Wikingów z Valhalli w ostatnim tygodniu powaliła grypa i inne paskudne choróbska. Kot na szczęście jeszcze brykał, ale w okolicach środy poczułem w kościach, że i mnie blisko do złapania jakiegoś bakcyla. Musiałem więc działać. A co robi zadeklarowany gracz szykujący się na wymuszone wakacje? Gra? W idealnym świecie napisałbym: Oczywiście, Kot podczas choroby sieka do upadłego na konsoli, surfuje po internecie niczym Neo i tak dalej… Nic z tych rzeczy. Kiedy leżę zwalony chorobą nie ma mowy o komfortowym graniu. Komputer szumi poza tym ciężko zabrać to ustrojstwo do łóżka. Konsole? No w sumie można zagrać, ale jakoś przyjemności za wielkiej wtedy nie mam. Koordynacja ruchowa leży i kwiczy. Mając w pamięci te doświadczenia postanowiłem zaopatrzyć się w coś do oglądania. Jako, że dodawany do Michnikowego periodyka „Rambo” to stanowczo za mało powlokłem się do mojego ulubionego hipermarketu. Asekurowany przez Kobietę i już praktycznie ze stanem podgorączkowym znalazłem się w mojej ulubionej (obok gier) zatoczce pełnej płyt z filmami.

Dlaczego ulubionej? Bo muszę się przyznać, że jestem filmowym maniakiem. Choć może lepszym określeniem będzie „zbieraczem”. Zbieram, a raczej kolekcjonuję filmy. Kiedy widzę na półce nowe DVD nie mogę się powstrzymać. Ba! Sięgnę nawet do działu z prasą kobiecą i buszuję tam w poszukiwaniu filmowych rarytasów. Jeśli komuś w tej chwili unosi się brew, to powiem tylko, że „Życie Carlita” z Alem Pacino zdobyłem właśnie dzięki gazecie.

Tak więc rujnuję się na filmy – ostatnio także te w HD w morderczych cenach. Co może być pocieszeniem dla tych, którzy czytali w jednym z poprzednich Kocioblogów, że z racji wykonywanego zawodu nie kupuję gier komputerowych. Chory i niemalże w delirium zlustrowałem półeczki. Kilka nowości. Trochę przecenionych staroci. Badziewia trzeciego sortu za 19.99 pln w wielkim koszu. Jednym słowem standard. Nagle moje czujne oko padło na eleganckie pudełko z dumnym tytułem „Ekranizacje Kultowych Gier Komputerowych”. Nie mogłem przepuścić takiej okazji! Okazało się, że jest to pakiet trzech filmów. No takie coś nie mogło przejść mi koło nosa. Uradowany wrzuciłem zgrabne, czarne pudełko z filmami do koszyczka.

Potem było już tylko gorzej. Całą rodzinę zmusiłem do filmowo-growego weekendowego maratonu. Na pierwszy ogień poszedł DOA „Dead or Alive”. Przyznam się szczerze, że nie miałem okazji wcześniej oglądać tego ekhem…dzieła. Mówiąc bez ogródek Mortal Kombat to przy DOA dzieło sztuki. Po seansie pierwszego filmu miałem już zaawansowaną gorączkę i chciałem się schować pod kołderkę ze wstydu, że namówiłem bliskich na ten seans. Ale nie byłbym sobą, gdybym nie kontynuował. Drugim filmem z ekranizacji „kultowych gier” był Silent Hill. Jako, że swego czasu byłem na kinowej premierze SH więc zrobiłem sobie krótką drzemkę. Rodzina twardo oglądała. Protestów nie słyszałem – widać podobało się. Niestety najgorsze nadeszło w niedzielę wraz z włożeniem do napędu ostatnie filmu „Dom Śmierci”. Większość graczy pewnie kojarzy „celowniczek” House of the Dead? No właśnie to na podstawie tej gry powstał kolejny obraz o zombiakach.. Jak określić to cudo współczesnej kinematografii tak, żeby nikogo nie urazić wulgaryzmami? Może tak – Dom śmierdzi… pardon Śmierci jest tak żenujący, iż filmy George A. Romero (Noc Żywych Trupów itd.) jawią się niczym prawdziwe działa sztuki zasługujące na Oscara. Ale cóż, jak widać Uwe Boll nie potrafi wyreżyserować nawet filmu o paskudnych Zombie.

Seans ze „znakomitą” serią „Ekranizacje Kultowych Gier Komputerowych” sprawił, że rodzina patrzy na mnie jak na wariata. Pytanie jednego z członków mojej rodziny, które brzmiało: „I co? To takie głupie są te twoje gry komputerowe? To z tego żyjesz”. Naprawdę chciałem się gdzieś schować i nie wychodzić przez najbliższy tydzień. Takie pytania są symptomatyczne dla osób, które z grami wideo stykają się dopiero w taki – pośredni – sposób. Jak wpływa to na prestiż naszej branży? Naszych ukochanych gier wideo? Fatalnie.

