Symulatory kosmiczne to jeden z moich ulubionych gatunków. Niestety, ostatnio rynek jakby o nim zapomniał. Wprawdzie trwają prace nad kilkoma projektami, jednak trudno obecnie w coś wartego uwagi zagrać. Z tym większą uwagą i niecierpliwością obserwowałem Dark Horizon – space sim przygotowany przez Quazar Studio. Trudno się więc dziwić, że kiedy tylko w sieci wylądowała wersja demonstracyjna niemal natychmiast postanowiłem ją ściągnąć.

Choć demo wylądowało na moim komputerze już w połowie tygodnia, na kosmiczną eksplorację mogłem pozwolić sobie dopiero w weekend.

Fabularnie Dark Horizon absolutnie nie wyróżnia się spośród innych pozycji tego gatunku. Znów słyszymy historię o ludziach napadniętych przez mroczną rasę. Tym razem nazywa się ona De’Khete i w błyskawicznym tempie niszczy ludzkie siedziby (cóż za zaskoczenie!). Do gry stajemy jako członek Strażników zamieszkujących Pogranicza – grupy, której udało się stłumić wpływ mroku obcej rasy tworząc nową jakość – siłę lepiej niż zwykli ludzie przystosowaną do walki z najeźdźcą. Jak później się dowiedziałem – Dark Horizon jest kontynuacją nieznanej mi Tarr Chronicles: Sign of Ghosts, w której po raz pierwszy spotykamy się z morderczymi De’Khete.

Częste nawiązania do Freespace’a jakie pojawiały się w materiałach prasowych sprawiły, że wiązałem z tym tytułem spore nadzieje. Początek jeszcze je pogłębił. Niezwykle klimatyczne, czarno-białe intro, poparte równie ładnym menu w tych samych kolorach zapowiadało coś naprawdę ciekawego. Surowość i estetyczna prostota – czyli to, co Niebieskie Łosie lubią najbardziej.

Tutorial, który zdecydowałem się rozegrać był pierwszym sygnałem, że Dark Horizon niekoniecznie musi być drugim Freespacem. Sterowanie statkiem za pomocą myszki bardziej przywodziło mi na myśl Freelancera (skądinąd również solidną pozycję). Wsparcie dla joysticka wydało mi się jakieś nienaturalne (może to kwestia konfiguracji gry?). Pozostałem więc przy myszce i uczciwie należy przyznać, że taka forma zabawy sprawdza się całkiem nieźle. Samouczkowi brakowało jednak historii. Lubię kiedy jest on w jakiś sposób wpisany w fabułę gry. Tutaj był to zwykły ciąg poleceń – poleć tu, zestrzel to i to. Nuda.

Wygląd statku i kokpitu choć nie był brzydki – nie zachwycał. Znów towarzyszyło mi wrażenie, że widziałem to już milion razy. A szkoda, bo oryginalne konstrukcje mogłyby znacznie uprzyjemnić rozgrywkę. Widać twórcom nie chciało się wysilać.

To, co zasługuje na uwagę to możliwość pełnej modyfikacji statku – kadłuby, reaktory, broń, osłony – wszystkie te elementy możemy dostosować do własnych potrzeb i stylu gry. Co więcej, poza standardowym wyposażeniem „ze sklepu” możemy skonstruować własne, jeśli tylko mamy odpowiednią ilość potrzebnych do tego komponentów.Demo gry pozwala na rozegranie 2 epizodów, składających się w sumie z 6 misji. I tu spotkał mnie wielki zawód – liczyłem na ciekawą linię fabularną, zwroty akcji, niestandardowe zadania podczas których trafimy w centrum epickich wydarzeń. Próżno szukać tu takich historii jak te związane z GTVA Colossus czy GTD Galatea w pierwszym Freespace. Do dziś pamiętam pojedynek z Shivańskim Luciferem. W Dark Horizon wszystko było takie samo – strzelanie, strzelanie i jeszcze raz strzelanie, bez zastanowienia, bez sensu.

Oczywiście – demo to zaledwie dwa epizody. Nie wiem co będzie w pozostałych, ale te zaprezentowany nam przez twórców powinny przecież zachęcać do kupna produktu. A tak nie jest. Przynajmniej w moim przypadku. Dlaczego? 6 misji, które przeszedłem sprowadzało się do jednego – atakuj wszystko co się rusza w okolicy. Niby w tle działo się coś ważnego. Ktoś atakował, ktoś się bronił, jednak przez cały czas miałem wrażenie, że gdybym się nie angażował tylko latał po okolicy nic by się nie stało, a misja i tak zakończyłaby się sukcesem.

Może wrażenie jest błędne, jednak w przypadku Freespace’a choć brałem udział w olbrzymich bitwach, w których na pewno nie byłem rozstrzygającą siłą w pełni emocjonalnie uczestniczyłem w zmaganiach. Bałem się, że mój okręt flagowy zostanie zniszczony, zażarcie atakowałem jednostki przeciwnika. Przeżywałem. W Dark Horizon było mi wszystko jedno. Gra w żaden sposób nie potrafiła mnie wciągnąć w rozgrywające się na ekranie wydarzenia. Po godzinie takiej zabawy byłem najzwyczajniej w świecie znudzony.

