Pech i chichot losu chciał, że od 10 lat mieszkam w miejscu przedziwnym. Kiedy się tam sprowadzałem było to drugie co do wielkości miasto Polski. Liczba mieszkańców sięgała ponad 800 tyś i całkiem poważnie mówiło się o osiągnięciu magicznego miliona. Dziś spadło na 3 miejsce (wyprzedzone przez Kraków), a ilość osób zamieszkujących to miejsce zapomniane chyba nawet przez Boga spadła do ok. 600 tyś. Tym przedziwnym miastem jest oczywiście Łódź. Twór, który uważnie obserwuję i kontestuję od 10 lat. Skąd tyle goryczy? Wszak jest wiele osób, które dałyby się pociąć za swoją kochaną Łódź. Ja, jako przyjezdny do nich nie należę, co gorsza każdego dnia i każdej niemalże godziny to miasto przekonuje mnie o swojej beznadziei. Moja codzienna wyprawa do pracy zaczyna się od minięcia grupki pijaczków przesiadujących na ławce (niezależnie od godziny, pory roku i aury). Co gorsza, nie jest to typowa żulernia – to ludzie w wieku od 25 do 50 lat. Skąd mają forsę na popitki, którymi się tak obficie raczą? Nie wiem.

Kolejną stacją na mojej drodze do pracy jest przystanek tramwajowy linii nr 5 przy ul. Szczecińskiej. Mógłbym tam usiąść i poczytać czekając na tramwaj, jednak odór moczu, który roztacza się wokół budki przystanku trzyma mnie skutecznie w odległości min. 20 metrów. Tak jest codziennie. Nie wiem, może ktoś kto mieszka w okolicy ma problemy z utrzymaniem moczu? Co gorsza, ta sama osoba odwiedza również okolice obu największych dworców kolejowych w Łodzi (Łódź Fabryczna i Kaliska), sporo przystanków w centrum miasta i większość bram (nawet przy reprezentacyjnej ulicy tego miasta – Piotrkowskiej). Kiedy już uda mi się wsiąść do tramwaju mam spore szanse załapać się na tzw. żula, który wsiadłszy do tramwaju generuje intensywną woń, która powoduje, że zwijają się kartki w książkach, które zazwyczaj czytam w środkach transportu publicznego. Tak jest jednak tylko czasami. Gwarantowane mam natomiast atrakcje w postaci samej jazdy tramwajem. Te w Łodzi mogą spokojnie konkurować z najbardziej wyszukanymi amerykańskimi rollercoasterami. Kto się nie trzyma już po chwili wyląduje na jednej ze ścian tramwaju, ten kto się trzyma lub siedzi może uniknąć tej przygody choć nie jest to pewne (sam raz wypadłem z krzesełka w tramwaju!). Jeśli wybierzemy transport autobusowy mamy spore szanse zapoznać się z niezrównanym kunsztem kierowców MPK, którzy powożą swoimi dyliżansami niczym wozami wypełnionymi workami ziemniaków, a nie ludźmi. Lecąca przez cały autobus staruszka rozklejająca się na przedniej szybie to właściwie dla mnie codzienność.

