Od zawsze w moim rodzinnym domu grało się w brydża. Z dzieciństwa pamiętam ustawiony stół, rozłożone karty w oczekiwaniu na gości, którzy przychodzili do moich rodziców na „nocnego brydża”. Z czasem sam się w to wciągnąłem, czego efektem było zarażenie brydżem połowy mojej klasy liceum i setki godzin (w dzień i w nocy) przesiedzianych z przyjaciółmi nad kartami. Doszło nawet do tego, że wychowawczyni poskarżyła się rodzicom, że gramy w karty w szkole i że „przynajmniej moglibyśmy je złożyć jak nauczyciel wchodzi do klasy”. Ale jak tu rzucać karty kiedy w ręku kontrowany szlemik pikowy?! Ech, ciężkie i piękne były to czasy.

Niestety okres studiów to brydżowa posucha. Nie udało mi się nigdy zmontować tzw. „czwórki”, a moja żona konsekwentnie (do dziś) odmawia nauki tej zacnej gry. Poza nielicznymi przypadkami (np. podczas wykopalisk w Borach Tucholskich, gdzie udało się zebrać czwórkę – wliczając w to prowadzącego badania pana doktora) rzadko kiedy miałem okazję zasiadać do zielonego stolika. W tym przypadku ratunkiem wydawał się Internet. Przecież sieć, która łączy miliony ludzi właściwie z definicji gwarantuje zebranie czwórki do brydża. Z pomocą przychodzą takie miejsca jak Kurnik, na którym m.in. można właśnie pograć w brydża.

Niestety. Choć moja desperacja jest coraz większa, dotychczas (pomimo kilkukrotnych prób) nie byłem w stanie przekonać się do tej formy zabawy. Pomimo wielkich nadziei oraz olbrzymiej ilości potencjalnych graczy, brydż przez Internet okazał się dla mnie kompletnym niewypałem. Oczywiście, rozgrywka wciąż pozostaje rozgrywką, ale w tym przypadku zupełnie odartą z tej magicznej otoczki, atmosfery, która zawsze towarzyszyła brydżowym sesjom.

Sprowadzenie tej gry do kilku kliknięć jest niestety dla mnie nie do wytrzymania. A gdzie emocje? Gdzie triumfalny uśmiech posłany przeciwnikowi kiedy uda się nam wyimpasować skrzętnie skrywanego króla, gdzie pasja i zaciętość kiedy ciskamy kartą na stół bijąc jego ostatnią figurę, gdzie wreszcie dotyk kart, ich nerwowe przekładanie, tasowanie i rozdawanie. Co więcej, nie ma też jak zrugać partnera za nieudaną zagrywkę albo uścisnąć mu dłoń za świetnie wylicytowaną i rozegraną partię. Nie ma zapisu, liczenia punktów etc. Wszystko dzieje się automatycznie, wyzute z emocji, bezpłciowe i bezbarwne. Rozumiem, że dla wielu graczy to co oferują serwisy pokroju Kurnika w zupełności im wystarcza. Ba! Pewnie niejeden znalazł tam świetnego brydżowego partnera. Nie wątpię. Jednak dla mnie brydż to coś więcej niż gra, to cała otoczka, niemalże ceremonia, która w Internecie z założenia nie ma racji bytu. A bez tego to już nie to. Przynajmniej nie dla mnie.

Ten przykład dowodzi, że nie wszystko da się odtworzyć w Internecie, a przynajmniej nie w postaci pełnowartościowej. Nie wiem jak sprawdza się gra w bierki, scrabble, kalambury, chińczyka czy nawet szachy, wiem jedno – brydż w wydaniu elektronicznym nie smakuje tak jak ten w rzeczywistości. A może po prostu pewnych gier nie powinno się (nie da się) przenosić do wirtualnego świata?

Paradoksalnie pisząc ten tekst, znów zacząłem myśleć o podjęciu kolejnej próby przełamania się i spróbowania gry przez net. Może tym razem się uda?

A Wy? Grywacie w sieci w szachy, warcaby, tysiąca? A może w brydża?

