Należę do tej generacji graczy, która mając 8 lat przekopywała się przez setki gier na swoich ATARI i C-64. Godzinami siedziałem i krok po kroku poznawałem każdy tytuł. Większość z nich posługiwała się sobie tylko znaną mechaniką, trudno też było mówić o jakiejkolwiek standaryzacji interface’ów. Każda gra była zupełnie osobnym rozdziałem w mojej wielkiej przygodzie zatytułowanej „elektroniczna rozrywka”. Ba! Często trzeba było sięgnąć do słownika, żeby rozgryźć o co w tym wszystkim chodzi. Nikt nie słyszał wtedy o oryginalnych grach, do których dołączona jest instrukcja, a co dopiero o zaimplementowanych tutorialach, które same nauczą cię komunikacji z nią!

„Łamanie” gier miało swój niesamowity urok. Co trudniejsze rzeczy zapisywało się w skrzętnie gromadzonych zeszytach. Kody, hasła, mapki czy najzwyklejsza w świecie rozpiska menusów w grze. Pamiętam do dziś jak przebijałem się przez Vermeer 100%. Gra od razu wyjątkowo przypadła mi do gustu. Jedynym problemem było to, że była… po niemiecku, z którego jedynymi słowami, które znam do dziś są Halt, Hande Hoch, Blitzkrieg, Wehrmaht, Luftwaffe, U-bootwaffe i Kriegsmarine. No i jeszcze Achtung Panzer (a Gut Mercedes! Zwei Cylinder!? przyp. Katmay)! Co dziwne, żadne nie występowało w opisywanej grze choć po oglądaniu Hansa Klossa myślałem, że nie da się mówić po niemiecku nie wykrzykując przynajmniej raz na minutę Halt! Nie było też żadnego Brunnera czy Wolfa w okolicy, który mógłby mi pomóc dlatego nie pozostało mi nic innego jak jedyny w domu słownik niemiecko-polski z okresu międzywojennego. Rodzice ze zdziwieniem obserwowali moje działania, ja jednak twardo brnąłem przez gąszcz Ankaufów i Verkaufów. Trudno wyrazić dumę, która mnie przepełniała kiedy ostatni Bardzodługiniemieckiwyraz został rozszyfrowany.

Niestety latka lecą, a ja z roku na rok robię się wygodniejszy. Niedawno pisałem http://www.valhalla.pl/news8765-To-nie-sa-kable-dla-starych-ludzi.html o tym, że coraz mniej grzebię w bebechach mojego peceta stając się najzwyklejszym Wygodnym Użytkownikiem. Podobnie jest z grami. Nie mam cierpliwości, a przede wszystkim czasu, żeby rozgryzać grę, rozbijać ją na atomy. Siadam po to by bawić się, a nie dochodzić przez godzinę do czego służy ta czy inna ikona. Dlatego też pierwszym co robię po odpaleniu każdego tytułu to szaleńcze poszukiwanie tutoriala. Gdy takiego nie znajdę gra od razu otrzymuje status „zagrożony” i jeśli tylko w przeciągu 10 minut nie przekona mnie do siebie leci z dysku. Witajcie w brutalnym świecie Leniwych Ludzi!

Istotnym czynnikiem determinującym obecność tutoriali w grach jest poziom skomplikowania dzisiejszych produkcji. Choć nam hardcorowym graczom wszystkie wydają się mniej bądź bardziej proste dla laików niekoniecznie. Nie mają pewnych nawyków, nie znają mechanizmów, które każdy rasowy gamer ma we krwi. Skoro mnie, doświadczonego gracza (bo za takiego można mnie uznać choćby z racji na staż i intensywność obcowania z grami) niektóre tytuły potrafią zniechęcić właśnie poprzez swoją hermetyczność co dopiero statystycznego Kowalskiego, który odpala grę dosłownie od święta? Jedynym ratunkiem w takiej sytuacji jest właśnie tak przez wszystkich upragniony tutorial. Gdyby nie on gra najprawdopodobniej poszłaby w kąt, a zniechęcony casual nigdy więcej by po nią nie sięgnął. Tutoriale nie są więc tylko ratunkiem dla nas – graczy, ale dla deweloperów, którym zależy na sprzedaniu swojej gry. Stać się tak może tylko wtedy kiedy dany tytuł będzie produktem przystępnym dla możliwie dużej grupy odbiorców. Oczywiście, każda seria ma swoich maniaków, którzy niezależnie od poziomu komplikacji przegryzą się przez nią jednak choć może to i chwalebne to nie oni są grupą docelową wydawcy. Jest nią bliżej nieokreślona masa osób, która niekoniecznie na śniadanie odpala Burnout Paradise, na obiad Mass Effect, a na kolację Silent Huntera. Bardzo chętnie natomiast od czasu do czasu na imprezie bawi się przy SingStarze czy WiiSport.

