Czytając wątek poświęcony temu w co będziemy grali w weekend zauważyłem, że wielu z Was gra w gry starsze. Jak się domyślam są to tytuły, które darzycie szczególnym sentymentem. Gry, do których wracacie po wielokroć. Wasze ulubione. Na fali tego zacząłem się zastanawiać czy i ja [jako rasowy gracz 🙂 ] mam swój ulubiony tytuł. Okazało się, że odpowiedź nie jest taka łatwa jak mogłoby się wydawać. Po dłuższym zastanowieniu doszedłem do wniosku, że moi ulubieńcy z czasem się zmieniają, a im bliżej dnia dzisiejszego tym trudniej mi znaleźć Tą Jedyną.

Bez cienia wątpliwości mogę powiedzieć, że moją absolutnie najbardziej ulubioną grą z czasów mojego dzieciństwa – czyli okresu kiedy platformą do gry był dla mnie Commodore C-64 był Microprose Soccer. Gra ta, wydana w 1988 roku była dla mnie i moich przyjaciół z podstawówki absolutnym fenomenem. Zagrywaliśmy się w nią całymi dniami opanowując jej mechanikę do perfekcji. Nie przeszkadzał nam nawet fakt, że wyniki, które wykręcaliśmy przeciw komputerowym przeciwnikom bardziej przypominały hokejowe niż te znane z boisk futbolowych.

Zdecydowanie trudniej jest mi wybrać moje ulubione tytuły na PC. Oczywiście, mógłbym wymienić tu wszystkie najważniejsze – poczynając od Wolfensteinów, poprzez Warcrafty, Diablo, Max Payne’y, Fallouty, Quake’i, Total Wary na Splinter Cellu kończąc, ale nie o to tu chodzi. Choć we wszystkie te gry grałem, niektóre nawet bardzo polubiłem trudno mi uznać je za moje ulubione. No, może poza Max Paynem, do którego faktycznie żywię wyjątkową sympatię. Problem w tym, że gry ulubione to zazwyczaj te, do których lubimy wracać. A mnie znów cechuje to, że niezwykle rzadko wracam do gry kiedy ją skończę. Niezależnie od tego jak bardzo mi się podoba. Wynika to po części z braku czasu. Dlatego lepszym kwalifikatorem jest dla mnie „moc przyciągania” danego tytułu. I tutaj nasuwa mi się kilka tytułów (poza wspomnianym już Maxem). Pierwszym z nich jest Rainbow Six – Rogue Spear. Gra, która przez długi czas była moim absolutnym number one. Wszystkie misje męczone po wielokroć we wszystkich trybach, na poziomie elite, z maksymalną ilością terrorystów. Kiedy i to wydawało się już zbyt proste przerzuciłem się wyłącznie na pistolety. To była ekstrema! I ta misja zdobywania samolotu na lotnisku – ech…

Choć następcy tej odsłony R6 też przyciągnęli mnie przed monitor nigdy nie było już między nami tej chemii co właśnie z Rogue Spear.
Drugim tytułem, który absolutnie pochłonął mnie na dobrych kilka miesięcy był America’s Army. A właściwie jedna mapa w AA – Bridge Crossing. Nie pamiętam ile nocy straciłem dla tej gry. Wystarczy powiedzieć, że czasy studenckie obfitowały w dużą ilość wolnego czasu, a i jak zaszła konieczność czasem można było odpuścić jakieś mniej ważne zajęcia.

Tytułem, który w równym stopniu zdestabilizował moje życie prywatne co AA była trzecia część słynnej Cywilizacji. Co gorsza, zaraziłem nią kumpla, z którym mieszkałem w czasie studiów! Ileż to nocy minęło na „jeszcze ostatnia tura i idę spać, przecież jutro o 8 zajęcia!”. Kiedy zastawał nas przed komputerami świt wybuchaliśmy tylko śmiechem – żaden z nas nie miał nawet siły komentować własnej słabości… i głupoty.

