Jestem rozdarty. Z jednej strony mam poczucie beznadziejności i zapewne słusznego wrażenia, że cokolwiek nie zostanie napisane Włatcy Móch i tak odniosą sukces. Z drugiej – poczucie misji które każe mi ostrzec wszystkich przed tą żenująco marną produkcją.

O wadach trzeciej części nie ma sensu pisać, ale nadmienię, że jako jeden z wielu krytykowałem pomysł zmiany trybu turowego a’la Ryzyko (przemieszczanie po prowincjach). Nie spodobało mi się też przeniesienie części strategicznej w pełen trójwymiar; jednostki były małe, niewyraźne i trudno było rozróżnić konnicę od piechoty co skutecznie niszczyło klimat potyczek. Czemu o tym wszystkim wspominam? Bo świetność serii przywrócił remake Medievala.

Recenzję gry mogliście (i nadal możecie – niech żyje Internet!) przeczytać na naszych stronach. Dziś zajmiemy się dodatkiem, który pozwala na rozegranie czterech obszernych i zupełnie nowych kampanii.

Wygraliśmy. Jak zawsze.

Rzadko (jeśli nie wcale) się o tym wspomina, ale instalacja Medieval II: Królestwa zasługuje na kilka słów. Niestety ze względu na problematyczność – dodatki są oddzielne i zrzucenie wszystkich nie tylko trwa, ale kosztuje sporo klikania. Kiedy wreszcie wszystko wyląduje na dysku należy dokonać ostatecznego wyboru i kliknąć w jedną z czterech nowych ikonek…

Wojna prawie Totalna

Słówko na wstępie o wyglądzie poszczególnych kampanii. Różnią się one planszami wczytywania (a co za tym idzie cytatami pojawiającymi się na nich podczas ładowania gry) oraz kolorystyką interfejsu.

Zawężenie historycznego tła do konkretnych wydarzeń w każdej z nich spowodowało drastyczne zmniejszenie map. Zamiast całej Europy otrzymujemy tylko wycinek kontynentu (i to niekoniecznie Starego, rozgrywka toczy się na terenach Ameryki i Azji, a także na kilku obszarach Afryki), podzielony na mniejsze niż w oryginale obszary. Jest ich jednak i tak zdecydowanie mniej niż na Wielkiej Mapie, co jednak pozytywnie wpływa an rozgrywkę. Poprzez zmniejszenie ilości prowincji, każda staje się cenniejsza – jeden zamek czy jedno miasto to dużo. Nawet fortece, nie służące innym niż stacjonowanie wojska celom, nabierają dużego znaczenia strategicznego.

Nie tylko żubr kryje się w lesie

Ilość miast pociąga za sobą większe problemy ekonomiczne i bardziej dogłębne skupianie się na każdym jej elemencie. Wysyłanie kupców, handel morski – wszystko to nabiera, nieznacznie ale zawsze, większego znaczenia. Wystawianie wojsk to kolejny dylemat szczególnie w przypadku niektórych nowych stron. Przykładowo krzyżowcy dysponują świetnymi zastępami ciężkiej piechoty, ale jest ona piekielnie droga. Kilka jednostek rycerzy zakonnych potrafi rozgromić wielką armię Litwinów, a jednocześnie doprowadzić do ruiny skarbiec. Wymusza to z szybką i agresywną grę. Blitzkrieg jak najbardziej wskazany.

Siłą dodatku jest większe skupienie się na sytuacji danego państwa czy frakcji i niemal wymuszenie na graczu działań, które faktycznie były przez nie w tamtym okresie podejmowane. Przykład macie u góry – Krzyżakami trzeba po prostu grać agresywnie i szybko plądrować kolejne miasta. W innym wypadku nie będziemy w stanie utrzymać wojsk i wypełnić otrzymywanych zadań.

Mimo wprowadzenia 100 nowych jednostek, ze wszystkich czterech kampanii najbardziej wciągające wydają się być Krzyżacka i Brytanii. Dziwne to o tyle, że są one najbardziej podobne jeśli idzie o klimat do podstawki. Krzyżowcy (Królestwa Antiochii i Jerozolimy) dysponują zbyt mało różnorodnymi oddziałami. Ciekawe za to są zakony zlecające różnorakie misje, dające dostęp do jednostki specjalnej – i tu nowość – która w danej chwili może istnieć w liczbie jednej.

Interesująco wpleciono niektóre zjawiska: Krzyżaków przykładowo wizytują możni rycerze z zachodu. Wygląda to tak, że na brzegu ląduje armia z dalekiego kraju, którą mamy poprowadzić w bój. Jeśli przybyły po chwałę książę się wykaże – możemy liczyć na spore profity. Warto też starać się o przejęcie kontroli nad miastami tworzącymi Hanzę. Chyba nie muszę pisać jakie profity przynosi kontrola nad handlowym sojuszem? Specyfika każdej kampanii i większy nacisk na wydarzenia historyczne tworzą klimat, którego śmiem twierdzić, brakowało podstawce.

Booorn In the juesej!

Specjalnie nie wspominałem do tej pory o kampanii Ameryk. Zupełnie nowe (i jakże egzotyczne!) strony konfliktu, jak Majowie, Aztekowie czy Plemiona Apaczów oraz czasy w jakich przychodzi podbijać nowe ziemie, wzbudzają chyba największą ciekawość. Niestety, ze smutkiem stwierdzam że jest to najgorsza część dodatku.

