Nie wiem ilu użytkowników naszego wortalu grało w oryginalnego Wolfensteina w 1992 roku. Jeśli wśród czytających są takie osoby to z pewnością pamiętają ten niesamowity klimat, trzaski z PC Speaker’a i strzelanie do paskudnych niemiaszków. Oczywiście Wolfenstein 3D bo tak brzmi pełny tytuł tej produkcji nie był pierwszym FPS’em, a raczej grą z gatunku FPP (termin First Person Shooter pojawił się wiele lat później). Można się kłócić o chronologię, patrząc jednak tylko na samo podwórko panów z Teksasu to przed Wolfem panowie Carmack i Romero wydali Catacombs 3-D, ale dopiero przygody Williama BJ Blazkowicza rozpoczęły marsz gatunku FPP (FPS) ku świetlanej przyszłości. Potem dostaliśmy dodatek w postaci Spear of Destiny. Poszukiwania włóczni Longinusa skradzionej z Wersalu również śledziłem z wypiekami na twarzy. Następnie w 2001 roku dostaliśmy Return to Castle Wolfenstein, którego największą zasługą było to, że bawiliśmy się potem w darmowego Enemy Territory.

Krwawo…

Wybaczcie ten przydługi wstęp, ale przy tym konkretnym tytule wspomnienia napływają same. Wolf to jedna z tych gier na której wychowało się pokolenie pecetowych graczy dzielnie walczące na komputerach AT lub 386. Kiedy dziś odpalam nowego Wolfensteina za którym stoi Raven Software zalewa mnie fala wspomnień. Od razu trzeba przyznać, że na taki efekt liczyli twórcy gry. Niestety odrobinę przedobrzyli, ale o tym nieco później.

Wolf na XXI wiek?

Celuj BJ!

Przed premierą programu, a nawet w wielu późniejszych artykułach dotyczących nowych przygód Blazkowicza wielokrotnie czytałem, że jest to „wyzerowanie” serii. Nowy początek i tak dalej. Trochę to dziwne ponieważ podczas zabawy możemy znaleźć notatkę niemieckiego oficera, która jasno sugeruje, iż jest to „druga” odsłona przygód BJ’a, a nowym początkiem był… RtCW. Zresztą podczas sesji w Wolfensteina na pewnym etapie rozgrywki spotykamy znaną z „Powrotu…” drugoplanową postać, która w tej odsłonie gry jest naszym arcywrogiem. No, ale nie będę wam psuł niespodzianki.

Raven Software, bo to tej firmie id powierzyło Wolfa od lat szczyci się owocną współpracą z chłopakami z Teksasu. To przecież im zlecono w 2005 roku produkcję czwartego Quake’a. Mnie jednak ekipa z Kruka zawsze kojarzyć się będzie ze świetnym Heretic 1&2 oraz serią Hexen. Wydawało się zatem, że firma z takim doświadczeniem jest naturalnym wyborem na to, aby po ośmiu latać przywrócić blask przygodom BJ Blazkowicza.

Szczypta roleplayingu

Woal…

Wolfenstein zaczyna się z przytupem – akcją rodem z kina sensacyjnego. Agent Blazkowicz ratuje Londyn przed nieuniknioną zagładą czającą się w trzewiach pancernika Tirpitz. Na szczęście dzięki mocy amuletu Thule Naziści (do tego jeszcze dojdziemy) nie podziurawili naszego bohatera jak sito i BJ mógł powrócić do kwatery OSA (Office of Special Actions). Niestety to dopiero początek naszej epopei. Okazuje się bowiem, że wspomniany, tajemniczy amulet posiadający magiczne moce działa dzięki „mistycznym kryształom” o nazwie nachtsonne. Kamyczki te występują tylko w jednym miejscu – w sercu III Rzeszy, miasteczku Isenstadt (nie mylić z austriackim Eisenstadt). Jako, że BJ jest agentem-ekspertem od zjawisk nadprzyrodzonym oczywiście zostaje wysłany do tej przysłowiowej paszczy lwa.

Isenstadt to pierwsza i w zasadzie jedyna rzucająca się w oczy nowość w grze, która jest chyba najbardziej tradycyjną strzelaniną z jaką zetknąłem się w ostatnich miesiącach. Miasto możemy zwiedzać do woli, a poruszając się po malowniczych uliczkach docieramy do miejsc w których wykonujemy poszczególne zadania, a raczej klasyczne misje. Najpierw jednak musimy odwiedzić poszczególne frakcje, gdzie zostaje nam nakreślony cel, który musimy wykonać. Coś wam to przypomina? Podobny system zastosowano w trzeciej odsłonie świetnego Thiefa.

