W naszej branży oczywiście reklama również ma swoje miejsce. Może jako Polacy trochę mniej to zauważamy bo w naszym pięknym kraju telewizyjna (czyli w sumie ta najważniejsza jakby nie patrzeć) reklama gry komputerowej to ogromna rzadkość, nie wspominając nawet chociażby o billboardach. Mimo to takie zmasowane kampanie jak Halo 3 czy, w Polsce chyba nawet bardziej, Wiedźmin nie pozostawiają złudzeń, że reklamy są ważne. Pytanie tylko dla kogo są ważne? Czy na reklamy gier da się złapać takich ludzi jak my? Nie wydaje mi się.

Nie wiem jak Wy, ale ja nie zwracam na bannery reklamowe gier większej uwagi. Widząc takowy co najwyżej się uśmiechnę pod nosem na zasadzie „o, fajnie” ale nie wywierają one na mnie najmniejszego wpływu. Swego czasu w tv trafiały się nawet spoty Wieśka czy któregoś-tam Need for Speeda – odnotowywałem ten fakt ale raczej jako ciekawostkę przyrodniczą niż coś, co zadecyduje o moim wyborze kiedy następnym razem pojawię się w Empiku z gotówką. Halo 3 zaś, to dla mnie podobna historia jak Uwe Boll (wiem, że to pokrętne porównanie). Tak jak nie widziałem ani jednego filmu wspomnianego pana a jednak znam go doskonale, bo słyszę o nim co chwilę, tak nie zapisała mi się wyraźnie w głowie ani jedna reklama z Wielkiej Kampanii Halo ™ choć o samej kampanii słyszałem, że jest wielka i namolna. Jasne, że można to zwalić na karb miejsca zamieszkania – ostatecznie główną falą reklamowe tsunami Halo 3 uderzyło zdaje się w Stany Zjednoczone. To jednak mnie nie przekonuje – ostatecznie przebywałem w tamtym czasie często gęsto w anglojęzycznych obszarach Internetu i jakoś reklamy produkcji Bungie nie dotarły do mojego mózgu. Bardziej, jak wspomniałem, informacje o kampanii niż sama kampania. To samo zresztą dotyczy bardziej widocznego u nas Wieśka, który swego czasu faktycznie zmęczył mnie niemiłosiernie ale tylko informacjami prasowymi – a i w ich przypadku bardziej zauważalna była ilość niż treść. Co mnie więc zastanawia? Czy jestem już aż tak uodporniony na reklamy czy po prostu spoty i bannery akurat tego konkretnego produktu – gier komputerowych – nie są kierowane do mnie?…

Uodporniony całkowicie na pewno nie jestem. Może po części ale czasem daję się złapać. Głupi przykład – ostatnio, w czasie pamiętnego wypadu na bilard, gdzie Niebieski Łoś złoił sromotnie mnie i Katmaya, miałem dwa razy do wyboru Tyskie i Pilsnera. W sumie lubię oba ale wybrałem jednak to drugie. I powiem Wam, że „moje mnie pożarcie” z pewnością miało z tym coś wspólnego. Inny przykład – mam telefon w Erze i nie będę bredził, że bez powodu albo że analizowałem rynek. Mają najlepszy image moim zdaniem, ich reklamy i styl do mnie trafiają i stąd taki a nie inny wybór. Dalej – o chęci obejrzenia „I Am Legend” też zdecydowała właśnie reklama pod postacią trailera w telewizji. Oczywiście obecność Willa Smitha, aktora, którego bardzo cenię, też miała tu coś do gadania ale gdyby nie reklama to pewnie…. nie wiedziałbym o tym filmie bo się kinematografią generalnie nie interesuję zbytnio. I tu jest chyba pies pogrzebany.

