Lubicie filmy klasy B? Takie z dużą ilością wybuchów i strzelaninami obracającymi całe miasta w zgliszcza, banalną fabułą, no i obowiązkowo piękną kobietą w tle? Ja lubię. Dlatego z zaciekawieniem podszedłem do tytułu sygnowanego nazwiskiem mistrza takiego kina - Johna Woo. Zapraszam do lektury jeśli chcecie się dowiedzieć co wyszło z mojego spotkania ze Stranglehold.

Nie przypominam sobie, by ktokolwiek i gdziekolwiek zaczął recenzję od… instrukcji. Ano właśnie instrukcji, tego kawałka papieru, który w 90% bywa po wyjęciu płytek z pudełka pomijany. Instalując Just Case, warto zainteresować się tym „świstkiem”, bo jest całkiem nietypowo zrobiony. Otóż stworzono go na podobieństwo biuletynu informacyjnego (bardziej) czy gazety(mniej). Czyta się to miło, a że przemycono pewne informacje dotyczące samej fabuły, już przed uruchomieniem gry jesteśmy wprowadzeni w jej klimat.

Mi chica…

Scena jak z dobrego filmu

A klimat to ciepły, bo akcja gry ma miejsce gdzieś na południowoamerykańskiej wyspie San Esperito. Gracz wciela się w agenta CIA – Rico Rodrigueza, którego zadaniem jest obalenie rządów generała Salvadora Mendozy.

Proces ten (wcielania się) nie przypomina innych tytułów. Podobnie jak w ciągu całej rozgrywki, jest bardzo filmowo. Nie wierzycie? No to pokażcie mi grę, w której zaczynamy od skoku ze spadochronem (dobrze że nie bez), następnie lądując na plaży, już jako agent Rico, musimy rozwalić kilkunastu gwardzistów. Żeby nie było pięknie, po tym zamieszaniu, wskakujemy do jeepa uzbrojonego w ciężki karabin i raz po raz pozbywamy się ścigających nas pojazdów. Wszystko to w tak zawrotnym tempie, że oddech złapiemy dopiero w bazie operacyjnej. Uff.

W niej właśnie Rico uzupełnić może amunicję, pobrać broń, uleczyć rany, czy dostać zadanie. Początkowo, jako bonus, dostaje też w twarz od (czy pięknej to kwestia gustu) agentki. Generalnie jest wesoło, a na odpoczynek czasu nie ma, bo pierwszym zadaniem Rico, jest uwolnienie przetrzymywanego w więzieniu El Grande, przywódcy Ludowej Armii Rewolucyjnej Jose Caramicasa.

Wsiadamy więc na motor i…

Rico, jak na agenta CIA przystało potrafi efektownie strzelać, skakać czy robić fikołki

Last Action Hero

Będziemy też sterować motorówkami

Zaczyna się kolejny pościg, wymiana kul i ucieczka, a wszystko żywcem wyjęte z dużego ekranu. Zresztą grając w Just Cause przez cały czas miałem wrażenie, że jestem na planie filmowym. Ma na to wpływ wiele czynników, począwszy od zestawu ruchów (o tym za momencik), przez muzykę i pracę kamery, na otoczeniu i grafice kończąc.

Rico, jak na agenta CIA przystało potrafi efektownie strzelać, skakać, robić fikołki, wsiadać do samochodu przez szybę, a także rozpędzić motor; skoczyć z klifu lecąc niby to na spotkanie ze śmiercią (której i tak skopałby tyłek), by nagle otworzyć spadochron i (znów efektownie!) wylądować. Wierzcie mi, że choć konstrukcja gry przypomina nieco GTA, to każdy z bohaterów tamtej serii jest przy Rico „cieniasem” (i to przez cienkie C).

Jeżeli zaś mowa o podobieństwach do GTA; chociaż konstrukcja misji bardzo przypomina tą słynną grę, to istnieje tu nieco większa dowolność w sposobie ich wykonywania. Odbijając kogoś z rąk wojskowych można przykładowo napaść na konwój, frontalnie zaatakować więzienie, zostawiając za sobą masę trupów, lub zostawić ich nieco mniej, idąc tam w nocy.

Gracz wciela się w agenta CIA, którego zadaniem jest obalenie rządów generała Salvadora Mendozy.

Efektywne efekciarstwo

Venom ze Spidermana?

Co najlepsze – to sam gracz tworzy sobie filmowe sytuacje. Zwykła ucieczka, jakich w takim GTA pełno, tutaj samoistnie przeradza się w sekwencją iście filmową (wiem, nadużywam tego słowa, ale trudno się powstrzymać). Widok z trzeciej osoby jest zbyt banalny i mało efekciarski, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by tak obrócić kamerę, żeby widoczny był cały pościg, a obraz przecinały promienie słońca. Większość screenów jakie wykonałem w trakcie rozgrywki, śmiało nadawać by się mogła na plakat niejednego… sami wiecie czego.

