Dziś w dobie ciągłych zmian, rozwoju architektury komputerów, ewolucji oprogramowania i internetu pojęcie uaktualnienia stało się chlebem powszednim. Czym byłby twój Windows gdyby nie autoupdate? Czasem zadaję sobie to pytanie, choć odpowiedź jakoś nigdy mnie nie zadowala („systemem z większą ilością dziur niż obecnie?”). Niezależnie od tego oczywistym jest, że aktualizacja oprogramowania jest dla każdego rozsądnego użytkownika komputera oczywistością. Aktualizujemy drivery, soft, z którym pracujemy na co dzień, przeglądarki internetowe, bazy wirusów w programach antywirusowych etc.

Jeśli bliżej się temu przyjrzeć to jest tego całkiem sporo i pamiętanie o zaktualizowaniu wszystkich programów mogłoby okazać się dla nas problematyczne. Dlatego ktoś kiedyś wpadł na pomysł autoupdate’u (i wcale nie zdziwiłbym się gdyby był to wujek Bill G. – a może ktoś z czytelników Valhalli wie, kto wymyślił tą opcję?). I chwała mu za to. Dzięki temu programy same zgłaszają konieczność i możliwość aktualizacji.

Podobnie jak dziesiątki milionów innych użytkowników korzystałem z tej opcji niespecjalnie zwracając na nią uwagę. Ot, po prostu użytkowałem komputer, a wiele rzeczy działo się niejako w tle, bez mojego udziału. Nigdy też nie wnikałem w to jakie zmiany wprowadza dana aktualizacja, a cały zabieg update’u ograniczał się do kliknięcia „OK” na okienku, które sugerowało jego konieczność.

Skłamałbym gdybym powiedział, że kiedykolwiek po takim zabiegu zauważyłem znaczącą różnicę w działaniu jakiegoś oprogramowania. Wszystko to zrzucałem na karb tajemniczo brzmiących „optymalizacji”, „likwidowania dziur” i „eliminowania błędów krytycznych”. Przecież na co dzień dziur ani błędów zazwyczaj nie widzę więc i nie widziałem zmiany kiedy je naprawiano. Do czasu…

Ci, którzy regularnie czytają moje felietony na Valhalli zapewne pamiętają kryzys, który dopadł mnie całkiem niedawno na fali instalowania COD 4. W skrócie – nagle, ni z tego, ni z owego grafika zaczęła mi „skakać” choć biorąc pod uwagę parametry mojego komputera nie miała prawa. Ostatecznie winnym okazał się konflikt między PunkBusterem i XFire. Chcąc nie chcąc musiałem ostatecznie zrezygnować z tego ostatniego, choć był narzędziem wyjątkowo przydatnym. Nie odinstalowałem jednak programu licząc na to, że może w przyszłości, w jakiś psiejski-czarodziejski sposób sprawa (sama) się rozwiąże. I tak się stało!

Wszystko za sprawą automatycznej aktualizacji XFire, która dziś rano uruchomiła się, ściągnęła i zainstalowała najnowszą wersję oprogramowania. O tym, że coś się zmieniło sugerował brak skakania grafiki kiedy zacząłem przesuwać ikonki na pulpicie. Początkowo myślałem, że po prostu wyłączyłem odruchowo XFire, ale nie. Program był włączony, a ja nie widziałem typowych dla kryzysu objawów. W moje niebieskołosiowe serducho wkradła się nadzieja, choć jeszcze nie radość. Z pewną nieśmiałością odpaliłem Call of Duty 4. Ku memu zdziwieniu wszystko działało płynnie i bez problemów. Dla pewności uruchomiłem jeszcze Trackmanię, ale i tutaj wszystko było w porządku. Jednym słowem – dzięki autoupdate’owi kryzys rozwiązał się niejako sam. Bez mego udziału!

Problem równie nagle jak się pojawił, równie niespodziewanie zniknął. I oby nie wracał więcej, choć cały czas mnie męczy co było jego powodem. Tego zapewne nigdy się już nie dowiem. Ale czy muszę?

Na usta ciśnie mi się tylko jedno – Niech żyje autoupdate i niezaangażowanie użytkownika!!!