Warto także wspomnieć o starusieńkim już Interstate 76’, który swego czasu zawładnął moim sercem, podobnie zresztą jak zdecydowanie mniej popularny Beyond Good and Evil (za sprawą Katmaya zresztą). Jeśli chodzi o gatunek RPG to nasuwają mi się tutaj głównie trzy tytuły. Baldur’s Gate, Planescape – Torment i oczywiście Lineage. Każda z tych gier to zupełnie inny okres mojego życia, ale każda z nich zawładnęła moim życiem na pewien czas.

Zgrzeszyłbym gdybym nie wspomniał o całej serii Silent Hunter, ze szczególnym wskazaniem na część drugą, choć i w trójkę zagrywałem się do upadłego.
Nie mogę zapomnieć również o GTA, szczególnie części o wiele mówiącym podtytule Vice City, choć i San Andreas dostarczył mi wielu radosnych chwil, kiedy zupełnie bez celu „bujałem” się po mieście czerpiąc z tego czystą przyjemność.

Aby zakończyć już tą zaskakująco długą listę nadmienię jeszcze tylko dwie pozycje. Jak sami mieliście się okazję przekonać (czytając moje felietony na łamach Valhalli) w ciągu ostatniego roku zakochałem się jeszcze w dwóch tytułach. Pierwszym jest stareńki już Deus Ex, zaś drugim fenomenalny Fahrenheit. Obie te gry chwyciły mnie w swoje macki i nie chciały wypuścić, aż do momentu ich ukończenia.

Jak widzicie, trochę się tego uzbierało. Obawiam się, że jeszcze mógłbym kontynuować tą wyliczankę przez dobrych kilka linijek. Czy oznacza to, że nie mam jednej ulubionej – JEDYNEJ? W natłoku tytułów i przez tyle czasu zdecydowanie trudno wyłonić mi jeden tytuł. A jeśli ktoś postawiłby mnie pod ścianą i zmusił, chyba zostałbym przy Microprose Soccer. Tego tytułu po prostu nigdy nie zapomnę…

Czyżby jednak Mój Number One? Chyba tak…
O ilu tytułach zapomniałem? Trudno powiedzieć.
A Wy macie swoje favorites? Co decyduje o tym czy dany tytuł staje się naszym ulubionym? Podzielcie się tym z nami!

[Głosów:0    Średnia:0/5]

21 KOMENTARZE

  1. Dobre pytanie, czy mam ulubiona gre? Zaznaczylem, nie, bo byloby to nie fair wobec innych rownie dobrych tytulow ;] Ale generalnie moge smialo powiedziec, ze jakbym robil taka selekcje, to glownie z tytulow starszych. Czuc wtedy bylo, ze to byly gry robione przez graczy dla graczy, nie to co teraz ;]. . . Ale dosc tego wzdychania, czas przjesc do konkretow ;] Wybralem pare starszych tytulow, ktore bardzo milo wpominam i jakbym mial wybrac ta jedna jedyna, to bylaby to jedna zn nich. Napewno szczegolne miejsce w mojej pamieci zajmuja przygodowki, zwlaszcza te z Lucas Arts, z Indian Jones’em na czele. Klimat, klimat i jeszcze raz klimat. A do tego, dzieki nim poznalem jezyk Brytow ;] Do tego dodalbym 2 serie gier taktycznych. Jagged Alliance i X-Com. Za co? Za to samo co wczesniej- klimat. Ale tez za wiele godzin spedzonych na wybijaniu przeciwnikow w pien. Ze startegii to zdecydowanie Master fo Magic i Colonization. 2 gry, na pierwszy rzut oka, bardzo rozne, ale jednoczesnie bardzo podobne. W obu przypadakach mechanika z Civilization spisala sie na medal. Last, but not least, Alone in the dark. Gra trzyma napieciu i naprawde w paru momentach mozna sie przestraszyc. Pierwszy ( albo moj pierwszy ;] ) horror na ekranie komputera ;]Wiecje gier nie pamietam :]

  2. Heh chyba najważniejszą i najlepszą grą w moim życiu to był Baldur’s Gate. Gry zawsze ceniłem przede wszystkim za klimat a tam go nie brakuje. No i jako pierwszy wśród wszystkich znajomych zabiłem Drizzta:) (za 3 podejściem) Poźniej mój krasnal wymiatacz stał sie już nieśmiertelny w Forgotten Realms. . . echh piękne czasy. . . a Diablo też było boskie, no i C&C (ze świetnymi misjami dodatkowymi), dobra kończę bo jeszcze dodam SuperFroga na amisi, river raid na atari i kilka innych, wiecie o co kaman. . . ale BG rządzi po dziś. . .