Po tym incydencie naszła mnie smutna konstatacja. Flirt z X Muzą czyni coraz większe spustoszenie w grach komputerowych. Kiedyś wydawało się, że zbratanie się z Hollywood może przynieść same korzyści. Co z tego wynikło? Wystarczy sprawdzić jakie cudowne filmy powstały na kanwie gier wideo. Jeśli ogromna rzesza ludzi ma wyrabiać sobie opinię o naszej ulubionej rozrywce na podstawie filmowych ekranizacji to niestety ta branża nigdy nie pozbędzie się odium infantylności. Czy na horyzoncie widać jakąś nadzieję? Ja takiej nie widzę. Owszem powstaje film Max Payne z Markiem Wahlbergiem w roli głównej. Ale mam nieodparte wrażenie, że film będzie prostackim kinem akcji – popłuczyną po Matrixie i dziełach Johna Woo. O ekranizacji Halo nie będę nawet wspominał…

Filmowy weekend zakończyłem oglądając Rambo Pierwsza Krew. Na Boga! Jak dobrze się to oglądało!

[Głosów:0    Średnia:0/5]

10 KOMENTARZE

  1. Z adaptacjami gier jest jak z książkami np. ostatnio wydany „I am Legend” na podstawie książki Mathesona z lat 50. Książkę przeczytałem dość dawno już i teraz obejrzałem film i mi sie nie podobał, bo np. zakończenie w filmie jest w ogóle o czym innym niż w książce, a i sporo rzeczy tez jest inaczej zrobione i bylem na nie. Kumpel obejrzał najpierw film, a później za moja namowa przeczytał ksiazke i stwierdził, ze jak by zrobili dosłowna adaptacje to film by „posysał” i przekonał mnie bo jakby na to nie patrzeć zrobienie w filmie motywu z głupimi zombie i inteligentna rasa wampirów w tle którzy zabijają głównego bohatera za zbrodnie przeciw ich rasie to wyglądało by jak slaby film klasy B, cóż z tego że w książce to daje rade, w filmie by wyglądało co najmniej głupio. Dochodzi jeszcze jedna rzecz np. taki sobie James Cameron (ten od Titanica, Terminatora, czy Obcego) jakby robił film na podstawie gry to jestem na 90% pewien ze by coś dobrego z tego było, sek w tym że ten jegomość powiedział ze ekranizować gier nie będzie, bo nie(to można powiedzieć w jakiś sposób świadczy o „słabości” gier jesli chodzi o adaptacje). Wniosek z tego taki coś co może dobrze wyglądać na komputerze w kinie może już nie dać rady, a jeśli to musiał by to zrobić ktoś konkretny z wizją( a nie taka pierdoła jak Uwe B. ) konkretnym pomysłem i scenariuszem. Ale nawet to nie daje 100% „fajnej” adaptacji gier bo gdy przyjdzie do wywalania niektórych rzeczy ze scenariusza to często są to te rzeczy które stanowiły o magii tego tytułu na ekranie komputera, wiec szczerze po co. Podobno nowy Rambo jest świetny, po genialnym „Rockym Balboa”, to normalnie jest pełen uznania dla Sly. Widać im starszy tym lepszy :] A już coś czytałem ze ma zrobić jakieś 2 nowe filmy. Fajnie, fajnie sobie myślę, Sly wziął sie za robienie filmów jak Eastwood i całkiem nieźle mu to wychodzi. Zwykle to jest tak że sie narzeka na adaptacje filmowe książek, tak sobie pomyślałem dobrze ze nie zrobili dosłownej adaptacji Rambo, bo by teraz nie było nowej części normalnie.

