Pierwsze społeczności MMORPGowe są jak pierwsze społeczności w ogóle. W państwach feudalnych chłopom wystarczało, że mieli co jeść i czego się bać – w tym przypadku bata swojego pana. W World of Warcraft ludziom wystarcza, że mogą się wcielić w kolorowego trolla i oglądać wirtualne monety. Ale tak, jak prawdziwe społeczeństwa wybijały się na niepodległość i robotnicy czy chłopi chcieli mieć coraz większy udział w decydowaniu o sobie, tak i światli gracze zapewne w końcu zrozumieją, że nie muszą tańczyć tak, jak im producent MMORPGa zagra. Kiedy sto tysięcy krasnoludów uderzy pięścią w stół, nawet bunkier Blizzarda, w którym stoją serwery zadrży w posadach.

No pomyślmy przez chwilę – to przecież game masterzy są dla nas, a nie my dla nich. A tymczasem cały Azeroth czy inna Britannia są kształtowane według widzimisię jakichśtam designerów z Kansas. Najlepszym przykładem takiej tyranii jest chyba Star Wars: Galaxies, które w swoim czasie zostało naprawione/zepsute przez swoich twórców bez jakiegokolwiek porozumienia z graczami. A przecież logiczne jest, że to sami mieszkańcy tego świata (najlepiej poprzez swoich przedstawicieli w wirtualnym parlamencie) mają najwięcej do powiedzenia w sprawie tego, w którym kierunku powinien podążać ich świat. I co by ich ucieszyło.

Jestem niemal pewny, że w wyniku nacisków kolejnych grup społecznych, designerzy wprowadzą wreszcie rozwiązania bardziej demokratyczne i pozwolą tym, którzy ich utrzymują (kolejna analogia do historii rozwoju społeczeństw) brać czynny udział w kształtowaniu świata. Reklama, że „nasz MMORPG” jest w pełni demokratyczny dałaby kolejny pretekst do zakupu gry, a i możliwość rozbudowywania takiego systemu dałaby producentom pole do popisu– wszak oryginalne pomysły są w MMORPGach niezwykle cenne. Designerzy już praktycznie doszli do szczytu swoich możliwości i pewnie godzinami zachodzą w głowę, co tu nowego wymyślić, prócz jeszcze jednego smoka, jeno w innym kolorze.

Zresztą inicjatywy (na razie pseudo-) demokratyczne są już podejmowane. Wspomniane Star Wars Galaxies, mimo, że stworzone przez uberdespotyczne Sony Online Entertainment i oparte o uberdespotyczną licencję Gwiezdnych Wojen ma już swoją radę Jedi, złożoną z szeregowych graczy. I znów – tak jak w historii wszechświata – ta rada póki co jest marionetkowa (sami gracze śmieją się, że SOE wybrało najmniejszych krzykaczy, żeby uspokoić nastroje społeczne), ale jest. Tylko czekać, aż uniezależni się od producentów, a wtedy – nie ma praktycznie żadnych limitów.

Nie wiem czy to utopia – społeczeństwo MMO, które samo decyduje o polityce wewnętrznej (blokować newbie-killerów czy zsyłać ich na wyspę?; aresztować osoby zachowujące się wulgarnie, czy wprowadzić lepsze filtry?) albo decydujące o budżecie na przyszły rok? Przecież to wcale nie byłoby takie trudne – duża część pieniędzy płaconych z abonamentu przeznaczana jest na nowe opcje i rozwój infrastruktury. Dlaczego nie pozwolić najbardziej zainteresowanym zdecydować, czy w przyszłynm roku 200 000 dolarów przeznaczamy na zbudowanie nowej wyspy na oceanie czy szybsze łącza internetowe dla polskich graczy? I głosować, głosować, głosować! Ludzie będą zadowoleni, designerzy też nie będą musieli już nic wymyślać, bo społeczeństwo samo podsunie im pomysły… zysk dla każdego!

