Pierwsza część H.A.W.X. opowiadała o powietrznych zmaganiach tytułowego oddziału z popularnymi we współczesnych grach akcji najemnikami. Dzisiaj nikogo już nie zaskakuje, że złe, okrutne i bezwzględne firmy PMC chcą zniszczyć dzielnych amerykańskich obrońców wolności oraz zdobyć kontrolę nad światem. I tak dalej, i tak dalej… dlatego właśnie historia opowiadana nam przez Ubisoft Romania idzie nieco inną, choć równie wydeptaną ścieżką. Arabscy fundamentaliści układający się z anty-zachodnim rosyjskim stronnictwem stanowią śmiertelne zagrożenie dla obecnego porządku świata. Zbierają siły, poszerzają swój arsenał o broń masowego rażenia i przymierzają się do mordowania niewinnych i przejmowania władzy na Kremlu. W kilku słowach: mamy tu do bólu klasyczne political fiction z płaskimi bohaterami, przewidywalnymi zwrotami akcji i okropnym rosyjskim akcentem w tle. Nie jest źle, ale za porywający scenariusz na pewno nie można H.A.W.X. 2 wyróżnić.

W pierwszej części rola głównego bohatera przypadła w udziale Davidowi Crenshawowi, który i tym razem odegra w fabule swoją rolę, właściwie pozbawioną większego znaczenia. Większość czasu w przestworzach spędzimy jako piloci trzech różnych eskadr. Nasi nowi bohaterowie to major Hunter z elitarnego, amerykańskiego oddziału H.A.W.X., rosyjski lojalista – kapitan Sokow oraz porucznik Munro – pilot Królewskich Sił Lotniczych. To dobry zabieg, pozwalający oglądać akcję z kilku różnych perspektyw, ale śledząc przebieg wydarzeń podczas gry momentami nie mogłem pozbyć się uczucia, jakbym uczestniczył w historii niebezpiecznie podobnej do tej z Modern Warfare. Tylko, że tym razem oglądałem ją z lotu ptaka.

Z nosem w chmurach

H.A.W.X. 2 to zręcznościowa strzelanka obsługiwana kilkoma przyciskami, więc nic nie stoi na przeszkodzie by od razu usiąść za sterami jednego z licznych myśliwców i wznieść się w górę. Tam na zestrzelenie zawsze czeka kilka MiG-ów lub Su. Oczywiście potrzeba paru chwil by przerzucić się na nieco inny styl poruszania niż w większości gier wideo, ale intuicyjne i proste w obsłudze sterowanie znacznie to ułatwiają. Paręnaście minut z padem w ręku, odrobina orientacji przestrzennej i będziecie robić beczki albo kręcić pętle na pięciu tysiącach metrów niczym rasowi piloci RAF-u. Dla osób liczący na większe wyzwanie zaprojektowano tryb sterowania „Off”. Czyni on latanie bardziej skomplikowanym i wymagającym, ale to wciąż nic więcej jak powietrzna zręcznościówka. Walka pomiędzy chmurami to też żadna filozofia – ogranicza się do unikania wrogiego ostrzału przez gwałtowne manewry lub użycie flar oraz brania na cel wrogich jednostek i atakowania ich odpowiednią amunicją. Czasem trzeba na nieprzyjacielskie pozycje zrzucić bombkę, zaś innym razem własnoręcznie naprowadzimy na cel zdalnie sterowane pociski. Główną część arsenału w H.A.W.X. 2 stanowią jednak rakiety typu powietrze-ziemia lub na podczerwień, służące do unicestwiania innych myśliwców. Amunicja jednak potrafi skończyć się w najmniej pożądanym momencie, a nie zawsze jest okazja wylądować w bazie by uzupełnić zapasy. Wówczas zostają powietrzne starcia w „półdystansie”, z wykorzystaniem niewyczerpanych zasobów poczciwego działka.

Gdyby cała gra była ograniczona tylko i wyłącznie do latania i strzelania, w zabawę z H.A.W.X. 2 szybko wkradłaby się monotonia. Ekipa Ubisoft Romania postanowiła coś na to zaradzić i typowe dla podniebnych shooterów misje przeplatają się z zadaniami nieco innego rodzaju. Twórcom gry wyszło to bardzo zgrabnie i stanowi całkiem przyjemne urozmaicenie gameplayu. Miło jest bowiem od czasu do czasu pokierować szpiegowską misją bezzałogowego samolotu albo pracować nie jako pilot, a operator uzbrojenia AC-130 (ewidentna kalka Modern Warfare, ale zrobiona bardzo solidnie). Ponadto, gracz nie zawsze będzie cieszył się rolą myśliwego. Czasem trzeba też wcielić się w zwierzynę i czym prędzej uciec przed wrogimi maszynami.