Blazkowicz to jednak nie ukrywający się w cieniu Garett. BJ idzie po trupach, a trzeba przyznać, że będzie ich sporo, szczególnie, że wrogowie w poszczególnych częściach miasta co chwila się odradzają.

Innym elementem zapożyczonym z gier fabularnych jest zbieranie mamony, a raczej worków z pieniędzmi. Co tajny agent robi ze zdobytą forsą? Może ją wydać ot choćby na ulepszenie broni. W sekretnych miejscach odnajdujemy natomiast księgi dzięki którym możemy odblokować moce Woalu zaklęte w amulecie.

Fabularny szok

No dobrze! Wiemy już, że Wolfenstein od Raven Software ma w sobie kilka elementów, które odróżniają go (przynajmniej na pierwszy rzut oka) od konkurencyjnych strzelanin. A jak przedstawia się warstwa fabularna? Mówiąc szczerze to niezbyt dobrze. Oczywiście nie spodziewam się po grze w której walczymy ze złotowłosymi Germanami korzystającymi z magii i tajemniczych artefaktów jakiegoś zagłębiania się w meandry II wojny światowej, ale to co dostałem w Wolfensteinie sprawiło, że oczy zrobiły mi się wielkie jak spodki. Dlaczego? Ponieważ Naziści… nie byli Niemcami i w ogóle III Rzesza to twór jakichś przybyszów z kosmosu. Sądzicie, że oszalałem? Niestety nie. Takie wnioski można wysnuć po chwili zabawy w Wolfa.

[Głosów:1    Średnia:5/5]

8 KOMENTARZE

  1. A mnie się gra podobała, bardzo fajna i sprawnie zrobiona, wypełniająca kilka wieczorów. Nie wywaliła się ani razu, pozwala na bezproblemowe przejścia do pulpitu i z powrotem, a do tego nie potrzebuje sprzętu na miarę Crysisa. Fabuła jest dość ciekawa i wciągająca, chociaż może nie jest na miarę książek MacLeana ;). Osobiście polecam nabyć jak cena nieco spadnie, bo ja wiem, do ~60-70 zł.

  2. Jak dla mnie taka sobie ta gra przynajmniej jeśli chodzi o PCta. Najbardziej denerwowało mnie ciągłe wracanie do tych samych miejsc oraz „zdobywanie” misji. Tzn trzeba do kogoś iść i zagaić o jakieś zadanie takie a’la RPG. Ja tam Wolfa widzę jako porządną sieczkę z parciem do przodu bez oglądania się za siebie. Ale pewnie wersje na konsole przesądziły o ostatecznym wyglądzie gry. A tak na marginesie to Wolfenstein 3D to pierwsza gra w jaka grałem na PCta u mamy w pracy jeszcze na jakimś 486 i czarno białym monitorze 🙂

  3. Ja chyba również jestem odmieńcem, ponieważ gierka podobała mi się nawet bardzo. Co więcej (a może właśnie dlatego) nigdy nie byłem specjalnym wielbicielem serii Wolf. Kolejną rzeczą jest fakt, iż w zasadzie za nią nie zapłaciłem, grałem bowiem na pożyczonej kopii, więc gdybym dał za nią tą stówkę z hakiem, moje odczucia mogły by być z goła inne. W każdym bądź razie rozgrywka jest całkiem przyjemna, scenariusz taki jak przystało na strzelankę, grafika jak dla mnie bardzo porządnie i starannie wykonana, a motyw z sanboxowym miastem i wracaniem do znanych już miejsc pozwala całkiem ładnie wczuć się w otaczającą nas rzeczywistość. Jedyną rzeczą, do której bym się przyczepił to brak zrównoważenia użyteczności broni. Arsenał mamy w Wolfie bardzo bogaty, niestety z całego tego arsenału walczymy dwoma, lub trzema najskuteczniejszymi pukawkami, ponieważ reszta sprawdza się raczej średnio. No dobra, maksymalnie czterema. ;)Zauważyłem również, iż choć motyw z rozmaitymi sposobami na które możemy używać woalu, jest całkiem miłym dodatkiem, w zasadzie używałem go w ilościach szczątkowych. Grałem na hardzie, gdzie szwabów było naprawdę sporo, a i tak dawałem sobie radę bez korzystania z jego szerokich możliwości. Tutaj autorzy dali troszkę ciała. Moim zdaniem, należało tak skonstruować rozgrywkę, aby częste użycie woalu było wręcz niezbędne. Pomijając te małe niedociągnięcia, grało się w Wolfa bardzo, ale to bardzo przyjemnie. Gra zaczyna przynudzać dokładne przed samym jej końcem, więc i długość rozgrywki, jak dla mnie idealna. No nic, Wolf już dawno skończony, ale z całą pewnością będę go wspominał bardzo pozytywnie.

