Wczoraj mieliśmy możliwość przeczytać na łamach Valhalli tekst Krzyśka Kani zatytułowany „Poliż New Biznez”. Tekst, który można by rzec rozprawia się z mitologizowaną przez wielu starszych graczy przeszłością – ze „starymi dobrymi czasami”, które „nigdy nie wrócą”. Krzysiek doszedł do jednego wniosku – było fajnie, ale teraz jest fajniej. Czy aby na pewno? – pomyślałem i już 5 minut później pisałem polemikę, gdyż i mnie od kilku dni łaził po głowie artykuł właśnie o tych „starych, dobrych…”, jednakże prowadzący do zgoła innych wniosków 🙂

Ale po kolei.

Łączą nas (znaczy się Krzyśka i mnie) „wspólne przeżycia pokoleniowe” (jak mawiała pani od polskiego w liceum, mówiąc wprawdzie o innych czasach i innym pokoleniu…) – początki rozwoju rozrywki komputerowej, pierwsze gry, prymitywne pierwsze komputery domowe, dziecięce marzenia, fascynacje, te same tytuły, emocje, wrażenia. Jednym słowem – przeszłość pełna emocji związanych z grami. Każdy z nas (choć mieszkaliśmy w zupełnie różnych częściach Polski) chodził na bazar, kupował kasety/dyskietki z grami, a potem z wypiekami na twarzy w domu siedział po nocach (kryjąc się przed rodzicami żeby nie dostać bury) i grał w „zdobyte” nowe skarby.Jak słusznie Krzysiek stwierdza – czasy się zmieniły, mamy ładne sklepy z grami w ładnych opakowaniach, wszystko jest zdecydowanie przyjemniejsze i bardziej cywilizowane. Ale czy fajniejsze?

Oczywiście jestem świadomy, że „wszędzie lepiej gdzie nas nie ma” i przez to nigdy nie będzie tak dobrze jak było, a wspominane przez nas giełdy/sklepy były obskurnymi budami/placami, do których teraz byśmy się nawet nie zbliżyli. Jasne, byliśmy wtedy kilku(nasto) letnimi szczeniakami, które bezkrytycznie (a na pewno mniej krytycznie niż obecnie) podchodziły do życia, a zatem i do gier. Wszystko było piękne i proste. I tak to zapamiętaliśmy.

Ale czy poza tym wszystkim, o czym wspominam wyżej nie zmieniło się coś jeszcze? Od roku 1987, w którym dostałem mój pierwszy komputer (Commodore C-64) upłynęło wiele lat. Pamięć operacyjna mojego pierwszego komputera zajmowała 40-krotnie mniej miejsca niż zdjęcie cyfrowe, które zrobiłem wczoraj mojej żonie!

Od tamtego okresu komputerowa rozrywka, przeobraziła się w komputerowy przemysł. To już nie proste gry pisane przez zapaleńców w grubych okularach, to PRODUKTY doskonale zaprojektowane, targetowane, zareklamowane, promowane, zapowiedziane i sprzedane… w tysiącach egzemplarzy! To już nie rozrywka, to biznes.

Co z tego? – można by zapytać – czy to źle? Dzięki temu obecnie produkowane gry mają hiperrealistyczną grafikę, piłkarze przypominają samych siebie, a nie kilkukolorowe piksele, samochody zachowują się jak prawdziwe, a strzelanki pozwalają nam poczuć się jak na wojnie.

Ale czy wraz z pojawieniem się tych hiperkomputerów, megaproduktów nie zginął duch przygody? Gdzie podziało się „odkrywanie” gier? To nieuchwytne coś, co kazało nam co tydzień brnąć w błocie i włazić do obskurnych sklepików aby kupić kasetę pełną niespodzianek. Co zapędzało nas co miesiąc pod kiosk jeszcze przed jego otwarciem, żeby kupić tą jedną z 2-3 ukazujących się na rynku gazet poswięconych grom? Co kazało nam czytać te pisma od deski do deski, pomimo że w większość gier nie mieliśmy nawet szansy zagrać? Coś, co sprawiało, że nawet nie odstraszała mnie obleśna baba w kiosku, która zawsze „Top Secretu” zaczynała szukać w dziale z gazetami pokroju „Cats”!

