Maj tego roku jest bardzo dobrym miesiącem dla fanów wirtualnych wyścigów. Do sklepów trafią w nim takie tytuły jak ModNation Racers na Playstation 3 oraz nowe dzieło twórców Project Gotham Racing – Blur. Pierwszy z nich powinien się spodobać tym, którzy oprócz ścigania się lubią też coś tworzyć. Drugi nastawiony jest na zabawę w sieci i integrację szeroko rozumianych elementów społecznościowych z grą. Trzecią nowością, a zarazem tytułem, który wpadnie w nasze ręce jako pierwszy jest Split/Second: Velocity.

Trochę inaczej wyobrażałem sobie grę sygnowaną nazwiskiem Stevena Spielberga. Po pierwszych informacjach na temat Boom Bloxa biłem głową w ścianę przeszło 3 doby. Strasznie bolało. Zastanawiałem się, co skłoniło wybitnego reżysera do przyłożenia ręki przy tworzeniu infantylnej gry puzzlowej z wyglądu przypominającej deliryczny koszmar producenta Jengi. Wątpliwości rozwiał sam Spielberg, który w jednym z wywiadów oświadczył, że chciał stworzyć grę, przy której mógłby się bawić razem ze swoimi dzieciakami. Dla mnie takie wyznanie było równoznaczne z tym, że oto nadchodzi prostacki zestaw gier dla najmłodszych, przy recenzji którego straci się tylko kilka godzin życia i dobry humor. A tu niespodzianka. Mistrz znowu dopiął swego.

Łamibloczki

Przepraszam za czym ta kolejka?

Zabawa z Boom Blox obraca się wokół łamigłówek z fizyką w tle. Spielberg wymyślił sobie świat, który cały jest zbudowany z prostokątnych bloków i zapakował do gry chyba wszystkie możliwe czynności jakie z tego wynikają. Podstawowy tryb zabawy polega na takim rzucaniu piłką w misterne konstrukcje z poukładanych na sobie bloków, aby zrównać ją z ziemią. Oczywiście im mniejsza liczba rzutów – tym lepszy otrzymacie wynik. Brzmi to niepozornie, ale późniejsze levele śnią się po nocach. Cała zabawa polega na przyglądaniu się budowli z klocków i analizowaniu w jaki sposób będzie się burzyć. Poza tym, kiedy wybierzecie już miejsce, w które chcecie uderzyć, trzeba machnąć wiilotem zupełnie tak, jakby rzucało się piłką baseballową, mierząc siłę na zamiary. Gra błyszczy dzięki fantastycznej fizyce liczącej zachowanie dziesiątek bloków jednocześnie i hołdowaniu czystej destrukcyjnej satysfakcji.

Z pozornie prostego konceptu Electronic Arts udało się wycisnąć dzbanek nieskrępowanej zabawy, łącząc w spójną całość aktywność mózgu i mięśni. Budowle składają się z kilku typów klocków o różnym działaniu i żeby myśleć o wejściu na podium kolejne rzuty muszą być konkretnie przemyślane. Szczególnie, że samych piłek do rzucania jest kilka, a każda ma inną wagę i elastyczność. Do tego trzeba dodać klocki, które po spadnięciu na ziemię odejmują nam punkty oraz różne wartości klocków pozytywnych i już można planować strategię żyłowania wyniku. Po kilku godzinach konstruuje się naprawdę fajne akcje, włączając w to reakcje łańcuchowe, rzuty rykoszetami i tym podobne sztuczki.

Wybuchowo, kolorowo

Wybuchowe kurczaki

Żeby nie zrobiło się za nudno do Boom Bloxa wsadzono bodaj każdy pomysł na interakcję z blokami. W kolejnych etapach trzeba je delikatnie wyciągać, tak aby cała konstrukcja nie legła w gruzach. Trzeba ustawiać ładunki wybuchowe, żeby wytworzyć jak największą reakcję łańcuchową. Będziecie strzelać z pistoletu, lasera, pomagać gorylicy dojść do swojego włochatego pacholęcia, niszczyć zamki albo wykopywać grudy złota. Co jakiś czas pojawiają się nawet postaci, obdarzone różnymi specjalnymi umiejętnościami. Na nudę nie da się narzekać. Szczególnie, że wszystkie mechanizmy rozgrywki świetnie współpracują z wiilotem. Misterne wyciąganie bloków w duchu Jengi działa intuicyjnie, a siła rzutu piłką zależy od siły machnięcia kontrolerem. Pod względem wykonania i koncepcji trudno Boom Bloxowi cokolwiek zarzucić.

