DICE barykaduje drzwi i okna, przyciska pistolet do piersi i krzyczy do napastników, że nowy Battlefield z pewnością będzie przyjazny modderom.

Prawie rok temu zachwycaliśmy się czwartą częścią popularnej serii Call of Duty, która bez reszty zawładnęła nami między innymi dzięki temu, iż twórcy w końcu zdecydowali się osadzić jej akcję w czasach współczesnych. Nad Modern Warfare pracowało jednak studio Infinity Ward, które teraz dłubie już przy kolejnym sequelu. W międzyczasie, za piątego CoD-a, który już za miesiąc ponownie zabierze nas na front Drugiej Wojny Światowej, wzięła się ekipa Treyarch. Czy poradzą sobie oni z tak ciężkim zadaniem, jakim niewątpliwie jest napisanie gry równie dobrej jak jej poprzedniczka?

Tych, którzy po dziurki w nosie mają lądowania na normandzkich plażach, a na samą myśl o wyzwalaniu Stalingradu albo zwalczaniu oddziałów Afrika Korps na Czarnym Lądzie odbierają nieprzyjemne sygnały dochodzące od strony żołądka, pragnę z radością uspokoić. Kampania, którą już w drugim tygodniu listopada rozegramy w zasadzie na wszystkich popularnych platformach, skupi się głównie wokół wydarzeń, które miały miejsce poza znanymi większości z nas na pamięć frontami Europy i północnej Afryki. Oznacza to, ni mniej – ni więcej, iż tym razem horror wojny obejrzymy oczami żołnierzy, którzy walczyli na Pacyfiku. Oczywiście nie zabraknie też wizyty na Starym Kontynencie, ale mimo wszystko, World at War obracać się będzie głównie wokół starć toczonych za Wielką Wodą, gdzie naprzeciw dzielnym Marines wychodzili bezlitośni, chowających się po drzewach i wysokich trawach Japończycy, czekający tylko na okazję, by złapać swoich wrogów w zasadzkę i krwawo zakończyć ich życia. Cóż, z graczami nie ma tak łatwo.

Spis treści

Wieści z frontu

Indianie?

Początkiem naszych zmagań będzie malownicza wysepka Makin, na której Japończycy bez cienia litości rozprawiają się ze swoimi jeńcami (których i tak, z racji na taką, a nie inną taktykę, biorą niewielu). Oczywiście jak na tytuł z serii Call of Duty przystało, działa tutaj nieformalna reguła wprowadzona przez słynnego reżysera, Alfreda Hitchcocka, mówiąca o rozpoczynaniu dzieła od trzęsienia ziemi oraz aby później napięcie już tylko rosło. Tak więc nasz bohater – Amerykanin schwytany przez żołnierzy z Kraju Kwitnącej Wiśni, w ostatniej chwili zostaje odbity przez swoich rodaków i od razu rusza do szalenie krwawej walki z wrogiem. Na swojej drodze razem z dzielnym przedstawicielem Marines będziemy musieli przemierzyć egzotyczne puszcze, bagna, plaże, czy też małe wioski, w całości zapełnione drewnianą zabudową. World at War to jednak nie tylko starcia z szykującymi pułapki, niewielkimi oddziałami wojsk cesarskich. Jak w każdym kolejnym Call of Duty, tutaj również muszą znaleźć się jakieś potyczki na większą skalę. Jedną z nich na pewno będzie słynna Bitwa o Peleliu – jedna z najkrwawszych, które miały miejsce w czasie zmagań na Oceanie Spokojnym. W takich okolicznościach tempo akcji gwałtownie wzrośnie, a do chowających się między drzewami żołnierzy dołączy również masa ciężkiego sprzętu.

Wspomniałem wcześniej, że wysepki położone na Pacyfiku nie będą jedynym miejscem naszych zmagań z siłami Osi. W Europie utracimy kontrolę nad żołnierzem amerykańskiej piechoty morskiej, a w zamian za to przywdziejemy mundur sołdata służącego w Armii Czerwonej. Z popularną „Pepeszą” w dłoniach ruszymy do walki na ulicach zrujnowanego Berlina, by wyeliminować ostatnie podrygi nazistowskiego oporu. Choć osobiście wolałbym, aby twórcy gier odpuścili już sobie europejskie fronty Drugiej Wojny Światowej, to jednak „przesiadka” z tropikalnych wysp w zdecydowanie bardziej zurbanizowane krajobrazy z całą pewnością dobrze zrobi różnorodności w World at War, co można postrzegać tylko jako zaletę.

