I to nie tylko w branży elektronicznej! Firma Harris Interactive ułożyła listę 10 najlepiej kojarzonych marek i na pierwszym miejscu wcale nie jest Coca-Cola! Ten zaszczyt przypadł w udziale producentom PlayStation.

Viva Piñata: Trouble in Paradise to sequel bardzo podobnej produkcji, która dwa lata temu trafiła na Xboksy, by po pewnym czasie przenieść się również na PC-ty. Tak więc ponownie pod naszą opiekę oddany zostanie niezbyt urzekający kawał ziemi na pewnej egzotycznej wysepce. Za zadanie, jak już się pewnie domyślacie, będziemy mieć przekształcenie tego ugoru w tętniący życiem, tryskający kolorami ogród. Ten z kolei swoim niebywałym pięknem musi przyciągnąć jak największą ilość imponująco różnorodnych Piñat – tytułowych fantastycznych stworzonek, zgodnie z latynoskim zwyczajem wypełnionych pysznymi cukierkami.

Piraci też są…

W przeciwieństwie do tego, co miało miejsce w pierwszej części VP, tym razem twórcy (skądinąd znane i lubiane studio Rare, należące do Microsoftu) postawili przed nami również cel nieco bardziej konkretny. Otóż tak się składa, że podstępny profesor Pester, wraz ze swoimi równie nieprzyjemne podopiecznymi omyłkowo usunął z centrali wszystkie informacje dotyczące poszczególnych gatunków naszych uroczych stworzonek. My zaś – jako nie tylko wyśmienici ogrodnicy, ale również jako jednostki dbające o ład i porządek postaramy się całą zaginioną wiedzę przywrócić, poprzez chowanie, rozmnażanie i wysyłanie pełnych słodkości zwierzaków do wspomnianej centralni. Dodanie jakiegoś, nawet tak drobnego jak ten, wątku fabularnego to ze strony Rare świetny krok. W końcu bowiem jest do czego dążyć podczas oswajania kolejnych śmiesznych stworków.

Dream Team

Piękne widoki…

W pierwszej części serii na swojej drodze mogliśmy spotkać zaledwie około sześćdziesięciu różnych zwierzaków wypełnionych słodyczami. Tym razem jednak twórcy zadbali oto, by liczba ta przekroczyła setkę, toteż niech nikt nie mówi, iż wciąż mu mało. Jednakowoż jak twierdzi pewne znane przysłowie, liczy się nie ilość, a przede wszystkim jakość. Tutaj jednak również zupełnie nie ma się czym martwić – i pod tym względem znajdujące się pod skrzydłami Microsoftu studio „dopieściło” swój najnowszy produkt. Piñaty są słodkie, kolorowe i, przede wszystkim, niesamowicie zróżnicowane. I to, naturalnie, nie tylko pod względem wizualnym. Każdy z tych sympatycznych zwierzaków stawia nam inne wymagania, które sprawią, że odwiedzi nasz ogród, potem w nim zostanie i być może nawet spodoba mu się na tyle, iż uzna nasze poletko za miejsce odpowiednie do, że się tak wyrażę, poszerzenia swojej niezwykłej rodziny. Jednym Piñatom do pełni szczęścia w zupełności wystarczy mały domek i skrawek ziemi, inne zaś oczekują warunków niczym w pięciogwiazdkowym hotelu i by zachęcić je do, na przykład, rozmnażania się, będziemy musieli wykopać staw, zapewnić odpowiednią ilość lubianych przez danego zwierzaka roślin i jeszcze na dodatek pozwolić mu zjeść któregoś z naszych pozostałych podopiecznych. Brzmi to może dość komicznie, ale uwierzcie na słowo – zadowalanie mieszkańców naszego ogrodu to zadanie momentami wymagające ogromnego skupienia, by przez przypadek nie utracić jakiegoś ważnego rezydenta naszej posiadłości, wielu kompromisów, ale zarazem szalenie satysfakcjonujące. Już samo patrzenie, jak czarno-białe zwierzę po dołączeniu do naszej wesołej gromadki zaczyna mienić się całą paletą barw, a gdy znajdzie sobie partnera to tańczy z nim w tak zwanym Romance Dance owocującym narodzinami nowej Piñaty to coś fantastycznego. A do tego dochodzą przecież możliwość zdobycia tytułu Master Romancer dla danego gatunku i jeszcze punkty doświadczenia przekładające się na ilość dostępnych przedmiotów oraz narzędzi.