[Głosów:0    Średnia:0/5]

11 KOMENTARZE

  1. brydż w wydaniu elektronicznym nie smakuje tak jak ten w rzeczywistości

    to zdanie będzie tak samo prawdziwe, jeżeli zamiast „brydż” wstawisz „nic”, bo taka jest prawda, że gry i sporty rzeczywiste kiepsko wypadają w Necie – sytuacja jest analogiczna do seksu przez sieć, prawda? Niby jest i niby można, ale na żywo jest 10x lepiej przecież 😀 a wracając do samego brydża – nawet nie próbowałem. Gdy tylko pomyślę, że nie mógłbym zrugać partnera za to że zapytanie o asy pomylił z licytacją naturalną (już nie mówiąc o tym, że zaczął od 2 trefl bo miał właśnie dwa! :D), to mi się momentalnie odechciewa 😀 ewentualnie odwrotnie, też chciałbym być zrugany i naprostowany, jak sam bym zrobił coś źle – a przez net to jakoś tak nieżyciowo. No i własnoręczne zapisywanie roberka z premią za wylicytowanego i ugranego szlemika też ma swoją magię :Dno, ewentualnie szachy po sieci są do przyjęcia – to zawsze była taka bardziej zimna i abstrakcyjna rozgrywka bez czynnika ludzkiego, jak w kartach, gdzie wiele się można dowiedzieć z obserwacji twarzy przeciwnika (np. że kisi tego króla, choć jest pod impasem :P)

    • to zdanie będzie tak samo prawdziwe, jeżeli zamiast „brydż” wstawisz „nic”, bo taka jest prawda, że gry i sporty rzeczywiste kiepsko wypadają w Necie – sytuacja jest analogiczna do seksu przez sieć, prawda? Niby jest i niby można, ale na żywo jest 10x lepiej przecież 😀

      10x? moje kondolencjeW Pokera (w którego gram) przez internet gra się fajnie, ale. . . inaczej. Nikt na pewno nie powie, że lepiej, ale ciężko jest to w ogóle porównać z grą na żywo. Wynika to z tego, że dobra gra to jakieś 30% sukcesu 🙂 dobra karta to ledwie 20%. Poza tym w internecie trafia się na oszołomów, którzy wchodzą all-in z J8 przeciw AA (i cholera, dostają na flopie J8 $*@#^$@#*$( @#$(*&^!!!!!)

    • , bo taka jest prawda, że gry i sporty rzeczywiste kiepsko wypadają w Necie – sytuacja jest analogiczna do seksu przez sieć, prawda?

      Jesteś troche w błędzie. Zauważ, że pokerzystów on-line jest ogromna liczba, która stale wzrasta. To są miliony tak naprawdę. To wcale nie wypada kiepsko, ale żeby to ocenić trzeba po prostu sprawdzić samemu. Wejdź sobie na Sportingbet czy Betsson, ew. jakąś szkółke pokerową i przekonasz się o tym sam. Seksu do tego nie porównuj 😉

  2. cztery piwka na stół, w popielniczkę pet. . . ;)Też próbowałem grać przez internet i też dałem sobie spokój. Motywacją był pęd do wiedzy – w miarę szybko nauczyłem się zupełnych podstaw (licytacja naturalna + trefl jako słabe bez atu, plus jakieś drobiazgi), ale nie miałem od kogo nauczyć się jakichś bardziej zakręconych patentów. Niestety granie na Kurniku z nauką nie miało nic wspólnego, bo nawet jeśli gracze umieli coś więcej ode mnie, to nie było tam czasu (i zazwyczaj chęci), aby jakieś zagrania wytłumaczyć bądź omówić. Efekt jest taki, że po dziś dzień w naszym „towarzystwie brydżowym” potrafimy wszyscy w miarę sprawnie wylicytować i rozegrać dograną, ale jak trafi się jakaś lepsza karta i trzeba sprzedać szlemika albo nie daj Bóg szlema – zaczynają się ludzkie dramaty. 😉 Próbowałem czytać klasyków (głównie J. K. Mikkego), ale wciąż jeszcze czegoś brakuje, bo za mądre. :/Internet za to faktycznie zupełnie odziera brydża z otoczki społeczno-kulturalnej, czyli piwa, fajek i kwadratowych dialogów. 🙂 Najmilej wspominam brydża na Mazurach – czasu dużo, komplet graczy zawsze pod ręką, piwo i fajki w wielkim wyborze. :] Powstał nawet u nas termin z zakresu meteorologii, mianowicie „pogoda brydżowa” – oczywiście, załoga grała w brydża do momentu, kiedy przechył nie powodował zjeżdżania kart ze stołu albo „okręt” nie brał wody burtą 😉 , ale „pogoda brydżowa” oznaczała, że grać może nawet sternik 😀 – czyli wiatr „w porywach do jeden” (w skali Beauforta 😉 i prędkość mierzona w centymetrach na minutę. 😉 Rekord pobiliśmy, kiedy jacht do ostatniej chwili jechał pod pełnymi żaglami prosto w keję, bo sternik z załogą musieli skończyć partię. 😉 Wtedy jeszcze zdążyliśmy, ale znajomi z załóg już czekających na kei trochę mieli nam za złe (jachty wypożyczone, zaś sternik jednostki „brydżowej” miał opinię niezrównoważonego ;).

