Lubię czasem myśleć, że sam trochę jestem jak Codies – staram się za wszelką cenę unikać bójek, fuzji, przepychanek oraz luksusów tak zwanego „wielkiego świata”. Żeby zacząć swoją „karierę” ;P w roku 1985, tak jak Codemasters, musiałbym zacząć ją w wieku siedmiu lat, ale generalnie lubię pomyśleć, że działam według tych samych zasad. Doceniam bowiem, popieram i ze wszystkich sił szanuję to, co do tej pory osiągnęli Codemasters.

Brytyjski przemysł gier komputerowych miał swoje wzloty i upadki, a ostatnio zwykle upadki. Nie ma już Bullfroga, Peter Molyneux cośtam brzęczy o zagładzie, nie wiadomo co się dzieje z Geoffem Crammondem, David Braben i Frontier Developments robią sequele udanych Tycoonów, Eidos musiał się połączyć ze SCi, a generalnie wszyscy płaczą, jak to im jest źle. Na tle hiobowych wieści, Codemasters wygląda jak dziwny twór, o którym wspomina się rzadko, który nie bierze udziału w różnorakich skandalach, a jedyne wzmianki pojawiają się zwykle przy premierze gier. A te są naprawdę świetne.

Mistrzowie Kodu jakoś po mistrzowsku unikają zawirowań, przejęć, wrogich wykupień i zmian nazwy. Od czasu, gdy bracia Darling założyli swoją firmę, co rok wydaje ona kilka naprawdę świetnych tytułów, a jakoś potrafi zachować swoją niezależność, zapewnić dobre warunki pracy swoim specjalistom i cieszyć nas – już od przeszło dwóch dziesięcioleci – kolejnymi hitami.

Seria Colin McRae, TOCA, wkrótce Operation Flashpoint 2 – to naprawdę najlepsze (lub potencjalnie najlepsze) gry w swoich dziedzinach i mimo, że koszty pracy w Europie sięgają niebotycznych poziomów, Codiesom jednak opłaca się zatrudniać inżynierów, grafików, a nawet (!) testerów ze starego kontynentu. Spójrzcie na creditsy dowolnej gry Codemasters – w najlepszym wypadku do pomocy wynajmują oni jakieś zewnętrzne studio, na przykład z Hiszpanii. Ich gry muszą się sprzedawać naprawdę świetnie, skoro mogą sobie pozwolić na doszlifowanie najdrobniejszych szczegółów – w ich grach wszystko, począwszy od menusów, a skończywszy na iskrach walących z samochodu Colina wygląda świetnie.

Kiedy okazało się, że Codies mają licencję na Operation Flashpoint i praktycznie nic więcej, szefostwo się nie zastanawiało – postanowili zbudować od zera nowy team, który udźwignie ciężar stworzenia sequelu do jednej z najbardziej hardkorowych gier wszech czasów. Headhunterzy na całym świecie szukali ludzi, którzy się do tego nadadzą i błyskawicznie zebrano team. Efekty widać – Operation Flashpoint 2 zapowiada się wyśmienicie i nawet ci, którzy nie chcieli słyszeć o „dwójce” wydawanej jednocześnie na konsole i PC zaczynają z coraz większą ciekawością spoglądać na nowe dzieło Codemasters.

Oczywiście, nie chcę tu wystawiać jakiejś fałszywej laurki „mistrzom kodu”, do których sympatię czuję tylko i wyłącznie prywatną. Jasne, oni też się potykają. Czasem sprokurują nam takie Clive Barker’s Jericho, które nie jest FPP-kiem naj-najwyższych lotów. Czasem czarują nas screenshotami, które tak naprawdę pokazują, „co Codies CHCĄ osiągnąć”, a nie to, co osiągnęli. Ale nie da się ukryć, że gdyby Codemasters nie byli jednym z najlepszych wydawców na świecie, to pewnie nie dostaliby licencji od FIA na tworzenie oficjalnych gier Formuły 1. No i na pewno nie dostaliby orderu Imperium Brytyjskiego za wkład w rozwój angielskiego przemysłu gier komputerowych.

A wszystko to po cichu, z gracją i angielską subtelnością. To lubię 🙂

[Głosów:0    Średnia:0/5]

7 KOMENTARZE

  1. tak Codemasters to jedna z najbardziej doświadczonych producentów w swej branży, firmie życzę sukcesów i chętnie czekam na jej gry

  2. mistrzowie kodu teraz mi sie kojarza juz tylko z dirtem i gridem. czyli niezbyt dobrze (a to sie dzieje z firma srednio mnie interesuje). jak widac kazdy ma swoje widzimisie na ich temat 😉

  3. Na nowego Flashpointa czekam niecierpliwie. Gierka swego czasu robiła na mnie wielkie wrażenie, ogrom świata i mozliwości jakie stawił np. las wieczorową porą:P Jedyną rysą była dla mnie jazda czołgami:/. . . stare dobre czasy. Przeszłość i Codemasters: Dizzy(NES), Colin Mc Rae (PSX),Micro Machines(PSX),TOCA(PSX), no i oczywiście Operation Flashpoint. . . aha Codies wydawali swego czasu fajne menedżery chyba LMA czy cos podobnego. . . reszta gier nie zachwycała. Wymieniłem tutaj tylko pierwsze gry, które po jakimś czasie przerodziły sie w serie. . . Colin2 jeszcze dawał radę, ale 3 aż do DIRTA były tylko dobre. Z reszta gier podobnie:/. . . Coż nadeszedł czas aby Codmasters przypomniało całemu swiatu, że wraca do gry i ma się dobrze. . . Sentymentalna to firma:D

  4. Prawdę mówiąc Codemasters kojarzą mi się tylko z samochodówkami. Micro Machines, 1nsane na PC, dwa pierwsze Coliny, trzy pierwsze ToCA na PSXa – klasyki. Później – jak moi poprzednicy wspomnieli – było nieco gorzej. Wydaje mi się, że Codies zaczęli miewać problemy z zachowaniem tego charakterystycznego klimatu dla swoich gier (wyścigowych głównie, mam na myśli). Race Driverom „czegoś” brakowało, a za kolejne Coliny się nawet nie brałem po niezbyt udanej trójce. Choć takie CMR2005 może kiedyś sprawdzę – teraz to grosze będzie kosztowało.

  5. Ja zawsze się bałem Colina, że za trudny, zbyt hardkorowy. Kupiłem sobie DIRTa na Zielonoboksa i nie żałuję. Pewnie hardkorowcy stwierdzą, że to uproszczona wersja, ale gra się świetnie.

  6. Przypomina mi się zaras mój zaginiony gdzieś w akcji pegazus z dwoma padami i gunem na kaczki. A co do codemasters to do dzisiaj mam ten piękny zaokrąglony, żółty kardricz złotej piątki z micro machines w które od czasu do czasu zaarza mi się grać na kompie eehhh aż się łezka w oku kręci. . .

Skomentuj Adrian Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here