W ramach CD Projekt Spring Conference 2010 zaprezentowano kilka wartych uwagi tytułów, o czym mogliście przekonać się już wczoraj. Nie da się jednak zaprzeczyć, że gwóźdź programu stanowiła oficjalna zapowiedź i pierwsza pełnoprawna prezentacja Wiedźmina 2. Udało nam się porozmawiać z twórcami gry, a odpowiedzi na część nurtujących nas pytań znajdziecie poniżej.

Długo zastanawiałem się nad tytułem, który będę miał przyjemność zapowiedzieć. Na horyzoncie widać już mnóstwo ciekawych gier. Wybrać jedną z nich? Ciężka sprawa. Tak się jednak złożyło, że w podjęciu decyzji pomógł mi Malacar, a w zasadzie jego felieton. Dziś poczytacie o kolekcjonowaniu przedmiotów.

Co zbieractwo ma do zapowiedzi? Ano to, że kojarzy się z grami hack’n’slash czy jak kto woli action RPG. Przeszukiwanie kolejnych zwłok zaspokaja moje zwierzęce instynkty bardziej od masakrowania setek szkaradnych potworów. To dla mnie esencja tego typu pozycji. Zobaczmy więc co znajdziemy w nowym dziele Chrisa Taylora i jego Gas Powered Games.

Spis treści

Wybuch, którego nie chcesz być świadkiem

Small Daddy

Starym zwyczajem nie za wiele dobrego da się opowiedzieć o fabule omawianej pozycji. Space Siege zaczyna się odrobinę mocniej od filmów Hitchcocka. Nie ma tu trzęsienia ziemi. Ziemia po prostu robi PUF i eksploduje. O dziwo nie my sami sprowadzamy na siebie zagładę. Nasze zadki zostają skopane przez Złych Krwiożerczych Kosmitów (ZKK™). Z trzeciej planety od słońca startuje jednak parę statków, na pokładzie których znajduje się kilkumilionowa garstka szczęśliwców. Szczęśliwców? Co ja też wypisuje. Towarzyszy im armia ZKK™. Ci jakimś cudem dostali się na pokład statków z ewakuującą się ludnością. Kosmici marzą o tym samym, co typowy fan gier action RPG. Chcą zdobyć skarby. Skarby pięknych, ludzkich dziewic. Wszystkich facetów, za przeproszeniem pragną tylko wyrżnąć (w pień a nawet i pieniek).

Teraz już się zapewne domyślacie, że stawić im czoła może tylko jeden człowiek. Jest nim kierowana przez nas postać – Seth Walker. Skoro scenariusz gry jest na tyle oryginalny to mogli mu dać na imię Johnnie. Przynajmniej skojarzenia byłyby kapkę lepsze. Dobrze, że oklepana fabuła to jedyny doskonale znany element gry. Cała reszta to nowości i eksperymenty Gas Powered Games. Nie wierzycie? Czytajcie dalej.

Alone in the Dark

Johnnie, tfu Seth nie jest mięczakiem, choć inteligencją nie grzeszy. Sterująca Armstrongiem (tak nazywa się nasz statek) SI oceniła, że walkę z ZKK™ może wygrać jedynie osoba, która wzmocni swoje ciało wszczepami. Nie mogąc jednak zmienić resztek ludzkości w Borgów potrzebny był jej ochotnik. Jest nim rzecz jasna prowadzony przez nas bohater. „Goła” postać ma mniej więcej 13% szans na przeżycie. Dlatego też powinniśmy myśleć o zastępowaniu ludzkich organów mechanicznymi częściami, o których napiszę za kilka chwil. Modyfikowanie bohatera za pomocą wszczepów, to jedna z największych atrakcji Space Siege, jeśli nie weźmiemy pod uwagę tego, że nareszcie nie przenosimy się do typowego świata fantasy.

Wybuchające cukierki

Kolejną innowacja sprowadza się do wyrzucenia z gry drużyny. Korytarze Armstronga będziemy zwiedzać sami. No, może nie do końca, ale o podziale łupów między maga, kapłana, złodzieja, dwóch wojowników i barda mowy nie ma. Jedynym naszym towarzyszem jest robot, którego najwyraźniej stworzyła japońska Honda. HR-V podobnie jak Seth także lubi modyfikacje. Będziemy mogli zmieniać jego broń, pancerz, dawać mu unikalne przedmioty a nawet wykonywać do spółki z nim specjalne combosy.

Mechaniczne członki

W przeciwieństwie do naszego elektronicznego przyjaciela, modyfikowanie naszego ciała może być bronią obusieczną. Wymienić możemy praktycznie wszystkie organy. Jeśli zdecydujemy się na taki krok, CyberWalker będzie kończył życie ZKK™ szybciej niż nudzący się panowie pod monopolowym spijają wiśnióweczkę. Druga strona medalu jest taka, że dla pozostałych przy życiu ludzi staniemy się praktycznie takim samym obcym jak ci, którzy polują na nasze kobiety. Po cudownym przemienieniu Walkera w robota nie tylko zobaczymy inne zakończenie gry. Część questów może nie być dostępna a podejście NPCów do naszego herosa będzie zupełnie inne niż do Seth’a z krwi i kości.