Czasem sam, kiedy przez głupotę i nieuwagę zapomnę się odpowiednio mocno zakotwiczyć wykonuję loty wewnątrzautobusowe. Kiedy już uda się wejść do tramwaju zapierając się rękami i nogami, walcząc o utrzymanie w krzesełku mam spore szanse na ciekawe widoki z okna – a to zataczający się i przewracający ludzie „pod wpływem” płci obojga (stosunkowo częsty widok), a to leżący w kałuży krwi człowiek, który kilka chwil wcześniej dostał od kogoś butelką w łeb (na szczęście tylko raz miałem przyjemność oglądać taką scenę). O zaczepiających mniej lub bardziej nachalnie ludziach „proszących” o pieniądze, komórki, cokolwiek lub po prostu wszystko co jest wartościowe nie wspominam… Tak szczęśliwie docieram do miejsca pracy, które znajduje się może pół kilometra od centrum łódzkiego świata czyli Piotrkowskiej, a teraz również centrum handlowo-rozrywkowego Manufaktura. Gdybym chciał budować dalej przerażającą wizję Łodzi mógłbym jeszcze wspomnieć o koszmarnych okolicach obu stacji kolejowych (Fabryczna i Kaliska) gdzie stosunkowo łatwo można dostać w łeb, nie mówiąc o estetyce obu miejsc, która każdego przyjezdnego na pewno od razu zwali z nóg. Jeśli ta tego nie zrobi dokona tego odór moczu. Mógłbym wspomnieć o bezpieczeństwie miasta, gdzie nawet w pozornie spokojnej dzielnicy domków jednorodzinnych na peryferiach miasta można zastać złodzieja w swojej kuchni/garażu w środku nocy (Katmay popraw mnie proszę, wszak to Ty padłeś ofiarą tej łódzkiej atrakcji…nie mylisz się przyp. Katmay). Mógłbym dorzucić jeszcze włam do mieszkania mojej przyjaciółki w centrum miasta w biały dzień, kiedy jej ojciec wyszedł na pół godziny z domu czy wszechobecne antysemickie hasła na każdej niemalże kamienicy w Łodzi. Wszystko dzięki honorowej i niezwykle szlachetnej „rywalizacji” dwóch „wielkich” klubów piłkarskich tego miasta ŁKS i Widzewa, których sukcesy pamiętają już tylko ich kibice. Pospolitym mieszkańcom miasta pozostaje oglądać „Żydzewy” i „ŁKS Jude” na murach swoich domów. Co gorsza, ten niesamowity galimatias od lat zarządzany jest przez ludzi bez spójnej wizji na rozwój miasta. Raz mamy być zapleczem rozrywkowym dla bogatej Warszawy, innym razem centrum kultury i mody, ostatnio miejscem skupiającym inwestorów wysokich technologii. W efekcie tej szamotaniny władze przegapiają kluczowe dla miasta szanse jak np. EURO 2012. Wniosek złożony przez Łódź był tak żenujący i niedopracowany, że jeden z ludzi rozpatrujących kandydatury polskich miast podsumował to stwierdzeniem, że wyglądało jakby Łódź ubiegała się o organizację corocznych dożynek, a nie jednej z największych imprez sportowych na świecie. O komunikacji kolejowej Łodzi z resztą Polski, a przede wszystkim Warszawą (120 km w 3h!!!) nie będę nawet wspominał. Wszak nie fair kopać leżącego. Pozostaje pozazdrościć optymizmu konduktorom, którzy z dumą i radością w głosie obwieszczają pomstującym i wściekłym pasażerom, że JUŻ w 2013 będzie się z Łodzi do Warszawy jeździć w godzinę!

Wiem, teraz wszyscy lokalni patrioci rzucą się na mnie z chęcią wyrwania mi serca. Wytkną mi, że w Łodzi upadł przemysł lekki, co doprowadziło do kryzysu tego miasta. Wskażą również szereg inwestycji, które pojawiły się w Łodzi przez ostatnie 10 lat. Będą dowodzić, że Łódź się rozwija. O ile argumentu o przemyśle lekkim znieść już nie mogę, bo ile można się użalać nad tym, że upadły fabryki włókiennicze (zamiast działać planując konsekwentnie „przebranżowienie się” miasta), o tyle fakt rozwoju Łodzi dostrzegam… i doceniam. Problem w tym, że wszystkie inne większe miasta Polski również się rozwijają. Na dodatek robią to znacznie szybciej i efektywniej! Przykłady Wrocławia, Poznania, Krakowa, Szczecina czy nawet Sopotu mówią tu same za siebie.

Dlaczego o tym wszystkim piszę?! Otóż dlatego, że Łódź to nie tylko syf, brud, kiła i mogiła. To również miejsca piękne, urokliwe, czasem magiczne, często wciąż nieodkryte. Problem w tym, że większość osób zanim je odkryje wyjedzie z Łodzi zniesmaczona wszystkimi „atrakcjami” opisanymi powyżej. I tu nadzieja Łodzi w Second Life. Choć mój stosunek do tej alternatywy rzeczywistości jest dość ostrożny przyjmuję do wiadomości fakt, że świat się SL zachłysnął. Największe firmy, agencje prasowe itp. tworzą swoje cyfrowe odpowiedniki. Na tej fali wirtualnej promocji pojawił się tam też Kraków. Trzeba zaznaczyć, że ów „Kraków” to właściwie tylko rynek – jedno z najbardziej charakterystycznych miejsc tego miasta. I tu nasuwa mi się prosty wniosek. Skoro cyfrowy odpowiednik miasta w świecie Second Life ogranicza się do kilku najbardziej charakterystycznych/najładniejszych miejsc to jest to wprost idealne rozwiązanie dla Łodzi właśnie. Odpadają paskudne bramy w okolicach Piotrkowskiej, nękający nas żule spod Fabrycznej, czy zataczający się mieszkańcy Starych Bałut. Świat Second Life – to filtr doskonały, który pozwoli zachować to co najładniejsze, najciekawsze w Łodzi odsiewając automatycznie wszystkie jej wady, które mogą zniechęcić odwiedzającego to miasto przybysza. To świat bez zapachów – nie natkniemy się zatem na wątpliwie pachnącego żula z tramwaju czy zalatującą odorem moczu bramę lub przystanek za którymś ktoś dla żartu wywrócił przepełnionego TOI TOI’a. Zupełnie bez przeszkód będziemy mogli przejść się po zabudowaniach Manufaktury, zwiedzić piękny cmentarz żydowski, Księży Młyn czy podziwiać piękno architektury Pałacu Izraela Poznańskiego. Nic nie przeszkodzi nam również w spacerze po jednym z licznych łódzkich parków.