Dziecięce wspomnienia i emocje? Może, ale ja wciąż jestem przekonany, że wtedy gry (i gracze?) miały duszę. Kiedy tym „czymś” musiały nadrobić braki w grafice, zaawansowanej budowie, skryptach, dynamicznych kampaniach i wszelkich wynalazkach współczesnego przemysłu komputerowego. To był ten odczuwalny przez nas „klimat”, na którego brak często narzekamy grając w nowe, wypolerowane, błyszczące i migające do nas feerią barw PRODUKTY.

Zamiast 100 tytułów w kiosku, mieliśmy jeden – ale za to dla nas nieomylny, bo jedyny. Pisany zresztą przez takich samych zapaleńców jak my. Nie recenzentów, specjalistów, megaznawców – przez graczy, ludzi, którzy „odkrywali” i „bawili się” (wciąż gorąco w to wierzę) tym wszystkim tak samo jak my. Bo wtedy było to bardziej hobby niż cokolwiek innego. W tamtych czasach po prostu niczym innym być nie mogło…

Dziś na pewno jest inaczej, ładniej, przyjemniej, czy lepiej….?

[Głosów:0    Średnia:0/5]
PODZIEL SIĘ
Poprzedni artykułDrugi Bóg Wojny
Następny artykułEuropejska obsuwa

19 KOMENTARZE

  1. Wydaje mi się jednak że autor idealizuje dawne czasy. Kiedyś byo ciężko o gry i inforamcje o nich. Jak sam autor zauważa pism było mało. O gry trzeba było się starać. PRzyjemnie jest powspominać dawne czasy. Uśmiechnąć się nad zabawnymi epizodami. Ale pamięć ludzka jest wybórcza. Na przykład dziś z uśmiechem wspominam wgrywanie gier z kaset magnetofonowych. Ale relanie anto patrząc to były to straszne męczarnie i wole dziesiejsze nośniki. Z takie podejscia do gier można odnieść wrażenie że najlepsze gry juz powstały. A ja sie z tym nie godze bo wierze że najlepsze gry w ciąż przeemną 🙂

  2. abbalah -> ja też mam nadzieję, że jeszcze przede mną, choć właśnie ostatnio towarzyszy mi obawa, że idzie się na masówkę, a nie na jakość. A co do idealizacji. . . – na pewno jest w tym trochę sentymentu, ale wydaje mi się, że naprawdę zmieniło się podejście do gierNo nic, idę oglądać nasz morderczą reprezentację piłki kopanej jak odniesie kolejne miażdżące zwycięstwo nad jakże silnym przeciwnikiem 😀

  3. dawne czasy ByłY – i to jest ich podstawowa cecha 😛 a to że wspominamy je lepiej to normalne. . bo przeciez na pewno wspominamy tez lepiej inne rzeczy ktore robilismy będac dzieciakami, niz te podobne, ktore zdarza nam sie dalej wykonywac 😉 choć patrząc z drugiej strony, to rzeczywiscie w głowie pozostaje jednak ta „magia”, ten „czar” – i ja sie z tego powodu b. ciesze 😉

  4. Nie wiem czy teraz bym się zamienił na tamte czasy, kiedy co miesiąc biegałem po kolejnych kioskach w mojej mieścinie żeby zdobyć Secret Service czy Commodore&Amiga, ale na pewno chciałbym poczuć znów tamten klimat choćby przez chwilę . . . Teraz biegam od czasu do czasu po Empikach szukając Outdoor Photography, ale to już nie to samo – chce się czy nie, ale człowiek starzeje się z czasem 🙁 na szczescie nasze wspomnienia nie . . .