Niezależnie do naszej odporności na reklamy, czy też jej braku, moim zdaniem są one kierowane głównie do ludzi, którzy nie interesują się danym tematem. I to nie tylko dlatego, że im się da łatwiej wcisnąć kit o wyjątkowości danego produktu – choć to też. Ważniejsze jest to, że reklama ma w pierwszej kolejności uświadomić człowiekowi fakt istnienia reklamowanej rzeczy a w drugiej przekonać do jej kupna. Czy gracza, który spędza na Valhalli itp. cały wolny czas (oczywiście tylko kiedy nie gra) trzeba uświadamiać o istnieniu jakiejś gry? No, czasem tak. Jeśli mamy do czynienia z nowym, nieznanym tytułem, który łatwo przeoczyć, włożyć między „budżetówki” lub jeśli wydawca jest nieznany i nikt nie śledzi jego listy wydawniczej – wtedy jak najbardziej. Tylko że tu wystarczy zmasowany atak screenów i filmików z gameplay’u na wszelkiego typu serwisy. No, to w pewnym sensie też reklama ale mówiąc to słowo mam raczej na myśli bardziej „standardowe” formy marketingu. Wspomniane wcześniej informacje prasowe od CDP RED też były dostarczane w takiej ilości dlatego, że marka musi zapisać w pamięć. I to udało się doskonale, przy czym w naszym wypadku nie było takiej potrzeby – na Wiedźmina każdy czekał od dawna i każdy doskonale zdawał sobie sprawę z jego istnienia. Niektórzy i bez informacji prasowych odliczali dni. Może więc lepiej byłoby wysyłać je do Pani Domu – tam jest więcej takich, których trzeba uświadomić i zainteresować. No i przynajmniej my byśmy się nie pochorowali z przejedzenia.

Z drugiej strony, zaprawionego w bojach gracza ciężej przekonać, że coś jest wyjątkowe za pomocą spotu reklamowego czy ładnej, wykupionej za ciężkie pieniądze strony w miesięczniku. Ostatecznie przeczytał już pewnie tyle na temat tytułu (tego i wszystkich innych…), że wie o nim wszystko jeszcze przed premierą – jak się postara to włącznie z ilością poligonów przypadających na oko bohatera. No i dodatkowo interesują go bardziej wspomniane „gameplay’e” i screeny, czy choćby zapowiedzi i recenzje, niż ładne reklamówki rodem ze świata detergentów. Potrafimy wypatrzeć co jest prerenderowane albo poddane renowacji w PhotoSzopie, tak jak umiemy podchodzić z dystansem do obietnic przedwyborczych bo wiemy ile razy słyszeliśmy już o takim czy innym „innowacyjnym rozwiązaniu”, którego nie można się było dopatrzeć w ostatecznym produkcie. Wszystko to sprawia, że nie łykamy haseł reklamowych jak głodny pelikan.

Jaka jest więc konkluzja całego wywodu? Prosta. Ilość reklam gier (i wszystkiego innego, może poza produktami typowo spożywczymi) jest i pozostanie wykładnikiem nie tego ile osób się nimi interesuje, ale jak duża procentowo jest ilość ludzi, którzy nie są nimi zainteresowani a mimo to wydawcy chcą im grę sprzedać. Innymi słowy – wyznacznikiem casualizacji i „niedzielny-gracz-yzacji” gier. Nawiasem mówiąc, ciekawe kiedy w Polsce pojawi się więcej growego marketingu. Pewnie dopiero wtedy, kiedy zdanie „sprzedać grę komputerową” przestanie tu brzmieć jak głupi żart idioty na silnych prochach…

[Głosów:0    Średnia:0/5]

7 KOMENTARZE

  1. Myślę, że podważanie sensu kierowania reklam do graczy-wyjadaczy jest bardzo odważna. Ja się z tym nie zgodzę. Każdemu może coś umknąć. Apropo ciągłych reklam Wiedżmina. Czy to, że dowiemy się o premierze z rocznym wyprzedzeniem skłoni wszystkich od razu do pójścia do sklepu? Nawet jeśli tak, to przez ten rok można 100 razy zmienić zdanie. Reklamy są po m. in. po to abyśmy pamiętali. Jestem tego znakomitym przykładem- gdyby nie tak długa kampania to zniechęciłbym się do zainwestowania w Wiedźmina po miesiącu. Moim zdaniem reklamówki mają być tym czynnikiem stymulującym to zakupu. I gdyby były bez sensu, to już dawno by ich nie było. Każdy koncern czym by się nie zajmował ma przecież speców do badań marketingowych, którzy przeprowadzą sto milionów ankiet by sprawdzić skuteczność reklam. Zresztą myślę, że miło jest popatrzeć na kolorową reklamę Elder Scrollsów na przykład. 🙂