Ten magiczny filtr pozwoli pokazać Łódź sprzed lat, miasto nieobciążone bagażem straszliwej dla niego transformacji, fascynującej architektury przemysłowej, pięknych czterokondygnacyjnych kamienic w centrum. Pozwoli wyeliminować strefy nieciekawe, odstręczające, zniechęcające do powrotu. Może w ten sposób ci, którzy poznają Łódź z tej lepszej strony, kiedy już do niej dotrą w realnym świecie nie wyjadą w pośpiechu zaraz po załatwieniu służbowych spraw, ale zostaną tam na dłużej – zauroczeni wizją z wirtualnej rzeczywistości.
Nadzieja więc w Second Life.

[Głosów:0    Średnia:0/5]

5 KOMENTARZE

  1. Heh po pierwsze – fajnie widziec kolejna osobe z V jako Lodzianina. Props. Co do reszty tekstu – hmm no opisales Lodz bardzo surowo. Wydaje mi sie ze masz niesamowitego pecha po prostu i doswiadczasz watpliwych przyjemnosci i spotkan z „nieprzystosowanymi mieszkancami”. Nie przecze – nie jest cudnie. Tramwaje faktycznie jezdza po torowisku a’la Motorstorm – ale juz autobusy moim zdaniem nie gorzej od innych miast. Buduje sie tramwaj regionalny – bedzie wymiana solidniej partii torow wiodacych przez centrum. Dworzec Fabryczna i Kaliska – dramat. Kaliska ostatnio jakby troche lepiej ale juz np. dworzec autobusowy na Fabrycznej . . . ZBRODNIA. Nie wiem jak zarzadzajacy miastem tego nie widza, syf malaria ze glowa mala. I ludzie wysiadaja z autokaru ktorym przyjechali z Niemiec albo Francji i widza to co widza. Kop w zad wladzom miasta ze nie ruszaja problemu. Pociag Lodz – Wawa. Tu tez nie ma co dyskutowac – paranoja. 3h . . . i 2013 dopiero zmiany. Kpiny se ktos urzadza. No ale umowmy sie – to wszystko z tej nedzy. Rozbudowa portu lotniczego w Ldz – ominela nas. S8 – nie wiem jak to w koncu wyglada ale AFAIK – ominelo nasEURO 2012 – ominelo nas. . . Jesli chodzi o porownanie z miastami na scianie zachodniej – Wroclaw, Poznan, etc. wypadamy slabiej. Przyciagamy mniej inwestycji np. firm Niemieckich bo oni chetniej zawsze cos podzialaja w Breslau i Posen niz Litzmanstadt. Ze S8 i Lublinek nie wypalily to powinno sie kogos ukrzyzowac bo to byla duza szansa dla Lodzi jako centrum logistycznego. Poza tym miejmy swiadomosc ze jestesmy naprawde biednym kraikiem, z koszmarnie niefartowna historia. Zmiany wymagaja wielkich pieniedzy i dlugiego czasu. Cos czego nasza raczkujaca demokracja jeszcze nam nie zapewnila. W Wawie – niby jest cacy ale jak odwiedzalem znajomego i wychodzilismy wieczorem na jakies piwko, a ja musialem kupic bilet to powiedzial ze albo kupie u kierowcy albo pojedziemy na gape, bo jak pojdziemy do kiosku o tej porze (19 jakos) to w leb zarobimy. I nie mieszkal na Pradze. To wszystko nie usprawiedliwia niestety nieudolnosci wladz Lodzi. Rozsadniej wybierac – ot rozwiazanie.