Wii zbliża ludzi

Samotny gracz znajdzie w tym tytule sporo atrakcji. Dla najmłodszych przygotowano tryb fabularny, w którym pomiędzy kolejnymi planszami zostaje zaprezentowana historia zwierzaków z uniwersum Boom Blox. Do tego dochodzi spory zestaw łamigłówek nie połączony nicią fabularną. Na szczęście, bo „fabuła” nie należy do najwybitniejszych dzieł Spielberga. Chociaż dzieciakom powinna się spodobać.

W miarę postępów w grze odblokowują się dziesiątki obiektów, których można używać w przystępnym edytorze poziomów. Po wykonaniu własnej planszy można ją nawet przesłać do znajomych, co powinno znacznie wydłużyć żywotność Boom Bloxa, szczególnie, że plansze, które dostajemy w pakiecie można przejść w kilka niezobowiązujących wieczorów. Jest ich sporo, ale pierwsze nie przysporzą nikomu większych problemów i przelatuje się przez nie jak burza. Na szczęście domowi majsterkowicze już teraz składają niesamowite plansze i nic nie stoi na przeszkodzie by skorzystać z ich talentów dzięki usłudze WiiConnect24. Boom Blox to gra do której po prostu chce się wracać, głównie na krótkie kilkunastominutowe posiedzenia. Poza tym warto ją mieć choćby tylko dla multiplayera.

Tetris?

Rozgrywka wieloosobowa to element, w którym Boom Blox radzi sobie najlepiej. Graczy może być aż czterech, ale nawet w duecie rzuca się świetnie. Ja akurat miałem na podorędziu swojego papę, który swoją przygodę z grami zakończył chyba na Doomie 2. Na szczęście nie odstraszyła go infantylna otoczka Boom Bloxa i krótką chwilę potem w akompaniamencie wrzasków i poszturchiwań udało nam się stoczyć ładnych kilka potyczek. Dedykowanych multi trybów nie brakuje, niestety nie wszystkie sprawdzają się równie dobrze. Dla mnie najciekawsze są konkurencje turowe, natomiast bardziej zręcznościowe, jak na przykład rozwalanie wieży przeciwnika, z ekranem podzielonym na pół i limitem czasowym były jakby zbyt chaotyczne. Jest to oczywiście kwestia preferencji. W natłoku trybów, na pewno każdy znajdzie coś dla siebie.

Wirtualny celuloid

Oprawa audiowizualna to minimalizm w każdym aspekcie. Palachniuk byłby zachwycony. Przygrywające melodyjki są w porządku, ale po pewnym czasie zaczynają usypiać. Dubbingu nie ma w ogóle, nawet podczas scenek przerywnikowych. Jeżeli chodzi o grafikę – trudno wymagać cudów, skoro większość obiektów to prostokątne monolity. Nawet te nieliczne postaci w grze to po prostu odpowiednio oteksturowane prostopadłościany; co na pewno ma swój urok, tyle że akurat nie na naszej planecie. Tła są w zasadzie dwuwymiarowe, a animacji sporadycznie, zdarza się chrupnąć przy gigantycznych eksplozjach i gejzerach latających obiektów. W przypadku gry puzzlowej nie ma jednak sensu przykładać do tego większej wagi.

Wiielki reżyser. Wiielki gracz?

Spielbergowi się upiekło. Nie wiem w jakim stopniu zaangażował się w produkcję Boom Blox i czy w ogóle coś zrobił oprócz udzielenia nazwiska na okładkę, ale nie zmienia to faktu, że gra się miło i przyjemnie. Tytuł ze stajni EA idealnie wpasowuje się w bibliotekę gier na Wii, oferując dużą różnorodność, unikatowy koncept i przyzwoite wykonanie. Łatwość obsługi pozwala cieszyć się produktem dosłownie wszystkim. Mogę zarekomendować Boom Blox jako przyjemną, antystresową, rodzinną pigułkę i wciągający tytuł imprezowy.

Steven Spielberg to człowiek instytucja. Scenarzysta, producent i reżyser ma na koncie aż 3 nagrody amerykańskiej Akademii Filmowej. Ponieważ w dziedzinie X muzy wiele więcej osiągnąć się już nie da (może oprócz czwartej statuetki), postanowił odcinać kupony od swoich największych kinematograficznych sukcesów oraz spróbować sił w podbiciu branży gier wideo. Skutek? Na ekranach kin szaleje Indiana Jones a na konsole wychodzi pierwsza produkcja mistrza celuloidu.

Plusy

+ przyjemna rozgrywka+ połączenie puzzli i aktywności fizycznej+ kreator leżeli+ różnorodność

Minusy

– Oprawa

[Głosów:0    Średnia:0/5]

1 KOMENTARZ

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here