  5. i tu leży, myślę, przysłowiowy pies pogrzebany – umysł ludzki, to taka fajowa maszynka, która potrafi w dziwny sposób „wymazać” złe wspomnienia, idealizując jednocześnie te dobre. jak wspomniał abbalah – wczytywanie gier z taśmy? szlag mnie trafiał! kombinacje ze „skosem głowicy”, manipulacje śrubokrętem. . . i kurczowe zaciskanie szczęk: „wczyta się czy nie?”. było fajnie, bo byliśmy dzieciakami, mieliśmy zajawki etc. – to wszystko, co napisano wyżej. ale nie było fajnie, bo realia były niefajne, co by nie mówić. grono zapaleńców, tworzących „ts”, „ss” czy inne takie tam (zapomniałem kompletnie o tym, że nawet miałem prenumeratę sikreta. . . ), „buforujący” rodzice, znajomi z podobnymi zajawkami – to wszystko sprawiało, że te realia jakoś nas tak nie do końca dotyczyły. przypomniałem sobie jeszcze jeden element radosnego dzieciństwa – nie pamiętam, jak się audycja zwała, ale w radio którymś polskim nadawano w nocy, bodajże w niedziele, audycję „komputerową”, w której emitowano całe programy na atari czy inne commodore. . . nikt i nic tego nie przebije 🙂

  6. Zgadzam się. Pamięć ludzka jest wybiórcza, więc po wielu latach pamiętamy to, co chcemy pamiętać, bez względu na to, jak nieprzyjemne uczucia budziło to w nas w przeszłości. I miło jest wracać do tych „Złotych” wspomnień, ale raczej zakonserwowanych jako miłe uczucia, a nie tło do rozważań i porównań z teraźniejszością. Dla mnie dzisiejsze, pod względem wizualnym rewelacyjne, gry nie są tylko produktami masowymi, źródlem zarobkow ogromnych koncernow. Wspaniala i realistyczna grafika słuzy temu, aby cieszyc oko i nie miec problemow z rozpoznawaniem obiektow czy postaci z monitora. Tak samo jak dźwięk i cała reszta otoczki „dla zmysłów”. Nic więcej. Reszta wciąż pozostaje kwestią wyobraźni, fantazji i ma w sobie te nieuchwytne elementy. Przytłacza mnie dzieś jedynie poziom niektórych czasopism o grach. . . Kiedyś, gdy było ich mniej starano się zachować pewien poziom i jakość tekstów. Miałabym jeszcze wiele do powiedzienia, ale widzę, że się rozpisałam xD. Pozdrawiam autora (którego cenię najbardziej za wiedzę z historii x3)

  7. Co do jakości czasopism – myślę, że w „tamtych czasach” były one dla nas po prostu bardziej magiczne, bo w dużej mierze opowiadały o rzeczach, z którymi nie mieliśmy styczności. Nie sięgało się po nie żeby zobaczyć jaki tytuł wybrać w sklepie, bo i nawet w sumie sklepów z grami nie było 🙂 , ale raczej żeby poczytać jakież to cuda na tych komputerach są. Istniała cała rzesza czytelników, która zaczytywała się w TOP SECRET recenzjami na PC czy Amigę, a w domu miała np. C-64. Po co więc czytali? Bo było to fascynujące. A przy okazji pisane przez takich samych pasjonatów, dla których ten świat gier komputerowych też był czymś wyjątkowym. Dziś pisma faktycznie pełnią rolę drogowskazu – co warto, a co nie warto kupić. Ale, że gry stały się dla nas pewnym dobrem powszechnym (dostępnym w każdym mieście, w sklepie etc. ) to nie ma już tej magicznej otoczki. Po prostu są. Brak już tego dreszczyku emocji towarzyszącego kiedyś poszukiwaniom na giełdzie tytułu o którym słyszeliśmy od kolegi. . . Po prostu zmieniły się czasy. Ucywilizowaliśmy się. . . A co do pamięci – pewnie że jest wybiórcza, kto by chciał pamiętać nieprzyjemne chwile 🙂 Stąd syndrom „a w moich czasach to było lepiej” etc. Przy grach po prostu jest to bardziej widoczne, bo to gałąź przemysłu rozrywkowego, która rozwija się niezwykle dynamicznie i ludzie mający teraz po ok 30 lat, mogą powiedzieć, że właściwie towarzyszyli ewolucji gier od samego początku. . . (choć pierwsza gra to 1962 r. !!!). Stąd czasem dopada ich (ha! mówię jakby mnie nie dopadał. . . ) syndrom dziadków wspominających jak to było dobrze przed wojną 🙂

