Wiadomość o śmierci „Latającego Szkota” dotarła do mnie w niedzielę – za sprawą Internetu, który służy mi za gazetę, codzienne wiadomości, radio i co tam jeszcze chcecie. Przyznam szczerze, że doznałem szoku. Jak zawsze w takim wypadku, po prostu się tego nie spodziewałem. Wprawdzie nie jestem jakimś wielkim fanem rajdów samochodowych, ale od czasu do czasu, kiedy trafiałem na relacje w TV siadałem i je oglądałem. Kojarzę może 3 czy 4 nazwiska kierowców, reszta jest dla mnie anonimowa. Zawsze jednak kojarzyłem Colina McRae. Nie dlatego, że był świetnym rajdowcem, ale właśnie dlatego, że lata temu zagrałem w Collin McRae Rally. Gra ta utożsamiała w mojej świadomości wszystko to czym są rajdy samochodowe. Wąska trasa, walka z czasem i głos pilota. To w sumie przez tą grę zacząłem oglądać wyścigi w TV. Ostatni raz kiedy widziałem Colina na trasie ścigał się bodajże w teamie Skody (o ile mnie starcza pamięć nie myli). Był to dramatyczny wyścig dla szkockiego kierowcy. Jechał bardzo ambitnie. Jak zwykle. Walczył bodajże o 2 miejsce. Na jednej z przerw technicznych jego mechanicy postanowili wymienić jakąś część jego samochodu. Niestety nie wyrobili się w określonym limicie czasu i Latający Szkot odpadł w ten sposób z rajdu. Pamiętam poruszającą scenę, kiedy wszyscy (również z konkurencyjnych zespołów) w parku maszyn na wieść o tak nieszczęśliwej dyskwalifikacji McRae zaczęli mu bić brawo. To wydarzenie zwróciło moją uwagę jak dużym szacunkiem cieszy się ten kierowca wśród rywali. Był to swego rodzaju hołd oddany wielkiemu kierowcy, który okres świetności miał już bez wątpienia za sobą, a jednak wciąż było go stać na rywalizację z najlepszymi. Nie chcę popadać w patos, ale co dziwne Szkot faktycznie był człowiekiem naturalnie wzbudzającym sympatię. W sumie nie potrafię tego wyjaśnić, ale zawsze kiedy oglądałem wyścigi z jego udziałem kibicowałem właśnie jemu. Tym bardziej boli śmierć takiego rajdowca. Człowieka młodego, bo dopiero 39-letniego. Ponoć zamierzał wrócić do ścigania w serii WRC po krótkim romansie z rajdem Dakar. Szkoda, że już go nie zobaczymy.

Pozostaje pytanie, co ta tragiczna śmierć oznacza dla nas – graczy. Najprawdopodobniej jest to równoznaczne z końcem świetnej moim zdaniem serii gier wyścigowych. Dla mnie kończy się w ten sposób pewna era. I choć wiem, że istnieje znacznie więcej gier poświęconych rajdom samochodowym (może i nawet lepszych) to właśnie Colin McRae Rally był dla mnie kwintesencją gier rajdowych na komputerze. To na nim poznawałem kolejne OS-y Rajdu Akropolu czy Rajdu Tysiąca Jezior i przy nim spędziłem całe godziny rywalizując z wirtualnymi przeciwnikami.

Dziś, dwa dni po śmierci Latającego Szkota pozostaje tylko powiedzieć – „Żegnaj Colin, szybkich OS-ów tam gdzie teraz jesteś”

[Głosów:0    Średnia:0/5]

7 KOMENTARZE

  1. Nie chciałem komentować wpisu Malacara, bo raz, że uważam wpisy o śmierci Colina za próby eksploatowania czyjejś śmierci (zwłaszcza w przypadku osób mających mgliste pojęcie o WRC i rajdach w ogóle, za to chwalących się znajomością gier CMR), dwa, że gry CMR nigdy nie budziły i nadal nie budzą mego zachwytu, a trzy, że akurat z Malacarem mam „przeszłość” i znowu by wyszło, że się czepiam. :)Chciałbym się odnieść do jednej tylko rzeczy – czy ktoś mógłby mi w kilku słowach wyjaśnić, co takiego wspaniałego było w grach CMR? Poza ich reklamą? 🙂 Faktycznie, CMR Rally 2, jak na swoje czasy, uchodził w tłoku, zwłaszcza, że wtedy jeszcze gier rajdowych zbyt wiele nie było więc i uchodzenie było łatwiejsze. CMR Rally 3? Tragedia. Bez patcha nie dało się grać na kierownicy, z patchem w zasadzie również nie, bo auta prowadziły się jak rowery. CMR DiRT? Grałem tylko w demo, może w pełnej wersji coś zmienili, ale kiedy na pierwszym łuku zdjąłem nogę z gazu i auto praktycznie stanęło w miejscu (nie dotknąłem hamulca, split axis), uznałem, że seria nadal praktykuje tradycję gier ładnych, ale z punktu widzenia choćby śladowego realizmu – tragicznych. Rozumiem zatem, że skoro odszedł człowiek branży gier nieobojętny, należy się pochylić, zasmucić i zadumać. Ale gry? Czym dokładnie, poza grafiką i sprzedażą, się w nich zachwycać?