Rozumiem, że trudno się wyrzec niczym nieograniczonej władzy, ale apeluję do producentów – pomyślcie o tym. Znajdźcie rozwiązanie, zanim ktoś inny na to wpadnie i dokona na was rewolucyjnej egzekucji. Może nikt was nie skróci o głowę w ataku na Pałac Zimowy, ale utrata pracy to w dzisiejszych czasach też nie przelewki. Pałer tu da pipl!

[Głosów:0    Średnia:0/5]

8 KOMENTARZE

  1. Analogia pomiędzy MMO(RPG) a rozwojem społeczeństw to paralela nie do końca paralelna. :)Tak na szybko – co z odpowiedzialnością? Już R. A. Heinlein w swoim Starship Troopers opisał pięknie, że wraz z autorytetem (władzą) musi iść odpowiedzialność. :] W USA w ogóle może być śmiechowo – przypuśćmy, że społeczność przegłosowuje celebrację Steak & Blowjob Day, zaś zobligowani do przestrzegania stanowionego prawa developerzy implementują właściwe animacje. 5 sekund po zaimplementowaniu wpływa do sądu gazylion pozwów od urażonych matek dzieci i innych Thompsonów, zaś firma – właściciel gry zostaje zlicytowana na pokrycie odszkodowań i kosztów prawników. :]Co stanie na przeszkodzie, żeby lobby np. paladynów przegłosowało wprowadzenie Kasy Paladyńskich Ubezpieczeń Społecznych i tym samym zdewastowało wirtualną ekonomię, albo chociaż wymogło zwiększenie statów, osłabienie mobów, albo inną ulgę prorodzinną?Skąd pomysł, że jacyś noliferzy wybrani przez innych nolifer’ów będą lepiej wiedzieli od państwa admiństwa, jakie i ile serwerów kupić, jak prognozować wzrost obciążenia albo jak ocenić wysycenie łącz? Albo że pierwszą rzeczą, jaką przegłosują, nie będzie zniesienie opłat miesięcznych i tym samym przestawienie firmy na działalność charytatywną? :)I wreszcie, jakie szanse takie „młode demokracje” MMO miałyby z lepiej lub gorzej, ale centralnie zarządzanymi grami wielkich potentatów? Gdzie może brak polotu, ale jasno określona jest jakaś wizja i ma się mniejszą lub większą gwarancję, że gra będzie i jutro, i pojutrze, i w kształcie w miarę przewidywalnym.

  2. Wydaje mi się, Bebe, że sprowadzasz rzecz do absurdu. Choć niewątpliwie poruszasz istotny problem. Podobne obawy mają młode państwa, a niektóre z nich się „wykolejają” i schodzą na manowce, np. różnego rodzaju republiki bananowe. Podobne też obawy mogli mieć co światlejsi obywatele w dawnych wiekach. Lekarstwem na te niebezpieczeństwa jest stopniowe przejmowanie rządów (co by woda sodowa nie uderzyła do głów parlamentarzystów) oraz, najważniejsze, konstytucja i prezydent (którym mógłby być producent czy wydawca gry). Myślę więc, że paralela jednak jest i to — niestety — dokładniejsza, niż może byśmy chcieli. . .

    • Wydaje mi się, Bebe, że sprowadzasz rzecz do absurdu. Choć niewątpliwie poruszasz istotny problem.