  8. Sytuacja miała się podobnie z komiksem japońskim- trudno cokolwiek było znaleźć na jego temat, a co dopiero jakiś egzemplarz! Miło jednak powspominać i przejrzeć czasem „zdobycze” z tamtych czasów. Dlatego m. in. właśnie kompendia Secret Service były prawieże encyklopediami na ten temat. Nie mówiąc już o grach =)

  9. Jest takie powiedzenie „stare czasy są zawsze dobre” i jest w tym wiele prawdy. Z przykrością przyznaję racje moim przedmówcom odnośnie idealizacji wspomnień, wybiórczości tego co pamiętamy i w jaki sposób to to pamiętamy, lecz szczerze mówiąc, jeśli nadarzyła by się hipotetyczna możliwość powrotu do tamtych czasów, nie wahałbym się nawet pół sekundy. To właśnie te wspomnienia, to stanie w błocie pod kioskiem, to coniedzielne dreptanie na giełdę komputerową w mrozie i śniegu po kolana, wczytywanie gier z taśmy, mrożenie zepsutych dyskietek w lodówce (tak, tak miało sie te sposoby :)), wielogodzinne sesje wpatrywania się w zlepek nic nie przypominających z goła pikseli, rysowanie map do wczesnych RPGów na kartce z zeszytu i wiele wiele innych rzeczy pozwala dziś przetrwać kolejny zawód po odpaleniu superhiper błyszczącego, wypolerowanego, idealnie zapakowanego, eksplodującego przepiękną grafiką, muzyką i FXami PRODUKTU. Produktu i nic poza tym. To nie prawda, że gry przestają bawić ponieważ się starzejemy. Gry przestają bawić, ponieważ powoli przestają być dziełem, a zaczynają być papką dla mas. Można by o tym pisać w nieskończoność, nieważne, bo nie o to tu teraz chodzi, wiem jedno – tamtych czasów, oraz tego wszystkiego co pamiętamy nie odbierze nam NIKT. Pamiętamy czym były gry, czym POWINNY być gry i tak już pozostanie, nawet wtedy, gdy pogrzebią nas pod stosami PRODUKTÓW.

  10. Hehe, od to jolo – troche przypomina mi to narzekanie typu – „a za PRLu to bylo lepiej, wszyscy byli zżyci i prace mieli” – ale cos w tym jest

  11. Nie. Wcześniejsze gry miały służyć rozrywce. Dzisiejsze również, ale już dla wiekszych rzesz. Co w tym złego? Gry ewoluują. Chyba nikt nie byłby aż tak naiwny, by sądzić, że nie staną się one jednym z najbardziej dochodowych interesów? Nie zmienia to jednak faktu, że pracują nad nimi ludzie posiadający wciąż tę samą inwencję, tyle że mają dostęp do lepszych narzędzi, niż kilkanaście lat temu. Nie są więc one tylko PRODUKTEM, bo przecież ktoś wkłada w ich tworzenie swoje serce i wyobraźnię.

    • Nie są więc one tylko PRODUKTEM, bo przecież ktoś wkłada w ich tworzenie swoje serce i wyobraźnię.

      Wkłada, zgadza się. Tylko to wygląda mniej więcej tak, posłużę się tu terminologią komiksową, jak porównanie Szninkla do The Amazing Spiderman. W tworzenie obu tytułów ludzie wkładają serce, tylko jakoś Szninkla można czytać i 100 razy, a w spidermanie to ciężko przebrnąć przez 10 pierwszych stron.