Czy to jednak wystarcza, by na dobre przegonić nudę z H.A.W.X. 2? Niestety, niezupełnie. I mini-gierki z lądowaniem albo tankowaniem z latającej cysterny również niewiele tutaj zmieniają. Rozgrywka w tej pozycji jest bowiem raczej mało satysfakcjonująca i ktoś, kto nie jest wielkim fanem powietrznych zręcznościówek będzie musiał dawkować sobie ten tytuł niewielkimi porcjami, by nie przejadł mu się zbyt szybko. Oczywiście H.A.W.X. 2 ma kilka naprawdę solidnych momentów i mocnych etapów, które aż chce się przechodzić (nie powinienem zdradzać zbyt wiele, ale szczególnie zadanie z pociągiem w Rosji oraz misja w Kapsztadzie zapadają w pamięć). Aczkolwiek bolesną przeciwwagą dla nich są chwile frustracji, których przy najnowszej produkcji Ubisoftu z pewnością nie braknie. Nowe H.A.W.X. potrafi bowiem być tytułem wymagającym, ale czasem zamiast tego po prostu irytuje. Samoloty sterowane przez sztuczną inteligencję mają niewiarygodną ilość flar, którymi walą jak z automatu, przez co nie tylko nie da się ich trafić, ale również namierzyć (nie, flary gracza nie są tak skuteczne). Przez to dochodzi do absurdalnej sytuacji, gdy połowę amunicji trzeba zużyć na zestrzelenie jednej maszyny, bo ta albo akrobatycznymi manewrami unika naszego ostrzału, albo po prostu zostawia za sobą tony flar.

A z przeładowaniem wcale nie ma lekko, bo jeśli nawet baza jest gdzieś w pobliżu, to w kilku misjach naszym zadaniem jest jej bronić przed nadciągającą ofensywą. Co to oznacza w praktyce? Ozłocę każdego, kto da radę tam wylądować i uzupełnić zapasy amunicji w środku misji, pod ciągłym ostrzałem. Graniczy to z cudem i czasem nie zostaje nic innego, jak zapikować w dół i rozbić się o ziemię, by wrócić do ostatniego checkpointa (te też potrafią być „zabawne”, na przykład zapisując grę, gdy w naszą stronę leci rakieta) z magicznie odnowionym pancerzem i uzbrojeniem. Na odciążenie ze strony sojuszników też nie ma co liczyć. Co prawda raz na jakiś czas uda im się trafić w cel, ale oponenci zdają się tego nie dostrzegać i wszystkie ich siły są permanentnie skupione na graczu. Utrudnienia są w porządku… ale tylko, jeśli wprowadza się je z głową, a nie na siłę.

Kokpit

Do dyspozycji gracza oddano kilkanaście maszyn, licencjonowanych przez wielkich lotniczo-wojskowego świata. Pomiędzy chmurami zetrą się więc między innymi takie samoloty, jak A-10 Thunderbolt II albo produkowane przez Lockheed F-16, F-22 Raptor oraz F-35 Lightinng II. Przykładowe myśliwce europejskiej myśli technologicznej to Harrier GR9, Eurofighter Typhoon, a na deser kilka rosyjskich modeli z rodziny MiG i Suchoj. Wszystkie różnią się kilkoma parametrami, jak choćby szybkość, pancerz, czy pilotowanie. W trakcie gry nie jest to jednak jakoś strasznie odczuwalne – jeśli ktoś nauczy się latać za sterami jednej z tych maszyn, wszystkie kolejne wydadzą mu się dziwnie znajome.

Nie wszystkie z tych cudów techniki są dostępne w trybie historii. Całkiem sporą część wykorzystamy tylko podczas opcjonalnych rozgrywek . W tym względzie Ubisoft mocno się postarał, oddając w nasze ręce całkiem spory wachlarz możliwości. Każdą z misji można w dowolnym momencie rozegrać na dwa sposoby – tradycyjnie, dokładnie tak, jak wyglądała w kampanii oraz w trybie zręcznościowym. Ten drugi urozmaica wykonane już zadania dodatkowymi utrudnieniami. A to musimy latać w trybie Off, a to nasze uzbrojenie jest ograniczone tylko do działka. Może się nawet zdarzyć, iż ciągle będziemy zmuszeni do unikania ostrzału z… satelity. Absurdalne, ale z rozmachem. Jeżeli ktoś zagustuje w rozgrywce serwowanej przez Ubi, z pewnością taki dodatek przypadnie mu do gustu.

