Sheva ma dosyć…

Największą nowością pozostaje sama Sheva, czyli druga grywalna postać. W trybie dla samotnika jej poczynaniami zaopiekuje się konsola, w przypadku podłączenia do internetu, albo opcji gry na podzielonym ekranie wcieli się w nią drugi gracz. Właśnie w trybie kooperacji leży siła nowego RE. Strzelanie do zombiaków nie ma prawa się znudzić, a rozgrywka z przyjacielem nabiera rumieńców. Inteligencji Shevy sterowanej przez komputer od biedy można zaufać, choć do Deep Blue jej daleko. Często bezsensownie używa apteczek, wybiera nie tą broń, którą powinna, albo lata jak szalona po planszy nie mogąc dotrzeć we wskazane miejsce. Zupełnie jak kobiety w realu, jednak chyba nie tędy droga panowie producenci. W 90% komputer w roli naszego partnera sprawdza się jak należy. Jednak zaręczam, że nic bardziej nie denerwuje niż napis Game Over, tylko dlatego, że kretyńskie AI wbiegło bezbronną Shevą prosto w chmarę mutantów z maczetami w dłoniach. Może oprócz systemu inwentarza, który teraz jest po prostu idiotyczny.

Obie postaci mają po 9 slotów na przedmioty, które może ze sobą wymieniać. O ile kieszenie Chrisa to nasza prywatna sprawa, tak Sheva zarządza rzeczami po prostu głupio. Dochodziło do sytuacji, że nie mogłem wziąć z braku miejsca cennej amunicji, bo „Pani Mądralińska” nie chciała połączyć ze sobą kilku medykamentów, zabierając drogocenne miejsce. Wchodząc do inwentarza gra nieubłaganie toczy się dalej, za to postać nie może się ruszać. Zgoda, taki zabieg jest konieczny w sieciowej kooperacji. W założeniu ma też na celu potęgować atmosferę zdenerwowania i niepewności. Powiem szczerze, świetnie się w tej materii spisuje, ale chyba nie do końca tak, jak autorzy sobie życzyli. Osobiście wyłem jak zarzynany, kiedy zamiast szybko użyć przedmiotu całkowicie rozedrgany i w nerwach oddałem go Shevie, albo wyrzuciłem. Żeby było weselej, wyrzucony przedmiot rozpływa się w powietrzu, więc podnieść go nie będzie już okazji. Majstersztyk i prawdziwy horror.

Głodny krokodyl…

Gra została zoptymalizowana pod dwójkę głównych bohaterów. Znalazło się kilka puzzli, w których Sheva musi ci pomóc. Tych kilka alternatywnych dróg dla obu postaci, to raczej kosmetyka ubarwiająca rozgrywkę. Druga postać dodaje może do gry szczyptę kolorytu, niestety za cenę klimatu wyobcowania, permanentnej niepewności i lekkiego poddenerwowania tak charakterystycznego dla serii. Osobiście wolałbym, żeby opcja dwuosobowej podróży wgłąb historii pozostała opcjonalna, albo żeby Sheva była nieśmiertelna i nie wchodziła nam w paradę. Niestety już dawno odkryłem, że producenci gier nie czytają chyba moich recenzji i dobre rady mają sobie za nic. A szkoda.

Nie da się ukryć, że atrakcje, jakie przygotowano dla nas przy okazji części piątej, bledną w konfrontacji z przygodami Leona, chociaż trzymają klasę. Brakuje sprzedawcy, który był barwną postacią poprzedniej części. Teraz kupujemy broń między misjami. Zubożeniu uległ też system zbierania skarbów, których w RE5 nie da się ze sobą łączyć. Bossowie nie powodują już takiego ciśnienia jak w produkcji Mikamiego. Pakiet, który serwuje Capcom przy tej edycji jest wypieszczony do granic, ale nie tak świeży i po prostu, po ludzku słabszy od tego, co widzieliśmy kilka lat temu. Jedyne w czym Resident 5 masakruje poprzednika, to ilość bonusów. Dodatkowe stroje, tryb Mercenaries, z wybijaniem zombiaków na czas, modele postaci, historie postaci – wszystko to czeka na odblokowanie.

Postać jakby znajoma!

Na koniec same superlatywy, czyli kwestia oprawy audio-wizualnej. Zerkając na screenshoty, na pewno zauważyliście, że Resident Evil 5 to prawdziwa ślicznotka. Fantastyczne modele postaci są poparte jakąś szatańską technologią. Animacja w wersji na PS3 troszkę przycina, ale efekty graficzne nadrabiają to z nawiązką. Szkoda, że wiele animacji jest żywcem wyjętych z RE4, choć i tak ogólne wrażenie jest piorunujące. Nie było jeszcze tak wyglądającej gry multiplatformowej i długo nie będzie. Szacunek budzi przywiązanie do detali, tekstury i designu postaci. Zombiaki są bardziej przerażające niż kiedykolwiek, a ich rodzajów jest po prostu mnóstwo. Pobrużdżona twarz, powykręcane palce i szał w przekrwionych oczach. Ramię w ramię z wizualiami kroczy fenomenalne udźwiękowienie i naprawdę zgrabny dubbing. Rzecz bez precedensu w grach Capcomu. Przyczepiłbym się może do kapiszonowych odgłosów wydawanych przez pistolety. Byłoby fajnie, gdyby pociągnięcie cyngla większych fuzji łączyło się z mocniejszym uderzeniem basów. Ale to już czyste czepialstwo dla czepialstwa, bo nikt o zdrowych zmysłach uwagi na to nie zwróci.