  12. szron—> i tak i nie, z jednej strony się zgodzę, dzisiejszy stan rzeczy to faktycznie efekt najzwyklejszej ewolucji tego przemysłu, z drugiej strony – pieniądze zmieniają wiele. Wiedząc, że jest szansa zarobić na tym krocie często (coraz częściej?) wypuszcza się gry przeciętne, niedokończone, niedopracowane. Kiedyś, kiedy wydanie gry nie generowało aż tak wielkich zysków było mniejsze nastawienie na komercyjny sukces. Kilka dni temu Krzysiek Pielesiek cytował w newsie jakiegoś człowieka z branży (nie pomnę nazwiska), który mówił, że jest olbrzymia presja mediów na to żeby pokazać produkt jak najszybciej, nawet jeśli nie jest gotów do publicznego pokazu. Coś w tym jest – olbrzymie ciśnienie i tempo niestety odbijają się na tym, że choć gry wciąż może robią ci sami ludzie co kiedyś, dziś po prostu wizjonerom daje się mniej czasu na zrealizowanie swoich wizjonerskich pomysłów – bo po prostu jak najszybciej wydawca chce odzyskać wpakowane w produkcję pieniądze i najlepiej rozpocząć produkcję kolejnej części. Stąd w jakimś stopniu zgodzę się z Digital_Cormackiem – teraz to w większości są produkty. Niestety mimo naszego narzekania nic tego nie zmieni. To samo przecież jest widoczne w kinie. Zdecydowaną większość stanowi „komercyjna” (choć nie lubię tego słowa, wszak jednak z założenia chodzi o komercję!) papka, a tylko od czasu do czasu pojawi się coś naprawdę ciekawego, odkrywczego, wnoszącego jakąś nową jakość. Dzięki Bogu nikt nas nie zmusza do niczego i wciąż sami możemy decydować w co chcemy grać i na co chodzić do kina 🙂

    • jest olbrzymia presja mediów na to żeby pokazać produkt jak najszybciej, nawet jeśli nie jest gotów do publicznego pokazu.

      Rzeczywiście, nie zwrocilam uwagi na ten aspekt sprawy. Ech. Ale poprostu ciezko mi przyznac racje, że jest jak jest. Kultura (mówię tu rowniez o grach) stała się masowa: teraz równanie do przecietnych mas i produkowanie dla przecietnych mas jest nie tylko oplacalne, ale rowniez postrzegane jako cos pozytywnego. Kazdy produkt musi spelniac wymagania przecietnego czlowieka, ale nic ponad to. Kazdy musi byc zadowolony. Co sprawia, że oryginalnych produkcji jest coraz mniej. :(Chociaz, z drugiej strony, gdyby branza gier komp. nie rozwinela sie (choc w tak obrzydliwy komercjalny sposob), moglibysmy nie poznac wielu gier. A może to nieprawda? Myślę na głos :).

  13. Szron—> rozwój tej branży w takim kierunku IMO był nieunikniony. Siłą rzeczy (czy się nam to podoba czy nie) tworzy się coś żeby to sprzedać – chyba nikt z nas nie łudzi się że ktoś siada do produkcji gry dla własnej satysfakcji!! Sukces gier komputerowych musiał więc przełożyć się na olbrzymie pieniądze, a co za tym idzie niezwykle dynamiczny rozwój tej branży. Dodatkowym impulsem był równoległy do gier rozwój internetu – wszystko stało się globalne, masowe. Wchodzimy sobie co dzień rano i czytamy najświeższe newsy z serwisów z USA, Australii, Japonii etc. I tu też wrócę do części naszej dyskusji dot. jakości pism – dziś wyrosła im olbrzymia konkurencja, która z założenia będzie je wyprzedzać pod względem szybkości dostarczania informacji – portale netowe poświęcone grom. Kiedyś owe TOP SECRETY, GAMBLERY czy SECRET SERVICE były dla wielu JEDYNYM źródłem wiadomości odnośnie świata gier. Stąd tak olbrzymie przywiązanie czytelników do tytułu i ich wierność – że wspomnę tylko świętej pamięci Krzysia Kubeczko związanego z TS. Dziś o wierności nie ma mowy – olbrzymia konkurencja (zarówno w postaci innych tytułów papierowych jak i przede wszystkim netu) sprawia że rzesza czytelników jest bardziej płynna – tzn. jak coś mi się nie podoba to zmienia tytuł. Stąd też wydaje mi się, nie ma już tej magicznej otoczki wokół pism, wiernej rzeszy fanów (choć może się mylę?). Znów tempo, pieniądze, walka o czytelnika. Masowość (o czym wspominasz) przekłada się też na jakość czytelników. Jest stosunkowo wąska grupa osób, które chcą czytać np. dłuższe teksty – po prostu takie ich nudzą, męczą. Są przyzwyczajeni do wersji newsowej, skróconej – papki informacyjnej. Zresztą to powszechne zjawisko społeczne. Na V (co wielu dziwi) celujemy właśnie w tą wąską grupę, która jednak nie ucieka z krzykiem kiedy widzi dłuższy tekst, która również zwraca uwagę na formę i treść, a nie tylko na dostarczone info, które na dobrą sprawę można by wypunktować od myślników. Czy to działa? Ocenimy za jakiś czas – jak widać wokół serwisu już skupiła się grupa nieco innych ludzi niż standardowo wokół serwisów growych. Pozostaje mieć nadzieję, że ta grupa będzie się powiększać. Digital_cormack—-> porównanie komiksowe może i celne (choć przyznam, że lubię też bardzo cykl Spider-Mana), ale trendy najlepiej pokazuje rynek. Właśnie do kin wchodzi 3 część Spider-Mana, jeszcze na C-64 wieeeeeeeele lat tamu grałem w Spider-Mana, komiks o ile mi wiadomo wciąż jest wydawany w USA (ile to już zeszytów?!), a Szninkiel. . . owszem, komiks wyjątkowy, ale nie masowy (w sensie potencjału do sprzedania tego produktu – np. kinu, grom etc. )I pomimo, że jak piszesz Szninkla można czytać 100 razy to na Spider-Manie zbija się kasę. I to jest chyba najbrutalniejsza odpowiedź na nasze rozważania, w którym kierunku pójdzie branża gier.