Postępująca casualizacja gier sprawia, że coraz częściej pojawiają się w nich tutoriale. Pytanie czy to dobre czy nie? Z jednej strony zanika gdzieś magia przedzierania się przez nowy tytuł, poznawania go od podszewki, z drugiej ułatwia to obcowanie z grami masom zabieganych, zapracowanych ludzi, którzy nie mają czasu na oswajanie się z nimi. Paradoksalnie ofiarami tego procesu stają się gamersi tacy jak ja, którzy coraz częściej bez tutoriala w ogóle nie zaczynają zabawy.

Wygoda czy lenistwo? A może naturalna kolej rzeczy? Jak jest z wami – korzystacie z tutoriali czy może zawiązujecie na głowie opaskę z widniejącym na niej Pac-Manem i z morderczym okrzykiem Banzaaaai przedzieracie się przez tajniki nowo zakupionego tytułu na własną rękę?

[Głosów:0    Średnia:0/5]

8 KOMENTARZE

  1. Ja też odczuwam ten efekt – wgryzienie sie w grę, rozpracowanie interfejsu, zakumanie związków między postaciami – wymaga coraz więcej wysiłku. A mając +/- 16 staż gracza mam się z czym porównywać. Wymaga wysiłku ale nadal sprawia dużo satysfakcji! Frustracja wynika częściej z tego, że się nie ma w co wgryzać; mózg dziadka sie właśnie rozgrzał a tu potencjał gry się kończy (nie, nie mam na myśli Fritza:)A tak poważniej, to przyglądamy sie wszyscy osobom starszym od nas i widzimy, że z czasem umysłowo robią sie coraz cieńszy, cieniutcy. TV, praca, stresy, lata robią swoje – i to już u trzydziestoparolatków. Zastanawiałem się jak obronić się przed taką degrengoladą (niezłe słowko, nie?). I wstępnie opracowałem dwa testy na początki rozmiękczenia mózgu;TEST nr 1. Czy jestem w stanie przeczytać „ze zrozumieniem” 15-30 stron książki bez znużenia, łażenia do wc, przekąszania, wyglądania przez okno, zaglądania do kompa?TEST nr 2. Czy jestem w stanie rozpracować każdą grę (każdą!) na tyle by zacząć w nią grać i nie oceniać jej w stylu „ale badziewie dla bezmyślnych dzieciaków/jajogłowych geeków/fanbojów D&D/co tam chcecie” Ha? I to jest dobry test! Albo przechodzisz jeden etap gry i stwierdzasz (najlepiej na jakimś forum) „grałem, ale straszliwe barachło” albo nie dajesz rady z interfejsem, storyline’m, złożonością gry i stwierdzasz (najlepiej na jakimś forum) „grałem, ale straszliwe barachło”. Ale w tym drugim przypadku kłamiesz. I zaczynasz „growo” niedołężnieć 😛

  2. Nie mam cierpliwości, a przede wszystkim czasu, żeby rozgryzać grę, rozbijać ją na atomy. Siadam po to by bawić się, a nie dochodzić przez godzinę do czego służy ta czy inna ikona. Dlatego też pierwszym co robię po odpaleniu każdego tytułu to szaleńcze poszukiwanie tutoriala.

