Itagaki znacznie przyspieszył grę. Dzięki temu i doskonałej animacji wirtualne potyczki szybko zaczynają przypominać najlepsze sceny filmów akcji rodem z Hong-Kongu. Niektóre ciosy mają różne działanie, zależnie od tego w jakim otoczeniu je wykonamy. Rzut przy ścianie zaowocuje wkomponowaniem głowy przeciwnika w murek, a przy schodach zjechaniem na pechowcu w dół, jak na deskorolce. Takich indywidualnych animacji jest mnóstwo i naprawdę cieszą oko. Widowiskowość to drugie imię tej gry. Wszystkie zmiany w stosunku do poprzedniczek wyszły grze na dobre.

„Design tej gry to kicz absolutny.”

W DoA4 umieszczono kilka trybów rozgrywki, od standardów typu Time Attaca i Survival, po tryby Story i Tag Team, czyli walki dwóch-na-dwóch. Tag Team sprawuje się świetnie, a ciosy odpalane zespołowo są jeszcze bardziej widowiskowe, niż w poprzednich częściach. Ogólnie nawet samotny gracz, nie będzie się nudził przez ładnych kilkanaście godzin. Kiedy już opanujecie do perfekcji jakąś postać, warto uderzyć na Live i pokazać całemu światu, kto tu rządzi.

Niebezpieczna sieć

Dead or Alive 4 umożliwia grę w sieci przez Live. Już teraz widać, że Microsoftowi bardzo zależy na maksymalnym rozpropagowaniu tej usługi. Dzięki kolejnym wygranym w sieci zarabia się kasę, którą można potem wydać na nowe stroje, avatary i inne nakładki do Lobby- pokojów, w których oczekujemy na kolejne walki. Dobrze rozwiązano system rankingów. Szybko i łatwo znalazłem kogoś na swoim poziomie, z kim przy okazji można sobie sympatycznie pogadać przez head-set. Graczy jest mnóstwo i to od prosów, po nowicjuszy.

Pewnie wielu z was myśląc o grze przez sieć, od razu zaczyna się bać o lagi. Polskie łącza nie są cudem techniki, a nawet do „jako takich” im daleko. Spokojnie – możecie odetchnąć z ulgą, bo w większości przypadków gra śmiga zadowalająco płynnie i ogólnie rzecz biorąc, naprawdę nie jest źle.

Kolorowo i bajkowo, jak u Michała Wiśniewiskiego.

Niestety idealnie też nie. Chociaż sprawdzałem grę już po wydaniu pierwszego patcha, dość często akcję opóźniały fatalne lagi. Jasne, grać się dało, ale przygotujcie się na spowolnienia, które szczególnie w DoA, gdzie trzeba liczyć każdą klatkę animacji, potrafią solidnie zdenerwować. Poza tym małym mankamentem gra się genialnie, a emocje sięgają zenitu. Naprawdę nic tak nie cieszy, jak pokonanie kogoś z lepszą rangą i nic tak nie irytuje, jak trafienie na zawodowca, który zakłada trzy perfecty pod rząd. Ale jeszcze się zemszczę.

Ich Troje bijatyk

Skoro już posłodziłem, teraz pora na rzeczy, które nie do końca zagrały w nowej produkcji Itagakiego. Po pierwsze, design tej gry to kicz absolutny. Jeszcze nigdy, w żadnym innym tytule nie widziałem tak idiotycznych postaci i tak durnych elementów fabularnych. O fabule ciężko tu mówić – w zasadzie nie wiadomo, o co chodzi, a końcowe filmiki wyglądają, jakby były reżyserowane przez członków zespołu Village People. Chociaż naprawdę ślicznie wykonane, tak naprawdę są płaskie jak papier i bardzo, ale to bardzo japońskie. Co kto lubi. Mi akurat taka stylistyka się podobała, to też miałem masę śmiechu – zarówno ze strojów postaci, jak i filmików końcowych. Niektórzy obserwatorzy krzywili się zniesmaczeni, a jeden do dzisiaj nie chce patrzeć na pudełko Dead or Alive 4.

DoA4 to na pewno kawał solidnej bijatyki i w moim odczuciu najlepsza jak dotąd gra z serii. Itagakiemu znowu się udało. Grafika może do końca nie szokuje, ale ładniejszej bijatyki póki co nie znajdziecie. Fani Dead or Alive mogą inwestować spokojnie, a reszta powinna odpowiedzieć sobie na jedno zasadnicze pytanie: „czy murzyn z zielonym irokezem i pluszowymi, różowymi getrami to nie za wiele na moje nerwy?

Gracze to wzrokowcy. Chcą grać w gry, które pobudzają ich zmysły. Do takiego wniosku doszedłem po ostrych testach kolejnej odsłony turnieju Dead or Alive.

Plusy

– Tryb online.
– Rozbudowane areny.
– Szybka i intensywna rozgrywka, łatwa do opanowania na przeciętnym poziomie, ale bardzo głęboka i wymagająca, dla tych którzy chcą wejść w grę głębiej.

Minusy

– Seria stoi w miejscu.
– Wszechogarniający kicz, przy którym kino bollywoodzkie to „Lista Schindlera”.
– Grafika jak na next-gena nie szokuje.

[Głosów:0    Średnia:0/5]

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here