Ekipa Synergenix to bezapylacyjnie królowie pośród twórców wyścigów na komórki. Tym bardziej cieszy fakt, że polskie studio Gameleons stworzyło grę, która spokojnie może się równać z dziełem potentata rynku java!

Dead or Alive 3 podczas premiery pierwszego Xboxa było pokazem możliwości nowego sprzętu. Team Ninja z kontrowersyjnym Itagakim na czele wprost mówił, że żadna inna konsola DoA3 nie pociągnie. Kiedy jakiś czas temu do prasy przedostały się zdjęcia z Dead or Alive 4, gracze nie mogli uwierzyć, że to screeny z X360. Gra była zadziwiająco podobna do wydanej jeszcze na Xboxa DoA:Ultimate. I chociaż do premiery autorom udało się to i owo poprawić, to nie oczekujcie po nowej odsłonie DoA cudów graficznych.

Może i bez gustu, ale przynajmniej ładne

Po przesiadce na next-geny każdy gracz chce wiedzieć jak wyglądają gry na nowe konsole. Cóż, gdyby patrzeć przez pryzmat konsol nowej generacji na DoA4, okazałoby się, że skok technologiczny nie jest gigantyczny. Oczywiście DoA4 z łatwością zdobywa tytuł najpiękniejszej bijatyki na konsolach, ale skok jakościowy nie jest aż taki duży, jak chcą nam wmówić specjaliści od PR-u. Na pewno jest to po części wina stylistyki, która od drugiej części pozostaje bez zmian.

Anime spandex

Po prostu nie da się więcej zrobić w kwestii lekko mangowych postaci, przez co modele zawodników z najnowszej części niewiele się różnią od tych z Ultimate. Cały czas Team Ninja promuje wielkookie, hojnie obdarzone przez naturę plastikowe dziewczyny, a do fizyki ruchu biustów wykorzystali chyba cały oddzielny rdzeń nowego Xboxa. Ale to wszystko już było… Jasne, tu i ówdzie dodano cieszące oko bajery- bardzo ładne, futrzane wykończenia ubrań, świetne tekstury skóry, czy ładnie falujące ciuchy, ale powiedzmy sobie szczerze- jeśli ktoś miał z serią do czynienia na Xboxie, to fighterami w DoA4 raczej się nie zachwyci. Zachwyci się jednak arenami.

Z czym kojarzy się DoA, oprócz falujących piersi zawodniczek? Oczywiście z zakręconymi wielopiętrowymi arenami. Czwarta część nie zawodzi i przynosi naprawdę genialne miejscówki – kolorowe, arkadowe i powykręcane, napompowane graficznymi niuansami. Śliczna woda, mnóstwo animowanych obiektów, a wszystko podlane ciekawymi efektami graficznymi. Często miałem ochotę pobiegać sobie po tej arenie, zamiast toczyć walki z kolejnymi przeciwnikami. Są aż tak ładne. Nie ważne, czy gracie w high definition, czy na wysłużonym Rubinie – areny tak czy siak będą wyglądać bosko.

Nie oczekujcie po nowej odsłonie DoA cudów graficznych

Autorzy nie przejmowali się realizmem i zaszaleli. Upadki z kilkunastometrowych budynków czy schodów to norma, a prawa fizyki zostały najwyraźniej zawieszone. Moc 360-tki pozwoliła twórcom pochwalić się pomysłowością w kwestii interaktywności aren. Okładając się na ulicy trzeba uważać na przejeżdżające samochody, które mogą potrącić walczących bohaterów. W dżungli może was uderzyć pędzący jaguar, a w dziwnym parku jurajskim przelatujący pterodaktyl. Ogólnie rzecz biorąc, to właśnie areny pokazują ile pracy włożyli w oprawę DoA4 pracownicy Team Ninja.

Kobieta mnie bije

Czas przejść do sedna. Grafika grafiką, ale mordobicie ocenia się po systemie walki. Znak firmowy serii, czyli efektowne przechwyty powracają. Oprócz uderzenia nogą, ręką i rzutu, w DoA trzeba też używać przycisku odpowiedzialnego za kontry. Taki system gwarantuje olbrzymią widowiskowość, a kontry są strasznie potężne. W czwartej części zakłada je się trochę ciężej, ale za to efekty są jeszcze lepsze niż w częściach poprzednich.

[Głosów:0    Średnia:0/5]

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here