Impreza u Pinaty…

Wspomniałem o rozmaitości stworzeń, które możemy wcielić do swojego ogrodu. Faktem jest, że tym razem do naszej dyspozycji będą istoty wzorowane nie tylko na zwierzętach leśnych, czy polnych, ale również te pochodzące z okolic biegunów albo równika. Dzięki, dość niezgrabnemu i działającemu w sposób momentami zupełnie nieprzewidywalny systemowi przynęt oraz pułapek, możemy „łowić” sobie nowych podopiecznych na Deserowej Pustyni, czy Piñarktyce. Tym samym w nasze szeregi mogą dołączyć choćby wielbłądy, łosie albo pingwiny. Musimy je jednak, korzystając z rzeczonych, beznadziejnych pułapek siłą zaciągnąć do swojego ogrodu, bowiem niestety w Rare nikt nie pomyślał o tym, by można było zorganizować posiadłość w tak trudnych warunkach, jak te pustynne lub biegunowe. Ma to jednak swoje zalety, bowiem ciężko się nie uśmiechać, gdy człowiek patrzy na coś, co niedawno było zwykłym, wirtualnym ugorem i widzi jak wspólnie bawią się w nim wypełnione cukierkami sępy, yaki oraz biedronki, wymieszane z całą gamą innych gatunków.

Piñaty są słodkie, kolorowe i, przede wszystkim, niesamowicie zróżnicowane

Oczywiście nie wszystkie Piñaty są miłe i sympatyczne – miejsce naszej pracy mogą odwiedzać i pustoszyć również szkodniki oraz wysłannicy profesora Pestera, czy nawet on sam. I o ile tych pierwszych można jeszcze udobruchać i spełniając odpowiednie warunki przeciągnąć na swoją stronę, o tyle przy pojawieniu się tych drugich należy liczyć się z poniesionymi stratami, co wcale nie jest przyjemne, ale z pewnością dodaje grze pewnej dozy emocji.

Wspomagacze

Chatka Puchatka?

Nowa część Viva Piñata doczekała się paru ułatwień w stosunku do odsłony pierwszej. Drobnym, choć jednak ważnym usprawnieniem jest możliwość błyskawicznego przejścia do danego zwierzaka, rośliny, czy przedmiotu znajdującego się w naszym ogrodzie. Jest to dodatek niezwykle przydatny szczególnie w momencie, gdy nasza posesja rozrasta się do sporych rozmiarów i szukanie weń czegoś metodą pixel huntingu trwało by wieczność…albo i dwie. Choć mimo wszystko i tak ze sterowania nie jestem do końca zadowolony i czasem odnoszę wrażenie, że jest ono trochę toporne i mało intuicyjne.

Razem raźniej

Pinato goryl?

Warto wspomnieć o zdecydowanej poprawie, jakiej uległ również tryb kooperacji (w sieci nawet dla czterech osób, off-line dla dwóch) i teraz w uprawie ogródka faktycznie możemy otrzymać realną pomoc, ale nie ma co się oszukiwać – do co-opa po stokroć lepiej nadają się stare, dobre Gearsy. Warto też dodać, iż w Trouble in Paradise możemy kupować ziarna bezpośrednio z poziomu menu, nie musząc za każdym razem tracić czasu na wizyty w wiosce, w sklepie z takowymi.

[Głosów:0    Średnia:0/5]

3 KOMENTARZE

  1. Bardzo fajna recenzja, aczkolwiek nie na tyle fajna, żeby zachęcić mnie do zakupu tej gry. Mam tak zryty beret, że wolę zostać z garotą w marynarce i szybkostrzelną rakietnicą pod pachą, dodatkowo myślę że bałbym się przed samym sobą przyznać, że mi się ta gra podoba, a co dopiero zrobić to publicznie 😉

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here