  3. Microprose Soccer. . . pamiętam jak pierwszy raz udało mi się wygrać mistrzostwa. W finale 1:0. W ostatnich sekundach przeciwnik przeprowadził nieprawdopodobną akcję, oddał precyzyjny strzał, który minął mojego bramkarza. Piłka już miała wpaść do siatki i. . . rozległ się gwizdek kończący spotkanie!Jest sporo gier, do których mam wielki sentyment. Dwie pierwsze części X-com, w które grałem kiedyś na monochromatycznym monitorze. Dopiero po wielu, wielu latach dowiedziałem się jakiego naprawdę koloru są Mutony! Pierwsza Civilization (oryginał na 4 dyskietkach 3,5″ DD!), w której na pytania kontrolne (zabezpieczenie antypirackie) odpowiadałem potem już bez instrukcji (podobnie jak w Raiload Tycoon). Zdecydowanie najwięcej czasu na granie poświęciłem w czasach, kiedy miałem 386DX. Potem wypadłem z „obiegu” na 2-3 lata. Pamiętam jak potem wiele miesięcy rywalizowałem z kolegą w NFSIII. Chodziło o to aby uzyskać możliwie jak najlepszy czas jednego okrążenia na trasie Hometown samochodem Mercedes CLK-GTR. Do dzisiaj pamiętam nasz najlepszy rezultat – 1:07,15. Potem przyszła kolej na Sid Meier’s Alpha Centauri, Civilization 3 (na którym jednak trochę się zawiodłem, co nie przeszkadza grać mi w tą grę do dzisiaj). Kilka tytułów pewnie jeszcze bym mógł wymienić. Trudno mi wskazać jedną ulubioną grę. Mogę za to podać grę, która wywarła na mnie największe wrażenie – Fallout.

  4. Jednego tytułu wskazać po prostu nie sposób, miałbym zbyt duże wyrzuty ze strony innych gier ;)Najważniejsze pozycje?Fallouty – za wyjątkową historię, znakomity świat i klimat, „dorosłe” potraktowanie tematu sexu, narkotyków i śmierci, ciekawą fabułę i technikalia, które pozwalają na tysiące możliwych kombinacji i sposobów rozgrywki – ot, gra postacią z Inteligencją na poziomie 2 i jej dialogi ;)Do Falloutów mam też ten sentyment, że w dużej mierze angielskiego uczyłem się właśnie podczas gry. . . słownik w dłoń i jakoś to szło. Seria Baldur’s Gate oraz większa część gier opartych na Infinity Engine (Icewind Dale, Planescape: Torment) – dzięki nim poznałem świat Zapomnianych Krain, dzięki nim również zacząłem swoją przygodę z „pisarstwem” (którą do dzisiaj na swój sposób kontynuuje). Te setki godzin spędzonych na rozwiązywaniu zagadek, rozwikłaniem fabuły. Żyjąca drużyna (teksty Korgana i Edwina), romanse, epickość. Mógłbym tak długo. Do dzisiaj grywam w te gierki, grając solo lub różnymi drużynami – i nie przeszkadza mi, że niemal każdy dialog znam na pamięć, że wiem co się zaraz stanie – kiedy gram to „zapominam” o tym, ponownie zagłębiam się w cudowny świat FR i czerpię nie kłamaną radość z gry. No i od czego są mody ;)Jest jeszcze kilka tytułów, które darzę sporą sympatią i uznaję za „kamienie milowe” mojego growego życia. Age Of Empires II – za kwintesencję RTS, setki godzin zarwanych nad kampaniami i mapami. Settlers II – pierwsza strategia, w której był taki nacisk na ekonomię i gospodarkę. Europa Universalis II – za genialność. Mimo minusów (odgłosy, walki) to do dzisiaj z chęcią do niej wracam i stwarzam Rzeczpospolitą od oceanu do oceanu ;)Knights of Honor – za taką nieuchwytną magię, która przyciąga mnie na „jeszcze tylko chwilę, tylko rozbuduję świeżo zdobytą prowincję”. Total War – za taktykę, jednostki, realia historyczne i. . . . setki godzin znakomitej zabawy. Dobrze, może jednak zakończę to wymienianie, bo w głowie ciśnie mi się coraz to więcej tytułów (nawet Carmageddon :D). Nie potrafię jednoznacznie wskazać najważniejszej dla mnie gry, więc na podium staje Fallout oraz Baldur’s Gate. Wybaczcie przydługiego posta 😉