      Wyjątkowo nieświadomie sprowadzałem. 🙂 Nie miałem na celu ukazywania wad demokracji, bo te są nam znane i, jak słusznie malacar zauważył, nic lepszego nie wymyślono. Chciałem zaakcentować rozbieżności pomiędzy światem realnym a wirtualnym. Nie byłoby nic niepokojącego, gdyby władzę oddano w ręce ludu w świecie gry. W sensie – obalamy króla i Azerothem rządzi teraz parlament, prezydent czy inna rada starców. Nie ma z tym problemu, bo decyzje graczy oddziaływują tylko na świat gry – na jego kształt, ekonomię (pamiętajmy, że wirtualną) czy stosunki międzyludzkie, międzyorcze, międzyelfie itd. Natomiast zastanawia mnie, co się stanie, kiedy decyzje dotyczące firmy – producenta gry oddamy w ręce jej klientów? Co na to akcjonariusze? 🙂 Przede wszystkim, jak coś takiego się sprawdzi na wolnym rynku? (Młodszych czytelników informuję, że historia zna już przypadki przedsiębiorstw zarządzanych przez pracowników, nazywano je kołchozami i ogólnie rzecz biorąc nie były one szczytem osiągnięć, jeśli chodzi o rentowność, wydajność czy innowacyjność. ;)Do tego chciałbym zauważyć, że demokracje kształtowały się przez stulecia i zaryzykuję twierdzenie, że wszystkie przeszły mniej więcej przez wszystkie etapy rozwoju (akurat czytam o fali korupcji dręczącej angielski parlament w. . . XVIII w. :). Przy obecnym tempie rozwoju gry miałyby strasznie mało czasu, aby zaliczyć choćby po łebkach najważniejsze z tych etapów, zaś w możliwość wykreowania od razu demokracji dojrzałej i stabilnej czemuś nie wierzę. :)Edit: A jeszcze mi się przypomniało z czasów szkolnych, że przecież gwarantem demokracji jest podział władzy na ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą, jak chociażby tą sądowniczą w MMO zrobić? Niezły jest pomysł z posadzeniem korporacji w roli prezydenta, tylko należałoby uściślić, co to za prezydent (model amerykański czy raczej taka dekoracja do przecinania wstęg), celna jest też uwaga z konsytucją regulującą zakres zmian możliwych do wprowadzenia przez parlament. Insza inszość, że konstytucję też można zmienić, chociaż zawsze właściciel piaskownicy może ustalić raz na zawsze niezmienialną.

      • Natomiast zastanawia mnie, co się stanie, kiedy decyzje dotyczące firmy – producenta gry oddamy w ręce jej klientów? Co na to akcjonariusze? 🙂 Przede wszystkim, jak coś takiego się sprawdzi na wolnym rynku? (Młodszych czytelników informuję, że historia zna już przypadki przedsiębiorstw zarządzanych przez pracowników, nazywano je kołchozami [. . . ]

        Mnie też to zastanawia i. . . nie wiem. Nikt nie będzie wiedział, dopóki to nie nastąpi. Ale świat idzie naprzód, więc może sie przekonamy. Kołchozy to rzeczywiście przykład, hm. . . odstraszający (choć wydaje się, że tam raczej były rządy tyrana — aparatczyka-dyrektora). Natomiast zarządzane wspólnie kibuce przynosiły i przynoszą niezłe zyski.

        Do tego chciałbym zauważyć, że demokracje kształtowały się przez stulecia [. . . ]

        Tak. Ale z niczego. Gracze natomiast są już obywatelami demokracji. Nie muszą więc wszystkiego wypracowywać.

        [. . . ]Niezły jest pomysł z posadzeniem korporacji w roli prezydenta, tylko należałoby uściślić, co to za prezydent (model amerykański czy raczej taka dekoracja do przecinania wstęg [. . . ]

        A to juz szczegóły, które będziemy (?) rozwiązywać przed przejęciem władzy :)PS. Nie odebrałem Twoich słów, jako ukazywanie wad demokracji, a jedynie zwrócenie uwagi na problematyczny charakter pomysłu, który dyskutujemy.

  3. Bebe,Nie jest żadną nowością, że demokracja jest najgorszym z możliwych systemów, tyle, że lepszego jeszcze nikt nie wymyślił :)Możliwość złożenia absurdalnego pozwu też jest w jakimś stopniu triumfem demokracji. Gdyby demokracja przynosiła tylko takie katastrofalne scenariusze, jak tu opisujesz już dawno byłoby po nas. Dziwię się bardzo, że biorąc pod uwagę częstość wygłaszania poglądów, że najlepsza jest „mądra dyktatura” nikt nie umie wskazać takiej, która by się sprawdziła. Niestety, tacy wodzowie narodów jak Idi Amin czy Pol Pot też na początku chcieli dobrze. Problem zaczynał się wtedy, kiedy ktoś miał troszkę inne zdanie na temat tego dobra. Dziwnym trafem to zawsze dyktatury przynosiły nam represje i ludobójstwa. A demokracje – co najwyżej bankructwo MMORPGa po zniesieniu opłat 😛