  3. Seraphim – w szachach jest bardzo wiele czynnika ludzkiego, dlatego podczas zabawy via network rowniez i ta gra traci mnostwo ze swojego uroku. Ja na przyklad nie wyobrazam sobie partii w szachy, podczas ktorej nie mowilibysmy i ja i przeciwnik na wpol do siebie, na wpol do oponenta 😀 To mam niejako genetycznie uwarunkowane, bo poprzednie pokolenia maja dokladnie to samo 😛

    • Seraphim – w szachach jest bardzo wiele czynnika ludzkiego, dlatego podczas zabawy via network rowniez i ta gra traci mnostwo ze swojego uroku. Ja na przyklad nie wyobrazam sobie partii w szachy, podczas ktorej nie mowilibysmy i ja i przeciwnik na wpol do siebie, na wpol do oponenta 😀 To mam niejako genetycznie uwarunkowane, bo poprzednie pokolenia maja dokladnie to samo 😛

      eeeno, jasne że tak, ale prędzej sobie wyobrażę szachy sprowadzone do samej planszy i pionów, niż brydża na przykład 🙂 poza tym ludzie grają w szachy przez telefon, korespondencyjnie i na wiele różnych innych sposobów – choćby z komputerem. W Chessmastera potrafiłem grać godzinami – programy brydżowe nudziły mi się momentalnie.

      • W Chessmastera potrafiłem grać godzinami – programy brydżowe nudziły mi się momentalnie.

        Co mi przypomina – moi rodzice, obydwoje brydżyści. Mama grywała, ale stwierdziła, że to ogłupiające, wyrabia złe nawyki, a do tego komputer gra jak debil. 🙂 Ojciec za to odkrył opcję, dzięki której można wymusić, że zawsze jego para dostaje karty do szlema i zawsze gracz otrzymuje silniejszą rękę, i od tamtej pory jest zachwycony. 😉

  4. eeeno, jasne że tak, ale prędzej sobie wyobrażę szachy sprowadzone do samej planszy i pionów, niż brydża na przykład 🙂 poza tym ludzie grają w szachy przez telefon, korespondencyjnie i na wiele różnych innych sposobów – choćby z komputerem. W Chessmastera potrafiłem grać godzinami – programy brydżowe nudziły mi się momentalnie.

    No ba. Ale sa tez ludzie, ktorzy graja w brydza przez siec 😛 Choc oczywiscie musze sie zgodzic – gry karciane na pewno traca wiecej od planszowych na braku „face2face combat”. Choc osobiscie w brydza nigdy nie nauczylem sie grac (w kazde ferie/wakacje mam taki plan, ale nigdy nic z tego nie wychodzi), to jednak z opisow partii granych przez rodzine/znajomych wnioskuje, ze gra z ludzmi nie bedacymi w tym samym pomieszczeniu traci baaaardzo duzo.

  5. MAKAO! byle nie na kurniku – ma jakieś chore zasady, źle liczy pauzy i kary 😛 wole wp. Oczywiście nei są to warunki do komfortwego grania, ale można potrenować. a swoją drogą, Makao w 8 osób (jedna nauczycielka) zagrana 4 taliami (sic!) na wycieczce szkolnej – niezapomniane. . 😉

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here