  5. Fajny artykuł, jak to zwykle bywa przy tego typu tematach zawiało nutką sentymentu :). Zastanawiając się przez chwilę, faktycznie ciężko znaleźć Tę Jedyną. Jednakże jeżeli mam już wybierać to, raczej z tych starszych gier (ale oryginalne nie? :)). Gier, które to utknęły mi w pamięci jest bardzo wiele, postanowiłem wybrać jakby 5 kategorii. – Dun Darach i jego sequel Tir Na Nog (ZX Spectrum) – jeżeli ktoś to pamięta bez googlowania, to poważnie stawiam piwo i to nie jedno,- stare point’n’clickowe Indiany Jonesy, Monkey Island’y, Simony Sorcerery (AMIGA) – klimat i humor,- Dreamweb (AMIGA) – klimat- wszystkie Ishary (AMIGA) – klimat, klimat, klimat- cała seria przygód Kain’a i Raziela, czyli Legacy of Kain’y i Soul Reaver’y we wszystkich odsłonach. (PSX, PC) – klimat, mechanika gryNo to teraz najcięższa próba. Trzeba wybrać Tę Jedyną. Ehhh, naprawdę nie da się tego dokonać z czystym sumieniem, ale zakładając, że ktoś przykłada mi lufę do głowy to wybór padłby chyba na Ishary i Indiany Jones’y. Te gry mogę (mogłem) przechodzić raz za razem.

    • Tir Na Nog (ZX Spectrum) – jeżeli ktoś to pamięta bez googlowania, to poważnie stawiam piwo i to nie jedno,

      haaa, to się upomnę przy okazji 😀 na C64 w Tir Na Nog grałem – ale uprzedzam, że za cholerę nie wiedziałem o co w niej chodzi 😀 z podobnych „klimatów” irlandzko-walijskich pamiętam tekstówkę Slaine, konwertowaną chyba z Amigi, w przemigotliwym interlace, z maleńkimi literkami 🙂 i bardzo trudnym, stylizowanym angielskim pisaną – jedyne co potrafiłem tam zrobić porządnie, to „hit Ukko” wpisać, żeby Slaine karła w łeb palnął 😀

      TIE Fighter. 🙂 Grali w to wszyscy (X-Wing był cienki, poza tym kto by chciał grać tymi lalusiowatymi Rebeliantami :] )