  14. . . . i właśnie dokładnie o to mi chodzi. Rozmawiamy tu o, nazwijmy to, magii dawnych gier, a magia ta opiera się przede wszystkim na wkładzie twórców i treści. Przykład Szninkla podałem celowo, ponieważ w odniesieniu do Spidermana, treści w tym komiksie jest tyle, ze nie zmieściła by się i w 10 zeszytach Marvela, i pomimo że wiele osób lubi Spidermana muszą się z tym chyba zgodzić. Jeszcze jedno, ja nie staram się tu negować współczesnej twórczości, czy raczej produkcji, ponieważ każdemu podoba się co innego, ja sam lubię pograć w np. taki Gears of War, choć treści tam niewiele. Tylko, że zwróć uwagę – jeżeli by tak fantastycznie zrobiona grę, osadzić na jakimś fajnym scenariuszu/historii, to bankowo powstał by killer, a i graczom nie lubiącym zawiłości fabuły by to nie przeszkadzało, skupili by się po prostu na wciągającej wyrzynce i tyle. No i oczywiście wyniki finansowe ze sprzedaży byłyby co najmniej takie same jak teraz. Sprawa jest prosta, wystarczy chcieć, tylko że nie wszystkim chce się chcieć. 🙂

  15. Digital_cormac —> zgodzę się z Tobą, wystarczy chcieć, ale. . . łatwiej jest wyprodukować coś ładnego i niekoniecznie przemyślanego głębokiego, ambitnego. A niestety, ale obecna cywilizacja (i jej gusta) to właśnie „cywilizacja łatwiej”. Zwróć uwagę, że wszystkie wynalazki cywilizacyjne mają nam obecnie „ułatwiać życie”, w ogóle jest mocne parcie na „łatwiej”, „szybciej”, „więcej” – wystarczy sobie pooglądać jakikolwiek blok reklamowy w TV i posłuchać co reklamodawcy do nas mówią. Pełno tam właśnie haseł tego typu. Pokolenie młodszych odbiorców non stop bombardowane tego typu przekazami ma właśnie takie nastawienie. Toteż i produkty dla niego są właśnie takie. Filmy, muzyka i gry. . .

  16. Zgadzam się, to syndrom czasów w których żyjemy, dlatego tak ważnym w/g mnie, jest ostatnie zdanie z mojej wypowiedzi kilka postów wcześniej. Ok, teraz to już chyba temat na razie wyczerpany 🙂 Amen.

Skomentuj Anonim Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here