Skoro już przy zakończeniu gry jesteśmy to teraz prędko wspomnę, że jej przejście zająć ma od piętnastu do dwudziestu godzin. Liczba nie szokuje, ale też nie ociera się o 4-5 godzin przyjemności, których jesteśmy coraz częściej świadkami. Liczby te dotyczą oczywiście kampanii singleplayer. Trybu multi nie zabraknie. W jego przypadku mówi się o przygodzie coop dla maksymalnie czterech graczy.

O dziwo w grze bardzo istotna ma być opowiadana historia, występujące w niej postaci i ich cele. Tym razem ma nam naprawdę zależeć na bohaterze i NPCach. Słyszeliśmy to już setki razy. Trzymajmy więc kciuki za to żeby w końcu ta sztuka komuś wyszła tym bardziej, że już na wstępie tekstu wspominałem, iż fabuła raczej nie będzie mocnym punktem gry.

BioSiege

Kosmici karmią się kolorowymi żelkami

Chris Taylor przyznaje, że zaczerpnął przynajmniej kilka pomysłów z BioShock a jeszcze inne ograne schematy odrzucił. Szykujcie się na kolejne nowości. Pierwsza z nich to zupełny brak punktów doświadczenia. W jakiś przedziwny sposób ich miejsce zajęły wszczepy, o których już pisałem. Zapomnieć możecie również o śmierci. W Space Siege zobaczymy stacje regenerujące, które ożywiają Seth’a kiedy ten w końcu padnie. XP’ki i napis „Game Over”, zdaniem Taylora, pochodzą ze starej szkoły gier. On natomiast chce nam oddać świeże, przełomowe dzieło. Zobaczymy jak to wyjdzie w praniu. Ja obawiam się, że będzie to największy minus tego tytułu. Moim zdaniem brak poszanowania dla życia naszej postaci odbierał sporą część przyjemności, płynącej ze zwiedzania Rapture czy wybijania obcych w Prey. Nie zdziwię się jeśli w tym przypadku będzie tak samo.

Mimo to decyzje Taylora dobrze komponują się z tym, co mówi o swojej produkcji. Twierdzi on, że Space Siege o tytuł nastawiony na akcję a nie na warstwę RPG. W unicestwianiu ZKK™ pomagać ma nam innowacyjny system fizyki, wykorzystywanie elementów otoczenia czy nawet fakt, że gra wykonana jest w pełnym 3D.

Wiosną lecimy w kosmos

Do premiery duchowego następcy Dungeon Siege zostało jeszcze trochę czasu. Najwcześniej w sklepach zobaczymy go dopiero na wiosnę przyszłego roku. W tej chwili jedyną docelową platformą są pecety, choć Taylor twierdzi, że o ewentualnej konwersji zadecyduje wydawca Space Siege.

Akcja. Tylko akcja.

Na pewno będziemy się przyglądać tej pozycji, ponieważ wciąż nie wiemy nic na temat kilku jej elementów. Nie będzie w niej punktów doświadczenia, ale co z rozwojem postaci? Czy zobaczymy jakieś profesje, jakie wybierzemy umiejętności? Co z przedmiotami – jak dużo i jakiego typu będą znajdźki? Mało da się powiedzieć o grafice i muzyce. Szczególnie ta druga pozostaje dla nas czymś nieznanym. Grafika natomiast moim zdaniem prezentuje się dość przeciętnie. Liczę na to, że następne screenshoty, które opublikujemy będą lepsze niż to, co widzieliśmy do tej pory.

Na tę chwilę przed oczami mam tytuł, którym niewątpliwie powinni się interesować wielbiciele gatunku. Jeśli zagrywaliście się w Sacred, Titan Quest czy stworzone przez Gas Powered Games dwie części Dungeon Siege, nowy tytuł Chrisa Taylora może być czymś dla was. Na pewno warto mu się przyjrzeć chociażby z tego powodu, że nareszcie nie będziemy walczyć w typowym świecie fantasy. Jeśli jednak bezmyślne wyrzynanie kosmitów nie jest tym, co lubicie robić, to Space Siege ma niewielkie szanse na to żeby was przyciągnąć do monitorów. Wierzę jednak w umiejętności wspomnianego przed chwilą twórcy i jego zespołu. Liczę na to, że w nasze ręce wpadnie gra, który będzie czymś lepszym niż kolejny przeciętny hack’n’slash czy jak w tym przypadku shoot’n’slash. A jeśli się nie uda? No cóż, pozostaje nam wtedy wierzyć, że Blizzard zapowie Diablo III.

[Głosów:0    Średnia:0/5]
PODZIEL SIĘ
Poprzedni artykułMiliony kochają M$
Następny artykułKlasyka w Xbox Live!

3 KOMENTARZE

  1. Tylko w połowie się zgodzę z Marcelem. Tytuł bowiem wydaje mi się być z cyklu — ostatnio dość powszechnego w grach — który nazywa się: jeśli grałeś przez kwadrans, to widziałeś wszystko. A brak śmierci to bez wątpienia minus ogromny.

Skomentuj M M Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here