      co racja, to racja 🙂 X-Wing się nie mógł równać. Jedna z ostatnich misji w TIE Fighter – lecimy Defenderem, a naszym skrzydłowym jest Vader w Advanced. . . rany, ale miałem podnietę. Gdybym miał wskazać jeden, jeden jedyny sequel, który powinien powstać, to bym powiedział – TIE Fighter 2. A potem bałbym się, że go spier***** :Djednej gry ulubionej też bym nie potrafił wskazać 🙂 ale gdyby ktoś kazał mi zabrać jedną tylko grę na bezludną wyspę to bym wziął Football Managera pewnie 🙂 tylko w to można grac trzy lata pod rząd w offline i się nie znudzić 😀 no i skoro już jedziemy z hardkorem i pytamy „Kto pamięta. . . ?”, to zarzucę jednym ze swoich ulubionych tytułów na C64 – Medieval Lords 🙂 taka Europa Universalis z czasów kiedy jeszcze nikomu się o EU nie śniło. Lekko setki godzin nad tym spędziłem i do dziś pamiętam, jak cholernie trudno było grać Polską – to nie to co dzisiejsze gry, w których można podbić całą Europę w dziesięć godzin. I drugi tytuł, który już pewnością ktoś skojarzy – Elite. Też dziesiątki godzin na liczniku. I do dziś pamiętam tą błogą radość, gdy w końcu zarobiłem kasę na autopilota, żeby nie robić karkołomnych podejść do dokowania na ręcznym, podleciałem do stacji, uruchomiłem dziada, a tu. . . „Nad modrym Dunajem” jak w „Odysei 2001” 😀 uśmiechałem się głupio przez pół dnia chyba 🙂 potem tak samo reagowałem na Straussa i Mussorgskiego we Frontierze. . . eh, i te dylematy, Cobra Mk III, Viper czy może Imperial Courier. . . PS. ze starych lucasartsowskich przygodówek – nie umniejszając Monkey Island, Day of the Tentacle i Indiany – dla mnie istnieją tylko Full Throttle i Sam & Max :)PSS. żeby jeszcze do tematu nawiązać jakoś, a jednocześnie nie zaczynać znowu wspominków – może tak „ulubiona gra ostatnich trzech lat”? tu już powinno łatwiej być wymienić jeden tytuł 🙂 no, może trzy tytuły, bo mi akurat trzy do głowy przychodzą takie prawie równorzędne – VtM: Bloodlines, Chronicles of Riddick i Space Rangers 2. Jakbym miał wybrać jedną, to tą ostatnią. Absolutny majstersztyk bez dwóch zdań.

  6. Hmm widzę ,że mam bardzo podobną listę do tych ludków wyżej :PBaldur’s Gate ; Diablo ; C&C ; Settlers I i II ; Shogun Total War ; Civilization I; Metal Gear Solidjednak dodam : Zak mccracken ; Maniac Maison ; Boulder DashTa jedyna . . . FFVII

  7. Metroid II Return of the Samus – ORIGINAL GAMEBOYTa gra zaczęła moja chorobę ktorą nazywamy uzależnieniem od gier !! 😀 Po prostu cudo!Drugi Hit już mając lat naście byl Diablo oraz pozniej Diablo 2 !!! Starcraft tez zajmuje miejsce gdzieś w czołowce!