Cała gra to wspaniała rzemieślnicza robota. Spodoba się każdemu, kto lubi gry akcji. O tu ptaszek…

Takeuchiemu udało się wyprodukować najbardziej filmową część w historii RE – to nieprzerwana jazda bez trzymanki. Gra jest zdecydowanie krótsza niż poprzedniczka, ale bardziej skondensowana i intensywna. Scenografie zmieniają się często, a filmiki wgrywają się nie rzadziej niż w MGS4. Nie zabraknie zabawy z QTE – niektóre zapierające dech w piersiach, jak ucieczka przed zmutowanym potworem zatapiającym gigantyczny statek. Doskonale zmontowano cut-scenki, przedstawiają akurat tyle fabuły, żeby zaciekawić i wciągnąć dalej.

Wredny i będzie bił…

Gdyby nie różnice w scenografii, można by pomyśleć, że RE4 i 5 to ta sama gra. Nie zabija to przyjemności z grania. Nie nuży ani specjalnie nie denerwuje. Ale wystawia kiepską laurkę twórcom gry i pokazuje, jak fenomenalnym produktem był RE4. O ile jeszcze afrykańska wioska, w której rozpoczyna się przygoda, ocieka potężnym klimatem, tak później mamy do czynienia z przyjemną chałturą. Piękną, bo piękną, ale jednak chałturą. Jeżeli chodzi o atmosferę, kilkuletnie arcydzieło pozostaje nie do pobicia. Miejscówki z RE5 do historii gier nie przejdą, zbyt są już opatrzone. Uważam, że prawdziwe wielkie gry, tworzą drobne smaczki. Tu ich zabrakło. Cała gra to wspaniała rzemieślnicza robota. Spodoba się każdemu, kto lubi gry akcji. Ale geniuszu w niej za grosz. W zasadzie w każdym aspekcie, oprócz oprawy produkcja Takeuchiego ustępuje arcydziełu Mikamiego. Choć w recenzji starałem się zwrócić uwagę na ciemniejsze strony Resident Evil 5, to nadal piekielnie dobra gra, warta każdej wydanej złotówki.

Resident Evil 5 w końcu stał się ciałem, i to bardzo ponętnym, ale nowe dzieło Capcom podąża ślepo śladami swojego poprzednika. Fani zombiej sagi na pewno się nie zawiodą, choć tym razem róża ma kilka kolców więcej. Obędzie się bez rewolucji.

Plusy

Minusy

[Głosów:0    Średnia:0/5]

11 KOMENTARZE

  1. Nigdy z serią nie miałem do czynienia więc podchodzę do tytułu ze „świeżym spojrzeniem”. Czyli po pierwsze, jak na strzelankę – skopane sterowanie. Strasznie potrafi być irytujące. Grają miałem deja vu: czy to Tomb Raider?(design poziomów), Dead Space?(Chris ma ołowiany kombinezon, taki jest szybki), Gears of War?(system wykorzystania osłon). AI partnerki jest porażające. Gra typowo pod coop. Filmiki są wszędzie. Nawet przez drzwi nie mozna przejść bez nich. Okropność. Fabuła przewidywalna jak rosół w niedzielę. Mało mnie interesuje odkrywanie/czytanie dokumentów czy odblokowywanie ubranek dla panienki. Gra ładna, szybka, krótka. Taka „do lat 15”. Grafika i coop ratuje ten tytuł. 8/10 dla mnie.

    • @szpynda tak zbeształeś tytuł i na końcu dałeś 8/10 😀

      Bo ja tylko minusy widze 😉 Oczywiście są też plusy: grafika, uzbrojenie, pewnie bardzo dobry coop. Bossowie niestety nie. Standardowo strzelamy w „bąbelki” i tak z 10x. A to 8/10 dlatego, że skończę ten tytuł mimo minusów. Bo to całkiem dobra strzelanka jest.

  2. Kupiłem sobie ostatnio dwie gry. Fable 2 oraz Resident Evil 5. Grałem w RE 5, nie było najgorzej. Jestem tuż za tą sceną z przewracającą się po wybuchy beczki ciężarówką (początek gry) . Potem włączyłem sobie Fable 2. Udało mi się raz grę skończyć, teraz znów gram – jako ten zły. Tak, dobrze czytacie – bardziej kręci mnie POWTÓRNE przejście Fable 2 (tym razem jako ten zły :D) niż kontynuowanie przygody z Chrisem. A to nie najlepiej świadczy o doskonałości produktu wyprodukowanego przez Capcom.

