Nie ukrywam, że inspiracją do tego tekstu był nie tylko felieton Malacara, ale także dyskusja na Valhalli, w której jeden z naszych czytelników (digital_cormac) stwierdził, że grając w gry online innych graczy traktuje jak wrogów. Wywołał tym samym niezwykle ciekawy temat. Bo o ile wszyscy wiemy, że gry z trybem rozgrywki wieloosobowej cieszą się dziś niezwykłą popularnością i każdy z nas w zaciszu domowym zagrywa się nocami w L4D, WoWa czy innego CODa to chyba mało kto zadał sobie pytanie – jaki jest mój stosunek do tego po drugiej stronie karabinu/miecza/magicznej laski?

To pozornie głupie pytanie – przecież to gracz, jak ja i ty. Ale czy faktycznie wyskakując zza rogu, będąc ostatnim żyjącym na mapie, widząc wchodzącego w twój celownik przeciwnika myślisz „o Jasiu znów wszedł mi na linię strzału”? Ja w tym przypadku spotniałymi z nerwów rękami będę tłukł w klawiaturę i z całej siły wciskał LPM wypluwając z ust, z szaleństwem w oczach „die moth***ker die die!”. Nie dlatego, że jestem psychopatycznym mordercą, którego umysł spaczyły gry komputerowe, ale dlatego, że sam, otoczony przez wrogów (podkreślenie celowe), będę walczył o przeżycie, zaszczuty, zagoniony do narożnika będę gryzł i kąsał, aż nie padnę.

Oczywiście postawę gracza determinuje cały szereg czynników. Od cech indywidualnych charakterologicznych, przez tryb rozgrywki i ludzi, z którymi gramy, po bezpośrednią sytuacje na planszy. O ile grając z obcymi faktycznie częściej traktuję ich jak wrogów, o tyle bawiąc się z przyjaciółmi faktycznie częściej pomyślę „o!, ale się dał podejść, ha ha ha [koniecznie złowieszcze]”.

Gra z obcymi to nie tylko stawianie się w pozycji ja – on (czyt. wróg), ale również ja – mój sojusznik. Niezwykle popularny tryb co-op skłania do nawiązywania kontaktów i ścisłej współpracy. Jak postrzegamy innych? Niestety zbyt często nie przez pryzmat umiejętności, ale cech samego gracza zupełnie nieistotnych dla zabawy – nick, wiek, pochodzenie, narodowość, a nawet płeć stają się kryterium oceny. I często w ten właśnie sposób zamiast po prostu dobrze się bawić przenosimy do wirtualnego świata nasze uprzedzenia czy frustracje z „reala”. W czasie rozgrywki ujawniają się indywidualne cechy graczy – mściwość, złośliwość czy najzwyklejsza głupota, które wpływają na rozgrywkę i… na naszą ocenę towarzyszy zabawy. Niestety nawet myślący, ale niedoświadczony gracz nie ma co liczyć na przychylność współtowarzyszy. Choć czasem się zdarzy, że bardziej doświadczony weźmie pod skrzydła żółtodzioba podpowiadając mu co i jak ma robić, zdecydowanie częściej posypią się w jego kierunku wyzwiska, albo po prostu zostanie zignorowany jako „n00b”. Takie zachowania na pewno nie sprzyjają zawieraniu znajomości, a co dopiero mówić o przyjaźni. Potęgują w nas natomiast reakcje agresywne czego efektem częściej jest nasze podejście do innych grających jak do wrogów, a nie kolegów po drugiej stronie kabla.

Jak to więc jest z tymi znajomościami przez Internet. Czy ludzi z którymi gramy postrzegamy jako takich samych jak my, czy zbyt szybko aby chcieć ich poznać przypisujemy im negatywne cechy? A może w ogóle nie widzimy w nich ludzi, a żołnierzy wrogiej armii?

[Głosów:0    Średnia:0/5]

8 KOMENTARZE

  1. nie zgodzę sie z tobą do końca bo mi się tak wydaje pokazałeś jeden gatunek gry jak np CS każdy w to grał czy gra i każdy postrzega przeciwnika jako wroga mogłeś bardziej nawiązać do gier mmo rpg w których trzeba sobie pomagać żeby np zabić jakiegoś stwora bo w p[pojedynkę nikt sobie nie poradzi 🙂

  2. Mi się wydaje, że Cormac miał jednak coś innego na myśli. Konkretnie to, że grając z kimś przez sieć nie myślimy (a raczej nie powinniśmy myśleć) o nim w kategoriach gracza, czyli człowieka siedzącego przed komputerem w słuchawkach na uszach, dzierżącego mysz lub pada. I nie ma tu znaczenia, czy postrzegamy go w kategoriach wrogości czy jakichkolwiek innych, po prostu moim zdaniem (i tak też rozumiem tamtą wypowiedź Cormaca) grając po kablu w shootera o drugiej wojnie światowej nie powinno się myśleć, że strzelamy do innych graczy, tylko, że jesteśmy na polu bitwy i walczymy z Niemcami/Aliantami. Jeśli ktoś notorycznie daje ciała, to nie myślę o nim jak o kiepskim graczu, tylko jak o beznadziejnym, niedoszkolonym żołnierzu, który został wysłany na front chyba tylko w charakterze mięsa armatniego. To się nazywa „wczuwanie się w klimat” i myślę, że elementem tego jest właśnie myślenie o sobie i pozostałych uczestnikach zabawy wyłącznie przez pryzmat postaci jakie odgrywają. Od tego mamy wyobraźnię.