  8. No jak już koniecznie trzeba. . . 🙂 Pierwszą grą, którą katowałem namiętnie i która budziła we mnie jakieś żywsze emocje, był Road Race na Atari. Na owe czasy, można powiedzieć, był to symulator 😀 – trzeba było ręcznie zmieniać biegi i kończyła się benzyna. 🙂 Oczywiście, grałem wtedy w mnóstwo gier, i pewnie w niektóre dłużej (Road Race, po opanowaniu zmiany biegów, był mało wymagający), ale przy tej grze po raz pierwszy ogarnęło mnie takie uczucie – „to jest fajne; chciałbym jeździć samochodem”. Takie przeniesienie fascynacji grą w świat realny. Kolejną kandydatką okazałaby się pierwsza gra „społeczna”, mianowicie. . . TIE Fighter. 🙂 Grali w to wszyscy (X-Wing był cienki, poza tym kto by chciał grać tymi lalusiowatymi Rebeliantami :] ), dochodziło do tego, że kiedy podczas sesji w papierowe StarWars RPG wprowadzałem podstępnie jakieś motywy z misji w TIE Fighterze, wszyscy gracze natychmiast orientowali się, o którą misję chodzi, po czym ich postaci zaczynały gorączkowo szukać schronienia, najlepiej hermetycznego (gracze pamiętali, jak misja się kończy :). Fajne było to poczucie wspólnoty. Z przygodówek zaliczyłem chyba wszystkie ze starej szkoły, ale szczególne miejsce w mojej świadomości zajmują dwie – po pierwsze, Rex Nebular and the Cosmic Gender Bender. Zainteresowałem się tą grą po recenzji w Secret Service, przy czym w recenzji tej porównano głównego bohatera gry do wiedźmina Geralta, o którym wcześniej nie słyszałem. Tak zaczęła się moja przygoda z twórczością Sapkowskiego i samym Sapkowskim, gra też była kapitalna. Po drugie, Companion of Xanth – gra w świecie wykreowanym przez Piersa Anthony’ego. Gra w owych czasach wyznaczała zupełnie nową jakość – dotychczasowe przygodówki opierały się zazwyczaj na zasadach „klikaj wszystkim we wszystko” oraz „każdy piksel może być czymś ważnym”, tym czasem CoX był doskonale logiczny, zaś większość zagadek opierała się na grze słów bądź paronimach (wyrazach podobnie brzmiących). Grę przeszedłem bez zaglądania w solucję, za to ze słownikiem w ręku – ile się wtedy nauczyłem idiomów i słówek, to moje. :]Kolejna gra – Diablo. Zachwyciła mnie bogactwem przedmiotów i kombinacji, do tego świetna (na owe czasy) fabuła i bardzo fajne głosy. W tą grę po prostu nie dawało się przestać grać, cały czas człowieka ciągnęło, żeby sklepać jeszcze jednego bossa (a nuż coś fajnego wypadnie), połazić jeszcze trochę (a nuż się stat potiony u healera wygenerują), itd. Miałem specjalny zeszycik, w którym spisywałem unique itemy i teksty z książek. Po przejściu gry kilkadziesiąt (!) razy zebrałem komplet unique’ów z singla i całą opowieść spisaną w księgach. Gdzieś jeszcze mam ten zeszycik. :)Z dziejów nowszych zachwyciło mnie i wsiorbało na dłużej GTA3 i GTA:VC – te gry łączą w sobie dwie rzeczy, które uwielbiam – jazdę samochodem oraz nawiązania i pastisze popkultury. 🙂 Ostatnią grą, która trochę mi w życiu zamieszała, był FlightGear – symulator lotu. Nie potrafię wyjaśnić, co jest takiego wciągającego w bujaniu się cessną (bez żadnych działek!) z prędkością średnio szybkiego samochodu, ale dla tej „gry” ślęczałem nad procedurami lotniczymi, chartami podejść do Babic, uczyłem się nawigacji i zasad funkcjonowania rozmaitych systemów samolotu. Kapitalne było to uczucie, kiedy po raz pierwszy doleciałem tam, gdzie planowałem, trafiłem samolotem w ścieżkę podejścia (mniej więcej :), bardzo spokojnie wylądowałem, odkołowałem z pasa i zgodnie z procedurą wyłączyłem silnik. Po dziś czuję ciary na wspomnienie, kiedy podchodząc dwusilnikową cessną 310 do Babimostu przed samym progiem nie upilnowałem ciśnienia w kolektorach, straciłem moc w obu silnikach i spadłem tuż przed progiem, na tzw. żyletę. Wierzcie lub nie, ale to było autentycznie wstrząsające, a ja po dziś dzień boję się latać cessną 310, mimo, że wnioski z tamtego wypadku wyciągnąłem. :)Z powyższego widać, że nie tyle gra ważna, co towarzyszące jej emocje. Gdzieś, hen, kto wie, może w alternatywnej rzeczywistości, jest ktoś, komu serducho wali do Minesweepera, bo z czymś miło mu się kojarzy. ;)Poza tym pragnę zauważyć, że to już trzeci wpis wspominkowy w dniu dzisiejszym. :> Stworzyłem potwora? :]

