Alpha Protocol

Ten tytuł był moim osobistym numerem 1 na konferencji CD Projektu. Niestety jak na złość akurat Alpha Protocol najciężej było omówić i pokazać w taki sposób, by podkreślić wszystkie jego zalety. Zobaczyliśmy tylko trzy króciutkie fragmenty gry zanim prezentację przerwało jednoznaczne pokasływanie pilnującej nas przedstawicielki warszawskiej firmy.

Pierwszy kawałek gamplayu miał pokazywać na ile elastyczny jest system dialogów umieszczony w produkcji studia Obsidian. Prowadzona przez nas postać rozmawiała z rosyjskim informatorem. Przy pierwszym podejściu nasz bohater był miły dla Grigoriego. Bez uciekania się do podstępów czy rozwiązań siłowych, udało mu się zdobyć potrzebne mu informacje. Przy drugim podejściu prowadzący prezentację pokazał mroczne oblicze Thorntona, który najpierw rozbił butelkę wódki na głowie informatora, a potem zrobił z niej klasycznego „dziadka do orzechów”, uderzając nią w blat stołu.

Choć agent za każdym osiągał swój cel, to bonusy, które wymieniano w czytelnym oknie statystyk pokazywanym po zakończeniu rozmowy, za każdym razem różniły się. W obu przypadkach otrzymaliśmy specjalną umiejętność (Perk), a miły Thornton dostawał także dodatkowy rabat na przedmioty sprzedawane przez Grigorija. Prowadzący pokaz zaznaczył jednak, że nie ma dobrego lub złego sposobu prowadzenia rozmów. Różne są tylko bonusy, które otrzymujemy po ich ukończeniu. Jednocześnie dowiedzieliśmy się, że w trakcie zabawy spotkamy ponad czterdzieści postaci niezależnych, a na potrzeby Alpha Protocol nagrano ponad 120 godzin dialogów. Muszę także wspomnieć o tym, że wybór jednej z kilku opcji dialogowych uzależniony jest od upływającego czasu. Na podjęcie decyzji mamy jedynie parę chwil. Jeśli nie będziemy potrafili ocenić, która odpowiedź najbardziej nam pasuje, gra wybierze ją za nas. Ma to podkreślać dynamikę, tempo gry i zapobiegać wielogodzinnemu rozmyślaniu nad następnym posunięciem.

W drugim z pokazywanych fragmentów rozgrywki przenieśliśmy się do domu Thorntona. Miejsce to pozwala nam nie tylko odpocząć, ale i wykonać kilka innych czynności. Komputer umożliwia przejrzenie poczty elektronicznej. Ten element gry jest ponoć bardzo ważny. Prawie każda postać, którą spotkamy, będzie chciała z nami porozmawiać. Wymiana emaili ma nam przynieść korzyści lub utrudnić dalsze części rozgrywki. Istnieje nawet szansa, że agent wda się w romans z jedną z przedstawicielek płci pięknej, które spotkamy w grze. Samych emaili było sporo. Osoby doceniające rozbudowany świat gry powinny więc być zadowolone z tej części Alpha Protocol.

Run Thornton, run!

Pecet pozwala nam także zajrzeć do sklepu gdzie nabędziemy jedną z kilkudziesięciu dostępnych armat (pistolety, półautomaty, strzelby, karabinki szturmowe), ulepszenia do niej, materiały wybuchowe (także granaty), nowe zbroje albo gadżety. Jest tego naprawdę bardzo dużo, więc po raz kolejny muszę napisać, że wielbiciele treściwych gier RPG na pewno znajdą tu coś dla siebie. W tym miejscu warto także dodać, że nabyć możemy nawet dane wywiadowcze ułatwiające nam przechodzenie poszczególnych zadań.

Kolejnym pokazanym miejscem była niewielka zbrojownia umożliwiająca dobranie sprzętu, który chcemy zabrać ze sobą na misję. Na jej temat nie ma się co rozwodzić. Muszę jednak nadmienić, że nasz bohater nie może nosić nieskończonej liczby przedmiotów.

