W czasie redakcyjnych rozmów kilkukrotnie spotkałem się ze stwierdzeniem, że „jedyną słuszną platformą” dla zabawy w tego typu produkcje są komputery osobiste. Zdziwiło mnie to o tyle, że Call of Duty 4: Modern Warfare w wersji konsolowej było naprawdę rewelacyjną grą, którą przeszedłem wiele razy i której tryb multiplayer zabrał kilkadziesiąt cennych godzin z mojego życia. MW2 na PC, co zresztą było powodem olbrzymiego zamieszania przedpremierowego, jest nieco okrojony w porównaniu do poprzednika i swą formą, zwłaszcza w przypadku gry wieloosobowej, przypomina już edycję na PlayStation 3 i Xboksa 360. A to właśnie ta ostatnia wersja wpadła w moje ręce.

Złapani w sieć

Szoku już nie będzie…

Niezaprzeczalnie najistotniejszą częścią recenzowanego produktu jest tryb multiplayer, które już w przypadku „jedynki” zapewnił grze niewyobrażalną wręcz żywotność. Część druga nie stawia w tym temacie na rewolucję, a i rozwoju nie ma tu zbyt dużego. Spotkamy się więc ze znanymi rozwiązaniami, nieco doszlifowanymi i okraszonymi subtelną nutką niuansów. Infinity Ward oddaje nam do dyspozycji szesnaście zróżnicowanych map, na które trafi maksymalnie osiemnastu graczy. Trzeba to przyznać: przy zabawie wieloosobowej nie sposób się nudzić.

W sumie znajdziemy tu kilkanaście trybów rozgrywki, także standardowe Team Deathmatch czy Capture the Flag. Dostępny jest też schemat FFA (Free-for-All), który kilka lat temu robił furorę wśród gier sieciowych. Podobnie jak w przypadku czwartego Call of Duty, zainteresowanie nim nie jest zbyt duże, a szkoda, ponieważ potyczki ośmiu graczy na małych mapach dają kupę frajdy, zwłaszcza gdy to my dokonamy około trzydziestu wymaganych zabójstw. Duże pole do popisu daje tryb Ground War (Wojna lądowa), jako chyba jedyny dopuszczający do walk maksymalną liczbę graczy. Niestety jego specyfika (czy też nieudolność niektórych z grających) sprawia, że bardzo trudno jest natrafić na zgrany zespół, a przez to prowadzić działania w sposób w miarę zsynchronizowany i logiczny.

Soap

Grając online trafimy na jedną z kilkunastu map, różniących się między sobą wielkością i preferowanym stylem rozgrywki. W MW2 przeważają lokacje miejskie, zabudowane, choć postarano się o kilka otwartych terenów (np. Wasteland). Bardzo przyjemnie prowadzi się operacje na Terminalu – mapie stworzonej na bazie osławionego poziomu z kampanii single player, gdzie rosyjscy terroryści dokonują rzezi na pasażerach i pracownikach lotniska.

Twórcom gry udało się uzyskać coś bliskiego złotemu środkowi, mam jednak nadzieję, iż w przypadku już zapowiedzianych mikrododatków doczekamy się nie tylko nowych mapek, ale i dodatkowych trybów rozgrywki. Recenzowany tytuł pokazuje pod tym kątem klasę, jednak można zdziałać na wspomnianym polu jeszcze więcej (chociażby inną formą zabawy w Estate).

Niczym RPG

Etap podwodny jest za krótki

Cenię tryb wieloosobowy z obu Modern Warfare także za to, iż umiejętnie nagradza on doświadczenie i poświęcony mu czas. Nie ma tu mowy o dających znaczną przewagę bonusach. Mimo to znajdziemy tu kilka perełek. Powracają dobrze pamiętane „perki”, które z czasem można ulepszać do wersji PRO. Całkowitym novum jest piętnaście kill streaków, czyli opcji odblokowywanych po seryjnych zabójstwach. Wezwanie Predatora, skrzyni z zapasami czy helikoptera potrafi zmienić przebieg rozgrywki, jednak dla najwytrwalszych (zabijających 25 osób pod rząd bez śmierci własnej) zarezerwowano prawdziwy rarytas – możliwość zrzucenia bomby atomowej i tym samym doprowadzenie do końca meczu i jego wygrania.

Elementy rozwoju postaci w multi są mocno odczuwalne, ponieważ na każdym kroku odblokowujemy nowe funkcje i rzeczy. Są to dodatkowe przedmioty, rangi i wzory ozdabiające nasz nick, dające uczucie nieustannego zaprawiania się w boju. Nasze poczynania możemy na bieżąco śledzić w koszarach, które pokażą uzyskane doświadczenie. A poziomów do zdobycia jest ogrom – dojście do ostatniego, siedemdziesiątego, wymaga od nas sporych umiejętności, dobrych kompanów i przede wszystkim zapasu czasu.

Prawdziwa potrzeba prędkości

Świetną decyzją ze strony autorów było też wprowadzenie tak zwanej migracji hosta. Jeżeli po nocach śnią się wam przerwane mecze, związane z brakiem połączenia u osoby odpowiedzialnej za stworzenie rozgrywki, bez obaw! Od teraz w tego typu sytuacjach uprawnienia zostają przekazane i w kilka sekund zabawa może być prowadzona dalej. W wersji dla Xboksów 360 tylko kilka wybranych typów rozgrywki pozwala na obsługę headsetu (Xbox LIVE Party Chat). Brak rozmów głosowych jest odczuwalny szczególnie boleśnie w niektórych typach drużynowego deathmatchu. Zupełnie zbędną ciekawostką jest zaś rozgrywanie niektórych meczy z wykorzystaniem widoku z trzeciej osoby. Do tego typu zabawy zdecydowanie lepiej nadają się produkcje pokroju Gears of War i mam nadzieję, że w przyszłości nikt z Activision nie wpadnie na pomysł, by element ten został rozwinięty.

[Głosów:0    Średnia:0/5]

4 KOMENTARZE

  1. recenzja napisana w bardzo szybkim tempie że można się zmęczyć podczas jej czytania. Generalnie poprawna tak samo jak gra ale nic specjalnego. Czytałem tutaj dużo lepsze recenzje. A sama gra marność nad marnościami. Kampania – krótka, a wręcz bardzo krótka i na weteranie nie była żadnym wyzwaniem. Spec Ops – brak nowych map tylko kopiuj/wklej z kampanii dla pojedynczego gracza. Wyścigi na skuterach śnieżnych niby fajne ale w spec ops pojawiają się dwukrotnie, szkoda że ciągle na tej samej mapie. Aczkolwiek muszę przyznać, że dwie misje gdzie jeden gracz lata samolotem lub helikopterem a drugi biega na dole są fantastyczne ale to kropla w morzu potrzeb. Gra wieloosobowa – nawet odpalać mi się tego nie chciało. Generalnie dużo większą frajdę sprawia mi przechodzenie w kółko tej samej kampanii w L4D2 czy granie w Brutal Legend. Gra jedna z tych przejdź i zapomnij

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here