  9. Najlepsza gra. . ciężki wybór. Każdy gatunek ma jakąś perełkę, do ulubionych tytułów zaliczam Deamonicę (piszą, że rpg, ale tak naprawdę to klimatyczna przygodówka), Morrowinda (+Oblivion. . no ogólnie TES), Planescape : Torment, Chrono Cross. . . i jeszcze wiele innych. Ale tytułem, który faktycznie mogę nazwać mianem najlepszego to Disciples 2 – ta gra to dla mnie absolutny hit. Praktycznie nauczyłem się na pamięć wszystkich statystyk, ścieżek rozwoju, przeszedłem większość kampanii (demonów po prostu nie lubię :p ) oraz map. Klimat tej produkcji jest absolutnie powalający, a to w połączeniu z ciekawym światem i moim uwielbieniem turówek czyni produkt idealny 😉 Aha i tak, grałem w HoMM 3, 4 i 5, ale uważam, że D2 jest po prostu od nich lepsze.

    • ale uważam, że D2 jest po prostu od nich lepsze.

      ba, i to o dwie długości 🙂 a za miesiąc czy dwa wychodzi trzecia część, z której screeny, gdy pierwszy raz je zobaczyłem, po prostu mnie zachwyciły 🙂 i co do Daemonica – bardzo dobra i bardzo niedoceniona gra, na dodatek z świetną, klimatyczną lokalizacją, nie gorszą od tej z Opowieści Barda

  10. Ja od lat pykam w Boulder Dash`a. . . coś genialnie wciągającego. Pamiętacie te kamyczki diamenty, potwory – motyle, migające kwadraciki. Takie proste. . . a jaki feeling!!!Myślę iż w dzisiejszych czasach bardzo ciężko jest stworzyć grę „na lata”. Powodów jest cała masa. . . ale to temat na cały artykuł. . .

  11. Z ciekawych zjawisk, jakie powoduje ten wątek – właśnie zamówiłem sobie Daemonicę, a teraz zastanawiam się, gdzie zamówić Space Rangers 2. :]Przy okazji, podrzucam kolejny temat do rozważań/na bloga – co lepiej wpływa na rynek, kupowanie gier u wydawcy czy używanych na aukcjach? Kupując u wydawcy sprawiamy, że kasa wędruje bezpośrednio do niego, a jakaś jej część (być może 🙂 trafia do twórców. Wydawca jest szczęśliwy i chce wydawać więcej gier, rynek rośnie, ceny spadają, ludzie kupują więcej legalnych kopii. Kupując używkę wspieramy gracza, który grę sprzedaje – ów gracz widząc, że używane gry się sprzedają, kupuje nowe u wydawcy nie bojąc się, że zostanie już z nimi na wieki wieków, dzięki używkom maleje piractwo, bo ludzie mogą za mniejsze pieniądze kupić klasyczne tytuły, a potem już głupio im kraść 🙂 , wydawcy sprzedają więcej legalnych kopii, wszystkim żyje się lepiej. :]Zadanie domowe – znaleźć błędy w powyższych scenariuszach, głównie ze względu na mechanizmy ekonomiczne. Ewentualnie, który scenariusz wydaje Ci się bardziej koszerny z punktu widzenia hardkórowego, antypiracko-legalnego gracza mającego ambicję wspierać rozwój rynku. :]

    • Z ciekawych zjawisk, jakie powoduje ten wątek – właśnie zamówiłem sobie Daemonicę, a teraz zastanawiam się, gdzie zamówić Space Rangers 2. :]

      to drugie 15. 90 na Allegro 🙂

      Przy okazji, podrzucam kolejny temat do rozważań/na bloga – co lepiej wpływa na rynek, kupowanie gier u wydawcy czy używanych na aukcjach?

      kiepski ze mnie ekonomista, ale z punktu widzenia klienta a nie rynku jako takiego, najlepiej wpływa kupowanie gier u wydawcy. . . i sprzedawanie na aukcjach 😀

      • to drugie 15. 90 na Allegro 🙂

        A u wydawcy 9. 99, plus. . . 15 zł za płatność przy odbiorze, a innej opcji nie ma. :> Cenega w ogóle nie ma jakoś szczęścia do tego internetu, a to program lojalnościowy otwierają od Przed Wojny i nie mogą otworzyć, a to znowu gry za 10 zł i przesyłka za 15, no jak nie urok, to pospolite ruszenie. :>