  4. Dla mnie ta gra okazała się średniakiem- niestety:(,ale baardzo solidnie zrobionym i tu widać profesjonalizm Raven,pomimo „starożytnego” enginu wykrzesali garść iskier z tej gry. Jednak pomimo wielkich oczekiwań dostałem,moim zdaniem,gierkę zrobioną na dobrym poziomie ale nic poza tym- szkoda. . . jakby nie chciało dodać się paru „smaczków’ przez programistów. Przecież seria Wolf-była jakby to nie mówić rewolucyjna(pierwszy „wolf” tez był moją dziewiczą:) grą na komputerze IBM PC!-i szokował:),grając w następne gry z tej serii tez można było się spodziewać czegoś nowego i klimatycznego. Wracając do najnowszej odsłony serii-nie podobają mi się kolory w tej grze-zbyt pogodne,wszędzie niebiesko,słoneczko świeci a tu II Wojna Światowa,hail Hitler itp. -nie wczułem się w klimat. . . Druga sprawa to Bosowie,co to ma być?!dla mnie tu przegięli niewybaczalnie i w tym elemencie oczekiwałem najwięcej. . . . takie możliwości a co mamy:Generała -robaka i dwóch jaskiniowców z kosmosu no i jednego biednego Hansa z minigunami(no on może być ostatecznie). Spójrzmy na BloodRayne!-Tam była galeria nazistowskich osobliwości! Więc można jednak postarać się i zaserwować graczom przeciwników ma poziomie. . . ale trzeba chcieć. Co do broni. . . echh. . . szkoda gadać,tak samo jak napisał digital_cormac. Dodam jeszcze,ze te „pukawki” z kosmosu jeszcze bardziej zepsuły mój klimat gry i stale przypominały mi i ustawiały mój odbiór gry poniżej pewnego poziomu wiekowego. Ach i sam bohater-pompatyczny,prosty i drętwy jak kij od szczotki o wyglądzie Walendziaka z serialu „Czterdziestolatek”, automat nie grzeszący inteligencją z chronicznym zanikiem poczucia humoru-dziad!No nie można było lepiej wykreować głównego bohatera?Ok. Bardzo ciekawą sprawą i o dziwo podobającą mi się okazał się Woal i jego moce. Baardzo przyjemnie unicestwia się hitlerowców przy jego pomocy!Podsumowując-gra solidna, poniżej oczekiwań.

  5. Dla mnie była to bardzo dobra, klasyczna (mam tu na myśli taka z lat 90-tych) strzelanka, o czym już gdzieś wcześniej pisałem:Biegamy po mapach zabijając wszystko co się rusza, by na końcu mapy wybić Bossa oczywiście nie samym strzelaniem w niego, tylko z lekkim parciem na myślenie ;p Nosimy cały arsenał przy sobie, bo chodzimy superbohaterem, który nie odczuwa bólu i ciężaru ;} Amunicję zbieramy z ‚upadłych diabołów’, a przeciwnikami są również istoty paranormalne. Z nowości, które już nie pasują na miarę klasycznego rzuca się w oczy Woal, sklep z tuningiem broni i raczej otwarty świat (miasto). Fabuła nie była jakoś specjalnie wciągająca, ale momentami zaskakująca i tu na uwagę zasługuje misja, w którejSPOILERniszczymy tego wielkiego potwora z niemieckich działek. Po skończonej misji udajemy się do ciężarówki i BUM!! Nie będę się rozpisywał co dalej ;pKONIECBardzo udana pozycja, myślę, że ocena jest w miarę dobra, bo co to za różnica: 8, czy 7, obie i tak oznaczają, że gry nie są ani nudne, ani superwciągające, czy wprowadzające w nałóg ;p

Skomentuj Anonim Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here