A wy, aktualizujecie swoje oprogramowanie? A jeśli tak czy pozostawiacie inicjatywę maszynie pozwalając jej samodzielnie wszystko instalować czy może w pełni kontrolujecie proces aktualizacji?

[Głosów:0    Średnia:0/5]

7 KOMENTARZE

  1. Autoupdate okazał się jedynym skutecznm batem na użytkowników typu „pani Krysia” , którzy poprzez nieaktualizowanie swojego oprogramowania narażali swoje i innych dane na utratę i kradzież.

  2. Z aktualizacją jest jak z dzieckiem: powiesz nie to ci będzie truło pupę co 5 min. , powiesz tak to się na jakiś czas odczepi. I ja tak robię, nawet nie czytam o co chodzi, wolę grać 😉 Z resztą i tak nie rozumiem połowy terminów, to po co się męczyć? 😀

  3. Owszem aktualizuję, ale wyłącznie ręcznie i zawsze w miarę dokładnie czytam, co sie robi i po co. Może dlatego nie pamiętam już sytuacji, żeby coś mi zaczęło skakać nie wiadomo dlaczego i żebym nie wiedział o co chodzi 🙂

  4. jerry71 – gdybyś poczytał bloga Bartka to okazało by się ze problem pojawił się znikąd. Nie był wynikiem update’u. Ot całkiem naturalna sprawa, poprawiamy coś w naszym środowisku – testujemy na współpracę z 3 – 10 – 30 programami i wystawiamy do pobrania. NIE MA fizycznej możliwości sprawdzenia jak zachowa się patch w środowiskach innych niż nasz własne. Dlatego też pobieram łatki nawet jeśli wychodzą codziennie, bo rozumiem, że wszystko i tak „wychodzi w praniu” i zmiany są niezbędne. I co mi z tego, że w opisie nowej wersji piszą że usunęła taki to a taki bug – nie piszą że przyniesie takie to a takie nieszczęście – więc czytanie czegokolwiek przed problemami nas nie ustrzeże.

  5. przyznam że był pewien okres (z 4 lata temu) w moim jeszcze niedługim życiu, że dosłownie bałem się puścić update do XPeka. . no normalnie jak widziałem żółtą tarcze z wykrzyknikiem (BTW właśnie się zapaliła :>) to dostawałem palpitacji. Powodem takiego zachowania w moim przypadku był wcześniejszy autoupdate po którym mój system się nie podniósł i niestety konieczny był format. . . taka prawda nic nie mgoełm zrobić i właśnie dla tego mam dylematy jeżeli chodzi o update XPeka, i raczej ograniczam się z nimi do minimum ;/ Jeżeli zaś chodzi o inne oprogramowanie to chyba najczęściej NOD mi się aktualizuje bo co dzień 😀 no i XFire rzeczy niezastąpiona u każdego szanującego się gracza (moim zdaniem ) 😛

  6. Jak byłem młodszy lubiłem ręczne patchowanie. Zresztą wtedy nie było innej możliwości. teraz to wszystko podane na tacy no!!O Boże jak to zabrzmiało z tym ręcznym. . . 😀

  7. obcy – ja czytałem ten wcześniejszy tekst. I ok, wszystko rozumiem i nikogo nie zmuszam do bycia komputerowym guru. Nie zgodzę sie tylko z tym, że „zmiany są niezbedne”. Jakie zmiany? Wszystkie? Duża część łatek do różnych programów poprawia błędy/polepsza osiagi w jakichś konkretnych konfiguracjach sprzętowo/programowych. I może sie okazać, że skoro takowej konfiguracji nie mamy, to dana poprawka jest nam zupełnie niepotrzebna!Zupełnie inna sprawa to poziom aktualnej wiedzy i zaanagażowania użytkowników. Dla mnie skrajny przypadek to pewien znajomy, który uraczył mnie kiedyś tekstem, ze zainstalował sobie super program polepszający ponoć szybkość grafiki. Po zerknięciu zobaczyłem zainstalowaną nową wersję sterowników do kart Nvidii. Tyle że facet miał kartę graficzną Ati. Że mu to wszystko nie eksplodowało :)Powtarzam, nie trzeba być od razu komputerowym guru. Zachęcam jednak do odrobiny higieny komputerowej, tak to nazwijmy. . .

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here