  2. Oj nie wiem czy te reklamy są dla ludzi „nie w temacie” i raczej na nas nie działają. Powiedzmy jak tylko zobaczyłem reklamę, która mówila o tym że do pewnej z gazet będzie dołączany film scareface od razu wskoczyłem w laczki i pobiegłem w te pędy do kiosku. Gdyby nie reklamy, napewno sporo „średnich” gier nie miałoby przebicia jakie ma obecnie- takie jak ma FIFA czy need for speed. Zauważcie że to Pro Evolution Soccer na ogół było zawsze lepsze od Fify jeśli chodzi o grywalnośc i o samą radośc grania (pomijam PES 2008), jednak zawsze miało o wiele niższą rozchwytywalnośc na świecie co przekładało się na końcową sprzedaż. Gdyby nie ten cały hype reklamowy gier, świat nie zagrywał by się raczej w FIFĘ, NFSy, Halo i w wiele innych gier. Do tego grona raczej dochodzi i GTA, ponieważ sensacja jest najlepszą reklamą.

  3. Nie wiem gdzie autor był skoro jakoś „przeoczył” (nomen omen) kampanię reklamową Halo 3. Zresztą nic trudnego, proszę zajrzeć na Youtube tam nadal są te reklamy. Osobiście musze przyznać że reklamy są wspaniałe. Gra jak gra, kwestia gustu ale reklamy Halo 3 to majstersztyk.

  4. Skuteczność reklamy zależy na kogo on trafi. Jeden popędzi od razu do kiosku/empiku, inny nawet jej nie zauważy, choćby nie wiem jak nachalna była. Ja np. jestem całkowicie i absolutnie reklamoodporny i nie chodzi mi o to, że zazwyczaj reklamuje się rzeczy które to kompletnie mnie nie obchodzą, ale nawet te, którymi sie interesuje całkowicie do mnie nie docierają. Po części dlatego, że zazwyczaj wiem dużo więcej na temat danego produktu od samego autora reklamy, a po części dlatego, że nienawidzę jak mi się coś wpycha na siłę do głowy. Taki odruch obronny. Staram się sam poszukiwać ciekawych rzeczy, które mogą mnie ewentualnie zainteresować. O, właśnie przypomniałem sobie jedną reklamę (banerową), które utkwiła mi w pamięci. Z resztą umieszczona była na V, Arena Albionu – czegoś takiego nie widziałem nigdy i już chyba nigdy nie zobaczę, prawie umarłem ze śmiechu. Kto widział i pamięta wie o czym mówię. 😉

  5. Moim zdaniem jak jest dużo reklam to znaczy że produkt jest aż tak kiepski że muszą go wszystkim wciskać na siłę. W pamięci mam reklamę MoH: Airborn której tekst mogę cytować z pamięci poniweaż widziałem ją tyle razy że nawet nie chcę myśleć o graniu w tą gre. . . że o kupowaniu już nie wspomnę. . . ;)Dlaczego np. baner Half-life nie wyskakuje nam przed oczy na każdej stronie internetowej ? Właśnie dlatego że gra jest doskonała i nie trzeba o niej nikomu przypominać „hej! pamiętasz o Black Mesa ? kup mnie! kup! kliknij tu! a dowiesz się więcej na temat G-Mana”. Poza tym najwięcej reklam jest kiepskich kontynuacji niegdyś udanych gier co jest ostatnią deską ratunku dystrybutorów którzy chcą trafić do ludzi pokroju „-o kiedyś o tym słyszałem a teraz ta gra ma numerek 2, 3, 4, 5 więc musi być dobra”A więc tak jak wyżej pisałem starych wyjadaczy reklama nie przekona do kupna gry a w pewnych okolicznościach nawet odstraszy. . .

  6. Nie wiem czy ktoś kojaży reklamę Master of Orion 2. Dwie krowy pasą się na łące i jedna w „dymku” ma napisane „Moo”, a druga „Moo 2”

Skomentuj Anonim Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here