  4. Demokracja w MMORPG? Jak najbardziej, ale. . . kontrolowana ;] Pomysl swietny i w takim WoW-ie, ktory ma juz pod dziesiec milionow graczy rzad moglby liczyc nawet kilka tysiecy osob, podzielonych na partie i na. . . panstwa. Nic nie stoi na przeszkodzie, by stworzyc kilka nacji (nie orientuje sie jak wyglada ustroj spoleczno-polityczny w WoW-ie, ale mogloby to byc podzielone wedle ras [8?] albo wedle sojuszy tychze [2?]) i niech konkuruja – nie tylko na polu militarnym (choc tu tez oczywiscie), ale rowniez gospodarczo. Niech handluja, wojuja, wspolpracuja i daza do dominacji. Tylko ktos madry z administracji musi nad tym wszystkim stac, by w momencie, kiedy demokracja udaje sie w kierunku katastrofy rozpedzic cala rzadzaca hołotę i doprowadzic wszystko do rownowagi.

  5. skad pomysl ze pierwsze spoleczenstwa to panstwa feudalne? a starozytnej grecji ktora z feudalizmem i autorytaryzmem akurat nie miala wiele wspolnego autor w szkole nie liznal? 😉 i to akurat sporo przed pantwami feudalnymi. . i czemu wlasciwie prywatna firma (deweloper gry) mialaby oddawac czesc uprawnien kontrolnych nas swoim wlasnym produktem swoim klientom? (bo tylko nimi sa gracze, niczym wiece) prosta zasada – nie lubisz, nie grasz. nie ma tu przeciez zadnej tyranii, nikt nie zmusza graczy do gry w wowa. zreszta jak autor wyobraza sobie demokracje, jesli firma zawsze bedzie miala ostateczny glos nad decyzjami graczy? przeciez nigdy nie odda calej „wladzy” w rece „ludu” (graczy), wiec gdzie tu demokracja?

  6. No ciekawe, ciekawe, tylko że w zasadzie takie mechanizmy istnieją już od dawna. Oczywiście są ograniczone pewnymi ramami konstrukcyjnymi samej gry, ale są. Struktura wewnętrzna większych klanów, potrafi być na prawdę złożona, co poniektóre posiadają swoje Okrągłe Stoły, inne zaś mają bardziej scentralizowaną strukturę. Głosowania odbywają się w samej grze lub na stronach klanowych. Klany łączą się w rozmaite sojusze, koalicje, wymieniają się itemami, pożyczają sobie kasę, craftują dla siebie rozmaite przedmioty a nawet czasami wynajmują co potężniejszych wojowników. Jeżeli dodatkowo w grze zaimplementowany zostanie mechanizm popyt-podaż to już naprawdę jest bajka. W co poniektórych mmorpg’ach istnieje housing, czyli możliwość stawiania pojedynczych domów, hali klanowych, lub budowania nawet całych miast (Age of Conan), a co za tym idzie zmiany struktury szeroko rozumianego otoczenia. Moim zdaniem to zupełnie wystarcza do zbudowania bardzo złożonych zależności w danym wirtualnym społeczeństwie. Dobrą metodą nie jest stwarzanie miliona mechanizmów, które niby umożliwią graczom stworzenie zaawansowanych struktur. Należy natomiast tak skonstruować grę, aby zrobić jak najmniej tychże mechanizmów, które to tylko przeszkadzałyby graczom w swobodzie kreacji. Doskonałym przykładem jest tu UO. Na niektórych shardach, poprzez lata, potworzyły się tak złożone struktury, że aż ciężko się było w tym wszystkim połapać. Więc prośba do developerów: nie pomagajcie graczom poprzez tworzenie zaawansowanych mechanizmów, po prostu przestańcie im przeszkadzać, oni naprawdę poradzą sobie najlepiej. Jedyne co do was należy to pilnowanie porządku i tyle, choć i tak sądzę, że wysoce rozwinięta, zgrana społeczność potrafi sobie z tym poradzić sama.

Skomentuj Wojciech Borowicz Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here