  3. Dla mnie multi to namiastka takiego wyjścia z kumplami w celu np. pogrania w nogę, siatkę czy uprawiania innego sportu, z elementem rywalizacji oczywiście. Tam są oni naszymi przeciwnikami (zupełnie jak w grze) no i też nikt nie ginie (wirtualne ludziki się nie liczą). Owszem, jeśli grałbym np. finał Mundialu czy coś w tym stylu, to pewnie przeciwnik wzbudzałby jakiś rodzaj wrogości, ale w przypadku pykania przez sieć, nawet z graczami oddalonymi o setki i tysiące kilometrów, ja czuję się właśnie jak podczas takiego meczyku z kolegami – relaks, mimo rywalizacji i sprzecznych celów obu drużyn. To przynajmniej moje prywatne odczucie. Nie wiem, może ktoś inny, gdy coś mu w grze nie wychodzi, to zaczyna rzucać mięsem i jeszcze czymś innym, świruje etc. (oczywiście nie mówię tutaj o skrajnych przypadkach i byciu sfragowanym po raz n-ty zaraz po respawnie). Ja jednak gry traktuję jak każdy inny sport – jak miłą rozrywkę, w której występuje jakiś element stresujący, który zmusza do podnoszenia skilla. I nie uważam mojego przeciwnika za zło wcielone, przynajmniej dopóki go nie poznam 😉

  4. Przeciwnik? Szczerze mówiąc, to nawet w trybie PvP nie traktuję gracza jako wroga 🙂 Jest to raczej spowdowane tym, że oddzielam grającego od tego, czym gra. Osoba „po drugiej stronie” jest dla mnie czymś w rodzaju. . . pfff, ciężko nawet znaleźć porównanie. Czymś w rodzaju drugiego MG, jego postać wirtualna natomiast wyłącznie wykazem jego umiejętności. W zależności od tego, jak dobrze sobie z graniem radzi, taką mam o graczu opinię. Jeśli widzę, że jest początkujący, to niemal w każdym przypadku mu pomagam. Nie wyśmiewam ludzi, bo po prostu szkoda mi na to czasu, zresztą po za tym to nawet nie mam chęci. A jak mnie już ktoś zirytuje, to klikam „ignoruj gracza” i po sprawie. Dotychczas miałam tylko jeden przypadek, kiedy się nieco pokłóciłam z innym playerem, ale tylko dlatego, że obrażał inną osobę na serwerze, którą akurat znałam. Ogólnie rzecz biorąc to nie nastawiam się negatywnie do innych grających. Natomiast paskudnie mnie wkurzają „ętelegętni”, twierdzący, iż za swe wielkie osiągi na serwerze powinni być niemal czczeni („patrz, ja mam elfa berserkera na 90 levelu, ty nawet do 30 nie dojdziesz, bo utnę ci ryj”).

  5. wróg ? strasznie mocne słowo – dla mnie jest tylko jeden wróg, rzyd* mordujący palestyńskie dzieci. a gracz na drugim końcu kabla to tylko kolejny frag, nic więcej. Bo generalnie staram się grać z uśmiechem na twarzy i czasem przywołuje na usta okrzyk Kapitana Bomby „napi. . . . . ” * celowo z błędem

  6. Zależy od rodzaju gier- dam głowe że każdy z was gdy ktoś z znajomych lub innych zabił was w dajmy na to cs’ie kilka razy z rzedu – CO ZA *&#$(*#&$( Mało sie w grach słyszy wyzwysk?

  7. Coppertop dobrze zrozumiał o co mi chodziło we wczorajszym poście. Grając czy to w AoC, czy powiedzmy w America’s Army, staram się, (a właściwie staramy, bo rzadko grywam w multi bez towarzystawa) poczuć klimat który narzuca mi gra. Inne podejście moim zdaniem nie ma sensu, szkoda mi czasu na bezmyślne, puste wbijanie fragów w np CS, podczas 2 błyskawicznych rund z samymi nieznajomymi. Jak już siadam do danego tytułu, to chcę z niego wyciągnąć jak najwięcej, dużo więcej niż te kilka fragów na szybciora. Pamiętam, dawno temu grywaliśmy notorycznie w Battlefielda 2142. Może to wydawać się dziwne, ale największą frajdę sprawiały mi rundy, w których przez 10min leżałem nieruchomo na dachu z karabinem wyborowym, aby przez 10 ostatnich sekund pomóc mojej drużynie w zdobyciu ostatniej flagi. Nie było nudnie. Byłem snajperem, a taka jest rola snajpera, leżeć i czekać na tą jedną chwilę. To właśnie lubię w grach. Pozwalają mi stać choć na chwilę kimś zupełnie innym, a zastanawianie się kim naprawdę jest osoba z przeciwnego obozu, czy ile ma lat, rujnuje całą zabawę. Co do werbalnego chamstwa i prostactwa na serwerach to mam bardzo prosta metodę. Chatów nie czytam bo zazwyczaj nie ma na to czasu, a z kolegami z drużyny porozumiewam się za pomocą zewnętrznych komunikatorów – i po problemie.

  8. Tak jak by grac z kolega w szachy i w ruchach pionkow widziec swojego przeciwnika wroga. ludzie z wychowania widza wszedzie wrogow w sasiadach, amerykanach, ludziach na ulicy a niby wszysty z tego samego gatunku, taaa. . . Wszystkie strzelanki multiplayerowe gdzie sie nie odradzamy przypominaja mi wczesniej przytoczona partie szachow. Gracze to rozne pionki, trzeba dojsc jaka figure reprezentuje dana osoba w potyczce, w danej drozynie , znajac plansze po ktorej mozna sie przemieszczac, mozna przewidywac jakie ruchy dana grupa wykona, przed rozgrywka jak i w czasie rzeczywistym. To tak w skrocie do czego mozna dojsc grajac np CS i jak mozna to postrzegac.

Skomentuj Piotr Podgórski Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here