I to chyba jedyny, ale kluczowy zarzut wobec dzieła Quazar Studio. Od Space Simów oczekuję przede wszystkim, że wciągną mnie w swoją historię. Choćby była banalna i oklepana do znudzenia. Demo Dark Horizon tego nie zrobiło.

W tej sytuacji wciąż pozostaje mi czekać na godnego następcę Freespace’a… Ile to już lat?

A wy, graliście w demo Dark Horizon? Jakie są wasze odczucie – podobne, a może diametralnie inne?

[Głosów:0    Średnia:0/5]

12 KOMENTARZE

  1. Ostatnim sensownym space-simem by Freespace 2. Niby na siłę można by zaliczyć Freelancera czy DarkStar One ale to nie to samo. Niestety rynek całkowicie zapomniał o symulacjach i to nie tylko kosmicznych. Raz za jakiś czas wyjdzie jedna gra ale to wszystko. Widać ten gatunek nie jest wystarczająco „main stream” dla producentów gier. No cóż, pozostają mody do Freespace i nadzieja, że gatunek ten zostanie odkryty na nowo i zamiast zrobienia 2758 części Simsów lub Fify ktoś wypuści kolejnego dobrego space sima. Ps. A najlepszy i tak jest Tie-Fighter!

  2. A hardcorowy Elite? Wydany chyba na wszystko co ma procesor 🙂 Sam ostatnio grałem w jakiego space-sim’a chyba ze dwa lata temu – DarkStar One. Niby fajnie się latało, zdobywało sprzymierzeńców, misje też nienajgorsze, ale brakowało „czegoś” żeby się cieszyć lataniem. Może różnorodności – życia jakiegoś w tym Wszechświecie. Czas na zmierzenie się z „eve online” które tak tu było zachwalane. Tam przynajmniej nie ma AI 😉

  3. mi się za to bardzo podobał Tachyon: the fringe – to byla fajna gierka! i te klocowate statki górników – cutlass, mace, claymore i warhammer 🙂 ehh wspomnienia. a jak przeszedłem kampanie górników (bora) to próbowałem przejsć kampanie drugą ze stron – Galspan czy jakos tak – ale nie moglem bo strzelając do górników czułem się się jak zdrajca 🙂

  4. Kurcze w Elite kiedyś się zagrywałem. To czasy żółtych stron w Gamblerze i opisów maniaków jak zdobyć super statek i wykonywać oszukane skoki ^^. Sam co najwyżej zdobyłem taniego gruchota który ledwie latał. Ale i tak było miodnie.

  5. Jedyny słuszny jest Freespace (1 i 2 lub 1 w 2), z efektami w wysokiej rozdzielczości i nowymi teksturami jest to prawie że nowa gra. Modów jest tyle dla single playera że nie ma co narzekać. W „Dark Horizon” rozwalił mnie już na wejsciu lektor w intrze który wydawało mi się że zaraz zaśnie, ma tak „czystą” dykcje że aż jest to nienaturalne i w sumie mi popsuło klimat 🙁

  6. Dark Horizon to porażka pełna gębą. O ile trailery np z Tarr Chronicles mi się podobały, to sama gra jest jak tu autor felietonu napisał nudna. Uwielbiam gry typu Space-Sim, a w ostatnich latach jest tylko 1 tytuł który był naprawdę dobry, chodzi m o serie X. Począwszy do X2: the Threat, poprzez X3: Reunion, i teraz x3: terran Confilct. Epickie bitwy, dopracowane sterownie (joy czy myszka, w TC już obie te funkcje działają genialnie), plus w miarę ciekawa fabuła. Ale to nie wszytko jest jeszcze coś: genialny system ekonomiczny. po za tym że gra sama w sobie jest strasznie „zabugowana”, wiec nie gram tylko czekam na patche. Podobna sytuacja miała miejsce w „reunion”, gdzie dopiero gdzieś po 5 patchu grał była taka jak należny.

  7. A graliście w serię I-War? To dopiero były symulatory. Był nawet przycisk od wyłączania całkowicie HUDa, że nie wspomnę o braku wyssanych z palca tarczy i pól siłowych. A jak się przydzwoniło kadłubem we wrogi statek no to cześć i papa. Historia też niezgorsza, o uciskanych partyzantach i podłych lojalistach. Przywołać należy też Tachyon: The Fringe, który posiadał jedną z najlepszych fabuł jakie można spotkać w kosmicznych symulatorach. Wyraziste postacie takie jak Baron Hajad, pirat Red Ship Rory, kapitan Obulo ze Star Patrolu, postacie związane z głównymi antagonistami Galspanem i Bora a także reporterami z Tachyon News Service. Natomiast sam główny bohater Jake Logan to po prostu KTOŚ pełną gębą. Fantastycznie zdubingowany przez Bruce’a Campbella. Czasami zasuwa takie teksty że popuścić ze smiechu można

Skomentuj Mariusz Hubert Leszkowicz Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here