Zacznijmy od tego, że wszystkie frakcje poza Hiszpanami nie dysponują praktycznie żadną technologią. Kolejna sprawa to małe zróżnicowanie jednostek (co wynika m.in. z powyższego). Dostajemy łuczników i piechotę, a armie zlewają się w jedną masę. Efekt jest taki ze taktyka polega na zaznaczeniu wszystkich oddziałów i kliknięciu na wroga. Wygląda to komicznie, tym bardziej, że Indianie biegają szybciej niż piechota innych państw. Hiszpanie mają tutaj zdecydowaną przewagę, ale ilość jednostek jakie mogą wystawić sprawia że olbrzymie armie przeciwników pozostają niebezpieczne.

Rozgrywka którymś z rdzennych plemion nie jest tak ciekawa jak byśmy sobie tego życzyli. Więcej: jest w porównaniu do pozostałych trzech epizodów, zwyczajnie nudno. Starcia w dużej mierze są pozbawione taktyki, a kierowanie „mięsem” nie przynosi chwały i… radości z gry.

Bicie Niemca i innych

Zawsze podziwiam tych świetnych strategów i ekonomistów, którzy w komentarzach rozpisują się na temat słabego AI przeciwnika w serii Total War. Jestem jednak więcej niż pewny, że znakomita większość tych „Aleksandrów Wielkich” nie grała wyżej niż na poziomie łatwy. Nie ukrywajmy – na najwyższym, przejście długiej kampanii jest trudne. Oczywiście niektóre państwa mają łatwiej, ale komputer radzi sobie całkiem nieźle.

Zgodzę się jednak, że na ubitej ziemi zachowuje się momentami głupio, choć już nie zdarzyło mi się by wzorem podstawki, armie wroga podeszły na zasięg łuku i dały się wybić. Nadal jednak lepiej wychodzą mu ataki, a broniąc się zbyt łatwo pozwala otoczyć swe wojska. Nie mniej, pewna poprawa nastąpiła również w tym elemencie. Do zarządzania i działań na mapie taktycznej większych zastrzeżeń nie mam. Pod tym względem seria Total War ma o tyle łatwiej, że brak tu bezpośredniego konkurenta do którego można by się odnieść.

W kwestii bitew cieszy oddanie graczowi pewnej kontroli nad posiłkami. Armii pojawiającej się na polu bitwy można ustawić tryb agresywny bądź pasywny lub kazać ostrzeliwać wroga, można także wydać rozkaz przemieszczenia lub ataku (przy czym wydajemy go całej armii więc należy uważać).

Piękna śmierć

Nadal piękna jest oprawa wizualna. Czerwone niebo, szarżująca ciężka konnica i lekka piechota gotująca się do przyjęcia ataku. Piękny obrazek, szczególnie że konnica po lekkiej piechocie przejedzie się, nie zauważywszy nawet, że coś pod kopytami strzeliło. Niektóre nowe jednostki wyglądają niesamowicie i nie wiem jak Wy, ale ja gdy widzę biegnąca na siebie dwie armie natychmiast zaczynam obracać kamerę, ustawiam zbliżenie i patrzę jak oddziały wyrzynają się nawzajem. Braveheart, Królestwo Niebieskie, Krzyżacy – tytuły takich filmów natychmiast przychodzą mi do głowy, a ja cieszę się jak dziecko, mogąc kierować wojskiem w potyczce rodem z wymienionych obrazów.

Nie gorzej jest w kwestii dźwięków. Każda kampania to inne motywy muzyczne, a te choć przyznam iż nie są wybitne – nie nużą. Dźwięk krzyżowanych mieczy, czy dudnienie pod wpływem nadciągającej konnicy znamy już z podstawki i wiele nowych dźwięków się nie pojawiło (jeśli w ogóle).

Totalnie fajny dodatek

Serii Total War brakuje w zasadzie nadal tylko jednego – kampanii multiplayerowej. Nie mam pojęcia czemu do tej pory jej nie dostaliśmy, ale pewien krok poczyniony został przy okazji tego dodatku (rozegrać można też Wielką Kampanię). Otóż istnieje możliwość zagrania w trybie hot seat. Takie rozwiązanie sprawia że bitwy nie mogą być toczone przez obu graczy jednocześnie (prawo do kierowania oddziałami ma atakujący), ale lepsze to niż nic…

Jak na dodatek – Królestwa oferują naprawdę dużo zabawy. Nieco bardziej klimatycznej z racji zmniejszenia mapy i większemu wpływowi wydarzeń historycznych na rozgrywkę. Całości dopełnia zaś Wielka Kampania. Dodatek zapewnia wiele godzin rozgrywki, czego dowodem niech będzie fakt, że zabierając się do pisania recenzji cztery dni z rzędu odpalałem go, chcąc „tylko coś sprawdzić”. Był to oczywiście tylko pretekst by jeszcze sobie pograć, za co serdecznie przepraszam.

No, a teraz wracam do podbojów. Trzeba w końcu odzyskać Malbork!

Shogun mnie powalił. Żadne to zaskoczenie bo pierwsza część serii Total War była świeża (czytałem blog Malacara i piszę to z pełną premedytacją) i jakby nie patrzeć świetna. Wydany później Medieval był równie klimatyczny i bardziej dopracowany. Mnogość jednostek, olbrzymia mapa i wiele frakcji do poprowadzenia – zakochałem się i spędziłem z grą wiele miesięcy. Rome, który budził moje obawy od samego początku, sprawił niestety wielkie rozczarowanie.

Plusy

Minusy

[Głosów:0    Średnia:0/5]

2 KOMENTARZE

  1. Byłem parę razy na nieoficjalnym polskim forum tej gry i generalnie ludzie tam piszący mają mniej więcej takie same spostrzeżenia co do samej serii TW jak my tutaj w ogóle do gier. Istnieją nieoficjalne mody i total mody większości części z serii TW i ponoć wprowadzają wiele dobrych zmian poprawiając panów z Creative Assembly 😉

Skomentuj Anonim Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here