Tytuł ten jest niechcianym dzieckiem firmy Activision, która po połączeniu się ze studiem Blizzard, wykreślała ze swej listy wydawniczej pozycje jej zdaniem nie mające szans zamienić się w dłuższe, przynoszące konkretny zysk serie. Na całe szczęście WET zostało przejęte i wydane przez Bethesdę, która tym samym ma na koncie szalenie oryginalną grę.

Kiedy Travis poznał Rubi

Jeśli nie posiadacie Nintendo Wii, a chcielibyście zagrać w niecodzienny, zwariowany tytuł pokroju No More Heroes, to WET może was zainteresować. Jest on mieszanką przypominającą to, co zrodziło się w głowie Sudy 51 z odrobiną kiczu i przesadzonego brutalizmu rodem z filmów duetu Tarantino/Rodriguez. Ten barwny miks wzbogacają elementy zaczerpnięte z Stranglehold i zupełnie absurdalne motywy dla wielbicieli odjechanego humoru. Jesteście sobie to w stanie wyobrazić? Jeśli odpowiedzieliście na to pytanie twierdząco, to zapewne jesteście w błędzie.

Ukradłeś mi serce

Akcja non-stop

Wszystko zaczyna się od spotkania dwóch podejrzanych typów, które podgląda bohaterka WET. Rubi Malone, bo o nią chodzi, obserwuje wymianę dwóch walizek. Jedna zawiera pieniądze, a druga tajemniczy przedmiot. Transakcja między gangsterami kończy się krwawą jatką, w której uczestniczy oczywiście także panna Malone. Po paru minutach udaje się jej odzyskać „skarb”. Przy tej okazji dowiadujemy się, że jest nim serce, mające uratować życie niejakiego Williama Ackersa. Za wykonanie zadania otrzymuje teczuszkę po brzegi wypchaną dolarami.

Następnie akcja gry przenosi o rok w przód. Rubi odwiedza cudem uratowany Ackers, który zdradza, że jego syn Trevor zajmuje się czymś, co nie przystoi dżentelmenowi. Krótko mówiąc handluje designerskimi prochami. Nasze nowe zadanie – sprowadzić syna marnotrawnego przed oblicze ojca. Oczywiście w zamian za kolejną walizkę pełną pieniędzy.

From Paris to Berlin

Zasadnicza część WET koncentruje się na próbie wypełnienia tego zadania. Przechodząc grę nie zwiedzimy niestety zbyt wielu lokacji. Najwięcej czasu spędzimy w San Francisco i Hong-Kongu. To ograniczenie trzeba uznać za wadę, choć nie da się ukryć, że miejsca pokazane w recenzowanym tytule mają swój klimat. Są brudne, zaśmiecone, ale potrafią przyciągnąć wzrok, jednocześnie przynajmniej po części maskując niedoskonałości oprawy graficznej. Poszczególne plansze to w dużej mierze zaułki i wąskie, śmierdzące uryną korytarze. Jedynie od czasu do czasu przeplatają je większe komnaty – areny. Miejscami widać jednak, że ludzie z Artificial Mind and Movement mieli pomysł na grę, którego z tego czy innego powodu nie mogli rozwinąć.

Oto jedna z aren

Przykładem mogą tu być etapy, w których stojąc na dachu pędzącego auta, weźmiemy udział w szaleńczej gonitwie na trasie szybkiego ruchu. W innej części gry wyskoczymy z rozpadającego się samolotu bez spadochronu i lawirując między jego płonącymi szczątkami rozpoczniemy kolejną strzelaninę. Wszystko to przypomina najbardziej zakręcone hollywoodzkie produkcje. Szkoda tylko, że takie plansze to tylko oryginalny przerywniki pomiędzy mniej wyszukanymi etapami opisanymi w poprzednim akapicie. Takie pomysły można, ba, trzeba rozwijać, by zaskakiwać nimi fanów elektronicznej rozrywki. Nie trzeba nas natomiast katować „ścieżkami zdrowia”, na których Rubi uczy się posługiwać nową bronią. Niestety musimy je ukończyć aby zobaczyć dalszą część gry.

Poznaj Tarantulę

Podobać powinny się nam także oryginalne postaci, które spotkamy na swojej drodze. Widać wysiłek włożony w projektowanie niewidomej sadystki Tarantuli, zapalonego gracza Zhi, mistrza miecza Ze Kollektora, zakapiora Rat Boya i innych przyjemniaczków. Niestety z żadnym z nich nie zwiążemy się na dobre, ponieważ w trakcie zabawy pojawiają się tylko na kilka chwil, w zasadzie tylko po to, by zademonstrować na ile sposobów można kogoś zabić za pomocą katany. Ważnych zbirów jest też stanowczo zbyt wielu. W każdej planszy poznajemy nowych przez co szybko zapominamy o tych, których załatwiliśmy pięć minut temu.

Na fotkach wygląda lepiej niż w rzeczywistości

Pomysłowość autorów gry ogranicza także jej długość. Jeśli postanowisz zarwać dla niej nockę, to nad ranem będziesz zapewne oglądał listę płac. Osoby mające mniej czasu być może spędzą przy niej dwa wieczory. Recenzowana produkcja należy do grona najkrótszych tytułów znajdujących się na sklepowych półkach. Nie zmieniają tego nawet dodatkowy poziom trudności i tryb gry odblokowywane po jej przejściu. Takiego stanu rzeczy nie poprawia również całkowity brak trybu multiplayer.

BAM, BAM, BAM

Ta onomatopeja utrwali ci się w pamięci jeśli postanowisz przejść WET. Najtrafniej opisuje chyba tę produkcję hasło „Akcja, akcja – non stop akcja”. Do kwadratu. W wielkim skrócie chodzi o to, by przebijać się przez etapy wyładowane po brzegi przeciwnikami. Mordując ich otrzymujemy punkty i zwiększamy ich mnożnik, który sprawia, że regeneruje się pasek zdrowia naszej bohaterki. Przez cały czas musimy więc dbać o to, by wykańczać jak największą ilość bandziorów w jak najkrótszym czasie.

[Głosów:0    Średnia:0/5]

3 KOMENTARZE

  1. Ściągnąłem demko z xbox live i szczerze powiem, że podoba mi się 😀 Tryb akcja, akcja, akcja wydaje się być strzałem w dziesiątkę, bo nie ma w tym absolutnie żadnych wyższych celów – ot rozrywka w czystej postaci. Spodoba się każdemu, kto lubi oglądać filmy w stylu kill billa =D

Skomentuj Anonim Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here