Nowinki

W moim odczuciu jedną z najważniejszych zmian w stosunku do części poprzednich, będzie sposób ukazania działań wojennych oraz ich skutków. Najnowsze Call of Duty będzie grą zdecydowanie brutalniejszą od poprzednich czterech odsłon, przez co na pewno odda takie, a nie inne realia znacznie bardziej wiarygodnie. Desperackie, agonalne krzyki rannych i konających będą się w tej grze przeplatały ze sporą ilością krwi, a obrazu zagłady dopełnią tylko odrywane przez pociski oraz eksplozje kończyny i palące się zwłoki.

Atak na Gwiazdę Śmierci!

A skoro już przy paleniu jesteśmy, to i w tym aspekcie studio Treyarch ma do zaoferowania coś ciekawego. Otóż pośród nowych broni, które zawitają do World at War, znajdzie się również bardzo potężny i szalenie przydatny (głównie na Pacyfiku) miotacz ognia. Korzystanie z niego to w zasadzie jedyny skuteczny sposób, by pozbyć się Japończyków, kryjących się w wysokich trawach tropikalnych wysp. Szybko zajmują się one ogniem, przez co azjatyccy żołnierze nie są w stanie uciec z płonącej pułapki i giną w pożarach. Te zaś zamienią rajskie okolice w gigantyczne pochodnie, pełne zwęglonych trupów. Japończycy nie będą jednak kryli się tylko i wyłącznie pośród traw. Podczas amerykańskiej kampanii trzeba będzie być czujnym w zasadzie w każdym momencie. Nigdy nie wiadomo bowiem, na którym drzewie zaczaił się snajper albo czy stos trupów mijany przed chwilą to nie pułapka cesarskich sił, w którą właśnie wpadamy.

Warto wspomnieć jeszcze o tym, iż do umiejętności naszego dzielnego żołnierza w piątej części serii Call of Duty dołączy pływanie, co niewątpliwie przyda się choćby przy lądowaniu na wspomnianą wcześniej wyspie Peleliu. Mała rzecz, a cieszy.

Oczywiście nie samymi nowinkami żyje człowiek. W World at War powróci chyba najbardziej charakterystyczny element wojennej serii, czyli jej filmowość. Oczywiście złośliwi mogą nazwać to po prostu oskryptowaniem, ale prawda jest taka, że detal ten dodawał każdemu kolejnemu Call of Duty wiele uroku. Tym razem też tego nie zabraknie i przechodząc kolejne etapy najnowszej produkcji Treyarch zobaczymy zestrzelone samoloty z hukiem uderzające o grunt oraz budynki w Niemczech, walące się niczym domki z kart. Nie zabraknie też relaksującego, powietrznego ataku na japońskie statki, wzorowanego na misji Death from Above, znanej z CoD4.

Jest nas wielu

Przykro nam Sasha, woleliśmy snajpera

Wraz z premierą World at War w końcu doczekamy się tego, czego w czwartej odsłonie CoD mnie brakowało najbardziej – trybu kooperacji. Na jednej konsoli, przy podzielonym ekranie, mogą grać jednocześnie dwie współpracujące ze sobą osoby. W sieci zaś dołączy do tego jeszcze jedna para, co razem da nam śmiercionośny kwartet, chwytający za wirtualną broń by zwalczać wojska Osi. Niestety, zadowolić będziemy musieli się samą możliwością rozegrania kampanii ze znajomymi, gdyż Treyarch jako jedyny element odróżniający co-op od zabawy w singlu przewiduje zwiększony poziom trudności, wymuszający na graczach lepszą współpracę. Czymś takim oczywiście nie pogardzimy, ale miło by było, gdyby twórcy z myślą o tym trybie przygotowali więcej usprawnień i dodatków. W grze ma co prawda znaleźć się jeszcze co-op w formie konkurencji, gdzie wygrywa ten, który zdobędzie więcej punktów, ale osobiście jakoś nie mogę utożsamić tego z koncepcją współpracy pomiędzy zawodnikami.