Na raz nieść można dwa rodzaje broni i kilka gadżetów czy „wybuchowych niespodzianek”. Ich ilość uzależniona jest od wybranego pancerza. Niektóre z nich posiadają dużą liczbę kieszonek umożliwiających przenoszenie większej ilości sprzętu.

Przyczajony agent, ukryty…?

W wirtualnym domu mogliśmy też przejrzeć rozbudowane okno statystyk (wymieniona jest w nim nawet liczba dzieci, które przez nas stały się sierotami) oraz encyklopedię, w której pojawiają się wpisy dotyczące miejsc, wydarzeń czy postaci spotykanych w grze. Nie potrafię powiedzieć czy będzie ona na tyle złożona co Kodeks z Mass Effect, ale miłym drobiazgiem jest to, że poszczególne wpisy nie są od razu kompletne. Będziemy musieli pobawić się w szpiega jeśli chcemy się dowiedzieć wszystkiego na temat poszczególnych bohaterów niezależnych czy innych interesujących nas tematów.

Największą atrakcję zostawiłem jednak na sam koniec. Jest nią karta postaci naszego bohatera (możecie ją obejrzeć w tym pliku wideo – 2:20). Każda z dostępnych umiejętność dzieli się na „puste” i „pełne” pola. To ważny drobiazg, a zarazem bardzo smakowita część gry. Wszystkie wymienione pola, a będzie ich kilkadziesiąt jeśli nie blisko setki, to nowa umiejętność. Puste pola to umiejętności pasywne, a pełne odpowiadają umiejętnościom aktywnym. Uzupełnia je, jak już wspominałem, naprawdę pokaźna ilość perków. Prowadzący prezentację zaznaczył również, że w trakcie przygody nie da się maksymalnie ulepszyć wszystkich umiejętności. Gracz będzie musiał wybrać jedną z trzech specjalizacji – żołnierz (zna się na wszystkim co robi dziury w ciele), „infiltrator” (potrafi się cicho poruszać i nieźle walczy wręcz) lub technik (zna się na gadżetach i potrafi obchodzić różne rodzaje zabezpieczeń).

Jakby tego było mało, przed rozpoczęciem zabawy możemy wybrać jedną z pięciu różnych „przeszłości” naszego agenta. Każda z nich daje mu dodatkowe, unikatowe bonusy. Po przejściu gry odblokujemy zaś szóstą, dodatkową.

Pokaz zakończył się krótkim gameplayem, dzięki któremu zobaczyliśmy na ile sposobów można będzie przejść poszczególne misje. Celem Thorntona było przedostanie się do amerykańskiej ambasady w Moskwie. Nasz agent mógł spróbować zakraść się do budynku po cichu, sięgnąć po broń i od razu zacząć do wszystkich strzelać, albo porozmawiać z amerykańskimi wojakami pilnującymi pałacyku. Koniec końców do środka dostaliśmy się dzięki odbyciu rozmowy ze strażnikiem. Po chwili w ambasadzie rozpętało się jednak piekło. Drzwi wyleciały w powietrze, a do środka dostali się nieźle uzbrojeni i opancerzeni przeciwnicy. Zdążyliśmy jeszcze zobaczyć, że da się ich eliminować po cichu, co niestety nie wyglądało zbyt dobrze, ponieważ dwaj stojący obok siebie napastnicy nie zwracali uwagi na neutralizującego ich Thorntona (podobno ze względu na mocno rozwiniętą umiejętność stealth).

Tylko tyle i aż tyle mogę więc napisać na temat Alpha Protocol. Gra pomimo tego, że nie wygląda jakoś rewelacyjnie, zapowiada się bardzo ciekawie. Ja przynajmniej umieściłem ją bardzo wysoko na swojej liście „tytułów, które muszę sprawdzić”. Ostateczna wersja tego dzieła ma nam zapewnić od dwudziestu do trzydziestu godzin rozrywki. Jest więc na co czekać. Oby tylko nie okazało się, że Obsidian wolał dopracować Fallout: New Vegas, niż dłubać przy projekcie, którego premierę przekładano już kilka razy.

Przeczytaj drugą część naszej relacji – znajdziesz ją w tym miejscu.

[Głosów:0    Średnia:0/5]

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here