  12. Jeśli chodzi o arcade to dołączam się do Boulder Dash’a. Gry które na zawsze wryły się w pamięć dając niezapomniane wrażenia to oczywiście Hired Guns na Amigę (nikt nie wspomniał). Pamiętam jak jednocześnie z bratem zachorowaliśmy na grypę, a parę dni wcześniej zamówiłem tę grę z jakiegoś sklepu reklamowanego w SS. Specjalnie do tego celu kupiłem drugą mysz (przydała się później w Lemmingach na dwóch graczy). Takiego klimatu jak w tej grze nie spotkałem później nigdy. Do dziś słucham soundtrack’u z tej gry. Kiedyś nawet miał powstać remake na PC, ale projekt został zarzucony. Mogła konkurować jedynie z Flashback’iem (kto nie bał się blobów). Świetny klimat i grafikę jak na te czasy miała też seria Alien Breed (prócz serii 3D – tu tylko grafika). No i rzecz jasna prekursor wszelkich dzisiejszych RTSów – Dune. Miałem z nią problemy z zapisywaniem stanu, więc trzymałem Amigę pod prądem przez kilka dni 😀 Ale pamiętam ten dreszczyk kiedy po raz pierwszy usłyszałem: „Enemy units aproaching” a następnie po udanej akcji: „Enemy units destroyed”, ech. . .

    • Jeśli chodzi o arcade to dołączam się do Boulder Dash’a. Gry które na zawsze wryły się w pamięć dając niezapomniane wrażenia to oczywiście Hired Guns na Amigę (nikt nie wspomniał).

      nikt nie wspomniał, bo zapomniał 🙂 klasyk niepowtarzalny – pierwszy prawdziwy FPS w co-op’ie. A muzyka rzeczywiście genialna była – aż sobie sam poszukam soundtracku 🙂 tak przy okazji ścieżki dźwiękowej z gier, którą można „używać” jako normalnej muzyki, to Kroniki Czarnego Księżyca warto wspomnieć – lubię posłuchać od czasu do czasu i świetnie się sprawdza jako podkład do sesji pen’n’paper RPG

      Mogła konkurować jedynie z Flashback’iem (kto nie bał się blobów).

      haaa, do dziś pamiętam, jak się je wykańczało – strzał z przysiadu, dwa razy turlanie na drugą stronę ekranu, znowu strzał, turlanie i tak do skutku 🙂

      No i rzecz jasna prekursor wszelkich dzisiejszych RTSów – Dune. Miałem z nią problemy z zapisywaniem stanu, więc trzymałem Amigę pod prądem przez kilka dni 😀 Ale pamiętam ten dreszczyk kiedy po raz pierwszy usłyszałem: „Enemy units aproaching” a następnie po udanej akcji: „Enemy units destroyed”, ech. . .

      Dune 2, tak dokładniej. Uwielbiałem Ordosów i Deviatory 🙂 pierwsza Diuna nie była RTSem, tylko „zwykłą” strategią, też niesamowitą i z klimatem, nawet lepszym niż „dwójka” 🙂 hehe, i zaraz się przypomina Dune 2000, której wszystkie „nie do końca legalne” płyty w Polsce miały WinCIHa 😀 nawet Emperor: Battle for Dune był niezły, choć przeszedł tak jakoś bez echa

  13. Civilization 1. Nie wiem ile godzin przy niej przesiedziałem ale nie załuję tego czasu. Zabawa była wyśmienita. Obecnie, choć już w mniejszym stopniu (brak czasu. . dziecko) zachwycam się czwarta częścią tej serii wraz z dodatkami. To jest na prawdę niesłychane jak niesamowicie grywale tytuły tworzy Sid Meier. Poza tym nie zapomnę nigdy o STARCRAFCIE. To były piękne dni/noce kiedy na battlenecie cieszyłem się jak dziecko z każdej wygranej, zachwycałem nowymi taktykami moich przeciwników, tworzyłem stronkę klanową . . . KIEDY STARCRAFT 2 ?!?!?!

Skomentuj Anonim Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here