    • Nie chciałem komentować wpisu Malacara, bo raz, że uważam wpisy o śmierci Colina za próby eksploatowania czyjejś śmierci

      No bez przesady, to tak jakby powiedzieć, że np. pomnik eksploatuje czyjąś śmierć 😐

      i znowu by wyszło, że się czepiam. 🙂

      Czepiaj się, o to właśnie chodzi 🙂

      • No bez przesady, to tak jakby powiedzieć, że np. pomnik eksploatuje czyjąś śmierć 😐

        Nie wiem, ja tak to odbieram. Zwłaszcza, że pomników Colina nie buduje się na każdym skwerku i na drugi dzień po jego śmierci. Trochę się interesuję WRC i śmierć McRae coś dla mnie znaczyła, chociaż daleki jestem od żałoby. Po prostu ciężko mi uwierzyć w szczery smutek każdego dziennikarza growego, który widział dwa rajdy w TV4 i grał dwa razy w grę. Może krzywdzę kogoś taką postawą, ale nic na to nie poradzę, że mnie nie przekonujecie.

        Czepiaj się, o to właśnie chodzi 🙂

        Czepiać się zwykłem, kiedy jestem przekonany, że mam rację. Tutaj do końca tak nie jest, poza tym temat jest na tyle delikatny, że czepianie się i osobiste wojenki w tych okolicznościach wydały mi się nieodpowiednie. A wracając do tematu – co was zachwyciło w grach CMR?

        • Nie wiem, ja tak to odbieram. Zwłaszcza, że pomników Colina nie buduje się na każdym skwerku i na drugi dzień po jego śmierci.

          A co za różnica, czy na drugi dzień czy nie? Medium w którym się wypowiadamy akurat ma taką właściwość, że się pisze na drugi dzień. Nie wiem, wydaje mi się, że równie dobrze przyjmując Twój punkt widzenia, Wajda żeruje na śmierci polskich oficerów, bo nakręcił o nich film. Oczywiście absolutnie nie porównuję swojego wpisu na blogu do filmu Wajdy, ale tak mi to brzmi. I nie odbierz tego jako atak na swoje poglądy. Po prostu wyrażam swoje.

          Trochę się interesuję WRC i śmierć McRae coś dla mnie znaczyła, chociaż daleki jestem od żałoby.

          No to już jest chyba Twoja sprawa. Ja też jestem daleki od żałoby. A to, że akurat interesujesz się WRC to wg mnie niczego nie zmienia. A już na pewno nie wpływa na to, że mnie nie może być smutno z powodu śmieci CMR.

          Po prostu ciężko mi uwierzyć w szczery smutek każdego dziennikarza growego, który widział dwa rajdy w TV4 i grał dwa razy w grę. Może krzywdzę kogoś taką postawą, ale nic na to nie poradzę, że mnie nie przekonujecie.

          OK, fair enough :). To chyba najlepiej podsumowuje tę dyskusję.

          Czepiać się zwykłem, kiedy jestem przekonany, że mam rację. Tutaj do końca tak nie jest, poza tym temat jest na tyle delikatny, że czepianie się i osobiste wojenki w tych okolicznościach wydały mi się nieodpowiednie.

          Żadne wojenki, po prostu wymagamy poglądy. To chyba najlepszy dowód na to, że nie rozdzieram szat i nie pogrążam się w przesadnej żałobie po śmierci kogoś, kogo nie znałem.

  2. bebe —-> daleki jestem od „eksploatowania” śmierci Colina McRae. Ani nie mam w tym interesu, ani potrzeby. Co więcej, miałem zupełnie w głowie inny tekst na ten dzień, ale kiedy zabrałem się za jego pisanie po prostu nie szło. Czułem, że muszę coś napisać o tym tragicznym wydarzeniu. Nie, nie jestem w żałobie, ale wg mnie jest to na tyle istotne że po prostu musiałem coś napisać. Dlaczego? Nie potrafię Ci powiedzieć, bo sam nie potrafię tego jasna sprecyzować. To trochę jak w sytuacji kiedy mijasz na ulicy wypadek i widzisz że zwijają do karteki ciało. Nie znasz człowieka, w sumie jest Ci on obojętny (bo anonimowy), a przez resztę dnia chodzisz struty i skacowany. Ot, po prostuA co do CMR – jak piszę w tekście – daleki jestem od twierdzenia że CMR był najlepszą rajdówką na świecie. Mam do niej sentyment i przez to lubię tą serię (tak, stary jestem i się mnie sentymenty trzymają 🙂 – od niej zaczynałem przygodę z rajdówkami na PieCu.

    • A co do CMR – jak piszę w tekście – daleki jestem od twierdzenia że CMR był najlepszą rajdówką na świecie. Mam do niej sentyment i przez to lubię tą serię (tak, stary jestem i się mnie sentymenty trzymają 🙂 – od niej zaczynałem przygodę z rajdówkami na PieCu.

      Może faktycznie jest to kwestia sentymentu i tego, od czego kto zaczynał. Ja zaczynałem od Network Q RAC Rally Championship (wydanego rok przed CMR Rally). 🙂

  3. Ja zaczynalem od pierwszego CMR’a i gralem na mojej pierwszej kierownicy (z perspektywy czasu widze jaka to byla tandeta – FF to mi sie nawet nie marzyl). Wspominam do dzis – gralo mi sie swietnie. Najwieksze wrazenie robil na mnie fakt, ze auto sie brudzilo od blota w trakcie wyscigu 😉

Skomentuj Cherub Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here