  2. coz, tyle tematow do sfilmowania a powstaja z tego takie gnioty. poki nas graczy hollywood nie zrozumie poty nic sie nie zmieni. a nie zrozumie poki sam nie zacznie grac a tworcy beda mogli z czystym sumieniem nazwac sie prawdziwymi graczami. teraz glownego ekranizatora gier mozna by uznac za wroga naszej branzy ;)oj jak mi sie marzy taki system shock na wielkim ekranie. w rezyserii wczesnego camerona albo scotta. zadnych jacksonow, a juz bron boze pana z I akapitu, bo to bylby koniec swiata 😉 anyway klimat obcego polaczony z even horizonem i mamy najlepszy film sf jaki powstal ;>ale poki co dla mnie jedyna rzecza jaka da sie ogladnac – powiem wiecej, mi sie podoba – jest resident evil (jako seria). oczywiscie to nie to co gra, ale stawiajac film w gronie konkurencji do ktorej zaliczyc mozemy przede wszystkim ‚zywe trupy’, re nie ma sie czego wstydzic. ale jak mowie – ten specyficzny gatunek z zombie w roli glownej trzeba lubic po prostu, ogladac to przez pryzmat klimatu, nie fabuly (ahhh, pierwszy swit zywych trupow to mistrzostwo swiata ;)). zretsza na tej samej zasadzie podoba mi sie strasznie terminator 3 – zakonczenie chyba najlepsze jakie widialem w jakimkolwiek filmie, i tak cholernie przywodzace na mysl fallouta, do tego wartka akcja (oczywiscie niescislosci jest kupa, ale c’mon to nie milczenie owiec w koncu) okraszona fajnym humorem (gadaj do reki) – naprawde nie moge zrozumiec czemu na tym filmie wiesza sie tyle psow. jakby terminator 1 i 2 to byly jakies arcydziela ;pehh, ale robie juz offtopa 😉

  3. Przecież tak samo działa to w odwrotną stronę. Ekranizacje gier komputerowych są w większości tak samo do kitu jak „komputeryzacje” filmów. Tak to już po prostu jest, że próba zarobienia na Dziele nigdy nie dorośnie nawet do pięt pierwowzorowi w postaci rzeczonego Dzieła.

    Dochodzi jeszcze jedna rzecz np. taki sobie James Cameron (ten od Titanica, Terminatora, czy Obcego) jakby robił film na podstawie gry to jestem na 90% pewien ze by coś dobrego z tego było, sek w tym że ten jegomość powiedział ze ekranizować gier nie będzie, bo nie

    I ponownie potwierdza się moja teza, że vice versa działa to dokładnie tak samo. Pomyśleć jak wyglądałoby Enter the Matrix gdyby zrobili je np. twórcy Max Payne’a. Albo gdyby za stronę techniczną odpowiadało id do spółki z Epic a za design gameplay’u właśnie ekipa od Maksa plus świętej pamięci Ion Storm (za czasów świetności ma się rozumieć – nie w czasach Invisible War :>) a ten cały dream team pod kierownictwem Wachowskich. Ale zamiast tego za grę wzięła się firma o wdzięcznej nazwie Błyszcząca Rozrywka i wyszło. . . to co wyszło.

  4. Tak więc rujnuję się na filmy – ostatnio także te w HD w morderczych cenach.

    oo kot ma HaDe DiVidi czy BluReja?Ja do filmów na podstawie geir podchodzę z przymrużeniem oka. Nie oczekuję za wiele więc się nie rozczarowuję. Na ogół 😉 a to prawda ten Doa to fatalny film. Mortal Kombaty i DOOMa można było oglądać z wyłączopnym dźwiękiem wtedy nie było takiej żenady. DoA jest żenujące z dzwiękiem czy bez 😉

  5. Kot chyba ma PS3, wiec raczej BluRaya ;]DoA? Wystarcza mi trailery z Holly Valance – nie chce ogladac calego filmu, bo produkcji, o ktorych wiem, ze sa marne, po prostu unikam. Dlatego tez staram sie nie zwracac uwagi na ekranizacje gier, choc swego czasu Mortal Kombat bardzo lubilem (teraz juz mi troche przeszlo, ale dalej moge ogladac z przyjemnoscia), a rowniez pierwszy Resident Evil mial swoje momenty, w ktorych byl filmem z moze nie najwyzszej, ale wysokiej polki.

    Z adaptacjami gier jest jak z książkami np. ostatnio wydany „I am Legend” na podstawie książki Mathesona z lat 50.

    Ksiazki nie czytalem – choc wiem jak sie konczy – i Jestem Legendą podobalo mi sie bardzo. Choc moze gdybym wpierw przeczytal dzielo Mathesona to juz nie byloby tak rozowo 🙂

    • Kot chyba ma PS3, wiec raczej Rayach ;]

      Owszem ale do blu-ryja nie używam zabawki do gier tylko Samsunga BD-P1000. Mam w tym względzie konserwatywne poglądy. Konsola jest do grania do filmów są odtwarzacze i nikt mi nie wmówi, że jest inaczej. Jak mówi reklama „jak coś jest do wszystkiego. . . „Tylko te ceny filmów 100-120 zeta 🙁

    • Kot chyba ma PS3, wiec raczej BluRaya ;]DoA? Wystarcza mi trailery z Holly Valance – 🙂

      Masz na myśli TE trailery w których wkłada stanik podrzucając go do góry ponad głowę i nawet nie widać kawałka cycka? To jest dopiero mistrzostwo w sutkach walki, o przepraszam w sztukach walki 😀

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here