  2. Jako osoba absolutnie zakochana w Łodzi (choć dużą część życia mieszkałem gdzie indziej) muszę przyznać rację Gunj’owi. Trochę zbyt surowo oceniłeś miasto włókniarzy Bartku. Brud, syf i nędza są wszędzie. Nie omijają również najbogatszego miasta PL – warszawy. Poziom „zasyfienia” Centralnego w niczym nie ustępuje Kaliskiej i Fabrycznemu. W samym centrum miasta też można spotkać kolesi załatwiających swoje potrzeby na środku chodnika, przystanki pokroju tego, który jest przy Sobieskim (rondo daszyńskiego jeśli się nie mylę) wołają o pomstę do nieba. Z biletami jest jak Gunj mówi i szczerze mówiać nie potrafię tego zrozumieć. Jeśli nie masz karty miejskiej to późnym popołudniem nie kupisz ich nigdzie. W sumie wady praktycznie każdego dużego miasta w naszym kraju można wymieniać w nieskończoność, ale przecież po części o to chodzi. Głośnym wołaniem mamy szansę zwrócić uwagę na te minusy i sprawić, że coś się w końcu zmieni. Co do pociągu relacji LDZ-WWA to widzę, że niezbyt często nim podróżujecie. Od jakiegoś czasu te 130 kilometrów pokonuje w 2,5 godziny :PAh i jeszcze jedno – Gunj o ile się nie mylę to w przeciwieństwie do Breslau i Posen Litzmanstadt nie jest zbyt szczęsliwą nazwą dla naszego miasta. Spotkałem kilku niemców, którzy byli bardzo zdziwieni, że ta nazwa padła w ogóle z moich ust. Wiesz skojarzenia z wojną, hitlerowcami itd. . . A co do rozwoju Łodzi to znowuż nie jest tak fatalnie. Rozwijamy się, robimy to małymi krokami, ale ciągle idziemy do przodu. Nie spodziewaj się, że w przeciągu dwóch lat przy każdym skrzyżowaniu będzie stał biurowiec pokroju Taipei 101. Fakt, wiele decyzji władz miasta nie potrafię zrozumieć, wiele rzeczy przegapiliśmy, ale powolutku zaczynamy iść w dobrym kierunku. Cierpliwości mój drogi. Pamiętaj, że dwa tak duże miasta leżące koło siebie (LDZ i stolica) zawsze będą na swój sposób ze sobą konkurowały. W tym przypadku jest to jednak walka, w której my nie mamy zbyt wiele do powiedzenia. Mimo to inwestycje widać a ja potrafię pod tą wierzchnią wartstwą brudu dostrzec uroki Łodzi. Potrafię nimi nawet zarazić mieszkańców stolicy, którzy na zakupy czy imprezy jeżdżą właśnie do nas. Przypadki te nie są odosobnione.

  3. Przyjechalibyscie do Rzeszowa 🙂 chodz to male miasteczko jak na stolice wojewodstwa do wg newsweeka jest najczystszym i najszybciej rozwijajacym się miastem z czym nie mozna sie nie zgodzic. w ciagu tych 5-10 lat tyle sie zmienilo. . . .

  4. cukierek —> tak się składa że połowę rodziny mam w Rzeszowie i bywam tam regularnie min. raz w roku. Przyznam, że nie widzę jakieś niesamowicie dynamicznej przemiany Rzeszowa, ale też jakoś specjalnie się temu nigdy nie mam czasu przyglądać w ferworze świątecznych zajęć 🙂

  5. Jak dla mnie zbyt surowa ocena Łodzi. Na końcu wspomniałeś o niewątpliwych zaletach miasta, jednak kto po przeczytaniu, że może tu dostać w łeb, przyjedzie zwiedzać Księży Młyn, Manu czy Pietrynę? A przecież dostać w łeb czy zostać okradzionym można tak samo w każdym innym mieście. Zmiany owszem, zachodzą zbyt wolno. Ale z drugiej strony jak już ruszy inwestycja na naprawdę dużą skalę (vide Łódzki Tramwaj Regionalny) to miasto zamienia się w jeden wielki korek a wszyscy równo narzekają, że takie rzeczy powinno się robić stopniowo. Więc tak źle i tak niedobrze. Poza tym prezydent Kropiwnicki zdaje się korzystać z posady ile może, bo podczas dwóch kadencji na podróżach zagranicznych spędził cały okrągły rok. A, że tak powiem, robić to ni ma komu. Żuleria i swąd moczu to niestety norma w niektórych miejscach. Co więcej, w centrum zdecydowanie brakuje trawników, parków itp. gdzie mogłyby się załatwiać czworonogi. Efekt? Pola minowe na chodnikach. Czasami żal się człowiekowi robi, że nie mieszka w takim właśnie Krakowie czy Sopocie. Ale piątkowy wypad z przyjaciółmi do ogródka na Piotrkowskiej zdecydowanie rekompensuje niedoróbki graficzne :DMuszę się jeszcze przyczepić do „wielkich” łódzkich drużyn piłkarskich. Owszem, nie są potęgą. Ale który polski zespół jest? I myślę, że nie tylko kibice Widzewa pamiętają, że jako jedyny z rodzimych klubów grał w półfinałach LM. Wystarczy interesować się piłką nożną. I jeszcze jedno. Fabryczny to horror. Ale za kilka(naście) lat go przebudują, schowają pod ziemię, nad nim wybudują kolejne ogromne centrum handlowo-rozrywkowe i wtedy wszystkie miasta będą nam zazdrościć 😛

Skomentuj Krzysiek Pielesiek Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here