  3. Ja myślałem, że wrócę za jakiś czas do RE5 ale „odkryłem” World of Goo. Piekło i szatani! Zapomniałem o RE5, GoW2 czy GTA:LA. Zapewniam, że lepsza i bardziej wciągajaca rozrywka.

  4. w pełniaka jeszcze nie gralem w demko tak. Co do sterowania mi pasuje ale kumam czemu ludziom sie nie podoba bo rzeczywiście czasem postać jest przez stare sterowanie za bardzo skrępowana. Może to sie sprawdzało kiedys w poprzednich RE ale nie teraz jak leci ta banda na ciebie a ty cofasz sie albo stoisz i strzelasz

  5. Wlasnie z tego powodu reczenzje czytam tylko na Valhallia w residencie chcialbym w koncu zobaczyc odpadajace konczyny i klimatyczne dziory w przeciwnikach by to wszystko wygladalo jak prawdziwy horror

  6. Resident może się podobać. Graficznie to pierwsza liga. Ale seria wpłynęła na mentalną mieliznę po odejściu Mikamiego, obecnie już w ogóle nie ma nic wspólnego z horrorem. Szkoda, bo czwórka zgrabnie wymierzyła proporcje i pomimo nastawienia na akcę miała klimat dreszczowca. Teraz to już tylko wyżynka. Capcom nie spełnił też obietnic co dio tego, że gra wykorzysta mechanizm światło-cienia. MIało być tak, że wchodząc z dworu do ciemnego pomieszczenia bohater będzie oślepiony i gracz z nerwowością będzie się poruszał przez tych kilka sekund z bijącym serduchem. Takiego elementu nie ma w finalnej części, zamienionej w ciągłe naparzanie do ruchliwych zombiaków. Wyszło to słabo i chociaż gra była tworzona kilka ładnych lat, to nie widać tu jakiejś ogromnej pracy koncepcyjnej. Poza tym nie czuć ciągłości przygody. RE4 to była epicka przygoda. Tutaj nie ma takiego poczucia. Nie ma tego rozmachu, ciekawych rzeczy do zrobienia, czy różnorodności mechanizmów, wszystko co do zobaczenia poznajemy w pierwszym chapterze. Potem tylko zmienia się sceneria.

  7. Dla mnie prawdziwy Resident Evil skończył się na części 3. Który miał najlepszą fabułę, klimat i poczucie grozy, obecne Resident Evil to raczej gra robione pod konsole nowej generacji którą sam posiadam. Wiadomo, że np Amerykanie nie za bardzo lubią ciemne ponure gry w których wieje grozą więc lepiej zrobić nie straszną grę w której akcja jest szybka i wartka oczywiście nowa część Resident evil jest dobra lecz dla mnie to już raczej tylko wybijanie zombich nic więcej do tego te potwory jakieś takie nie straszne. Owszem dla kogoś kto nie jest fanem Resident Evil gra przydadnie do gustu mi człowiekowi który grał od 2 części nie przypada do gusty i raczej w nią nie zagram.

  8. Przeszedłem grę więc się wypowiem:Gra zasługuje na ocenę 4/10, 1 punkt za grafikę i 3 za grywalność w coopie. Reszta po prostu leży i kwiczy. Od megagłupiej i przewidywalnej fabuły (główna zagadka czyli kim jest pani z maską na Twarzy jest oczywista od samego intra) po rozgrywkę. Bugów w tej grze to po prostu można nazbierać na 10 kolejnych dodatków do Stalkera – mój ulubiony to walka bronią białą, otóż nasz bohater staje w miejscu jak wryty tak jak to robi przy strzelaniu potem wyciąga powoli nóż i stojąc w miejscu powoli sieka przeciwników odpychając ich od siebie a co jak stracimy zasięg? Wtedy trzeba powoli schować nóż, wyprostować się, zrobić krok w stronę przeciwnika, stanąć w miejscu, znów wyciągnąć powoli broń i siekać jak idiota. O poruszaniu się choćby stópkami z wyciągniętym nożem nie ma mowy oczywiście co jest durnotą niepospolitą, ale za to zombiaki (czy co to tam jest) nie mają z tym żadnego problemu, biegają z nożami, pałami i czymkolwiek innym bez żadnego problemu i nawalają naszą postać. Chce się płakać. Bugów jest po prostu plantacja więc nie ma co ich opisywać. Jeśli maci od kogo pożyczyć albo u kogo zagrać (tak jak ja) to to zróbcie – grając w 2 osoby nie będziecie się tak wkurzać na tę zabugowaną grę, ale jeśli nie to zapłacicie tylko za to żeby się powk. . . . ać. Hahaha a najśmieszniejsze już jest to, że za multi trzeba dodatkowo zapłacić. Posrało ich naprawdę. Trzymać się z daleka mówię wam. Najbardziej mnie tylko dziwi jak to możliwe, że taka kiepska gra dostaje takie oceny jak tutaj. Odpowiedź jest prosta – za nazwę, 2 pierwsze części wyrobiły taką markę, że teraz wszyscy się boją dać tej grze niską ocenę.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here