    Mam podobnie. 🙂 Chyba, ze gra wybitnie mi sie podoba. Moze to juz syndrom faceta po trzydziestce. . . 😉

  3. Instrukcje są przereklamowane! Po pierwsze są coraz cieńsze. Niby dobrze, bo mniej czasu na jej przejrzenie. Z drugiej strony szlag mnie trafia, jak widzę, że większość tekstu napisana jest na zasadzie: „Ustawienia ekranu — opcja umożliwiająca ustawienie parametrów ekranowych”. Żenujące! Efektem tego jest to, że jak się szuka czegoś konkretnego instrukcja milczy. Opisy combosów itp. — nawet jeśli są — są irytująco enigmatyczne, nie wspominając, że po instalacji i tak zmieniam układ klawiszy, więc opis trzeba tłumaczyć z domyślnej na moją klawiaturę. „Rozgryzać” gry samemu, przy dzisiejszej ich złożoności, nie mam zamiaru. Poza tym płacę, więc wymagam :)Tak więc zdecydowanie lubię, korzystam i oczekuję tutoriali w grach. Szczególnie, gdy tutorial jest inteligentnie powiązany z fabułą. Był taki, m. in. , bodajże, w jakimś „Call of Duty” — w formie przeszkolenia wojskowego.

  4. Korzystam z tutoriali, mimo, ze chcialbym moc je porzucic. Niestety niektore smaczki interface’u sa nie do zgadniecia i to dla nich przechodze tutoriale. Nienawidze wprowadzen a’la ‚kliknij lewym,aby zaznaczyc jednostke’,ale wiem, ze ni zglebie w 100% sam tajnikow sterowania, wiec zaciskam zebo i brne do przodu. Kiedys gry jednak byly prostsze.

  5. A co jest zdrożnego w korzystaniu z tutoriali? Znak czasów, za PRLu dostawało się podręcznik z matematyki bez żadnych przystępnych wyjaśnień i uczeń sam musiał rozgryzać, o co chodzi, co nie było niczym pięknym, tylko żmudnym i trudnym. Jeśli gra może mnie poprowadzić za rączkę przy procesie wgryzania się w nią, poznawania tajników rozgrywki, to czemu miałbym z tego nie korzystać? To nie znak lenistwa, tylko nowych, wygodniejszych czasów. Gry mają dostarczać przeżyć na różnych płaszczyznach i po co frustrować się X czasu rozczytywaniem klawiszologii?Grzebanie w grze jak najbardziej popieram, sam się w to bawię, ale jeśli ma to polegać na zastanawianiu się „jak ja mam otworzyć inventory?” zamiast na „czego musiałbym użyć, żeby przejść dalej?”, to ja dziękuję, postoję. Poza tym, tutoriale potrafią mieć świetną formę i chociażby dlatego nie widzę powodu, żebym z nich rezygnował – przechodzenie obowiązkowych treningów w takim Vietkongu czy MoH: Pacific Assault uważam nie za karę, a nagrodę, są bowiem zrealizowane w perfekcyjny sposób.

  6. Wiesz Jolo, to wszystko zależy czego tyczy się sam tutorial, bo zazwyczaj to tylko i wyłącznie wytłumaczenie podstawowej mechaniki gry i tyle. Tu masz kieszeń, tu masz stamine, tu masz mane, tak rozwalasz łeb z zamachu, a tak wypruwasz bebechy pchnięciem. W zasadzie nic więcej, a cała reszta pozostaje już do odkrycia samemu. Jak dla mnie, „początek końca” nastał wraz z pojawieniem się automappingu (wszelkiej maści rpg) oraz automatycznego kursora (adventure). To dwie główne, rozwojowe przyczyny wspomnianej wcześniej „degrengolady”. Ręczne rysowanie map to był miód jakich mało, np. do takiego Ishara, Dragon Stone, czy wcześniejszych Cuckie Egg, Jet Set Willy, czy Sabre Wulf. Choć po głębszym zastanowieniu, poważnie się zastanawiam, czy dziś jeszcze by mi się chciało. Może tak, ale tylko pod warunkiem, że znalazł bym sobie do tego, jakiegoś dzielnego kompana-maniaka, z którym wspólnie przypomnieli byśmy sobie Dawne Dobre Czasy. W kupie zawsze raźniej.

  7. Gry na dzisiejszym poziomie nie zbyt skomplikowane, pisanie instrukcji najczesciej jest zbedne bo intuicja robi swoje. Sa tez trudniejsze gry typu Europa Uniwersalis, generalnie nie ma o czym dyskutowac. Dokumentacje i tutoriale to temat dobry do rozmowy o oprogramowniu np. Visual Studio czy wszelakiej masci AutoCAD’y – tutaj bez wstepnego czytania i nauki nie moze byc mowy o jakimkolwiek projekcie.

Skomentuj Sławek Szymański Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here