Do tej pory rysuje się Wam przed oczami gra idealna, ale niestety w niektórych sprawach nieco przegięto. Rico, w każdej niemal chwili może wezwać helikopter ewakuacyjny – i to jest jeszcze ok, ale już zrzut pojazdu, czy skok (na prostej drodze!) z motoru na jakieś 30 metrów w górę i wyciągnięcie z majtek (no bo skąd?) paralotni to przesada.

Porwiemy nawet śmigłowce

O grafice pisać zbytnio nie chcę i nie muszę. Screeny powiedzą więcej niż słowa. Dodam tylko, że na San Esperito piękne widoki nie są niczym niezwykłym. Inna sprawa, że bałbym się Just Cause odpalić w lato. Wszechobecne słońce i blur dający wrażenie upału, są bardzo sugestywne. Niezła jest też muzyka, która dostosowuje się poprzez zmiany tempa do tego, co dzieje się na ekranie. W jej przypadku muszę jednak zauważyć, że kawałków jest za mało. Wielka szkoda, bo strzelanin, czy wspomnianych pościgów jest sporo i słysząc po raz kolejny ten sam „track” nie czujemy takiej adrenaliny jak za pierwszym, czy nawet piątym razem.

Uczeń przerósł mistrza

To ryzykowne twierdzenie, ale uważam, że największym problemem Just Cause jest podobieństw do GTA. Przy czym produkcja studia Avalanche jest lepsza! Rockstar, był jednak pierwszy i teraz to przygody Rico Rodrigueza będą „jedynie” klonem, a że z wyjątkiem wielkości świata i ilości misji lepszym, to już inna sprawa. Rozsądny człowiek rozumie jednak, że liczy się nie ilość, a jakość. W tym przypadku zaś, wszystko przemawia za Just Case. Klimat, efekciarstwo i grywalność tego tytułu sprawiły, że z zniecierpliwieniem czekam na kolejne produkcje od Avalanche. Wam zaś, gorrrąco polecam zakup czerwonego pudełka.

Recenzję Just Cause chciałem zacząć od upublicznienia faktu, że nie przepadam, za pewną serią gier, która stała się niejako podstawą dla obecnego tu na tapecie tytułu. Jako, że wolę się jednak nie narażać, rozpocznę od czegoś zupełnie nietypowego.

Plusy

Minusy

[Głosów:0    Średnia:0/5]

13 KOMENTARZE

  1. Just Cause jest grą bardzo podobną do Gta, jeśli chodzi o engine Jast Cause bije na głowę gta pod tym względem wiem, że grafika to nie wszystko. Fabuła jest także całkiem ciekawa Ale już zrzut pojazdu, czy skok (na prostej drodze!) z motoru na jakieś 30 metrów w górę i wyciągnięcie z majtek (no bo skąd?) Paralotni to przesada. Zgadzam się z tym fragmentem dla mnie to szit totalny i ogromna przesada ha ha ha.

  2. Gralem. . . . gralem. . . gralem. . . i po kilku godzinach zaczalem sie BARDZO nudzic. Schematycznosc, ciagle powtarzanie tych samych czynnosci, idiotyczne zachowanie postaci kierowanych przez komputer. Mi starczylo. Ogolnie gierka robi swietne pierwsze wrazenie po czym grywalnosc opada bardzo szybko do momentu, w ktorym ja wylaczasz i kasujesz z dysku 😉

  3. Mimo że gra fajna, to także mnie znudziła potem, takie to wszystko efekciarskie i wogule a schematyczne. Poza tym plusem dla twórców by było jakby jakieś radio do samochodów dodali.

  4. Próbowałem demka tej gry. I się bardzo szybko odbiłem. Grę albo się pokocha od razu albo się ją znienawidzi. Stanów pośrednich nie stwierdzam.

  5. Kolega abbalah ma rację. U siebie zdiagnozowałem ten drugi przypadek. Nie była to jednak miłość na dobre i na złe, na życie i na śmierć. . . ot taki przelotny romansik, co też, mam nadzieję, udowodniłem w mojej recenzji (chętnych odsyłam pod adres–> http://www.voodooguild. com/1724 )

  6. Wielka racja aballah. Tak samo było w moim przypadku. Myślałem ze giera jest nie zła ale jak ją odpaliłem to już to już ją „znienawidziłem” 😉

  7. Mam pewne pytanie. Czy ktoś z was grał w Just Cause na PS2? Rozwarzam kupno tej gry, ale z drugiej strony nie chcę się na niej zawieść. Na PC strasznie mi się podobała. . .

  8. Rockstar, był jednak pierwszy i teraz to przygody Rico Rodrigueza będą „jedynie” klonemI tu autor recenzji jest w wielkim błędzie. Pierwszą taką grą był Driver a nie GTA. Just Cause nie jest KLONEM! Co wy w ogóle macie z tymi klonami. Tak samo mógł bym mówić o wyścigach że np. NFS jest klonem TD no bez przesady wymyślcie coś nowego i oduczcie się słowa klon bo to wnerwia i świadczy o braku profesialności.

Skomentuj Anonim Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here