Ciekawą propozycją jest również Przeżycie. Graliście w Gears of War 2 i próbowaliście zabawy w Hordę? Jeśli tak, to już wiecie o co chodzi. Jeżeli nie – spieszę z wyjaśnieniami. Wybieramy jedną z kilku dostępnych map, a gra rzuca przeciw nam kolejne fale wrogów. Limit czasowy i całe tabuny wrogów do zestrzelenia – cóż bardziej satysfakcjonującego może spotkać gracza lubiącego wyzwania? Jeżeli jednak wolicie latać bez nadmiaru doznań, to też nie ma problemu. W H.A.W.X. 2 nie zabrakło miejsca dla free roamingu i jeśli znudzi się wam użeranie z dziesiątkami nieprzyjacielskich maszyn, co niestety jest bardzo prawdopodobne, możecie po prostu pooglądać krajobrazy i popróbować najróżniejszych manewrów bez rakiet na ogonie. Trzeba sobie jednak zadać jedno kluczowe pytanie – czy nowa gra od Ubi potrafi do siebie przyciągnąć z taką mocą by zachęcić do odkrywania tych wszystkich dodatków. Cóż, odpowiedź twierdząca wymagałaby sporo dobrej woli i dużego samozaparcia.

W szyku panowie, w szyku!

Z H.A.W.X. 2 wcale nie trzeba spędzać czasu samemu – gra zawiera prosty, klasyczny tryb multiplayer, bez żadnych udziwnień ani urozmaiceń. Zdobyte podczas zabawy punkty doświadczenia można wymieniać na nowe samoloty lub specjalne umiejętności, które przydadzą się w drużynowym deathmatchu. Rozgrywa się go na kilku zróżnicowanych mapach i tutaj spory plus dla twórców, bowiem kolejne areny zmagań to nie tylko inne tekstury na tych samych modelach otoczenia, ale również konieczne zmiany strategii a nawet, zależnie od wybranej miejscówki, wyższy lub niższy poziom trudności. Online, choć niczym nie zachwyca, to jest wykonany znośnie i z głową. Można się przy nim dobrze bawić, ale tylko osoby, którym podniebna formuła rozgrywki sprawia dużo frajdy spędzą na sieciowych walkach naprawdę dużo czasu. Tym bardziej, iż jedyną alternatywą dla drużynowych potyczek jest co-op nawet dla czterech graczy – całkiem znośny, ale razem z ilością osób nie rośnie poziom trudności. Przy lataniu w kwartecie nowe H.A.W.X. w każdym trybie poza Przeżyciem staje się dziecinną igraszką.

Całkiem miłym dodatkiem jest natomiast dostęp do Uplay. Ubisoft wprowadza własną platformę sieciową i ich podniebna strzelanka ma do tej funkcjonalności dostęp. Z poziomu gry można ją uruchomić i ściągnąć choćby skórki na samoloty albo tematyczny motyw dla interface’u Xboksa 360. Najlepsze jest jednak to, że walutą, którą zapłacimy za wszystkie te drobiazgi nie będą Punkty Microsoftu, tylko wewnętrzne osiągnięcia. Dobrze ci idzie? Śmiało, ściągaj skórkę dla Raptora. Ukończyłeś grę? Upiększ dashboard tłem z najlepszymi myśliwcami. To oczywiście tylko tego typu niewielkie nagrody, ale system jest bardzo sympatyczny i godny docenienia – oby tak dalej, Uplay ma potencjał.