Call of Duty: Modern Warfare zdobyło tak gigantyczną popularność (według niektórych źródeł była to najlepiej sprzedająca się gra w ubiegłym roku, a warto przypomnieć, że ukazała się w listopadzie) w dużej mierze dzięki fantastycznie zaprogramowanej rozgrywce wieloosobowej. Multiplayer był swoistą wisienką na tamtym torcie. I wiele wskazuje na to, iż tym razem będzie podobnie, ponieważ zabawa przez sieć w World at War będzie bardzo podobna do tej z części poprzedniej, z tą różnicą, że wszystkiego ma w niej być więcej. No i oczywiście realia zupełnie się zmieniają. Tak więc bronie i lokacje będą przypominały swoje odpowiedniki sprzed sześćdziesięciu lat. Pojawią się też nowe perki i więcej poziomów doświadczenia do zdobycia. Jeśli zaś chodzi o prawdziwe nowości, to z pewnością wypada zaliczyć do nich pojawienie się pojazdów, które na pewno bardzo urozmaicą rozgrywkę. Również system organizacji drużyny zostanie przemodelowany. Efektem tego będzie podział zespołu na kilka mniejszych teamów, których członkowie będą do siebie niejako przywiązani, respawnując się zawsze w pobliżu pozostałych gracze z danej części ekipy.

Obraz wojny

Ci, którzy mieli tą niewątpliwą przyjemność gry w Modern Warfare na pewno nie przeżyją żadnego szoku po ujrzeniu kontynuacji tejże gry. World at War działa na tym samym silniku co poprzednik od Infinity Ward, przez co wielkiego skoku graficznego nie powinniśmy oczekiwać. Tym bardziej, że od premiery CoD 4 minął zaledwie rok, toteż i czasu na poczynienie jakichś oszałamiających postępów w tej materii nie było.

Prawie jak Komando Foki

Przede wszystkim uwagę zwrócić należy na efekty towarzyszące ogniowi. Łatwopalne otoczenie błyskawicznie zajmuje się płomieniami i o ile przy patrzeniu z bliska widok ten jest daleki od ideału, o tyle przy pewnym dystansie od pożaru można naprawdę zacząć go podziwiać. Bardzo dobrze prezentuje się również roślinność, będąca istotnym elementem egzotycznego krajobrazu. Jednak tak jak mówiłem – jakiejś wielkiej poprawy, względem tego, co rok temu zaserwowało nam studio Infinity Ward nie ma. Także większość osób prawdopodobnie wie, czego może spodziewać się po najnowszym Call of Duty w sferze wizualnej.

Godny następca?

Zespół Treyarch postawiony został przed zadaniem niezwykle ciężkim. Bowiem zrobienie dobrej gry to jedno, ale napisanie sequela gry, która przyjęła się wprost fantastycznie, pod presją czasu i oczekiwań konsumentów, to już coś zupełnie innego. Osobiście nie jestem do World at War nastawiony jakoś szczególnie optymistycznie, gdyż drugowojenne klimaty przejadły mi się dawno temu. Z drugiej strony, największy konflikt zbrojny w dziejach, działający wedle schematów znanych z Modern Warfare, z nutką innowacji wprowadzonych przez Treyarch to mieszanka, która w praktyce może zaowocować całkiem smacznym daniem, dla którego fenomenalną przyprawą będzie gra wieloosobowa – czy to w trybie co-op, czy w klasycznym multi. Co faktycznie udało się upichcić podopiecznym Activision dowiemy się dopiero za miesiąc.

[Głosów:0    Średnia:0/5]

6 KOMENTARZE

  1. Czekam i czekam. I doczekac sie nie moge. Nie sciagalem bety, mimo ze zdobylem klucz. Chce zaczac od SP, pobawic sie i nacieszyc wzrok. Co do tematu II WS, i walk o Europe. Jestem zupelnie innego zdania. Po prostu uwielbiam jesienia, czy tez zima grac w gry z klimatem II WS. Jest to miod dla mojego serca. Tak samo, jak nawet poczciwe DoD, mod do Half Life’a. I moze jest to starownika, ale fajnie jest pobiegac z tymi starymi gratami, szukac pochowanych Niemcow, i strzelac BARem ;)Dla mnie ta gra bedzie hitem, nie wazne czy dostanie 5 czy 10 punktow 🙂

Skomentuj Anonim Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here