być przydzielani ludzie do konkretnych statków? Jak rozwiązać sterowanie w tak różnych statkach jak myśliwiec i niszczyciel by było to wygodne i praktyczne w takiej sieciowej rozgrywce? Jak zbalansować bitwę? I w końcu wspomniany problem – co z graczami, którzy zginą na samym początku? Mnóstwo problemów wiązałoby się z takim projektem. Ale pomarzyć nikt mi nie broni. A taka gra mi się właśnie marzy. PS. Musio3 – fajnie, że ci się udało. Bałem się że może być problem by tą gazetę jeszcze nabyć. 🙂

  3. Kurczę. . . ja jakoś przespałem temat kosmicznych gierek przez jakieś 7 lat. Ostatnia moja gierka to EVE z tego tematu. Polecicie jakąś ostatnią najnowszą produkcję?

  4. Miałeś poleconą wyżej w blogu – X3 Reunion. Dziesiątki systemów. Handel. Eksploracja. Misje fabularne i zwykłe zlecenia. Walki z piratami i kosmitami. Ogromny wybór statków i sprzętu. Tylko singile player. Bardzo ładna grafika. Zabawa na długie miesiące. W necie dostępne są oficjalne dodatki za free. Sama gra jest lub była dodana do miesięcznika Play. Brać i grać. Na prawdę polecam.

  5. Heh w końcu artykuł o moim ulubionych gatunku gier. Ciekawe czy długo przyjdzie nam jeszcze czekać na grę która będzie mogla być hybryda serii X(ekonomia) i Freelancera(ilość frakcji, niema tam możliwości aby żyć ze wszystkimi w zgodzie itd. ). Połączenie takie jest ponoć uważane za ideał.

  6. Hm, moze tak : Rozne statki: jedne z kilkuosobowa zaloga, inne z wieksza. Tak jak w Star Trek teleporty miedzy statkami. Statek ktory jest na wyniszczeniu automatycznie teleportuje gracza na statek matke. Niezaleznie od tego w kazdym momencie mozesz teleportowac sie na inny statek. Sterowanie statkiem nie zalezy od jednego gracza, ale konieczna wspolpraca (cos jak na prawdziwych regatach 😛 ) Wtedy jednak tracilaby dynamika walki, wiec oprocz tego na kazdym statku bylyby modele zdalnie sterowane, ktore robilyby za szybka bron ofensywna i to nimi sterowalby pojedynczy gracz, ktory chcialby szybszej i indywidualnej akcji. Jest to jakies rozwiazanie. . Oczywiscie niedorobione troche, ale moznaby to doszlifowac 😛

  7. musio3 —-> nie powinieneś być zawiedziony. Mnie totalnie wciągnęło w czasie weekendu. Calusieńką sobotę grałem, żeby się dorobić lepszego statku, móc przehandlować myśliwiec z którym startowałem i wreszcie zakupić Merkurego – od tego momentu strumyczek pieniążków jakby się zwiększył, a ja już odkładam na drugiego Merkura, a potem oczywiście obowiązkowo jakąś własną fabryczkę 🙂

  8. Jolo, Musio3—-> ja wybrałem drogę łowcy piratów. Nawet najsłabszym statkiem w grze można już zacząć strzelać do piratów. NA początku jest ciężko i trzeba uważać by nie zygać do za mocnych piratów i w zbyt dużej ilości. Jest to jednak wykonalne. A jak się to dobrze robi to można co jakiś czas zmusić takiego delikwenta do wyskoczenia ze statku. Potem taki statek przejmujemy, odstawiamy do stoczni i sprzedajemy. W ten sposób gromadzimy kasę na lepszą broń i lepszy statek. Możemy się też zdecydować zostawić sobie, któryś ze zdobytych statków, a potem wyremontować go i wyposażyć. A potem hajda dalej na piratów. Z czasem staje się to coraz prostsze i przyjemniejsze a zyski rosną. W grze w ogóle początki są ciężkie. Trzeba przy niej spędzić kilka godzin, a nawet kilkanaście godzin by się rozkręciła. A to wymaga cierpliwości.

  9. abbalah—> ciekawe rzeczy mówisz. Nie wiedziałem, że można przejąć statek. Myślałem, że to tylko regularna rozwałka. Z tego co widziałem w ofertach pracy na stacjach jest sporo kontraktów i to nieźle płatnych – jakieś rodowe zemsty itp. Hmm, ciekawa ścieżka. Może też się skuszę. Merkury będzie latał z autopilotem i zarabiał, a ja będę polował na piratów :)Powiem jeszcze że świetnie się sprawdza współpraca Merkury i Odkrywca – ten drugi jako scout ktory przy podkreconej predkości lata 360 m/s błyskawicznie jest w stanie zrobić rozeznanie cenowe w okolicznych sektorach. A jak już wypatrzymy dobre relacje cenowe kupno/sprzedaż to tylko popychamy w tą stronę Merkurego i dobijamy deal :)Gra jest świetna. . .

  10. Jolo —> jak się chce zmusić pirata by opuścił statek trzeba najpierw zbić mu osłony a potem jakąś niezbyt mocą bronią sukcesywnie rozwalać mu kadłub. Jak zostanie mu 1/4 kadłuba albo często mniej to czasem poddają się i opuszczają statek by ratować życie. Nie udaje się to niestety za każdym razem, ale jak się dobrze wyposaży statek w odpowiednią broń i nabierze trochę wprawy to można to zmienić w niezłe źródło dochodu.

Skomentuj Anonim Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here