Pusty bak

Jedną z rzeczy najmocniej wyróżniających H.A.W.X. 2 spośród innych gier jest współpraca jej twórców z właścicielami satelity GeoEye. Możliwości GE wykorzystano już przy okazji pierwszej części i dalsze podążania tą drogą to doskonała decyzja. Podczas zabawy z produkcją Ubisoftu zwiedzimy przestrzeń powietrzną nad sporym kawałkiem świata. Półwysep Arabski, RPA, Morze Norweskie, Moskwa, Kaukaz, Tokio… to wszystko odwzorowane na podstawie zdjęć satelitarnych. Krajobrazy te, oglądane z lotu ptaka, robią piorunujące wrażenie. I o ile jeszcze miasta nie rzucają na kolana, o tyle górskie szczyty czy kaniony widziane z daleka zapierają dech w piersiach. Niestety, podlatując bliżej można co najwyżej skrzywić się z niesmakiem. Oczywiście jest to wymuszone wielkimi obszarami, na których ma miejsce akcja, ale straszliwa pikseloza modeli otoczenia to nie jedyny graficzny niedostatek drugiej części H.A.W.X. Eksplozje i smugi kondensacyjne wyglądają najzwyczajniej w świecie słabo, scenki przerywnikowi na silniku gry prezentują się drętwo i topornie, a na pochwałę nie zasługuje właściwie nic poza wspomnianymi krajobrazami i przyzwoicie wykonanymi modelami samolotów.

Od strony dźwiękowej też jest dosyć przeciętnie. Muzyka to kilka dobrze zrobionych, klimatycznych kawałków, ale są raczej monotonne i nawet na maksymalnych ustawieniach głośności ścieżkę dźwiękową słychać dosyć słabo – choć to oczywiście nie wszystkim musi przeszkadzać. Voice-acting pilotów i ważnych bohaterów prezentuje się nieźle. Kwestie wypowiadane podczas przerywników są naturalne i niewymuszone, a hasła rzucane przez pilotów w powietrzu brzmią dobrze, tylko powtarzają się trochę zbyt często. Ciężko też przyczepić się jakoś szczególnie do odgłosów walki, choć nie sposób ukryć, że wybuchom trochę brakuje mocy.

Twarde lądowanie

H.A.W.X. 2 nie jest wybitnie udaną produkcją. Brak jej słynnego „tego czegoś”. Nie ma tu porządnego błysku, efektu „wow”, szczęka zamiast opadać raz po raz, ciągle pozostaje w wyrazie obojętności. Te kilka solidnych momentów w czasie kampanii, godnych prawdziwej gry akcji, to zdecydowanie zbyt mało, by zaspokoić publiczność rządną mocnych wrażeń, szalonych powietrznych starć i spektakularnych manewrów wykonywanych w przestworzach. I na nic zdaje się tu sprawnie działający multiplayer albo parę trybów urozmaicających rozgrywkę, skoro gameplay po prostu nie jest wystarczający dobry, by na dłużej przyciągnąć gracza. Przed Ubisfotem wciąż daleka droga, jeśli chodzi o „latane” produkcje i po nowe H.A.W.X. warto sięgnąć tylko, jeśli naprawdę lubi się takie klimaty. Wielkimi krokami zbliża się jesienny wysyp solidnych pozycji, więc pozostali chyba lepiej zrobią, jeśli zaoszczędzą te kilka groszy na coś ciekawszego.

Pierwsza część H.A.W.X. przeszła przez rynek raczej bez echa. Nie okazała się spektakularną klapą, ale z całą pewnością nie może być mowy o spodziewanym sukcesie. Mimo to, Ubisoft nie rezygnuje z tej marki. Być może to dobry ruch, bowiem podniebne, zręcznościowe strzelanki wciąż stanowią margines świata elektronicznej rozrywki, a uniwersum sygnowane nazwiskiem Toma Clancy to potencjalna żyła złota. Czy jednak rumuński oddział Ubi zdołał w pełni wykorzystać drzemiący w tej pozycji potencjał?

Plusy

Minusy

[Głosów:0    Średnia:0/5]

5 KOMENTARZE

  1. Część pierwsza była całkiem udana, choć ciut krótka – ‚przeleciałem’ przez nią dość szybciutko. . . , i pomimo że miała kilka niedopracowań (np. brak londowań i startów – wiem że to combat simulator, ale jednk :)) ciekaw jestem drugiej odsłony, a na pewno w nią zagram 🙂

  2. jesli ktos na tyle lubi latac samolotami, ze ma joystick w domu. . . to niech nawet nie mysli o zakupie tego ‚czegos’. jedynka byla gra, ktora najszybciej wyleciala z mojego dysku podczas calego mojego ‚growego zycia’ (a troche tych lat sie juz uzbieralo. . . ). screenshoty z gry wygladaja fajnie. . . i to by bylo na tyle jesli chodzi o zalety tej gry.

  3. Mam dzojstik w domu(pc). grałem w demo HAWX jedynki na X360. Planuję zakup Rise of flight i inwestycje w PC. Tyle na temat latania na Iksboksa. dziecinada.

Skomentuj Anonim Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here