Jeszcze zanim wziąłem się za granie w Raid over the River, uczulono mnie, bym pamiętał o tym, iż tytuł ów czeka ponad pół roku developingu, tak więc sporo może się jeszcze zmienić, wszak w ciągu siedmiu miesięcy da się dokonać sporych usprawnień.

Dość jednak gadania o mało kogo interesujących rzeczach – czas by przejść do właściwego opisu tego, co zaoferował otrzymany przeze mnie build RotR-a. A niestety nie było tego wiele, bo gra zasadniczo skończyła się jeszcze zanim na dobre się rozpoczęła, bowiem do dyspozycji oddane były tylko dwie króciutkie misje w trybie single player – jedna osadzona w realiach Drugiej Wojny Światowej, kolejna w niesprecyzowanej przyszłości.

I z bólem muszę napisać, że skłamałbym twierdząc, iż znacznie się one różnią. Oczywiście, nasz samolot wygląda inaczej, tła na dole też nie są do siebie podobne i…to by było na tyle w tej kwestii. Reszta jest bardzo zbliżona. Maszyny z pierwszej połowy wieku ubiegłego pod względem sterowania i arsenału są dokładnie identyczne względem tych nowoczesnych.
Tak więc w obydwu przypadkach dostępny asortyment broni składał się będzie z czterech broni: rakiet, zwykłych pocisków lecących na wprost oraz amunicji średnio i bardzo rozpryskowej. Do tego dochodzi ciekawa możliwość uruchomienia bullet-time’a podczas lotu, co zdecydowanie ułatwiałoby walkę, gdyby nie to, iż prostsza ona już nie może być. I to jest chyba największy mankament wersji RotR-a, z którą dane mi było się zetknąć. Jest wręcz okrutnie łatwa. Wszelkiej amunicji mamy nieskończoną ilość, a wskaźnik obrazujący energię potrzebną do uruchomienia bullet-time’a szybciej się odnawia niż opróżnia. Poza tym, przeciwników jest niewielu i są tak groźni, jak komary dla bombowca B2. Ani nie poruszają się szybko, ani nie strzelają zbyt dużo, ani nie są specjalnie trwali – no po prostu robią wszystko, żeby tylko ułatwić graczowi zadanie. A o tym, że nie zadają oni ŻADNYCH „obrażeń” (tak, tak – ŻADNYCH!), to w ogóle wspominać nie powinienem. Nawet spotkany w jednym z dwóch dostępnych etapów boss – wielki, potężnie uzbrojony czołg, nie stanowił najmniejszego wyzwania – bo jakże może je stanowić coś, co nie może mnie w najdrobniejszym stopniu uszkodzić?

I tutaj Nibris ma bardzo dużo do zrobienia, bo jeśli sytuacja będzie dalej wyglądać tak jak teraz, to Raid over the River będzie po prostu nudny i nieciekawy.
Z pewnością grę mogłoby znacznie urozmaicić wykorzystanie dotykowego ekranu DS-a, ale niestety tego mi w RotR brakuje. Aczkolwiek nie jest to element, który koniecznie musi się sprawdzić w przypadku scrollowanego shootera, bo już, bądź co bądź bardzo przyzwoity Nanostray pokazał, że można do takiego tytułu wepchnąć specjalną rolę Touch Screena, ale niekoniecznie musi to być wygodne dla samego gracza.

Co do oprawy audiowizualnej, to mam dość mieszane uczucia. Z jednej strony jest bardzo-średnia grafika, będącą do tyłu nawet względem wspomnianego przed chwilą Nanostray’a, czyli gry już ponad dwuletniej (a pamiętać należy, że kiedy RotR się ukaże, będzie to wówczas co najmniej trzydzieści sześć miesięcy różnicy). Efekty specjalne są, ale takie, że jakby ich nie było, to straty bym nie odczuł. Tła to poziom, który nawet na konsoli technologicznie tak słabej, jak DS, da się przekroczyć bez sztabu grafików z wieloletnim doświadczeniem.
Udźwiękowienie jest lepsze. Chociaż chyba pisząc „udźwiękowienie” nieco przesadzam, bo tak naprawdę to dane mi było usłyszeć bardzo przyzwoity track, towarzyszący poruszaniu się po menu głównym oaz drugi, który leci już podczas właściwej gry i reprezentuje równie wysoki poziom. Chociaż kiedy słyszy się go w kółko i w kółko, to potrafi stać sie nużący, dlatego liczę, iż Nibris zaszaleje i zaopatrzy Raid over the River w obszerny soundtrack.

Można być pobłażliwym i wyrozumiałym, ale kłamstwem byłoby stwierdzenie, że build RotR-a, w który dane mi było zagrać, był ładny, dynamiczny i wymagający – a taki przecież być powinien. Jeśli Nibris ma naprawdę zamiar wydać porządny produkt, to przed nimi siedem miesięcy bardzo ciężkiej pracy. Póki co nie ma dramatu, bo w pół roku można, jak już z resztą wspominałem, wiele zmienić, ale jednak do usprawnienia pozostaje dość sporo. Grafika nie zachwyca, gra jest wolna, amunicja się nie kończy, no i umiejętne zaimplementowanie obsługi Touch Screena również byłoby mile widziane. Jak na razie, dwuletnie Nanostray wyprzedza Raid over the River o dwie długości, ale trzymam kciuki za to, by to się niedługo zmieniło.

[Głosów:0    Średnia:0/5]

2 KOMENTARZE

Skomentuj Michał Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here